Banalizacja kryzysu

Banalizacja kryzysu

Roubini, Mihm: Ekonomia kryzysu, wydanie polskie Oficyna Wolters Kluwer business, 2011

Napisano już dziesiątki książek o kryzysie, niektóre dotarły do Polski, ale chyba po raz pierwszy otrzymaliśmy do lektury wykład człowieka, który kryzys przewidział i przed którym ostrzegał. „Ekonomia kryzysu” Nouriela Roubiniego i Stephena Mihma to historia finansów ostatniej dekady, przede wszystkim w USA, z tłem w postaci Wielkiej Depresji lat 30. i cyklicznych kryzysów w XIX wieku.

Wykład prowadzony jest bez fajerwerków, spokojnie i przejrzyście, a wiele kwestii omówionych wręcz z edukacyjnym zacięciem, by czytelnik nawet bez wykształcenia ekonomicznego nie miał kłopotu ze zrozumieniem funkcjonowania banków, bilansu płatniczego, czy nowych instrumentów finansowych.

Pole minowe, ale nikt nie wie gdzie są miny…., to nie ciała na powierzchni wody wzbudzają największe przerażenie, lecz ciała pod powierzchnią, które nieoczekiwanie mogą wypłynąć…., kapitalizm bez bankructw jest jak chrześcijaństwo bez piekła…. gospodarka żywych trupów – takich metafor własnych i zapożyczonych jest więcej i nadają „Ekonomii kryzysu” walor żywej, plastycznej lektury. Gorzej  z oryginalnością myśli.

Roubini nazywany „Doktor Doom” (doktor Zagłada) to jeden z najbardziej rozchwytywanych dziś na świecie ekonomistów z Uniwersytetu Nowojorskiego. Jego sławę i profetyczne zdolności dzięki książce możemy skonfrontować z faktyczną intelektualną siłą. Ta konfrontacja wypada zaskakująco. Roubini nie jest oryginalny. Jest wręcz dość banalny w swoich analizach i wnioskach.

W tej ponad 300-stronicowej książce ciekawsze są fragmenty, które zapewne pisał drugi z autorów, Stephen Mihm, historyk gospodarki z Uniwersytetu Georgia. Na przykład jednym z najciekawszych rozdziałów jest krótka historia poglądów myślicieli na przyczyny kryzysów kapitalizmu, od XIX-wiecznego Marksa (immanentna cecha niestabilności kapitalizmu doprowadzi go do zagłady) i Millsa (nie spekulacja, lecz nadmierny dług i kredyt są źródłem kryzysów), na Keynesie, Minskym i Schumpeterze kończąc. Frapujące, że każdy z nich trafnie, choć różnie, dostrzegał źródła kryzysów – wszak nie ma jednej przyczyny – a jednak ludzkość nadal nie potrafi ich przewidywać i łagodzić przebiegu zawczasu.

Nie zmienia to faktu, że wiele obserwacji Roubiniego-Mihma zasługuje na refleksję. Oto kilka z nich, które wynotowałem sobie w czasie lektury:

Analizując przyczyny nadymania bańki spekulacyjnej w USA po 2000 roku Roubini i Mihm nie ograniczają się do roli FED i Alana Greenspana, czy rządu amerykańskiego (niskie stopy procentowe, polityka powszechnej własności mieszkań). Przypominają, że FED w latach 2004-2006 podnosił stopy procentowe, a mimo to pieniądz pozostał tani. Jakim cudem? Piszą tak: „Chiny, Japonia i Niemcy nagromadziły ogromne nadwyżki oszczędności, które trafiły z powrotem do Stanów Zjednoczonych w postaci pożyczek na sfinansowanie amerykańskiego deficytu budżetowego i kredytów zaciąganych w nadmiernych ilościach przez gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa. Można więc powiedzieć, że Chińczycy rzucili Amerykanom linę, na której ci ostatni postanowili się powiesić”. Prawda, że ładne?

Tłumacząc przebieg kryzysu Roubini i Mihm przypominają słynne powiedzenie szefa Citigroup, Chucka Prince’a: „Dopóki gra muzyka nie możemy przestać tańczyć”. Piszą też, że FED zamiast „zabrać wazę z ponczem” dolewał do niej zbyt długo alkoholu. Ale bodaj najładniejsze jest porównanie, czym różni się ryzyko od niepewności i jak to wpływa na rynki finansowe. Otóż – piszą – „wyobraźmy sobie dwóch mężczyzn grających w rosyjska ruletkę. Biorą zwykły rewolwer, do którego wchodzi sześć nabojów, wkładają jeden nabój do bębenka i następnie nim obracają.

Prawdopodobieństwo, że ten, który pierwszy pociąga za spust strzeli sobie w głowę, wynosi jeden do sześciu. To jest ryzyko. Być może mężczyźni grający w tę grę są idiotami o samobójczych skłonnościach, ale wiedzą ile ryzykują. Wyobraźmy sobie teraz, że ci sami ludzie dostają do ręki tajemniczy pistolet naładowany przez kogoś innego. W magazynku może znajdować się jeden nabój albo sześć, albo też w ogóle nie będzie w nim nabojów. Może w ogóle nie będzie to prawdziwy pistolet lub w magazynku będą ślepe naboje. Gracze tego nie wiedzą. Tak można scharakteryzować niepewność: nie da się oszacować ryzyka”. To jeden z najładniejszych opisów mechanizmu zamrażania rynków finansowych w 2007 i 2008 roku jaki czytałem.

W wielu miejscach autorzy piszą o arbitrażu regulacyjnym i shadow banking – bankowości ukrytej – zjawisku unikania regulacji rynków finansowych przez głównych graczy z Wall Street i zachodniej Europy. To nie od Lehman Brothers zaczął się kryzys, lecz od upadku wielu instytucji ukrytej bankowości, funduszy hedgingowych i rynku pieniężnego, specjalnych wehikułów inwestycyjnych, pośredników i brokerów. Swoją drogą ciekawe, ile z takich instytucji istnieje na polskim rynku i jak są na nie eksponowane polskie banki.

Może odpowie na to pytanie nowy szef KNF? A jak finansowane są różne „kredyty-chwilówki”? I ile bankowych pieniędzy jest ulokowanych w tych spółkach kredytowych? A co z nadzorem nad SKOK-ami? Co sprawia, ze po prezydencie Kaczyńskim także prezydent Komorowski tak postępuje, by tego nadzoru nadal nie było? I czy faktycznie wystarczające jest wpisanie na listę ostrzeżeń KNF różnych Amber Goldów i Finroyali, skoro do dziś ogłaszają się w największych gazetach i portalach w Polsce?

Pokusa nadużycia. Jedno z najważniejszych pojęć w „Ekonomii kryzysu”. Papierek lakmusowy dla oceny postępowania FED i innych banków centralnych oraz rządów. Aprobując zasadniczo rozwiązania z lat 2008 – 2010 Roubini i Mihm zwracają uwagę, że tworzą one liczne pokusy nadużycia, a zagrożenia nie są należycie doceniane. Teraz ta pokusa po precedensie redukcji długów greckich pojawia się w nowej odsłonie kryzysu zadłużenia w strefie euro – ale nie tylko w postępowaniu banków,  lecz także np. rządu Silvio Berlusconiego.

A propos kryzysu euro. To słaby punkt książki pisanej – przypomnijmy – w ubiegłym roku. Wyraźnie autorzy nie docenili zagrożeń płynących ze skali długów publicznych i poświęcili im zaledwie kilka stron. Zaraz, dlaczego nie docenili? A może to oni mają rację, a nie nowa generacja doktorów Zagłada (w Polsce konsekwentny jest pod tym względem Krzysztof Rybiński, na świecie np. korespondenci blogu zerohedge com.) wieszcząca tsunami na rynkach finansowych, upadek Włoch i rozpad całej strefy euro.

Kolejny problem: jak banki centralne i rządy wycofają się z nieortodoksyjnych zachowań – z poluzowania ilościowego, skupu obligacji i innych, śmieciowych papierów wartościowych, gigantycznych gwarancji udzielanych przez rządy. I co wówczas się stanie. Niestety, autorzy tym razem nie dają jasnej odpowiedzi. Ciekawe, że nie przewidują jednak ani wielkiej skali druku pieniądza przez Europejski Bank Centralny, ani wyjścia przez inflację przez FED.

Dwa rozdziały „Ekonomii kryzysu” poświęcone są rekomendacjom autorów, jak ustrzec się przed powtórką nieszczęścia. Od zmiany systemów wynagrodzeń w instytucjach finansowych przez rozdział bankowości inwestycyjnej i komercyjnej, regulację rynków instrumentów pochodnych i sekurytyzacji, na przymusowym podziale banków to big to fail kończąc. Ich postulaty, poza może tym ostatnim, nie są dramatycznie radykalne, raczej spokojnie racjonalne. To co przeraża, to fakt, że po trzech ponad latach od najostrzejszej fazy kryzysu właściwie większość z nich nie została zrealizowana, ani w USA, ani w zachodniej Europie. CDO (Chernobyl Death Obligations – jak je nazywają) nadal istnieją.

Rzekomo zabezpieczające przed upadłością CDS-y nadal grożą emitentom, instytucje nadzoru finansowego nadal nie ściągają najlepszych ludzi, bo podobnie jak w Polsce tak i na całym świecie mają ograniczenia płacowe. A zamiast dzielić banki ogłasza się tylko listy systemowo istotnych, dając im polisę nieśmiertelności na koszt podatników.

Ten system, który tak dokładnie opisują autorzy, nie został zdemontowany. Cóż, w takiej sytuacji można tylko i zwykłym ludziom, i premierom, i prezesom banków centralnych, zadedykować tekst Jacka Kaczmarskiego:

Budujcie Arkę przed potopem

Dobądźcie na to swych wszystkich sił!

Budujcie Arkę przed potopem

Choćby tłum z waszej pracy kpił!

Ocalić trzeba co najdroższe

A przecież tyle już tego jest!

Budujcie Arkę przed potopem

Odrzućcie dziś każdy zbędny gest

Autor jest szefem działu biznes tygodnika Newsweek Polska

Roubini, Mihm: Ekonomia kryzysu, wydanie polskie Oficyna Wolters Kluwer business, 2011

Otwarta licencja


Artykuły powiązane

Jak Stany Zjednoczone radziły sobie wcześniej z wysoką inflacją

Kategoria: Analizy
Aktualna inflacja w USA pozostaje blisko poziomów z okresu czarnej dekady bankowości centralnej, czyli lat siedemdziesiątych. Czy odpowiedzialnością za wysoką inflację z tamtych czasów możemy obarczyć szoki podażowe?
Jak Stany Zjednoczone radziły sobie wcześniej z wysoką inflacją