Autor: Bogdan Góralczyk

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji.

Japonia musi zmienić model rozwojowy

Japonia w czasach dominacji dwóch supermocarstw kreowana była za gospodarcze sukcesy na „trzecią potęgę”, potem, w końcówce lat, 80., gdy wykupywała najsmaczniejsze kąski w centrum miast USA - nawet na lidera światowej gospodarki. A później wszystko się popsuło.
Japonia musi zmienić model rozwojowy

Yoshihiko Noda, premier Japonii, ma do wykonania zadanie, z którym nie poradzili sobie jego poprzednicy. (CC BY-NC-SA francediplomaite)

Japonia ma największy na świecie dług publiczny – ponad 225 proc. PKB. Kraj zanotował w 2011 r. pierwszy od 31 lat deficyt handlowy. Jak poinformował w środę rząd w Tokio, deficyt wyniósł 2,49 bln jenów (ok. 25 mld euro).

Eksport spadł o 2,7 proc., natomiast import wzrósł o 12 proc. PAP podała, że głównymi przyczynami ujemnego bilansu są: mocny jen, wysokie koszty energii oraz skutki trzęsienia ziemi i tsunami z marca 2011 roku.

Kraj nie może powrócić do dynamiki, z jakiej słynął w poprzednich dekadach. W początkach lat 90. giełdowa bańka i nierozerwalnie z nią powiązana bańka na rynku nieruchomości z hukiem pękły, przyszła recesja, z której wyspiarskie państwo nie potrafiło wyjść – i w istocie nie radzi sobie z nim do dziś. Nie pomogły żadne zabiegi, choć różnych metod próbowano.

Gdyby obywatele wysp (jak wszyscy mieszkańcy Azji Wschodniej) tak dużo nie oszczędzali, gdyby kraj nie miał równocześnie dużych rezerw walutowych, rzędu 1,2 bln dolarów, kłopot byłby jeszcze bardziej poważny.

Kryzys na światowych rynkach w 2008 r. sprawił, że wyspy japońskie popadły w kolejną recesję: PKB kraju zmniejszył się o 1,2 proc. w 2008 r. i aż o 5 proc. w roku następnym. Jego efektem było tym razem nie tyle gospodarcze, co polityczne trzęsienie ziemi. Władzę utraciła Partia Liberalno-Demokratyczna (PLD – Jiminto), rządząca niemal nieprzerwanie od chwili odejścia Amerykanów po II wojnie światowej. 16 września 2009 r. do władzy doszedł Yukio Hatoyama z opozycyjnej Partii Demokratycznej (Minshuto). Zapowiadał daleko idące zmiany, ale niewiele z nich wyszło.

W efekcie w tej chwili mamy już trzeciego szefa rządu z tej partii. Faktem jest, że do ostatniej zmiany, czyli zastąpienia premiera Naoto Kana przez Yoshihiko Nodę w początkach września 2011 r. doszło w dużej mierze w rezultacie ogromnych kosztów, gospodarczych i społecznych, po tsunami i katastrofie elektrowni jądrowej w Fukushimie w marcu zeszłego roku.

Szacuje się, że przez tę katastrofę Japonia mogła stracić nawet 3,5 proc PKB. Liczenie kosztów tego kataklizmu i towarzyszących mu nieszczęść jeszcze do dziś nie jest zamknięte, ale Bank Światowy już ocenił katastrofę jako „najkosztowniejszą w dziejach ludzkości” podając kwotę rzędu 235 mld dol.

Jednakże to nie katastrofy naturalne sprawiły, że Japonia straciła pozycję drugiej gospodarki świata na rzecz dynamicznych Chin. Przyczyny tkwiły głębiej. Pierwsze bariery, na jakie natknął się japoński system (czy wręcz model rozwojowy), o jakim pisano wynikały z jego – zdawało się – najsilniejszych stron.

Najwnikliwiej bodaj pisał o nich w głośnej swego czasu pracy Enigma japońskiej potęgi holenderski dziennikarz Karel van Wolferen, który spędził na wyspach ponad ćwierć wieku. Chwalił on Japonię za samodzielną klasę średnią, odpowiedzialną za losy państwa, dobrze opłacaną i uczciwą biurokrację, hierarchiczny system podporządkowania, umiejętność strategicznego planowania, kontrolę mechanizmów rynkowych przez światłe elity państwa.

Inni autorzy chwalili natomiast japońską długoterminową strategię rozwoju, politykę przemysłową i dochodzili do wniosku, że jest to „państwo prorozwojowe”. Czemu więc, jeśli było tak dobrze, skończyło się tak źle?

Odpowiedzi należałoby szukać w innej książce, szczęśliwie przyswojonej także czytelnikowi polskiemu, choć nigdy należycie nie nagłośnionej, napisanej przez innego przedstawiciela Zachodu, który spędził na wyspach dziesięciolecia (dziś mieszka w Bangkoku), Amerykanina Alexa Kerra. W swojej pracy Psy i demony. Ciemne strony Japonii, wyciągnął on bodaj wszystkie najważniejsze powody, dlaczego w pewnym momencie Japonia, wzór gospodarczych cnót i zazdrości ze strony świata zewnętrznego, zderzyła się ze ścianą.

Zdaniem autora, który nie jest w swych opiniach odosobniony, Japonia – mimo nakreślanych odgórnie planów – zbyt dużo inwestowała, marzyła o pełnej urbanizacji, nie liczyła się ze środowiskiem naturalnym, chciała mieć jak największe zyski, a dbali o to biurokraci, którzy po zakończeniu oficjalnej kariery mieli wręcz zagwarantowane ciepłe posadki w radach nadzorczych największych firm.

Tym samym pomiędzy wielkimi inwestorami i bankami oraz państwową biurokracją – niektórzy pisali wręcz o „systemie korporacyjnym” – narodziła się, trudna do przeniknięcia z zewnątrz symbioza, niosąca ze sobą rozkwit rynku, ale też, w ślad za tym, giełdową bańkę. Kraj żył nad stan, a biurokraci – w służbie czy poza nią – żyli dostatnio.

Wtóruje mu znany socjolog Manuel Castells, który wiele czasu poświęcił badaniu fenomenów „azjatyckich gospodarczych tygrysów”, począwszy od Japonii. W jeszcze większym stopniu niż Kerr dochodzi do wniosku, że japoński model rozwojowy był systemem zamkniętym, dobrze funkcjonującym w epoce państw suwerennych, natomiast całkowicie nieprzydatnym w dobie globalizacji i naczyń połączonych, gdy przepływy finansowe czy kapitałowe wymknęły się spod kontroli państw i rządów. Na co patriarchalne i usiłujące mieć wszystko pod kontrolą władze Japonii całkowicie nie były przygotowane.

Toteż Castells dochodzi do innego wniosku: „System instytucjonalny, który był sercem azjatyckiego cudu, państwa rozwojowego, stał się przestarzały w nowej fazie globalnej integracji i rozwoju kapitalizmu w azjatyckiej gospodarce”.

Przyczyny zewnętrzne, głębokie zmiany w działaniu światowych rynków, nowa fala globalizacji i integralnie z nią związana nowa faza rewolucji naukowo-technicznej, zwanej informatyczną, podważyły – ukształtowaną pod koniec lat 40. ub. stulecia – koalicję frakcji, interesów i sieci patronatów wokół rządzącej PLD. Sprawna, choć nieprzejrzysta, oparta na systemie pośrednictwa i wzajemnej protekcji („pieniądze za usługi”) biurokracja i selektywna interwencja państwa już nie wystarczyły. Wydajność i konkurencyjność gospodarki zależały już, czy się to komu na wyspach podobało, czy nie, w coraz większym stopniu także od czynników zewnętrznych.

Nawet wszechmocne Ministerstwo Międzynarodowego Handlu i Przemysłu MITI utraciło znaczną część swych prerogatyw i wpływów z racji rosnących wpływów transnarodowych korporacji.

Jak się wydaje, kluczowe jest zagadnienie szkolnictwa, druga kardynalna kwestia w poszukiwaniu barier japońskiego modelu rozwojowego, obok skostniałej biurokracji. To zdumiewające, bo pojęcie „społeczeństwo informatyczne” (johoka shakai) wywodzi się właśnie z Japonii. Kraj ten od lat znajduje się w czołówce najbardziej innowacyjnych gospodarek świata. A jednak tamtejszy system szkolnictwa, też skostniały i sztywny, nie przygotowuje w należyty sposób społeczeństwa i jego elit do wyzwań epoki informacyjnej.

Tak więc przyczyn japońskiej zapaści, czy utraty wigoru jest wiele:

– bezmyślne szaleństwo budowlane i idące w ślad za nim bezprecedensowe zniszczenie środowiska naturalnego,

– system szkolnictwa nie prowokujący do samodzielnego myślenia, czyli najcenniejszej bodaj wartości w epoce społeczeństwa informatycznego i sieciowego,

– finanse i nieprzejrzysty system bankowy w kryzysie („wirtualny jen”, „kosmetyczna księgowość”),

– błędne założenia i przewidywania rządowych biurokratów, bardziej dbających o prywatną kiesę po zakończeniu kariery, niż interesy państwa,

– niedorozwój indywidualnej przedsiębiorczości w kraju zdominowanym przez wielkie korporacje, znajdujące się w symbiozie z bankami i rządową biurokracją,

– zamknięcie się we własnym kokonie w świecie, który coraz bardziej się otwiera.

Jakby tego było mało, kraj napotkał na jeszcze jedną, niebotyczna barierę – szybkie starzenie się społeczeństwa (co jednak dotyka także inne gospodarki). 24 proc. społeczeństwa ma więcej niż 65 lat – jest to najdłużej żyjące społeczeństwo na świecie). W efekcie trzeba było zakwestionować system dożywotniego zatrudnienia w jednej firmie – kiedyś jeden z emblematów japońskiego modelu.

Japonia, kiedyś obiekt szacunku, a nawet zazdrości, straciła wiele ze swoich uroków. Owszem, jej elektronika użytkowa czy japońskie samochody nadal są powszechnie dostępne na całym globie, a japońska gospodarka jest nadal silna (ratingi rzędu AA-), ale państwo trzeszczy od wewnątrz. Nawet zasadnicza, niewyobrażalna bez gospodarczego załamania, zamiana rządzących nie przyniosła w kraju żadnego przełomu.

By nie zyskać stygmatu nieudanej modernizacji potrzebne jest „nowe otwarcie”,  nowe spojrzenie. Czy japońskie elity poradzą sobie z tymi bezprecedensowymi wyzwaniami i zmienią kraj nie do poznania? Ostatnie 20 lat dowodzi, że dotąd dokonanie takiego przełom nikomu się nie udało.

Autor jest byłym ambasadorem w krajach Azji, redaktorem naczelny m rocznika naukowego „Azja-Pacyfik”.

Yoshihiko Noda, premier Japonii, ma do wykonania zadanie, z którym nie poradzili sobie jego poprzednicy. (CC BY-NC-SA francediplomaite)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Handel japońsko-rosyjski od dawna w cieniu polityki

Kategoria: Trendy gospodarcze
Surowcowa struktura rosyjskiego eksportu i zaawansowanie technologiczne Japonii teoretycznie powinny czynić oba kraje idealnymi partnerami handlowymi. Jednak odmienne interesy polityczne kładą się cieniem na wzajemnych stosunkach.
Handel japońsko-rosyjski od dawna w cieniu polityki