Autor: Krzysztof Rybiński

b. wiceprezes NBP, ekonomista Ernst and Young

Firmy odetchną dopiero w 2011 roku

Nie będzie to łatwy rok dla firm. Sądzę, że stopa bezrobocia przekroczy 13 proc., a to niekorzystnie wpłynie na popyt wewnętrzny. Wzrosną także koszty parapodatkowe - opłaty za wieczyste użytkowanie gruntu czy energii. Myśląc o wsparciu firm, należałoby jak najszybciej ograniczyć zakres regulacji rynku, bo jesteśmy najbardziej przeregulowaną gospodarką w Europie. Nawet bardziej niż Grecja.
Firmy odetchną dopiero w 2011 roku

Copyright by PAP

Według najnowszych danych GUS, w styczniu produkcja sprzedana przemysłu wzrosła r/r o 8,5 proc.  Analitycy szacowali wzrost na poziomie  6,2 proc.

Produkcja przemysłowa rośnie w całej Europie ciągnięta ożywieniem w handlu i odbudową zapasów. Co prawda wyniki za grudzień były nieco słabsze od tych, których się spodziewaliśmy. Myślę jednak, że podobnie jak w styczniu, w kolejnych miesiącach też będzie lepiej. Prognozują to wskaźniki wyprzedzające.

 Jak na wzrost produkcji zareagują firmy? Czy zaczną przyjmować nowych pracowników, czy raczej mocniej eksploatować zatrudnionych?

Zawsze kiedy rośnie produkcja, w pierwszej kolejności wzrasta wydajność pracy. Żeby poradzić sobie z dużą liczbą zamówień, zatrudnieni będą musieli pracować dłużej i ciężej. Dopiero w drugiej kolejności pracodawcy pomyślą o zwiększeniu zatrudnienia. Moim zdaniem w tym roku nie ma co liczyć na większe rekrutacje. Ożywienie na rynku pracy przyjdzie dopiero w 2011 r.

 Eksperci prognozują znaczny wzrost produkcji, tymczasem ostatnie dane GUS pokazują, że płace Polaków stanęły w miejscu, a zatrudnienie nadal spada. Wskazywałoby to raczej nie na poprawę sytuacji przedsiębiorstw, ale na to, że dopiero teraz dotkliwie zaczęły odczuwać kryzys gospodarczy.

Nie zgadzam się. Uważam, że dane o płacach i zatrudnieniu nie są złe. Spodziewaliśmy się dużo większego spadku, bo co roku w styczniu mamy do czynienia z sezonowym wzrostem bezrobocia. Znacznie mniejszy spadek zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw od szacowanego może świadczyć o tym, że  firmy widząc lepsze perspektywy, nie zwalniają pracowników.

Nie zadziałał w tym roku czynnik statystyczny. GUS bada tylko te firmy, które zatrudniają więcej niż 9 pracowników. Czyli przedsiębiorstwa, zatrudniające np. 10 czy 11 osób, mogły zwolnić kilka osób i przez to wypaść ze statystyki, co zwykle każdego roku dodatkowo wpływało na dane o zatrudnieniu w styczniu.

Natomiast co do zahamowania wzrostu płac, to Polska na tle międzynarodowym wyróżnia się znacznymi wahaniami tej części PKB, która trafia do pracowników w postaci wynagrodzeń. Najlepiej jest wtedy, gdy realny wzrost płac podąża za realnym wzrostem PKB. W latach 2002-2003 mieliśmy do czynienia z bardzo gwałtownym spadkiem relacji płac do PKB. Przez ostatnich kilka lat był on odbudowywany, płace galopowały i dobrze, że teraz ten proces został wyhamowany. To pozwoli naszym firmom na zachowanie konkurencyjności na rynkach zagranicznych.

 Rok 2009 upłynął pod znakiem masowych upadków firm. Z raportu przygotowanego przez firmę Coface wynika, że pierwszego roku kryzysu nie przetrwało blisko 700 przedsiębiorstw. W porównaniu z 2008 r. upadło ich o 68 proc. więcej. I w dodatku były to zarówno firmy małe, jak i duże spółki giełdowe. Czy rok 2010 będzie podobny?

W minionym roku firmy musiały poradzić sobie ze znacznym spowolnieniem gospodarczym na rynku polskim, a także recesją na Zachodzie. Wiele przedsiębiorstw miało kłopoty z zapewnieniem sobie płynności finansowania, bo banki przykręciły kurek z kredytami. Ale i tak, moim zdaniem, firmy poradziły sobie z tym całkiem nieźle.

W 2010 r. nie spodziewałbym się jakiejś fali upadków przedsiębiorstw, zwłaszcza że banki już zapowiadają poluzowanie polityki kredytowej. Nie oznacza to jednak, że będzie to łatwy rok dla firm. Stopa bezrobocia przekroczy na koniec tego roku najprawdopodobniej 13 proc., a rosnące bezrobocie niekorzystnie wpłynie na popyt wewnętrzny. Wzrosną także koszty parapodatkowe, ponoszone przez przedsiębiorców. Mam tu na myśli np. opłaty za wieczyste użytkowanie gruntu oraz koszty energii. Dlatego nie należy się w tym roku spodziewać większego odbicia, a raczej nieznacznego ożywienia. PKB powinno wzrosnąć w granicach 2-3 proc. Lepiej będzie dopiero w 2011 r.

Poprawy na rynku pracy trudno też wyglądać w innych krajach europejskich. Gdzie, Pana zdaniem, będzie najgorzej?

Wyjątkowo ciężką sytuację będzie miała Grecja, której grozi bardzo poważna recesja. Wysokie bezrobocie utrzyma się także w Hiszpanii. No i w Wielkiej Brytanii.

 Wstrzymanie rządowych dopłat, na których korzystały firmy, np. w Niemczech i na Słowacji, nie ułatwi im rozwoju.

Zastrzyk publicznych pieniędzy, który dostała w ubiegłym roku m. in. branża motoryzacyjna, sztucznie napędził popyt na nowe samochody. Jeżeli ktoś myślał o zamianie auta, zrobił to w ubiegłym roku, bo dzięki temu otrzymywał dopłatę za złomowanie starego. A to oznacza, że przez kolejne dwa lata samochodu raczej już nie zmieni. Czyli przez najbliższych kilkanaście miesięcy branża motoryzacyjna będzie miała problemy.

Nie wiadomo, w jaki sposób koncerny zamierzają sobie z tym poradzić. Być może kierując się kryterium efektywności, będą zamykać te fabryki, które są nierentowne. To byłoby najkorzystniejsze rozwiązanie dla Polski, bo nasze fabryki produkują taniej niż zachodnioeuropejskie. Jeśli jednak do głosu dojdzie polityka, fabryki w Polsce mogą być zamykane tylko po to, żeby np. koncern Fiata nie musiał zwalniać pracowników we Włoszech.

W Polsce dopłat nie było, były natomiast pakiety ustaw antykryzysowych. Na palcach jednak można policzyć firmy, które skorzystały z poręczeń i gwarancji albo z rozwiązań ratujących rynek pracy. Czy to oznacza, że te pakiety nie były potrzebne?

Ustawy nie zadziałały, bo były wadliwie skonstruowane, a nie dlatego, że przedsiębiorcy nie chcieli z nich skorzystać. Jeśli rząd dalej chce w taki sposób wspierać przedsiębiorców, to szkoda fatygi.

Tak naprawdę pomoc firmom w przetrwaniu kryzysu będzie potrzebna jeszcze przez około półtora roku. Moim zdaniem jak najszybciej powinno się poprawić otoczenie okołobiznesowe, czyli należałoby ograniczyć zakres regulacji rynku, bo jesteśmy najbardziej przeregulowaną gospodarką w Europie, nawet bardziej niż Grecja. Jeśli chcemy, żeby firmy w Polsce powstawały i rozwijały się, powinna jak najszybciej powstać speckomisja, która zajmie się przygotowaniem projektów ustaw ułatwiających tworzenie i prowadzenie własnego biznesu.

Rozmawiał Piotr Czaplarski

Copyright by PAP

Tagi


Artykuły powiązane

Jak napięte są rynki pracy w Stanach Zjednoczonych?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Badanie wskazuje, że rynki pracy w Stanach Zjednoczonych są obecnie bardzo „ciasne” i prawdopodobnie jeszcze przez pewien czas przyczyniać się będą do utrzymania presji inflacyjnej.
Jak napięte są rynki pracy w Stanach Zjednoczonych?

Firmy-zombie podczas pandemii COVID-19

Kategoria: VoxEU
Badanie włoskich firm pokazało, że „firmy-zombie” rzadziej niż przedsiębiorstwa zdrowe otrzymywały w czasie pandemii wsparcie publiczne, co sugeruje, że środki te nie powodowały „zombifikacji” gospodarki.
Firmy-zombie podczas pandemii COVID-19