Zima dotarła również do słonecznej Florydy – okazuje się, że najniższą od 21 lat temperaturę i wielogodzinne przymrozki odnotowano na plantacjach pomarańczy, grejpfrutów, truskawek i trzciny cukrowej. Biorąc pod uwagę fakt, że owoce zbierane w miesiącach zimowych mają wartość 20 mld USD, przy 128 mld USD wartości rocznej produkcji rolnej stanu, oznacza to pokaźne straty. Jak szacuje główny synoptyk AccuWeather.com, o swojsko brzmiącym nazwisku Dan Kottlowski, straty tylko na pomarańczach wyniosły 5 proc. ich zbiorów.
W Polsce pierwsze strony gazet krzyczą o skutkach zimy, o tysiącach ludzi nie mających prądu, o opóźnieniach pociągów. Na trzech kontynentach, a nie tylko w Polsce klimat najwyraźniej przestraszył się Konferencji Klimatycznej w Kopenhadze i postanowił sam się ochłodzić. Trudno sobie wyobrazić, jakie straty będziemy ponosili, gdy skutecznie uda nam się schłodzić klimat. Niezależnie od skutku, jeśli podejmiemy działania idące w tym kierunku, to przy produkcji energii elektrycznej z węgla brunatnego będziemy musieli zużywać 1/3 mocy do wychwytywania CO2 i płacić 2 razy wyższe rachunki za energię. W efekcie grożą nam dziesięciolecia stagnacji na wzór tej w Japonii, której gospodarka przeciętnie w ostatnich dwudziestu latach wzrastała zaledwie o 1,1 proc. A było to po okresie dynamicznego wzrostu, kiedy to japońskie PKB na obywatela z 20 proc. poziomu amerykańskiego osiągnęło 85 proc. w 1991 roku, by w 2006 r. spaść do 72 proc. Gorzej, gdyż jednocześnie zadłużenie netto i brutto sektora finansów publicznych wzrosło odpowiednio z 13 i 68 proc. w 1991 r. do przewidywanych 115 i 227 proc. PKB w roku 2010.
Z punktu widzenia Misery Index, indeksu oznaczającego sumę bezrobocia i inflacji, wymyślonego przez Arthura Okuna, sytuacja na świecie jest wyjątkowo „mizerna” i dotyczy nie tylko Polski, gdzie bezrobocie jest wysokie, ale także innych – UE i USA. W USA MI wynosi 11,8 proc. i jest dwukrotnie wyższy niż pod koniec lat 90., jednakże o 10 pkt proc. niższy niż w latach 80.
Również perspektywy na przyszłość nie są najlepsze, ponieważ Goldman Sachs spodziewa się, że bezrobocie z obecnych 10 proc. wzrośnie w przyszłym roku do 10,75 proc. W strefie euro w 2011 r. wskaźnik bezrobocia będzie wynosił 10,9 proc. Warto pamiętać, że proces utrzymywania wysokiego poziomu bezrobocia w Europie jest bardziej trwały niż w USA – ze względu na mniejszą elastyczność rynku pracy: utrudnienia w zwalnianiu pracowników, jak też ich zatrudnianiu. Dlatego należy się liczyć z dalszymi redukcjami etatów w UE. Optymistyczne dane MOP podają, że w krajach wysoko rozwiniętych najwcześniejszy moment wzrostu zatrudnienia, a więc i spadeku bezrobocia, przypada na 2013 r. Również poziom indeksu Misery w Wielkiej Brytanii, Kanadzie, jak i w samej eurostrefie wzrasta.
Pierre Cailleteau z Moody`s uważa, że w obecnych czasach w porównaniu z okresem prezydentury Lyndona Johnsona, kiedy ten indeks wymyślono, bardziej adekwatnym narzędziem do mierzenia sytuacji makroekonomicznej jest indeks, który dodaje deficyt budżetowy w procencie PKB do poziomu bezrobocia. W ten sposób amerykański indeks wynosiłby ponad 20 proc., a indeks Hiszpanii około 30 proc. Jak podaje „Businessweek”, wzrost poziomu tego indeksu w praktyce oznacza utratę poparcia politycznego, np. w Wielkiej Brytanii, gdzie tradycyjny indeks wynosi 10,6 proc., a obecnie wzrósł. Wysoki poziom indeksu w USA również będzie oznaczał straty polityczne dla prezydenta Baracka Obamy, podczas wyborów do Kongresu w październiku. Taka sytuacja miała już bowiem miejsce w latach 1976 i 1980 w przypadku Jimmy’ego Cartera. Podczas gdy w 1976 r.wynoszący13 proc. indeks doprowadził do wyboru Cartera, to cztery lata później był jego ofiarą, kiedy osiągając wartość 20 proc., spowodował nadejście ery Reagana.
Podsumowując 10-lecie na rynku kapitałowym, można zaobserwować, że najwyższe zwroty z inwestycji uzyskiwano na obligacjach – zwrot wartości aż 88 proc., pomimo tego, że zmienność indeksu była również najmniejsza. Największą zmiennością charakteryzowały się ceny surowców, które to jako kolejne, po obligacjach, przynosiły zwrot inwestycji (64 proc.). Inwestycje w akcje oznaczały spadek wartości o 12 proc. W tym kontekście nie należy się dziwić toczącej się w Polsce debacie na temat rynku kapitałowego oraz zobowiązań emerytalnych. By zobowiązania te nie ciążyły na następnych pokoleniach, musimy się z nimi zmierzyć. Rosną one bardzo szybko w przeciwieństwie do aktywów, które będąc źródłem wypłat, nie przyrastają. W Polsce oprócz masowej prywatyzacji spółek Skarbu Państwa, obserwuje się dążenie do oszczędzanie na reformie emerytalnej.
Propozycje Ministerstwa Pracy zmierzają właśnie w tym kierunku poprzez postulat, by ilość środków, które byłyby przekazywane do OFE, posiadających aktywa równe zobowiązaniom emerytalnym, zmniejszyć z 7,3 proc. do 3 proc. Dzięki temu udałoby się „zaoszczędzić” dla budżetu państwa 13 mld zł. Jeśli pieniądze nie zostaną przeznaczone, nie będą skapitalizowane, to będą powiększały olbrzymie zobowiązania, które ma ZUS wobec osób będących uczestnikami reformy emerytalnej. Obecnie zobowiązania te przekraczają 130 proc. PKB i wynoszą ponad 1,7 bln zł. Zmiany w reformie spowodują, że będą się one powiększały jeszcze bardziej, jednocześnie nie mając po drugiej stronie żadnych aktywów. W sytuacji zapaści demograficznej i kryzysu tworzy się więc piramida finansowa, w której liczba osób mogących w przyszłości płacić składki nie będzie przyrastała. Problemy demograficzne doprowadzą do tego, że przy szybkim wzroście zobowiązań ZUS-u, nie będzie szansy na to, by liczba pracowników i tych płacących także wzrosła, gdy więcej osób będzie odchodziło na emeryturę.
Podczas gdy obserwujemy dążenia do ograniczenia długu publicznego rejestrowanego, nieprzekroczenia progów ostrożnościowych, także tych zapisanych w Konstytucji, to nie uwzględnia się przy tym zobowiązań pozabudżetowych, które wiążą się z narastającym długiem ZUS-u. Podejmuje się nieracjonalne decyzje, polegające na tym, by ograniczać jeden poziom długu bez zwrócenia uwagi na pogłębianie się innego. Dąży się więc nie tylko do zmniejszenie składki przekazywanej do OFE, ale przede wszystkim do tego, by ZUS, mający olbrzymie zobowiązania, przejął środki, a więc i aktywa, które posiadamy w OFE.
Zachętą ma być możliwość wykorzystania nadwyżki w OFE do prywatnej dyspozycji. Nie dążymy więc do zmniejszenia składek osób, które mają wyższe aktywa emerytalne i mogłyby je wykorzystać inaczej, tylko do przekazania tych aktywów uczestnikom. W sytuacji, gdy poziom dwukrotnej wysokości minimalnych świadczeń emerytalnych już w tym momencie jest niski i wynosi 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia, zachęcamy tych, którzy będą mieli nadwyżki do dysponowania nimi, co w efekcie może prowadzić do prowadzenia w przyszłości życia na bardzo niskim poziomie. To, co jest charakterystyczne, to fakt, że w innych systemach emerytalnych państwa walczyły z nieprawidłowościami. Chodziło tu głównie o to, że przy przejściu do zakładów emerytalnych, akwizytorzy starali się częściowo uszczknąć kapitał poprzez zachęcanie emerytów do skorzystania z jednorazowego wyjazdu wakacyjnego w formie bonusu. Emeryci zgadzając się na to, pozbawiali się lepszych warunków życia w przyszłości.
W Polsce podobną propozycję przedstawia samo państwo. Mówi się o tym, że OFE niewłaściwie i za mało inwestują w akcje i mają niskie stopy zwrotu. Nie ma jednak propozycji, które dążyłyby do zreformowania tego systemu, uczynienia go bardziej efektywnym, nie ma działań zmierzających do zwiększenia motywacji zarządzających, by PTE szybciej pomnażały nasze pieniądze. Obecne propozycje łączą się z dążeniem do sfinansowania olbrzymiej dziury budżetowej bez zwracania uwagi, czy ten rynek jest nadal jest efektywny. Trudno bowiem wyobrazić sobie sytuację, by zarządzający dysponujący mniejszymi środkami, zmienili teraz drastycznie strukturę własnych inwestycji. Motywuje się mężczyzn, którzy mają przewidywalnie krótszy okres życia, do tego, by wypłacili z OFE jak najwięcej środków, stając się jednocześnie ich właścicielami. Z drugiej strony, stosując tablice unisex, które uprzywilejowują kobiety, oraz osoby mające dobre zdrowie do wpłacenia środków do ZUS-u do otrzymywania wyższych świadczeń kosztem podatników.
Proponowane zmiany są dalszą kontynuacją błędnych propozycji, które odmiennie traktują zobowiązania w systemie emerytalnym od zobowiązań zaciągniętych przez budżet na rynku kapitałowym. Werbalnie stoi się na stanowisku, że OFE większość środków powinny inwestować w akcje, a jak pokazały wyliczenia Bloomberga zwroty na obligacjach w tym dziesięcioleciu były najwyższe i ponadto miały najniższą zmienność. Alarmem dla ministra finansów powinno być już to, że uważa się, że to inwestycje w obligacje państwowe charakteryzują się wysokimi kosztami transakcyjnymi i nie stanowią dobrej formy inwestycji.
Propozycje powinny iść w kierunku ewentualnego zreformowania systemu w taki sposób, by to, co minister finansów emituje, było jak najbardziej korzystne dla wszystkich obywateli państwa, obciążonych spłatą emitowanego długu. Sama eliminacja części rynku w postaci redukcji emisji na pokrycie zobowiązań emerytalnych jest błędna. Gdyż z powodu mniejszego zapotrzebowania na obligacje, może ona doprowadzić do zmniejszenia płynności i większego uzależnienia kosztów emisji naszego długu od atrakcyjności dla inwestorów zagranicznych.
Patrząc na sytuację panującą w styczniu, możemy powiedzieć, że zima panuje nie tylko za oknami, ale i w emeryturach, na rynku kapitałowym, rynku energetycznym, rozprzestrzeniła się też przy dążeniach do optymalizacji stanu naszych finansów publicznych. Przyjmując budżet na 2010 rok, powinniśmy kierować się jak największą liczbą wydatków w częściach budżetowych i publicznych, które zapewniają wysoki rozwój w przyszłości, oraz dążyć do całościowego ograniczenia wszelkiego typu nieskapitalizowanych zobowiązań państwa. Powinniśmy też doprowadzić do tego, aby efektywnie działający rynek kapitałowy pozwalał, przy najniższych kosztach transakcyjnych, alokować oszczędności obywateli tak, by dzięki optymalnym projektom inwestycyjnym, przynosiły jak najniższe poziomy indeksu Misery, tradycyjnego i zmodyfikowanego.
Powyższy tekst stanowi wyraz osobistych opinii i poglądów autora