Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Fregata uwolniona, sprawa długów otwarta. Nie tylko Argentyny

Zatrzymanie argentyńskiej fregaty na poczet długu państwa dało początek sprawie, w której werdykt sędziego może wpłynąć na globalny rynek finansowy. Wyrok korzystny dla jednego dłużnika nasili pokusę innych do wyłamania się z porozumień restrukturyzacyjnych. W sytuacji gdy rośnie liczba krajów zagrożonych niewypłacalnością byłoby to niebezpieczne.
Fregata uwolniona, sprawa długów otwarta. Nie tylko Argentyny

prezydent Argentyny Cristina Fernandez de Kirchner oznajmiła, że jej kraj nie da ohydnym sępom nawet złamanego centa. (¡Que comunismo! CC BY-NC-SA)

Po trzech miesiącach aresztu w Ghanie duma argentyńskiej floty – fregata ARA Libertad jest wolna. 29 grudnia 2012 r. opuściła port Tema. Cały kwartał spędziła w obcym porcie, wbrew woli właściciela i kapitana. Okręt jest jednak tylko pionkiem w dużej historii, a ta toczy się niespiesznie ciągle utrzymując w i wokół Argentyny wielki niepokój.

Suspens w porcie

Resume najkrótsze z możliwych: 1 października 2012 r. do portu nieopodal Akry, stolicy Ghany, zawija ARA Libertad, żaglowiec szkolny i zarazem okręt flagowy argentyńskiej marynarki wojennej. Przybywa do Afryki z kordialną „wizytą przyjaźni”. Suspens objawił się wręcz klasyczny, gdy dzień później na pokład trójmasztowej fregaty wkroczyli prawnicy z wyrokiem sądu w Akrze. W ramach tzw. „szybkiej ścieżki” sędzia zarządził „aresztowanie” żaglowca z powództwa amerykańskich finansistów z funduszu NML Capital.

Zgodnie z jego orzeczeniem, zakaz opuszczenia portu mógłby zostać zniesiony po zapłacie 20 mln dol. Płatnikiem byłby armator, tj. argentyńska marynarka wojenna, a de facto rząd Argentyny, zaś beneficjentem NML Capital. Pieniądze te spełniłyby rolę częściowego zadośćuczynienia za przykrość, jaką dekadę temu uczyniły władze w Buenos Aires posiadaczom argentyńskich obligacji.

W 2001 r. Argentyna oświadczyła, że nie jest w stanie wykupić i obsługiwać swoich obligacji państwowych o wartości prawie 100 mld dol., licząc z odsetkami. Znakomita większość obligatariuszy pogodziła się po latach z losem i przystała na restrukturyzację długu, polegającą na redukcji ich wierzytelności do ok. 1/3 oryginalnej wartości. Wyłamały się fundusze określane fachowym terminem „hold-outs”. Potocznie nazywane są sępami, chcą spłaty długów do ostatniego centa i walczą o to wszelkimi sposobami w sądach po całym świecie, choćby afrykańskich. Jednym z nich jest NML Capital – spółka córka funduszu Elliott, należącego do amerykańskiego miliardera Paula Singera.

W sprawie zatrzymanej fregaty przez ponad dwa miesiące, w różnych miejscach globu, trwały niezwykle intensywne zabiegi po obu stronach barykady. Ostateczne – jak się potem okazało – decyzje dotyczące losów okrętu zapadły 15 grudnia w hamburskiej siedzibie Trybunału ONZ ds. Prawa Morskiego (International Tribunal for the Law of the Sea – ITLOS). Sędzia Shunji Yanai zarządził umożliwienie fregacie wyjście w morze.

Po kolejnych dwóch tygodniach żaglowiec odbił od afrykańskiej kei zapowiadając, że w Buenos Aires pojawi się 9 stycznia 2013 r. Powrót Libertad witały tysiące Argentyńczyków. Ale choć uwolnienie fregaty wpłynęło znakomicie na odczucia dumy narodowej, nie uwolniło ich państwa od bardzo dużych kłopotów.

Argentyna w czołówce krnąbrnych dłużników

Według agencji ratingowej Moody’s (Sovereign Default Series: Investor Losses in Modern-Era Sovereign Bond Restructurings, August 2012), od lat 1997-98, czyli od zakończenia tzw. azjatyckiego kryzysu finansowego, zdarzyły się 24 przypadki niewypłacalności państw, polegające na zaprzestaniu obsługi obligacji państwowych.

Agencja zwraca uwagę, że ostatnie dwie dekady przyniosły zmianę struktury walutowej obligacji rządowych. Jeśli 30-40 lat temu na rynku przeważały obligacje państw denominowane w walutach obcych, to ostatnio wzrastała liczba emisji w walutach lokalnych. Można by uznać, że przesunięcie ciężaru z walut światowych na lokalne złagodzi ryzyka na globalnym rynku finansowym. Błąd, a świadczy o tym najjaskrawszy od 20 lat przypadek Grecji – euro to waluta lokalna, ale też jak najbardziej światowa.

Grecja wyprzedziła Argentynę, która do momentu „tragedii greckiej” dzierżyła palmę pierwszeństwa pod względem rozmiarów długów nieobsługiwanych i niespłacanych przez rządy. Dług grecki poddany restrukturyzacji wynosi według Moody’s 273 mld dol., a łączne zobowiązania Argentyny przed restrukturyzacjami – 144 mld dol.

Światowa prasa finansowa argentyńskie długi wycenia na 85 – 100 mld dol. Pani Elena Duggar z Moody’s wyjaśniła na prośbę Obserwatora Finansowego istotę rozbieżności. Kwota 144 mld dol. ujmuje efekty pierwszej restrukturyzacji z 2001 r., obejmującej dług wobec wierzycieli krajowych w wysokości ok. 60 mld dol. oraz efekty drugiej restrukturyzacji z 2005 r. obejmującej ok. 80 mld dol. Natomiast media odwołują się zazwyczaj tylko do porozumień z 2005 r., z tym że uwzględniają w podawanej kwocie ok. 100 mld dol. dwie wielkości: 80 mld dol. zobowiązań wobec inwestorów korporacyjnych plus 20 mld dol. długu wobec innych rządów (tzw. official debt).

Poza Grecją i Argentyną przypadki niewypłacalności zdarzają się ostatnio niemal wyłącznie na peryferiach. Przez minione 25 lat ze znaczących państw „wywróciły się” jeszcze Rosja, Ukraina, Wenezuela (wszystkie w 1998 r.) oraz Turcja (1999 r.). Wszystkie pozostałe incydenty, łącznie z najświeższymi w 2011 r. na Wybrzeżu Kości Słoniowej i na karaibskich wyspach państwa St. Kitts and Nevis, zdarzyły się w Ameryce Łacińskiej i Afryce oraz w Mołdawii.

W przypadku obligacji korporacyjnych wierzyciele mogą skorzystać w ostateczności z możliwości zamiany nieobsługiwanych papierów na akcje niewypłacalnej firmy. W sprzyjających okolicznościach dłużnik może podnieść się z kolan, jego akcje zdrożeją, a straty na obligacjach zamienionych na akcje okażą się mniejsze lub zostaną nawet wyrównane.

Rządy mają trzy sposoby ułożenia się z wierzycielami. Pierwszy to wydłużenie momentu zapadalności, czyli uzgodnienie, że obligacje zostaną wykupione nie po 25, a po np. 40 latach. Drugi to obniżenie oprocentowania, a trzeci to zredukowanie nominału obligacji, zwane „postrzyżynami” (haircut). W praktyce dość często stosowane są wszystkie trzy naraz. Przedłużenie zapadalności przychodzi bez większych problemów po obu stronach, natomiast w sprawie haircut toczą się zazwyczaj najcięższe batalie.

Do największych „postrzyżyn” doprowadziła Argentyna. Nominał obligacji pozostających do wykupu został zmniejszony aż o dwie trzecie (o 66 proc.). Do porozumień w tej sprawie przystąpiła większość wierzycieli. Zgody nie wyrazili najbardziej agresywni gracze z prywatnych funduszów inwestycyjnych. I tu wracamy do najnowszych wydarzeń, których emblematem stała się fregata Libertad.

Pari passu i sępy

Konflikt toczący się wokół klauzuli pari passu nabiera wigoru głównie na salach sądowych oraz w przestrzeni publicznej zasypywanej gromami przez władze Argentyny. Zasada pari passu nakazuje traktować tak samo wszystkich wierzycieli, a w tym przypadku wierzycieli Argentyny. Jeśli zatem raty kapitałowe i odsetkowe otrzymują wierzyciele Argentyny będący stronami restrukturyzacji, to pieniądze należą się także tym podmiotom, które nie przystąpiły do odpowiednich porozumień, wybierając status hold-outs oraz dolę i niedolę sępów.

Już podczas przymusowego postoju Libertad w Afryce sąd apelacyjny w Nowym Jorku (U.S. Second Circuit Court of Appeals) podtrzymał wcześniejsze orzeczenie sędziego federalnego o nazwisku Thomas Griesa, który nakazał Argentynie postępowanie zgodne z wykładnią pari passu. Sędzia Griesa został jednocześnie zobowiązany do określenia kwoty, której zapłata na rzecz funduszy-sępów pozwoliłaby na uznanie, że Argentyna tak samo traktuje wszystkich swoich wierzycieli. Ale w tzw. międzyczasie prezydent Argentyny Cristina de Kirchner zdołała oznajmić, że jej kraj nie da ohydnym sępom nawet złamanego centa.

Na to dictum sędzia Griesa orzekł 21 listopada, że Argentyna jest zobowiązana do złożenia na rachunku powierniczym (escrow) całej sumy ok. 1,3 mld dol., zasądzonej dotychczas na rzecz hold-outs, w tym NML Capital. W myśl decyzji sędziego, brak wpłaty do 15 grudnia 2012 r. oznaczałby, że Argentyna nie ma prawa wypłacać odsetek sygnatariuszom porozumień restrukturyzacyjnych. Co gorsza, sędzia Griesa pozostał głuchy na prośby Rezerwy Federalnej USA i postanowił, że do odpowiedzialności karnej zostanie pociągnięty każdy, kto będzie brał udział w nielegalnych – w świetle jego orzeczenia – płatnościach i przelewach.

Cios był potężny, ale jeszcze nie nokautujący. W tydzień później Argentyna uzyskała w apelacji zawieszenie tego orzeczenia do 27 lutego 2013 r., kiedy ma zostać wydany ostateczny werdykt. Argentyna będzie mogła dowodzić w trakcie przewodu, że zmuszanie jej do utrzymywania depozytu poza granicami kraju łamie suwerenność państwa. Sąd może uznać, że werdykt sędziego Griesa zbyt mocno uderza w strony trzecie. Więcej argumentów o dużym ciężarze gatunkowym na rozstrzygnięcie po myśli Buenos Aires nie ma.

Prasa wokół Argentyny jest fatalna. „La Presidenta” Cristina de Kirchner wywłaszczyła niedawno hiszpański koncern Repsol, który został zmuszony do oddania kontroli nad argentyńską firmą naftową YPF. Pani prezydent popędza urząd statystyczny do fałszowania statystyk, w tym danych o inflacji, zakłada knebel na prywatne media, a ostatnio ściera się nawet ze związkami zawodowymi, które są z reguły dość odporne na antyrynkowe demagogie i populizm w najlepszym „chaveziańskim” stylu.

Gdyby w tej złej aurze zapadło orzeczenie dla niej niekorzystne, to liczyć trzeba się z tym, że Argentyna nie ugnie się przed sępami i pójdzie na wojnę, wstrzymując płatności na rzecz partnerów z porozumień restrukturyzacyjnych. Doszłoby w ten sposób do stanu kolejnej niewypłacalności. Natychmiastowe konsekwencje nie byłyby dla kraju ekstremalnie niebezpieczne. Argentyna i tak nie ma wstępu na rynek międzynarodowych pożyczek, a utrudnienia kredytowe dla jej importerów i eksporterów nie byłyby zabójcze.

Oficjalne rezerwy walutowe kraju wynoszą obecnie ok. 45 mld dol. i w warunkach ostrej kontroli przepływu dewiz stanowią dość miękką poduszkę, chroniącą przed zbyt gwałtowną deprecjacją miejscowej waluty. Pewne jest jednak, że rządy pani prezydent zawisłyby na włosku, co nie byłoby może złe dla udręczonej gospodarki i w ogóle kraju.

Skutki rynkowe są bardziej niepewne. Po argentyńskich naukach trwałym elementem ogólnych i szczegółowych warunków umów w sprawie emisji obligacji są klauzule działań wspólnych CAC (collective-action clauses), które przymuszają do udziału w ewentualnej restrukturyzacji wszystkich obligatariuszy, jeśli wolę zawarcia porozumienia wyraża ich kwalifikowana większość. Ponieważ sprawy komplikowałyby się, gdyby umowy były wieloletnie i w grę wchodziłyby różne transze obligacji różniące się kuponami (oprocentowaniem), to w zanadrzu jest prawny instrument agregacji, który pozwala sprowadzić wszystkie zagrożone wierzytelności do wspólnego mianownika.

Podstawowe nauki zostały więc już pobrane i przyswojone. Ewentualna porażka Argentyny nie musi stanowić głównego punktu odniesienia w podobnych sprawach prowadzonych w przyszłości w USA, czy gdziekolwiek indziej, ale bez wątpienia pokusy do wyłamywania się z porozumień restrukturyzacyjnych byłyby jeszcze silniejsze.

OF

prezydent Argentyny Cristina Fernandez de Kirchner oznajmiła, że jej kraj nie da ohydnym sępom nawet złamanego centa. (¡Que comunismo! CC BY-NC-SA)

Otwarta licencja


Tagi