Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Reguły ustalania LIBOR mają być jak wzorzec z Sevres

Rok mija od ujawnienia skandalu z manipulacjami stopą LIBOR, a przypuszczalnie także wieloma innymi indeksami rynków, w tym cenami ropy naftowej i kwotowaniami na rynkach walutowych. Europejscy regulatorzy wydali zalecenia co do reguł ustalania i kontroli ich wiarygodności, jednak na razie nie mają one mocy prawnej.
Reguły ustalania LIBOR mają być jak wzorzec z Sevres

(Fot. OF)

Komisja Europejska po konsultacjach trwających od września do stycznia chce, żeby nadzór nad ustalaniem benchmarków rynkowych, takich jak stopa pożyczek międzybankowych na rynku w Londynie LIBOR, ale też stopami z innych rynków oraz indeksami, przejął Urząd Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych (European Securities and Market Authority, ESMA) w Paryżu. Zamierza w lecie tego roku ogłosić projekt rozporządzenia regulującego zasady zbierania danych do ustalania benchmarków oraz ich obliczania i publikowania – podała Chantal Hughes, rzeczniczka komisarza ds. usług finansowych Michela Barnier. Projekt będzie potem uzgadniany z rządami, a następnie ma zostać uchwalony przez Parlament Europejski.

Tymczasem ESMA oraz Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (European Banking Authority, EBA) na początku czerwca ogłosiły wspólnie zasady jakim mają być poddane benchmarki. Mają one dotyczyć kwotowania danych, na podstawie których ustalany jest wskaźnik rynkowy, administrowania nim, obliczania, publikacji, użytkowania oraz ciągłości benchmarku. Zasady te nie mają mocy prawnej i na razie są tylko wskazówką dla rynków. Mają być zrewidowane za półtora roku. Mogą zostać zmienione wcześniej, gdy uchwalone będzie odpowiednie prawo unijne. Trudno jednak oczekiwać, żeby miały ostatecznie obowiązywać całkowicie odmienne reguły, niż proponują obecnie oba wyspecjalizowane urzędy nadzorcze UE.

Po co to wszystko? Ponieważ manipulacja stopą LIBOR to nie był ewenement. Do podobnych przypadków dochodziło także prawdopodobnie w przypadku innych stóp rynku międzybankowego, w tym EURIBOR, a także indeksów rynków towarowych oraz transakcji walutowych.

Zbliża się sąd nad LIBOR

Afera związana z manipulacjami LIBOR w rok po jej ujawnieniu w raporcie brytyjskiego urzędu ds. usług finansowych (Financial Services Authority, FSA) zmierza ku sądowemu finałowi. Przypomnijmy na czym ona polegała. FSA udowodniła, że bank Barclays manipulował stawkami LIBOR przynajmniej od 2005 roku, a proceder nasilił się po upadku Northern Rock, gdy brytyjskie banki chciały pokazać, że mają niskie koszty finansowania, czyli że uczestnicy rynku im ufają.

Proceder ten następnie się rozpowszechnił, bo stało się jasne, że manipulując stawkami LIBOR można było zarabiać na instrumentach, których wartość była wyceniana na podstawie tego benchmarku, w sumie wartych 300 bilionów dolarów. Regulatorzy rynków w Wielkiej Brytanii, Szwajcarii i USA ukarali do tej pory oprócz Barclaysa także szwajcarski UBS i brytyjski Royal Bank of Scotland łączną kwotą 2,6 mld dolarów.

Po roku od ujawnienia manipulacji stopą LIBOR, władze śledcze w USA i Wielkiej Brytanii zamierzają wnieść akty oskarżenia przeciwko – jak na razie tylko –byłym pracownikom Barclaysa. Bank liczył na to, że zawierając w zeszłym roku ugodę z amerykańskimi nadzorcami rynków i poddając się karze 450 mln dolarów grzywny wyciszy sprawę.

Według źródeł „The Wall Street Journal” we władzach śledczych, akty oskarżenia mają być raczej skierowane przeciwko traderom średniego szczebla, a nie przeciwko samym członkom zarządów tych instytucji. Barclays zwolnił od ujawnienia skandalu kilku pracowników, którzy mogli mieć związek z manipulacjami stopą LIBOR. Prezes Bob Diamond odszedł ze stanowiska w świetle zeznań, że mógł wiedzieć o tym procederze. Rezygnacje złożyli też szef rady Marcus Agius i członek zarządu Jerry del Missier oraz kilku innych menedżerów wysokiego szczebla.

W USA Departament Sprawiedliwości przesłuchiwał przez ponad rok kilku byłych pracowników oddziału Barclays w Nowym Jorku zajmujących się handlem instrumentami pochodnymi. Chodzi o to, że wiedząc jak ich koledzy z Londynu „ustawiali” LIBOR, zajmowali oni odpowiednie pozycje w handlu instrumentami pochodnymi. Albo też sami domagali się od nich kwotowania pod zajęte pozycje. Dowodem na to są publikowane już wcześniej korespondencje mailowe.

Gdzie doszło do wycieku ropy?

Kilka dni temu przedsiębiorca z Teksasu Gregory Smith pozwał przed sąd w Nowym Jorku paliwowych gigantów – koncerny BP, Statoil i Royal Dutch Shell, a także kwotującą ceny towarów energetycznych agencję Platts. Twierdzi, że manipulowały one cenami kontraktów terminowych na ropę Brent wydobywaną z Morza Północnego. W pozwie chce reprezentować wszystkich inwestorów, którzy kupili kontrakty na ropę na giełdach NYME lub ICE od 2002 roku. To już drugi taki pozew przeciw koncernom. Wcześniejszy został złożony w końcu maja.

Miesiąc wcześniej służby antymonopolowe Komisji Europejskiej dokonały przeszukań i zabezpieczyły dokumenty w siedzibach BP, Statoil, Royal Dutch Shell oraz agencji Platts, żeby „nie dopuścić do tego, by inne firmy mogły dostosować i zniekształcić swoją sprawozdawczość” – jak napisano w komunikacie. Wezwały także na przesłuchanie przedstawicieli włoskiego koncernu ENI. Podejrzenia o manipulację nie dotyczą jedynie cen ropy, ale także produktów rafinacji surowca oraz biopaliw.

Oprócz tych podejrzeń, przedmiotem kontroli jest także metodologia i modele służące do obliczeń publikowanych przez Platts benchmarków cenowych. Śledztwo rozpoczęło się po tym, jak kilka miesięcy temu przedstawiciele Total Oil Trading, oddziału handlowego francuskiego koncernu, poinformowali władze antymonopolowe, że zaobserwowali, iż kilka razy w ciągu roku wyceny kluczowych indeksów towarów energetycznych nie są zgodne z ich codziennym doświadczeniem transakcyjnym.

W zeszłym roku w Wielkiej Brytanii regulatorzy rozpoczęli dochodzenie w sprawie prób manipulowania cenami gazu ziemnego.

Pętla na szyję cinkciarzy z Londynu

Na londyńskim rynku każdego dnia zawierane są transakcje walutowe o wartości 4,7 biliona dolarów. To kusząca kwota. Brytyjski urząd Financial Conduct Authority (FCA), utworzony w kwietniu tego roku do nadzorowania rynków i ścigania przestępstw finansowych, wszczął kilka dni temu postępowanie w sprawie domniemanej manipulacji na tym rynku oraz podawania przez traderów największych banków niezgodnych ze stanem faktycznym stawek spot i forward do obliczania benchmarków walutowych przez WM/Reuters.

Miarka przebrała się również za Oceanem. Według agencji Bloomberg, w USA pojawiają się głosy polityków, którzy coraz bardziej otwarcie mówią, że trzeba ponownie przyjrzeć się regulacjom rynku swapów walutowych i kontraktów forward. Cytowany przez nią Maxine Waters, wysoki przedstawiciel senackiej komisji usług finansowych z ramienia Demokratów uważa, że amerykańskie organy regulacyjne powinny także rozważyć reformę stóp referencyjnych.

– Jak widzieliśmy w przypadku LIBOR, systemy te pozostają podatne na oszustwa i nadużycia – powiedział Waters.

Co proponuje Komisja Europejska

Po pierwsze – projekt regulacji benchmarków mówi, że banki mają być zmuszone do kwotowania w panelach LIBOR i EURIBOR. Przypomnijmy, że w ciągu ostatnich lat kilka z największych europejskich banków wycofywało się z tych paneli, podobnie jak kilka polskich banków z kwotowania WIBOR. U nas Narodowy Bank Polski postawił sprawę tak – tylko te banki, które uczestniczą w panelu WIBOR zostaną dopuszczone do intratnego statusu dealerów rynku pieniężnego.

„W razie konieczności właściwy organ powinien mieć prawo zobowiązać kontrybutora, by kwotował stawki” – napisano w unijnym projekcie, cytowanym przez agencje.

Po drugie, stopy referencyjne mają odzwierciedlać tylko dane z faktycznie zawieranych transakcji. Jest to zgodne z wnioskiem z wydanego w sierpniu zeszłego roku raportu Martina Wheatley, dyrektora w brytyjskim Financial Services Authority (FSA). Jednak wprowadzono zastrzeżenie, że jeśli podanie danych transakcyjnych jest niemożliwe, to ogłaszane powinny być inne, jednak „weryfikowalne”.

Wydobywanie benchmarków z cienia

Zasady ogłoszone przez ESMA i EBA są dużo bardziej szczegółowe i dotyczą wszystkich etapów i stron zainteresowanych ustalaniem benchamarku, a więc dostawców danych, agenta kalkulacyjnego, administratorów, publikujących benchmark oraz używających go inwestorów. Kluczową funkcję pełni administrator, bo to na nim spoczywają obowiązki wprowadzenia mechanizmów kontroli nad całym procesem i jego uczestnikami.

Wszyscy oni mają działać według z góry określonych procedur, które mają być podane do wiadomości publicznej. Procedury te powinny zawierać jasny podział odpowiedzialności za benchmark. Co zrobić jednak, gdy dochodzi do konfliktu interesów? Na przykład u kontrybutora, w sytuacji, gdy bank kwotujący ma klientów, a ci otwarte pozycje na opartych na nim instrumentach. Gdy konflikt jest nieunikniony, fakt jego istnienia powinien zostać określony, podany do wiadomości publicznej i monitorowany przez nadzorcę. Problem w tym, że właściwie wszyscy uczestnicy panelu będą w takim konflikcie interesów.

„Benchmark powinien być przejrzysty i dostępny publicznie, wraz z równym i otwartym dostępem do zasad zarządzania nim, tworzenia, funkcjonowania i publikacji” – głosi jeden z najważniejszych zapisów. Administratorzy mają ogłaszać kryteria doboru danych, skład kwotującego je panelu, algorytmy obliczeń, definicje i źródła danych uwzględnianych w obliczeniach oraz reguły dotyczące ciągłości operacyjnej. Dane nietransakcyjne (zgłoszeń kupna lub sprzedaży, czyli „bid” i „ask”) mogą być jedynie uzupełnieniem benchmarków, a nie podstawą ich kalkulacji.

Administratorzy benchmarków powinni też podać do publicznej wiadomości wszystkie możliwe dane historyczne, a także dane dotyczące składu, wag i zmian metodologicznych, jak również także zachowywać wszystkie te dane do audytu. Zasady dopuszczają jednak możliwość publikowania benchmarku dla wybranych użytkowników, jednak fakt taki powinien być ujawniony i podany do publicznej wiadomości.

Oznacza to jednak ważną rzecz, że zalecenia ESMA nie burzą biznesu, jaki powstaje wokół tworzenia i publikacji benchmarków. Giełdy np. podają indeksy dostępne publicznie z 5-15 minutowym opóźnieniem, a dostęp w czasie rzeczywistym jest płatny. Zalecenia mówią, że przejrzystość może być naruszona, gdy w grę wchodzi ochrona zasad własności intelektualnej. A zatem w niektórych przypadkach bardziej złożonych benchmarków – jak na przykład skład indeksów MSCI, będących podstawą do budowy portfeli niemal we wszystkich funduszach inwestycyjnych na świecie – furtka do sprzedaży benchmarków zostaje otwarta.

A co zrobić, kiedy na rynku nie ma płynności, transakcje nie są zawierane i nie ma sposobu, by ustalić benchmark? Tu ESMA nie podpowiada gotowych rozwiązań, poprzestając na sugestiach i pozostawiając znalezienie złotego środka ich administratorom. A oni przypuszczalnie też nie znajdą dobrego wyjścia. Można wobec tego zadać pytanie, co by się stało, gdyby po upadku Lehman Brothers, kiedy na rynku międzybankowym zabrakło płynności, zaprzestano ogłaszania stopy LIBOR? Czy skutki nie byłyby gorsze dla inwestorów niż z ogłaszaną LIBOR, choć koślawą? Regulacje benchmarków nie uchronią przed kryzysem, choć być może spowodują, że rynek będzie jednak trochę bardziej przejrzysty.

OF

(Fot. OF)

Otwarta licencja


Tagi