Autor: Regina Skibińska

Dziennikarka specjalizująca się w tematyce ubezpieczeniowej.

Solvency II: kłopotliwy wymóg wypłacalności

Za dwa lata ma wejść w życie system wypłacalności Solvency II chroniący beneficjentów przed skutkami strat, których ubezpieczyciele nie mogliby pokryć ze zgromadzonego kapitału. Towarzystwa już wydały miliony na przygotowania, ale przed nimi wciąż dużo pracy i wydatków.
Solvency II: kłopotliwy wymóg wypłacalności

Komisja Europejska proponuje 1 stycznia 2016 r. jako termin wejścia w życie nowego systemu wypłacalności – Solvency II. To najważniejsza zmiana regulacyjna na europejskim rynku ubezpieczeniowym od 30 lat, wypracowywana od bardzo dawna. UE zatwierdziła ją w 2009 r. po 13 latach prac. W listopadzie 2013 r. państwa członkowskie porozumiały się ostatecznie co do wymogów kapitałowych, osiągając kompromis zadowalający firmy ubezpieczeniowe, które obawiały się uciążliwości wymagań.

Tytuł dyrektywy odpowiada ekonomicznemu sensowi: wymogowi posiadania przez zakłady ubezpieczeń odpowiednich zasobów kapitałowych, które powinny zrównoważyć ponoszone ryzyka, tak by klienci mieli zapewnione bezpieczeństwo finansowe. Idea Solvency II polega na ściślejszym uzależnieniu wysokości kapitału od wielkości ryzyka podejmowanego przed firmy ubezpieczeniowe. Innymi słowy: kapitał ma wystarczyć na pokrycie rzeczywistego ryzyka.

Zmiany nastąpią w kilku obszarach. Inaczej będzie wyznaczany margines wypłacalności, wymogi kapitałowe będą wyznaczane osobno dla ryzyka ubezpieczeniowego, finansowego i operacyjnego. Aktywa ubezpieczycieli będą wyceniane na podstawie ich rzeczywistej wartości rynkowej, a zobowiązania na podstawie kwoty, za którą mogłyby zostać wymienione lub rozliczone w transakcji rynkowej. Kapitał wypłacalności, który obecnie wyliczany jest ex post na podstawie danych ze sprawozdań finansowych za zamknięte okresy operacyjne, będzie wyliczany ex ante – w oparciu o spodziewane przyszłe wyniki finansowe. Urząd nadzoru ma zaś ostrzej niż dotychczas kontrolować sposoby zarządzania ryzykiem przez zakłady ubezpieczeń. To wszystko zmienia sposób myślenia o prowadzeniu działalności ubezpieczeniowej, co dla przedstawicieli rynku jest największym wyzwaniem.

Kosztowne zmiany

Dyrektywa ma podnieść społeczne zaufanie do instytucji finansowych, a w przypadku ubezpieczeń podstawowym czynnikiem wpływającym na to zaufanie jest pewność wypłaty należnego odszkodowania czy świadczenia zagwarantowanego w umowie we wskazanej w niej wysokości. Taka pewność jest możliwa tylko wtedy, gdy ubezpieczyciel ma dodatkowe środki nieobciążone zobowiązaniami. Oznacza to w praktyce, że jeżeli dojdzie do szkód na masową skalę, na przykład w razie wielkich powodzi, to znajdą się pieniądze na wypłatę odszkodowań.

Wejście w życie dyrektywy będzie miało wpływ na kondycję zakładów ubezpieczeń. Pod uwagę będą bowiem brane ryzyka rynkowe, które wcześniej nie były uwzględniane. Jak to zgrabnie  ujmuje Andrzej Jarczyk, prezes grupy UNIQA w Polsce, antycypowane będzie to, co się dzieje w otoczeniu rynkowym, a nie tylko księgi firm.

Nowe wymogi regulacyjne przyniosą duże koszty wdrożenia i bieżącej działalności (wycena aktywów i zobowiązań, wyznaczanie wymogu kapitałowego, raportowanie do nadzoru, system zarządzania itd.). Nie znamy jeszcze ich wysokości w Polsce. W Wielkiej Brytanii oszacowano je na 3 mld funtów. Najwięksi gracze na europejskim rynku, jak Prudential, Aviva, Allianz, AXA i Generali, wydali już miliony euro na przygotowania.

Będą problemy

Cały proces wymaga nie tylko dużych nakładów finansowych, lecz również pracy. Więksi ubezpieczyciele radzą sobie z nim lepiej niż mniejsi, a stan przygotowań monitoruje KNF.

Nie wszystkie zasady są w tej chwili jasne. Wytyczne i standardy dotyczące poziomu trzeciego (Implementating technical standards i Regulatory technical standards ) będą znane dopiero w tym albo w 2015 roku.

– Niskie stopy na rynku oraz niedopasowanie zobowiązań do aktywów ubezpieczycieli powodują, że zakłady są bardzo narażone na spadek/zmianę kapitałów – mówi Przemysław Dąbrowski, członek zarządu PZU i PZU Życie.

To też jest główną przyczyną opóźnienia w pracach nad wprowadzeniem Solvency II. Ale na tym nie koniec. Towarzystwa muszą się przygotować do zwiększonych wymogów kapitałowych z tytułu długoterminowych inwestycji opartych na stałych stopach (im dłuższa inwestycja, tym wyższy wymóg), obligacji korporacyjnych (waga ryzyka mnożona przez okres zapadalności), private equities (waga ryzyka od 39 do 50 proc.; ustanowiono przedział ze względu na antycykliczność), nieruchomości (waga ryzyka 25 proc.). Być może będzie też wprowadzony wymóg kapitałowy dla ryzyka kredytowego obligacji rządowych.

Znacząca zmienność wyceny rynkowej instrumentów długoterminowych może wpływać na gwałtowne zmiany wielkości posiadanych kapitałów.

– Dlatego regulator europejski próbuje uatrakcyjnić inwestowanie długoterminowe poprzez korekty krzywych do dyskontowania zobowiązań, co ma złagodzić okresowe zmiany krzywych stóp procentowych – wyjaśnia Przemysław Dąbrowski.

Ubezpieczyciele próbują to obejść poprzez ofertowanie produktów na ryzyko klienta (unit links).

Troska o rentowność

Obowiązek zapewnienia odpowiednich zasobów kapitałowych nie pozostanie bez wpływu na obecną wyniszczającą wojnę cenową ubezpieczycieli, którą widać szczególnie w ubezpieczeniach komunikacyjnych i dla firm.

Nowa dyrektywa nie spowoduje bezpośrednio podniesienia składek, bo Solvency II dotyczy wymagań kapitałowych i zarządzenia ryzykiem. Pośrednio jednak na to wpłynie, gdyż zakłady zakłady ubezpieczeń będą wdrażać ORSA (Own Risks and Solvency Assessment) z podejściem prospektywnym na następne trzy lub pięć  lat. Niska lub ujemna rentowność będzie skutkowała podniesieniem kapitałów lub koniecznością odejścia od wojny cenowej.

Jak mówi Przemysław Dąbrowski, Solvency II nie zmienia sytuacji w tym zakresie. Tak jak dotychczas teoretycznie mamy bezpośrednie odzwierciedlenie w obniżeniu wyników i kapitałów zakładu ubezpieczeń przy zaniżeniu składek. W praktyce nic się nie zmieni, jeśli chodzi o stosowanie zaniżonych składek.

Nieco inaczej patrzy na to Andrzej Jarczyk.

– Zaniżanie wysokości składek zawsze jest możliwe, bez względu na wejście dyrektywy Solvency II – ocenia. – Niewątpliwie jednak Solvency II spowoduje, że ubezpieczyciele będą się baczniej przyglądać swoim ryzykom, kapitałom i wypłacalności.

Konflikt interesów

Wymogi określone w Solvency II mają ochronić beneficjentów przed skutkami strat, których ubezpieczyciele nie mogliby pokryć ze zgromadzonego kapitału. Prace na dyrektywą są poszukiwaniem optymalnego rozwiązania zabezpieczającego sprzeczne interesy klientów (zapewnienie kapitałów na pokrycie ewentualnych strat na najwyższym poziomie) i inwestorów, którym chodzi o to, żeby kapitał był rentowny.

Sektor ubezpieczeniowy w całej Unii podchodzi do nowych regulacji z obawami. W maju 2013 r. londyński Centre for the Study of Financial Innovation (CSFI) oraz firma doradczą PwC przeprowadziły badanie „Insurance Banana Skins 2013”. Z raportu można wywnioskować, że przedstawiciele branży ubezpieczeniowej z 54 krajów świata obawiają się tego, że nowe przepisy regulujące takie kwestie jak wypłacalność czy zachowania na rynku mogą doprowadzić do zwiększenia kosztów i problemów związanych z dostosowaniem się do tych nowych regulacji.

To zaś może utrudnić skupienie się na najważniejszej kwestii, jaką jest prowadzenie biznesu w czasach rynkowej niepewności. Zwrócili tu przede wszystkim uwagę właśnie na dyrektywę Solvency II, która  wiąże się z koniecznością zmian w sposobie myślenia zarządów na temat prowadzenia biznesu ubezpieczeniowego oraz odejścia od koncentrowanie się wyłącznie na wynikach sprzedażowych osiąganych przez poszczególne spółki.

Pewne jest więc, że rynek ubezpieczeniowy czeka głębokie i kosztowne przeobrażenie. Przygotowanie się do niego to obecnie jedno z największych zadań stojących przed zakładami ubezpieczeń oraz nadzorem.

OF

Otwarta licencja


Tagi