USA: ustawa dobrego samopoczucia

We wtorek 6 lipca Komisja ds. Banków, Finansów i Budownictwa Mieszkaniowego senatu USA zajmie się projektem prawa, które w założeniu miało pomóc zapobiec nowym kryzysom. Zdaniem części ekonomistów ustawa senatora Dodda bierze się za regulowanie tych elementów gospodarki, które funcjonowały dobrze. W ogóle nie zajmuje się za to problemami, które doprowadziły do kryzysu.

Jedną z najciekawszych informacji dotyczących projektu wprowadzenia nowych regulacji jest, zdaniem części ekonomistów, brak regulacji w projekcie. Przyjęty przez Komisję ds. Finansów Izby Reprezentantów tekst nie zawiera nawet żadnych wskazówek o kształcie regulacji. Choć część podtytułów mogłaby sugerować inaczej, de facto kongresmeni stworzenie ich pozostawili nowym urzędnikom instytucji, które ustawa powołuje. Między innymi Biuru ds. Ochrony Finansowej Konsumenta, Radzie ds. Nadzoru Stabilności Finansowej czy Biuru ds. Badań Finansowych w obrębie Departamentu Skarbu. I nic dziwnego, że nawet w nazwie tej ustawy nie ma słowa „regulacja”. Nosi ona tytuł „Ustawa Dodda-Franka o reformie Wall Street i ochronie konsumenta”.

– A przecież cała koncepcja zmian miała zabiegać kolejnym kryzysom – przypomina prof. Simon Johnson, były główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego, autor bestsellera „13 Bankierów” i jeden z pierwszych proponentów wprowadzenia nowych regulacji.

Paradosk polega na tym, że nowa inicjatywa kongresmenów w większości dotyczy tych elementów systemu finansowego, które funkcjonowały dobrze. Omija jednocześnie instytucje, które doprowadziły do kryzysu we wrześniu 2008 r., powodując załamanie na rynku nieruchomości. Systematyczny spadek cen domów zaczął się w 2006 r. Spowodowany był udzielaniem przez banki kredytów hipotecznych przy bardzo wysokim stopniu ryzyka. De facto banki udzielały ich niewypłacalnym klientom. Straty obejmowały zarówno instytucje finansowe prywatne, jak i banki czy fundusze rządowe, jak Fannie Mae i Freddie Mac, oraz ich klienci Countrywide i Ginnie Mae. Ich losy jednak były różne. Już w 2007 r. z powodu gwałtownych spadków cen nieruchomości zbankrutowały dwa prywatne fundusze banku Bearn Sterns. Jednak choć finanse Freddie i Fannie były w dużo gorszym stanie, obie instytucje nie przestały udzielać tanich kredytów z gwarancją stałej stopy procentowej przez 30 lat.

Swoje apogeum kryzys osiągnął 15 września 2008 r., gdy zbankrutował bank Lehman Brothers. Państwowe instytucje Freddie Mac i Fannie Mae miały to szczęście, że 5 bln USD ich długu w całości przejęła Rezerwa Federalna. Od tej chwili rozpoczęła się najbardziej kosztowna akcja wykupu długów tych instytucji. W 2008 r. Freddie i Fannie otrzymały 86 mld USD. To byłoby niewiele w porównaniu z AIG, które otrzymało 100 mld USD z amerykańskiego budżetu. Jednak opublikowane w lutym studium Biura Kongresu ds. Budżetu sugeruje, że koszty wykupu Fannie i Freddie siegną 2,5 bln USD. Zwolennicy ingerencji państwa w gospodarkę twierdzą, że tę cenę warto zapłacić, skoro obaj państwowi kredytodawcy-ubezpieczyciele kontrolują 57 proc. rynku nieruchomości USA.

Zastanawia więc tym bardziej, dlaczego kongresmeni, pisząc projekt nowej ustawy, zachowali się tak, jakby problem w ogóle nie istniał? Dwa tysiące stron projektu nowej ustawy w ogóle nie dotyczy Fannie Mae i Freddie Mac. Zdaniem ekonomisty Marka Calabrii z Cato Institute Kongres powinien był zrobić wszystko, by Rezerwa Federalna nie podbijała cen nieruchomości. Więcej szkody powoduje sztuczne podtrzymywanie cen niż pozwolenie im nawet na krótkoterminowe bardzo głębokie spadki. Im szybciej bowiem ceny spadną do maksymalnego poziomu zdaniem inwestorów, tym szybciej na rynek przypłyną fundusze.

W warunkach kryzysu ważne jest też zapewnienie warunków do zawierania i egzekwowalności prywatnych kontraktów. Jak długo bowiem inwestorzy obawiają się, że Kongres zmieni warunki, na jakich podejmowali się zainwestować, tak długo trwać będzie zamrożenie inwestycji. By zobrazować problem, dr Calabria przywołuje wypowiedź menedżera MetLife: „ MetLife nie kupi nowych papierów wartościowych, dopóki nie dowie się, co stanie się z już nabytymi – i czy inwestorzy będą musieli pokrywać straty”. Niepewność pozostaje, podobnie jak w przypadku kredytów z gwarantowaną stopą procentową na 30 lat. Kto poniesie ryzyko związane z wahaniem stóp procentowych? Ekonomiści, jak dr Calabria i Mark Thoma, proponują zwiększyć spready pomiędzy kredytami o stałym oprocentowaniu udzielanymi przez instytucje państwowe a ruchomymi stopami kredytu ze 100 do 130 punktów bazowych. Calabria argumentuje, iż w okresie prosperity na rynku nieruchomości, w 2003 roku, spready sięgały 240 punktów.

Najważniejsza regulacja jednak polegałaby na zobowiązaniu Fannie Mae i Freddie Mac do sprawdzania wiarygodności kredytobiorców: ich zarobków i historii kredytowej. Żadne z tych elementów nie znalazły się w nowej ustawie, którą zajmie się senacka komisja. Podobnie jest z dyscyplinowaniem polityki monetarnej, która nie jest częścią pakietu senatora Dodda. A przecież od nadmiernego obniżenia stóp procentowych rozpoczął się kryzys.

Część ekonomistów, zwracając uwagę na oderwanie pakietu Dodda od realiów gospodarki już dziś nazywa ten projekt „ustawą dobrego samopoczucia”  jej autorów. Brak tak strategicznych regulacji w długo zapowiadanej ustawie sprawia wrażenie, jakby kongresmeni zapomnieli, iż jest to najgorsza recesja od II wojny światowej, której skutkiem jest 8-mln bezrobocie w USA i bardzo powolne odrodzenie gospodarki.

Tomasz Pompowski, Waszyngton

Otwarta licencja


Tagi