O zaufaniu do rynków

Inwestorzy instytucjonalni powinni w imieniu swoich klientów aktywnie kontrolować spółki giełdowe.

Na skutek ostatniego kryzysu wiara pokładana w rynkach finansowych została naruszona. John Bogle – założyciel i były prezes grupy funduszów inwestycyjnych Vanguard Group, w artykule w „Wall Street Journal” analizuje, jak do tego doszło i jak można temu zaradzić.

W ciągu ostatnich 50 lat na amerykańskim rynku kapitałowym bardzo wzrosła rola inwestorów instytucjonalnych. W połowie lat 50. zarządzali mniej niż 10 proc. wszystkich akcji, w 1975 r. było to 35 proc., w 2000 r. 53 proc., a obecnie jest to 70 proc. akcji korporacji amerykańskich, obecnych na giełdzie.

Niestety, w ostatnich latach inwestorzy instytucjonalni nie okazali się dobrymi strażnikami powierzonych im pieniędzy. Pozwolili, aby menedżerowie firm, w których posiadali udziały, sztucznie pompowali zyski kosztem znacznie powiększonego ryzyka. Jedni i drudzy nie wywiązali się ze swojego podstawowego zadania – działania w najlepszym interesie rzeczywistych właścicieli, czyli udziałowców funduszy – w przypadku inwestorów instytucjonalnych, i akcjonariuszy – w przypadku kadry zarządzającej firmami giełdowymi.

Zarządzający powierzonym kapitałem ruszyli w pogoń za spekulacyjnymi zyskami, zapominając o prawidłach długoterminowego inwestowania. Wraz ze skróceniem horyzontu inwestycji bieżąca wycena akcji staje się bardziej istotna niż jej wewnętrzna,  wynikająca z fundamentów, wartość.

Innowacje finansowe tylko w niektórych przypadkach dawały realne korzyści inwestorom. W większości były zaprojektowane po to, by zwiększyć zyski ich autorów z Wall Street, a nie ich klientów.

Inwestorzy instytucjonalni nie kontrolowali poczynań zarządów firm, których akcje posiadali, co doprowadziło do tego, że kadra zarządzająca tych korporacji wyśrubowała swoje wynagrodzenia do bezprecedensowych poziomów.

John Bogle uważa, że dla przywrócenia zaufania do rynków finansowych niezbędna jest ustawa Kongresu. Jej celem ma być ustanowienie zobowiązania powierniczego, któremu mają podlegać inwestorzy instytucjonalni. Zgodnie z nim zarządzający funduszami mają działać tylko i wyłącznie w interesie udziałowców, opierając się na standardach profesji. Nie dopuszczać do powstania konfliktu interesów i nadzorować jak właściciel działanie przedsiębiorstw.

Autor artykułu kładzie nacisk zwłaszcza na ten ostatni wymóg: „Wielkie instytucje finansowe powinny zachowywać się jak właściciele korporacji, pełnomocnicy aktywnie głosujący w interesie swoich udziałowców. Powinny grać rolę w kształtowaniu polityki dywidendowej i wynagrodzeń dla kadry zarządzającej jak również w fuzjach i przejęciach, ograniczać (lub wręcz eliminować) nadmierne wykorzystanie opcji jako sposobu wynagradzania pracowników i domagać się niezależności członków rad nadzorczych od zarządu”.

Według Bogla politycy powinni także rozważyć wprowadzenie regulacji zmniejszających znaczenie spekulantów (przez wprowadzenie podatku od zysków kapitałowych zrealizowanych w krótkim okresie), a zwiększających rolę inwestorów długoterminowych – na przykład przez przyznanie większego prawa głosu lub wyższej dywidendy inwestorom, którzy posiadają daną akcję od dłuższego czasu.


Tagi