Autor: Piotr Rosik

Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy.

Spółki z Karaczi i Nairobi też dają zarobić

Egzotyczne rynki giełdowe nie są tak niebezpieczne dla inwestorów, jak się wydaje. Trzeba na nie patrzeć jak na wielką okazję, na przyszłe rynki wschodzące – przekonują Marko Dimitrjević do spółki z Timothym Mistelem w książce „Frontier Investor: How to Prosper in the Next Emerging Markets”.
Spółki z Karaczi i Nairobi też dają zarobić

„Wierzymy, że ulokowanie części portfela inwestycyjnego w akcjach spółek z rynków granicznych (z ang. frontier markets – chodzi o egzotyczne rynki giełdowe – przyp. red.) może skutkować osiągnięciem bardzo atrakcyjnej stopy zwrotu. Jak dużej części? Zapewne większej niż 0,5 proc., co odpowiadałoby udziałowi frontier markets w indeksie MSCI All Countries World. Nawet większej niż 4 proc., co odpowiadałoby udziałowi rynków granicznych w kapitalizacji wszystkich giełd na świecie. Te rynki generują 19 proc. światowego PKB ważonego parytetem siły nabywczej. To wśród nich znajdziemy najszybciej rosnące gospodarki. Z tego powodu zalecamy, by ich udział w portfelu był dwucyfrowy. Żeby naprawdę dobrze wykorzystać ich siłę, ich potencjał, trzeba jednak sporo pracy. Potrzebna jest dogłębna analiza fundamentalna i uważna selekcja spółek” – twierdzą Marko Dimitrjević i Timothy Mistele w publikacji „Frontier Investor: How to Prosper in the Next Emerging Markets” (Columbia Business School Publishing, 2016).

Warto uważnie wsłuchać się w ich słowa, bo ci zarządzający firmy Volta Global mają ponad 30-letnie doświadczenie w inwestowaniu tam, gdzie inni baliby się polecieć na wakacje. Marko Dimitrijević w trakcie 35-letniej kariery odwiedził 100 krajów, zainwestował na 120 rynkach. Był jednym z pierwszych inwestorów z Zachodu, którzy kupili akcje spółek z Bangladeszu i Indonezji. W latach 1995-2015 zarządzał wielokrotnie nagradzanym funduszem hedge inwestującym na rynkach granicznych (w 2014 roku wygrał zestawienie „Top 25 Mid-Size Hedge Funds” agencji Bloomberg). Dimitrjević, który obecnie pełni funkcję szefa Volta Global, publikuje m.in. na łamach „Barron’s”, „Institutional Investor” i „The Wall Street Journal”. Timothy Mistele jest niemal równie doświadczonym zarządzającym co Dimitrjević (z którym pracuje od 19 lat).

Autorzy „Frontier Investor” już na samym początku podkreślają, że rynki graniczne są zazwyczaj okazją inwestycyjną z dwóch powodów. Albo się nimi mało kto interesuje, bo są „mało płynne, niestabilne, z dużym ryzykiem politycznym” (co zazwyczaj okazuje się nieprawdą), albo są przedstawiane w nieprawdziwym świetle przez media. Niewielu inwestorom chce się wsiąść w samolot i lecieć na kilkanaście dni na drugi koniec świata do jakiejś „republiki bananowej”, by na własne oczy przekonać się, jak funkcjonuje tamtejsza gospodarka.

Dimitrjević podkreśla, że o tym, iż media potrafią znacząco zafałszować obraz jakiegoś rynku, przekonał się już jako nastolatek, gdy prasa na Zachodzie zachwycała się Jugosławią pod rządami Tito, a on znał swoją ojczyznę od podszewki i miał zupełnie inną opinię. „Należy pamiętać, że jeśli idzie o inwestycje, to 999 osób może zgadzać się w sprawie X, a jednak osoba może mieć odmienną opinię, i ta jedna osoba może mieć rację” – zauważa szef Volta Global.

Na egzotycznych rynkach można inwestować za pośrednictwem funduszy ETF, czyli notowanych na giełdzie. Charakteryzują się one dużą dywersyfikacją portfela oraz niskimi kosztami. Problem w tym, pisze Dimitrjević, że często zmuszają one inwestora do kupowania spółek, które sukcesy mają już za sobą, a których przyszłość jest wielce niepewna. W dodatku mocno zdywersyfikowany portfel oznacza co prawda mniejsze ryzyko, ale i mniejszą potencjalną stopę zwrotu.

Dlatego według autorów „Frontier Investor” nie może być mowy o lokowaniu dużego kapitału na rynkach zagranicznych bez „wizji lokalnej” i solidnej selekcji spółek. „Nie wystarczy tylko znaleźć obiecujący biznes i zerknąć, co dzieje się na tamtejszej giełdzie. Trzeba przyjrzeć się sytuacji politycznej i gospodarczej kraju. Przeanalizować, co dzieje się z jego walutą, z jego obligacjami. A potem pojechać do siedziby spółki, spotkać się z jej zarządem, zobaczyć, jak funkcjonuje przedsiębiorstwo. Ważny jest całościowy obraz” – przekonują Dimitrjević i Mistele.

Mało tego: idealnie byłoby, gdyby inwestor mógł spotkać się z przedstawicielami rządu danego kraju, by wyczuć klimat inwestycyjny. Dimitrjević i Mistele podkreślają, że dzięki jednemu z takich meetingów uciekli w porę z kapitałem z Wenezueli. Wspominają, jak w kwietniu 1999 roku zostali ugoszczeni przez Jose A. Rojasa, ministra finansów w rządzie Hugo Chaveza. Podczas spotkania prowadzonego w języku angielskim Rojas spytał jednego ze swoich kolegów po hiszpańsku: „Czy naprawdę musimy spotykać się z tymi idiotami?”. To był dla nich sygnał, że administracja Chaveza wcale nie jest pozytywnie nastawiona do inwestorów zagranicznych. Dimitrjević i Mistele w trakcie kilku kolejnych miesięcy wycofali cały kapitał ulokowany w wenezuelskich spółkach – tuż przed tym, jak szaleńcza polityka gospodarcza Chaveza nabrała rozpędu.

Książka „Frontier Investor” poprzetykana jest niezwykle ciekawymi case studies. Autorzy opowiadają, jak stoczyli udaną walkę z grupą UniCredit o to, by wyjść z jak najlepszą stopą zwrotu z inwestycji w chorwacki bank Zagrebacka, i czemu nie bali się kupować papierów spółek debiutujących na giełdzie w Nairobi. Chwalą się również śmiałą inwestycją w spółki pakistańskie na początku 2009 roku, po tym jak w kilka miesięcy indeks Karachi Stock Exchange (KSE 100) poszedł w dół o… 75 proc.

Dość ciekawym pomysłem jest umieszczenie pod koniec publikacji listy zamkniętych przed zagranicznym kapitałem rynków giełdowych, które są – w opinii autorów – bardzo perspektywiczne. Mało kto zdaje sobie zapewne sprawę, że giełda irańska już kilka lat temu miała kapitalizację rzędu 100 mld dol. – podobnie jak grecka czy austriacka – i w dodatku było na niej notowanych wiele obiecujących spółek. Dimitrjević i Mistele z niecierpliwością czekają również na otwarcie się na świat parkietu w Bhutanie. Zwracają uwagę, że ciekawym rynkiem mogłaby stać się Kuba – ale do tego jeszcze długa i kręta droga…

Generalnie, przed rynkami granicznymi jest pomyślna przyszłość – twierdzą autorzy „Frontier Investor”. Według prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego aż 71 spośród 75 najszybciej rosnących gospodarek w latach 2016-2021 to będą właśnie frontier markets. Średnioroczne tempo wzrostu PKB dla tych gospodarek w tych latach ma wynieść 6 proc. Tymczasem zachowanie indeksów giełdowych – jak zwracają uwagę Dimitrjević i Mistele – jest zazwyczaj skorelowane z tempem wzrostu PKB. „Również nieco dalsza przyszłość rynków granicznych rysuje się w różowych barwach, bo mają one bardzo dużą populację młodych osób, czyli strukturę demograficzną, która będzie sprzyjała rozpędzaniu się gospodarki” – podkreślają eksperci Volta Global.

Oczywiście Dimitrjević i Mistele nie zapominają przedstawieniu różnego rodzaju ryzyka, jakie wiąże się nierozerwalnie z inwestowaniem na rynkach egzotycznych. Jednym z największych jest ryzyko polityczne. Co ciekawe, w swojej publikacji wskazują oni na Turcję jako na udany przykład rynku granicznego, który stał się mlekiem i miodem płynącym, dającym solidnie zarobić rynkiem wschodzącym. Ostatnie miesiące dość mocno zweryfikowały tą opinię. I to właśnie jest świetny dowód, iż z rynkami granicznymi trzeba jednak postępować ostrożnie…

Pozycja przygotowana przez ekspertów firmy Volta Global jest, co tu dużo kryć, obowiązkowa dla każdego, kto zawodowo zajmuje się inwestycjami. Jej wielkim atutem jest dość prosta angielszczyzna. Pewnego rodzaju wadą zaś ubóstwo strony wizualnej (mało tabelek, wykresów – a jak wiadomo, ciekawa i dobrze wykonana grafika powie więcej i zapadnie w pamięci lepiej niż tysiąc słów…).

I na koniec kilka ciekawostek. Dimitrjević dość dobrze poznał polski rynek w jego początkowym etapie rozwoju. Inwestował nawet w Zachodni NFI i Foksal NFI. Założył nawet spółkę inwestycyjną w naszym kraju (Everest Capital Polska).

Poza tym na stronach jednego z największych sklepów internetowych książkę zachwalają m.in. były szef NBP Marek Belka („Lektura obowiązkowa dla nowoczesnego inwestora”) oraz były prezydent RP Aleksander Kwaśniewski („Inspirujące spojrzenie. Doświadczenie Dimitrjevicia, nabyte w Azji czy Ameryce Łacińskiej, daje mu mandat do udzielania porad w kontekście dynamicznie zmieniających się wyzwań inwestycyjnych”).

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają

Kategoria: Analizy
Jesteśmy sceptyczni wobec płacenia podatków a jednocześnie oczekujemy dużego zaangażowania państwa w sprawy socjalne i gospodarkę – i nie widzimy w tym sprzeczności.
Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają