Eurostrefa trzyma się mocno

Kłopoty strefy euro są przejściowe. Większość gospodarek Europy ma silne fundamenty, a współpraca gospodarcza wewnątrz UE dodatkowo je wzmacnia. Chwilowy kryzys jest szansą dla eksportu i dla naprawy systemu opieki społecznej. De facto eurostrefa jest o krok do przodu w stosunku do USA w jego reformowaniu. Banki centralne nie wycofują się z euro. Dlatego inwestorzy, choć rezygnują z Grecji, nigdy nie wycofają się ze strefy euro - przekonuje Edward Harrison z Global Macro Advisors. Czas więc pomyśleć o problemach waluty europejskiej w kategoriach zwykłej korekty.
Eurostrefa trzyma się mocno

Siedziba Europejskiego Banku Centralnego we Frankfurcie nad Menem (c) PAP/EPA

W dyskusjach o gospodarce dominuje ostatnio temat słabości euro. Rynek wyprzedaje europejską walutę i czasem przesadnie reaguje na negatywne wiadomości (na przykład w zeszły piątek kurs za bardzo poszedł w dół po dyplomatycznej gafie węgierskich polityków). Z drugiej strony nie ma wyraźnego umocnienia po dobrych wiadomościach – gospodarczych czy politycznych. W tej sytuacji narzuca się kontynuacja gry na zniżkę, ale może przyszedł już czas, aby dostrzec kilka konstruktywnych zjawisk i przygotować się na potencjalną korektę.

1. Słabsze euro jest dobrą wiadomością dla gospodarki strefy euro. Od początku roku wspólna europejska waluta straciła 20 proc. do dolara, 21 proc. do jena i 7 proc. do funta brytyjskiego, co jest bardzo korzystne w tej fazie ożywienia, zwłaszcza przy zaostrzeniu polityki fiskalnej w wyniku kryzysu zadłużenia. Korzyści z tańszego euro już znajdują odbicie w wynikach, przede wszystkim w Niemczech. Niemiecka nadwyżka w bilansie handlowym wzrosła z 37 mld euro w kwietniu 2009 roku do 51 mld w kwietniu 2010 roku, co przekłada się na wzrost zamówień i produkcji przemysłowej. Na poziomie mikroekonomicznym z obniżką kursu euro można w jakimś stopniu łączyć podpisanie przez European Aeronautic Defence and Space Company dużego kontraktu bliskowschodniego. To również pozytywnie przełoży się na sytuację gospodarczą w Niemczech i Francji, a jeśli te gospodarki będą się dobrze rozwijały, będzie to znakomita wiadomość dla reszty strefy euro.

2. Kryzys zadłużenia zmotywował rządy do podjęcia długookresowych problemów strukturalnych strefy euro. Problemy strukturalne eurolandu nie są niczym nowym, ale mamy wszelkie prawo sądzić, że gdyby nie kryzys, to nie zabrano by się za nie, ponieważ środki naprawcze są bardzo niepopularne politycznie i mogą prowadzić do niepokojów społecznych. Widząc, co się dzieje z Grecją, Hiszpania, Włochy i Portugalia przyjęły program fiskalnych oszczędności, czego bez greckiego straszaka prawdopodobnie by nie zrobiły. Nawet Niemcy ogłosiły pakiet cięć na poziomie 80 mld euro, co jeszcze bardziej poprawi sytuację fiskalną tego kraju (kanclerz Merkel dąży do obniżenia deficytu budżetowego z obecnych 5 proc. PKB do 0,35 proc. w 2016 roku). Zwróćmy uwagę, że Niemcy są krajem, który najmniej ze wszystkich gospodarek eurolandu potrzebuje zaostrzenia polityki fiskalnej w tej fazie cyklu koniunkturalnego, ale to już jest zupełnie inna historia.

3. Strefa euro jest o krok do przodu w stosunku do USA, jeśli chodzi o rozwiązywanie problemów długu publicznego. Kraje eurolandu zacieśniają politykę fiskalną i przystępują do walki z ogromnym ciężarem zadłużenia, podczas gdy Stany Zjednoczone robią w tej sprawie niewiele. Na razie nie odbija się to na kursie dolara, ale w późniejszej fazie cyklu może być inaczej. Amerykańscy decydenci uważają, że utrzymywanie luźnej polityki fiskalnej będzie sprzyjało wzrostowi PKB, a tym samym zwiększy dochody budżetowe, co pozwoli w przyszłości poskromić deficyt. Być może mają rację, ale na razie amerykański dług publiczny osiągnął 13 bln USD, przy czym w ubiegłym roku wzrósł o 1,6 bln, a w ostatniej dekadzie uległ podwojeniu. Dług publiczny USA wynosi obecnie 90 proc. PKB (dla strefy euro w 2009 roku było to 78,7 proc.). Zakładając, że nie zostaną podjęte żadne działania, szacujemy, że w 2015 roku strukturalny deficyt budżetowy w USA wyniesie 6 proc. PKB, a w strefie euro 4 proc. Jeśli dodamy do tego fakt, że wydatki sztywne i koszty obsługi długu mogą osiągnąć 18 proc. PKB, to stanie się widoczne, że za problem amerykańskiego zadłużenia należy się zabrać jak najszybciej.

4. Wraca oś francusko-niemiecka. Majowa wyprzedaż euro po części wynikała z rosnących obaw rynku, że oś francusko-niemiecka, od lat fundament strefy euro i całego unijnego gmachu, jest zagrożona. Wynikało to między innymi z doniesień (później oczywiście dementowanych), że prezydent Francji Sarkozy zagroził wyjściem ze strefy euro podczas dyskusji o europejskim mechanizmie stabilizacji finansowej oraz po jednostronnym wprowadzeniu przez Niemcy zakazu nagiej krótkiej sprzedaży. Wydarzenia ostatnich dni (zwłaszcza wspólny list władz Francji i Niemiec) wskazują, że oba kraje prezentują zbliżone stanowiska, wspólnie apelując o zaostrzenie przepisów finansowych. To ważne, ponieważ relacje francusko-niemieckie są kluczowe dla losów euro.

5. Analiza techniczna sugeruje, że w niedługim czasie możemy się spodziewać korekty na rynku walutowym, a wśród grających na zniżkę zrobił się za duży tłok.

6. Przy kursie 1,20 USD wspólna europejska waluta nie jest silnie niedowartościowana i nie ma powodów do paniki. Od kilku tygodni euro wyraźnie zniżkuje: od początku maja kurs spadł o 10 proc. w stosunku do dolara i o prawie 14 proc. w stosunku do jena, ale w perspektywie całego roku 2010 krzywa nie jest aż tak stroma (-20 proc. w stosunku do dolara i -22 proc. w stosunku do jena). Przypomnijmy, że od maja do listopada 2009 roku euro umocniło się o 12 proc. wobec amerykańskiej waluty. Powód do zatroskania o przyszłość euro dają zatem tylko ruchy majowe. Obecnie jednak kurs euro jest zbliżony do realnego i do tego z momentu, kiedy wspólna europejska waluta przyszła na świat. Mogło być znacznie gorzej, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w kontekście kryzysu greckiego słyszeliśmy mnóstwo komentarzy o końcu euro. Zaledwie parę dni temu prestiżowy brytyjski „Telegraph” przytoczył wyniki sondażu, w którym większość respondentów powiedziała, że w ciągu pięciu lat strefa euro przestanie istnieć. Przy tego rodzaju nastrojach należałoby zapytać, dlaczego kurs nie jest znacznie niższy od obecnego, całkiem uczciwego (w historycznym dołku, w październiku 2000 roku, euro sprzedawało się po 0,823 USD, czyli o 46 proc. taniej niż teraz). Ponieważ mamy obecnie do czynienia z najostrzejszym kryzysem w całej historii strefy euro, trzeba powiedzieć, że przy kursie 1,20 USD wspólna europejska waluta radzi sobie całkiem dobrze.

7. Banki centralne nie odchodzą od euro. We czwartek agencje prasowe podały, że Rosja pozostanie przy polityce dywersyfikacji rezerw walutowych i nie zmieniła swojego poglądu na euro. Podobne stanowisko wyraziły ostatnio inne banki centralne, między innymi Chin, Japonii i Korei Południowej.

Edward Harrison – dyplomata, ekonomista. Jest analitykiem Global Macro Advisors. Wcześniej był strategiem w Deutsche Bank, Bain i Yahoo. Jest absolwentem MBA Columbia University. Komentuje wydarzenia gospodarcze w największych mediach amerykańskich.

Siedziba Europejskiego Banku Centralnego we Frankfurcie nad Menem (c) PAP/EPA

Tagi