Europa nie pozwoli Unii na ściąganie podatków

Unijny komisarz Janusz Lewandowski szuka dodatkowych źródeł wpływów do unijnego budżetu i proponuje m.in. opodatkowanie transakcji finansowych. Większość państw unijnych nie zgodzi się na powiększenie unijnego budżetu, a już na pewno nie pozwoli, by Unia zyskała prawo do ściągania podatków - uważa Philip Whyte, ekspert londyńskiego Centre for European Reform.

„Obserwator Finansowy”: Janusz Lewandowski, unijny komisarz ds. budżetu, w poniedziałkowym wywiadzie dla „Financial Times Deutschland” przekonywał, że europejska opinia publiczna zgodzi się na opodatkowanie sektora finansowego, bo właśnie banki wini za kryzys. Czy rzeczywiście uda się tak łatwo wprowadzić nowy podatek?

Philip Whyte: W jednej sprawie Lewandowski ma z pewnością rację. W Europie panuje przekonanie, że to sektor finansowy odpowiada w dużej mierze za kryzys i dlatego powinien zapłacić za to jakąś formę kary, np. podatek. Pozostaje jednak o wiele ważniejsza kwestia i to ona stanie się kością niezgody: kto powinien ten podatek ściągać. Czy narodowe izby skarbowe, czy Unia? Moim zdaniem, większość państw europejskich, jeśli w ogóle zgodzą się na taki podatek, opowie się za tą pierwszą opcją. A już na pewno postąpią tak Brytyjczycy.

Skąd gwarancja, że Europejczycy zgodzą się na taki podatek? Opodatkowanie sektora finansowego oznacza przecież wzrost kosztów usług finansowych.

To prawda, że podatek nałożony na transakcje finansowe dotknie nie tylko banki, ale także klientów tych banków. Mimo to jestem przekonany, że jeśli spytać europejską ulicę o to, co sądzi o opodatkowaniu sektora finansowego, większość ludzi odpowie, że to dobry pomysł. Co innego rządy państw członkowskich. Jestem pewien, że Komisja Europejska usłyszy od członków Unii, że mamy czas oszczędzania, a nie powiększania wydatków.

Dlaczego budżet Unii potrzebuje dodatkowo, jak mówi Janusz Lewandowski, aż 30-40 miliardów euro?

Prawie połowa budżetu Unii, czyli około 140 miliardów euro rocznie, jest w tej chwili przeznaczana na dotowanie produkcji rolnej i rozwój rolnictwa, a 1/3 to tzw. fundusze strukturalne. Jest to więc zdecydowanie za mały budżet, żeby np. wspomagać członków Unii w wychodzeniu z recesji, a takie deklaracje słyszymy od unijnych polityków. Niestety państwa członkowskie, nawet te bogate, nie mają ochoty na powiększenie rozmiarów unijnego budżetu. Tym bardziej że wiele z nich wprowadza teraz bolesne plany oszczędnościowe i myśli raczej o cięciach, a nie o dodatkowych zobowiązaniach finansowych. Dlatego przez następne dwa, trzy lata będzie się toczyć debata o tym, jak podzielić dostępne środki, żeby sfinansować wszystkie wyznaczone przez Unię cele. Nie sądzę, by unijni komisarze wykrzesali z któregokolwiek państwa członkowskiego entuzjazm dla zwiększenia budżetu UE powyżej 1 proc. PKB. Co oczywiście wcale nie oznacza, że nie trzeba w przyszłości zmienić sposobu tworzenia unijnego budżetu. Jest w nim wiele niesprawiedliwości. Są przecież biedne kraje Unii, które więcej wpłacają niż otrzymują z Unii.

Wróćmy na chwilę do pomysłu opodatkowania sektora finansowego. Nowemu rządowi Wielkiej Brytanii chyba się nie spodoba?

Obecny brytyjski rząd jest oczywiście dość eurosceptyczny, ale nie sądzę, by specjalnie różnił się w reakcji na pomysł opodatkowania transakcji finansowych od poprzedniego gabinetu Gordona Browna. W tej sprawie brytyjska polityka nie zmienia się od lat. Londyn przyjął zasadę, że kwestie podatkowe leżą wyłącznie w kompetencjach rządów narodowych. Europejski podatek od transakcji finansowych, to nie byłaby też dobra wiadomość dla londyńskiego city, ale z drugiej strony, to chyba mit, że Wielka Brytania jest jakimś centrum nieopodatkowanej, nieograniczonej żadnymi regulacjami kapitalistycznej finansjery. Brytyjczycy naprawdę nie czekają na Unię i sami wprowadzają regulacje na rynkach finansowych, np. te dotyczące bonusów czy podatków bankowych. Jeśli zaś idzie o sam budżet Unii, stanowisko Wielkiej Brytanii jest bardziej skomplikowane. Z jednej strony Brytyjczycy opowiadają się za zniesieniem dotacji dla rolnictwa, z drugiej zaś chcieliby utrzymać swój rabat. Sęk w tym, że będą musieli zrezygnować z rabatu i wpłacać znacznie więcej do unijnego budżetu, jeśli Unia przestanie dotować produkcję rolną.

Czy właśnie z powodu  dotacji dla rolnictwa Polska jest jednym z dwóch państw unijnych, które popierają ideę opodatkowania Europy na rzecz unijnego budżetu?

Sprawa jest chyba bardziej skomplikowana. Francja otrzymuje olbrzymie środki z budżetu Unii na swoje rolnictwo, ale jest równocześnie przeciwna przyznaniu Unii prawa do ściągania opodatkowania na rzecz unijnego budżetu.

Może łatwiej będzie państwom unijnym przełknąć podatek od biletów lotniczych czy odprowadzać od unijnego budżetu część wpływów z VAT? Także o takich pomysłach wspominał Janusz Lewandowski.

Odpowiedź jest prosta: nie. Nawet jeśli niektóre państwa byłyby skłonne zaakceptować pomysł opodatkowania biletów lotniczych, czy np. wpływów z handlu prawami do emisji CO2, to nigdy się nie zgodzą na przyznanie Unii prawa do ściągania podatków. Bruksela napotka w tej sprawie na twarde stanowisko większości, może z wyjątkiem Belgii, członków Unii. W każdym razie dla Wielkiej Brytanii podatki to wyjątkowo newralgiczna kwestia.

Rozmawiała Anna Gwozdowska

Philip Whyte, ekspert Centre for European Reform w Londynie, wcześniej był analitykiem Economist Intelligence Unit i Bank of England, publikuje w „Financial Times”, „The Times”, „Guardian” i „„International Herald Tribune”.


Tagi