Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

Niemieckie metropolie coraz większe i droższe

Berlin przekroczy niedługo granicę czterech milionów mieszańców, a Monachium liczy już rekordowe półtora miliona. Zawdzięczają to głównie migracji, także w ramach kraju, oraz nowym inwestycjom. Ten trend utrzyma się zapewne dłużej.
Niemieckie metropolie coraz większe i droższe

„Słuchajcie wszyscy, wszyscy!” – zaczął przemówienie prezydent RFN Joachim Gauck i zaraz znów powtórzył to zdanie. Było takie samo jak to, którym dwieście lat wcześniej rozpoczął list 12-letni wówczas Felix Mendelssohn Bartholdy opisując pierwsze spotkanie z Johannem Wolfgangiem Goethe.

„To było marzenie i koszmar, światowa gwiazda i żart, blamaż i cud. Budując filharmonię w Hamburgu odważyliście się na wiele i osiągnęliście coś niezwykłego.” Tymi słowami w połowie stycznia Joachim Gauck otwierał hamburską filharmonię. Był wyraźnie pod wrażeniem tego, co zobaczył – zapewne niemal tak samo jak młody kompozytor z Hamburga Mendelssohn Bartholdy, kiedy został przychylnie przyjęty przez księcia niemieckich poetów Goethego w Weimarze.

Filharmonia w Hamburgu (oficjalnie niem. Elbphilharmonie, czyli Filharmonia Łabska) to jedna najdroższych inwestycji kulturalnych na świecie w ostatnich latach. Kiedy na początku XXI wieku mieszkańcy tego hanzeatyckiego miasta zdecydowali się na jej budowę, koszty szacowano na niecałe 80 mln euro, a jej ukończenie miało nastąpić w ciągu kilku lat. Ostatecznie skomplikowana budowa na terenach portowych pochłonęła prawie 800 mln euro i trwała dekadę.

Nowy budynek filharmonii w Hamburgu (fot. Thies Raetzke)

Hamburg zyskał jednak najwyższy budynek, a przede wszystkim nowy symbol. Teraz przy wejściu do portu widać już nie tylko żurawie i niezliczone rzędy kontenerów – w oczy głównie rzuca się wielki szklany kryształ. Tak właśnie z zewnątrz wygląda ta spektakularna budowla, która mieści salę koncertową na ponad dwa tysiące osób, pięciogwiazdkowy hotel i kilkadziesiąt luksusowych apartamentów.

W ten sposób miasto chce przyciągać nowych turystów oraz pokazuje swoje aspiracje – chce być nie tylko jednym z największych portów w Europie, ale również zabiega o to, by stać się jednym ze światowych centrów muzyki i coraz ważniejszą międzynarodową metropolią.

Hamburczycy są na dobrej drodze, by zrealizować swoje ambicje. W prestiżowym rankingu The Economist obejmującym 140 miasta świata, w których żyje się najlepiej (The Economist Intelligence Unit’s Global Liveability Ranking), Hamburg awansował w 2016 r. na dziesiąte miejsce. Eksperci szczególnie wysoko cenią  jakość miejskiej infrastruktury i opieki zdrowotnej. W kolejnych zestawieniach pozycja tego hanzeatyckiego miasta zapewne jeszcze wzrośnie, bo The Economist z zachwytem pisał o hamburskiej filharmonii i to jeszcze zanim została otwarta.

Dziś trzy czwarte Niemców mieszka w miastach, wśród których 76 liczy ponad 100 tysięcy mieszkańców. Mimo kryzysu migracyjnego i innych problemów niemieckim miastom powodzi się coraz lepiej. Szczególnie szybko rozwijają się największe aglomeracje i ośrodki uniwersyteckie, a dzieje się to kosztem przede wszystkim obszarów wiejskich i regionów nadgranicznych. Młodzi Niemcy wędrują do większych miast nie tylko na czas studiów, ale przeważnie pozostają w nich dłużej, bo właśnie tam bezrobocie jest niskie, a jakość życia wysoka.

Duże miasta preferują również uchodźcy, wysoko wykwalifikowani specjaliści z zagranicy i inwestorzy. Według najnowszych danych w 2015 r. liczba mieszkańców Berlina po raz pierwszy od czasu zakończenia II wojny światowej przekroczyła 3,5 miliona. Było to możliwe dzięki dodatniemu saldu migracji i przyrostu naturalnego, co w 2015 r. dało łącznie wzrost liczby mieszkańców o ponad 50 tys. Eksperci spodziewają się, że po 2030 r. liczba mieszkańców Berlina przekroczy cztery miliony, czyli osiągnie poziom z końca lat 30. XX wieku. Według prognoz Instytutu Niemieckiej Gospodarki do 2035 r. oznaczałoby to wzrost o prawie 15 proc.

W podobnym tempie będzie się rozwijać Monachium (14,4 proc.) oraz Frankfurt nad Menem (11 proc.), podczas gdy łączna liczba mieszkańców Niemców prawdopodobnie wzrośnie tylko o 1 proc. (z obecnych 82,2 mln w 2015 r. do 83,1 mln w 3035 r.).

Według badań jakości życia w 130 miastach na całym świecie z 2016 r. Warszawa zajmuje w rankingu dopiero 79. pozycję

To, co cieszy mieszkańców niemieckich metropolii, to fakt, że mimo szybkiego rozwoju demograficznego na bardzo wysokim poziomie utrzymuje się poziom usług komunalnych i generalnie standard życia w tych miastach. Nie tylko w rankingu The Economist, ale również w wielu innych prestiżowych zestawieniach mierzących poziom zamożności, oferty edukacyjnej, kwestię bezpieczeństwa publicznego oraz sytuację na lokalnym rynku pracy niemieckie miasta plasują się bardzo wysoko.

Według badań jakości życia w 130 miastach na całym świecie, które w 2016 r. opublikowała amerykańska firma consultingowa Mercer, żaden inny kraj nie może pochwalić się takimi wynikami, co Niemcy. O ile rankingowi przewodzi Wiedeń, to w Top Ten znalazły się aż trzy niemieckie miasta – Monachium (nr 3), Düsseldorf (6) i Frankfurt (7). Najwyższej sklasyfikowana amerykańska metropolia, czyli San Francisco, zajęła dopiero 28. miejsce ustępując także Berlinowi (nr 13), Hamburgowi (18), Stuttgartowi  i Norymberdze (ex aequo 24). Warszawa uplasowała się na 79. miejscu.

W grudniu Robert Lewandowski przedłużył kontrakt z Bayernem Monachium i zdecydował, że w bawarskiej stolicy pozostanie do 2021 r. Wiele kwestii miało na to wpływ, ale zapewne również fakt, że w tym mieście żyje się naprawdę dobrze. W 2015 r. liczba mieszkańców po raz pierwszy przekroczyła granicę 1,5 mln i według prognoz nadal będzie rosła. Atutem tego miasta są dobre szkoły podstawowe i średnie, dwa bardzo dobre uniwersytety (najlepsze w Niemczech i zaliczane do stu najlepszych uczelni na świecie) oraz świetna sytuacja gospodarcza. Bezrobocie spadło tam poniżej 5 proc. (wśród cudzoziemców wynosi 8 proc., a wśród młodzieży nieco ponad 3 proc.). Swoje regionalne biura mają tam m.in. Google, Amazon, Uber i inne międzynarodowe koncerny technologiczne, zatrudniające po kilkuset albo więcej specjalistów. Zarobki w stolicy Bawarii są o 20 proc. wyższe niż średnia dla całych Niemiec.

Start-upowe oblicze Berlina

O ile Monachium od dawna należy do liderów różnego rodzaju rankingów, to awanse Berlina są nowością.  Mimo stołecznego statusu Berlin długo odstawał od innych europejskich stolic i niemieckich metropolii. Poza zjednoczeniu Niemiec nie pojawiły się tam wielkie niemieckie koncerny – nawet te, które jak Siemens, powstały tam przed I wojną światową i miały tam historyczne siedziby. Berlin długo dobrze opisywało powiedzenie „biedny, ale sexy”, które ukuł niegdyś poprzedni nadburmistrz miasta. Teraz jednak wiele się zmienia. Bezrobocie w Berlina nadal jest wyższe niż średnia krajowa, ale w stolicy Niemiec pojawia się coraz więcej start-upów i firm z sektora usług, które oferują nowe miejsca pracy, przyciągają inwestorów i nowych mieszkańców.

Także dwa bardzo dobre uniwersytety (podobnie jak monachijskie mieszczące się w globalnym Top100) sprawiają, że miasto nadal jest atrakcyjne dla młodych ludzi. Według ekspertów średnia wieku mieszańców Berlina nadal będzie się obniżać i spadnie do 2035 r. do poziomu 42 lat (w przypadku Monachium będzie to powyżej 41 lat), czyli znacznie poniżej średniej dla całych Niemiec, która wzrośnie o trzy lata do 46,7 lat.

Migracja do miast łączy się również z mniej pozytywnymi zjawiskami. Lepiej wykształconych i aktywnych zawodowo mieszkańców tracą obszary wiejskie, Niemcy wschodnie i powiaty przygraniczne. Tym samym rosną podziały między bogatymi i biednymi regionami Niemiec. Dodatkowo prowadzi to szybkiego wzrostu cen nieruchomości w metropoliach, gdzie nadal ich brakuje. Jak podają eksperci należącego do Deutsche Banku instytutu „db research” odsetek mieszkań do kupna lub wynajęcia wynosi dla Monachium 0,2 proc. wszystkich istniejących nieruchomości mieszalnych. To oznacza, że niemal nie ma tam lokali do kupienia lub wynajęcia od ręki.

Według danych platformy nieruchomości Immobilienscout24 zarówno w Hamburgu, jak i Monachium brakuje już teraz 15 tys. mieszkań, zaś w Berlinie ponad 25 tys. Równocześnie wiadomo, że w najbliższych latach ani komunalne ani prywatne inwestycje nie zmniejszą tego deficytu. Oznacza to, że ceny wynajmu i zakupu nadal będą rosły.

Ceny najmu mieszkań w niemieckiej stolicy podwoiły się od 2005 r. Pod tym względem do końca dekady Berlin może stać się najdroższym miastem w Niemczech. Już teraz berlińczycy muszą wydawać ponad 21 proc. swoich dochodów na wynajęcie mieszkania (w Monachium ten wskaźnik przekracza 27 proc.). W przypadku Frankfurtu do wzrostu cen nieruchomości dodatkowo przyczynia się Brexit. Informacje i niepotwierdzone plotki o przenosinach wielkich banków z londyńskiego City nad Men już windują tamtejsze ceny. Z tego powodu w 2016 r. domy jednorodzinne we Frankfurcie podrożały o ponad 11 proc.

11 proc. Europejczyków mieszka w lokalach socjalnych

Koszty życia w największych niemieckich miastach nadal są poniżej poziomu cen w Zurychu, Londynie, Paryżu, czy nawet Kopenhadze. Mimo to dotychczasowe podwyżki już sprawiły, że z dużych miast wyprowadzają się emeryci, dla których stają się one zbyt drogie i nie są oni w stanie opłacić kosztów utrzymania w niemieckich metropoliach. W ostatnich lat z największych niemieckich miast wyprowadziło się prawie 370 tysięcy osób powyżej 65. roku życia (przeniosło się do nich znacznie mniej, bo niecałe 250 tys. osób w tym wieku). Zjawisko ucieczki seniorów z dużych miast widoczne jest szczególnie w Monachium.

Niemiecka moda na życie w mieście obejmuje także miasta średniej wielkości. W ich przypadku wzrosty nie są tak spektakularne, ale również one przyciągają wielu nowych mieszkańców. Dotyczy to m.in. Erlangen, czy Ingolstadt w Bawarii, gdzie ulokowane są zakłady wielkich niemieckich koncernów, działają silne ośrodki badawcze i wciąż przybywa inwestycji. Te miasta również zapewniają edukację na uczelniach politechnicznych na najwyższym poziomie i w ten sposób mogą konkurować z prestiżowymi metropoliami.

Atrakcyjne stały się także również w miasta w dawnej NRD takie jak Lipsk, Drezno, Chemnitz, czy Erfurt, które nie oferują może wielu wysoko płatnych miejsc pracy, ale za to mogą pochwalić się dobrymi uczelniami, względnie niewysokimi kosztami utrzymania i coraz lepszymi perspektywami na przyszłość. Niektórzy z ekspertów mówią nawet, że Niemcy stają się powoli jednym wielkim miastem.

Otwarta licencja


Tagi