Autor: Anna Wielopolska

Korespondentka Obserwatora Finansowego w USA.

Polityka pieniężna USA w zawieszeniu, Fed czeka na wybory

Inwestorzy z Wall Street uważnie badali każde słowo z przemówienia szefa Rezerwy Federalnej Bena Bernanke, aby wywnioskować czy uruchomi on trzecią transzę programu pomocowego quantitative easing. Tym razem Bernanke woli jednak zaczekać do wyniku wyborów.
Polityka pieniężna USA w zawieszeniu, Fed czeka na wybory

Ben Bernanke (CC By Medill DC)

Kolejna transza ilościowego luzowania znakomicie pomogłaby sektorowi finansowemu – program polega na skupowaniu przez bank centralny obligacji rządowych i hipotecznych. Tak, w każdym razie uważają ci, którzy chętnie by z niej skorzystali. Bernanke jednak nie powiedział ani tak, ani nie — zasygnalizował gotowość uruchomienia pieniędzy, ale ogólne wrażenie jest takie, iż Fed woli tym razem zaczekać do listopadowych wyborów prezydenckich. Co to oznacza dla amerykańskiej gospodarki?

Program quantitative easing nie jest krytyczny dla gospodarki i ekonomiści są podzieleni czy dalszy jego ciąg ma w ogóle sens. Został uruchomiony w 2008 roku i jak dotąd wyniósł 2,3 bln dolarów (w dwóch transzach). Rezerwa wykupiła od banków za tę sumę  rządowe i hipoteczne obligacje. Pomoc pozwoliła bankom utrzymać płynność i uniknąć prawdopodobnych bankructw. Jak wielokrotnie w przeszłości uzasadniał to szef Fed Ben Bernanke — utrzymanie płynności funkcjonujących banków było dla amerykańskiego rynku fundamentalnie ważne.

Obecnie jednak program QE ma znacznie więcej krytyków. Wprawdzie Ben Bernanke nigdy nie obiecywał, że program podniesie konsumpcję indywidualną i przysporzy nowych miejsc pracy, ale te dwa kryteria zawsze były i są podnoszone jako konieczne i oczekiwane rezultaty rządowych programów pomocowych. On sam także przypomniał ostatnio, że Rezerwa Federalna ma dwa główne zadania — utrzymywać stabilizację cen i pełne zatrudnienie.

Poprawa tych dwóch wskaźników wskazywałyby, że stan gospodarki poprawia się. Dlatego ekonomiści widzieliby chętnie stabilizację pewności konsumentów i wzrostu zatrudnienia.

Tymczasem obydwa wskaźniki są bardzo niepewne. Wskaźnik bezrobocia od ponad trzech lat utrzymuje się powyżej 8 proc. (częściej bliżej 9 niż 8). Wprawdzie w lipcu pracodawcy utworzyli 163 tys. nowych miejsc pracy, czyli o 100 tys. więcej niż w czerwcu, ale nieznaczny wzrost wniosków o świadczenia dla bezrobotnych (o 1500 więcej niż w czerwcu) świadczy zdaniem ekonomistów o bardzo niemrawym zatrudnianiu.

Konsumpcja w niczym nie przypomina tej sprzed kryzysu. Rośnie obecnie zaledwie około 1,5 proc. a rocznie w wartościach realnych (uwzględniających inflację, dane za drugi kwartał bieżącego roku) a w ciągu minionych 4 latach wzrost popytu sięgnął zaledwie 0,7 proc. a przy 3,6 punktach 10 lat temu.

Przyczyny ostrożnej konsumpcji uparcie trwają — Amerykanie wciąż borykają się ze skutkami obydwu kryzysowych „balonów” — rynku nieruchomości i kredytów. Czyli — rekordowo wysokimi długami indywidualnymi, spłatami kredytów hipotecznych często wyższych niż obecna wartość hipotek i rekordowo niskimi oszczędnościami. Konsumpcję zastępuje więc spłacanie długów i odbudowywanie oszczędności i amerykańscy konsumenci wciąż czekają na faktycznie skuteczne programy pomocowe w tych dziedzinach.

Pomoc wysokości 25 mld dolarów udzielona przez rząd w lutym bieżącego roku pięciu bankom, największym hipotecznym pożyczkodawcom (Wells Fargo, JP Chase, Cirigroup, Ally Financial i Bank of America), w celu zastopowania „dzikich” przejęć zadłużonych nieruchomości oraz zrestrukturyzowania i refinansowania złych kredytów hipotecznych (zagrożonych lub przewyższających obecną wartość hipoteki) jak dotąd przyniosła zaledwie nieznaczną poprawę.

Z 25 mld, 17 mld zostało przeznaczonych w ramach umowy banków z rządem federalnym na ulżenie hipotecznym dłużnikom. Banki w ciągu pierwszych czterech miesięcy (marzec- czerwiec) użyły 10,6 mld dolarów do restrukturyzacji i jak wynika z ogłoszonych właśnie raportów nadzorczych programu — jedynie Bank of America nie wprowadził żadnych zmian nawet w jednej umowie hipotecznej.

Program jednak nie jest faktycznie wystarczający do uzdrowienia rynku — liczba zadłużonych hipotecznie nieruchomości, których wartość jest dziś mniejsza niż dług, w całych USA przekracza 10 mln. Jeśli przyjąć, że banki mogłyby użyć 20 mld dolarów na pomoc takim kredytom, to zaledwie 20 tysięcy dolarów na jedną umowę. Tymczasem według statystyk najwyższe w USA przeciętne zadłużenie hipoteczne wynosi średnio ponad 313 tysięcy dolarów na osobę w Kalifornii i blisko 200 tysięcy w Nevadzie, a nieruchomości straciły w tych stanie odpowiednio ponad 30 i ponad 44 proc. wartości. Konsumenci z kredytem hipotecznym nie rokują zatem prognoz na szybki zwrot ku wydawaniu pieniędzy.

Obok słabej konsumpcji, wysokiego bezrobocia i praktycznej stagnacji rynku nieruchomości równie ważnym prognostykiem dla wielu ekonomistów są wydatki biznes, a te nie tylko nie wykazują ożywienia, ale od pięciu miesięcy spadają — w lipcu obniżyły się o kolejne 4 proc.

Takie wyniki składają się na zaledwie 1,7 – proc. wzrost PKB pomiędzy kwietniem a czerwcem. Spowodowało to pogłębienie różnic na temat programu QE.

Z jednej strony słabszy od oczekiwanego wzrost gospodarczy w pierwszej połowie roku i minimalny wzrost miejsc pracy dał powody do oczekiwania że Federalna Rezerwa uruchomi trzecią transzę programu — konieczna zdaniem zwolenników aby uniknąć pogorszenia wyników. Z drugiej strony ekonomiści, specjalnie konserwatywni, coraz głośniej podkreślają, że żadne skupowanie obligacji nie zmieni zasadniczo parametrów gospodarczej aktywności.

– Skupywanie przez Fed obligacji hipotecznych kieruje pieniądze do firm i sektora, który Rezerwa chce chronić, zamiast do biznesu, który użyłby tę pomoc znacznie efektywniej” — uważa Gerald O’Driscoll, ekspert prawicowego Cato Institute i były wiceszef Federalnej Rezerwy Banku w Dallas.

Wielu ekonomistów idzie dalej w krytyce Rezerwy Federalnej wskazując, że słaby wzrost gospodarczy to wynik braku długoterminowej polityki pieniężnej. Taka polityka pozwala biznesowi również na długoterminowe plany, a więc inwestycje w rozwój. Jej brak ma odwrotny skutek — biznes planuje a więc i inwestuje, bardzo ostrożnie.

Powstaje jednak pytanie czy faktycznie polityka prowadzona przez Federalną Rezerwę ma tu duży udział. Bankierzy stanowych banków centralnych uważają, że ich instytucja zrobiła już dość i teraz kolej na uruchomienie innych stymulujących ekonomię instrumentów. Na przykład przyjęcie konkretnego planu wydatków budżetowych i cięć, bądź wzrostu podatków. Jakie miałyby to być założenia zależy od tego, kto w listopadzie wygra wybory. Dlatego największą długoterminową niewiadomą wstrzymującą biznes, konsumpcję i pośrednio tworzenie nowych miejsc pracy jest niewiadoma polityczna.

Ben Bernanke (CC By Medill DC)

Otwarta licencja


Tagi