W Waszyngtonie narasta zniecierpliwienie. Amerykanie domagają się, aby Chińczycy dokonali rewaluacji czyli wzmocnienia kursu swojej waluty. Dla administracji Obamy i wielu członków Kongresu jest to pożądane rozwiązanie narastającego problemu deficytu handlowego Stanów Zjednoczonych z Chinami.
Daniel Ikenson, ekspert Cato Institute w zakresie polityki handlowej, w komentarzu dla National Review przekonuje, że wymuszenie rewaluacji na Chinach nie przyniesie oczekiwanego skutku.
Ikenson przypomina, że w okresie między lipcem 2005 roku a lipcem 2008 roku, yuan umocnił się o 21 proc. wobec dolara. Mimo to deficyt handlowy Stanów Zjednoczonych i Chin wzrósł z 202 miliardów dolarów w 2005 roku do 268 miliardów w 2008 r. Co prawda amerykański eksport, zgodnie z przewidywaniami, istotnie wzrósł, ale trudno jednoznacznie ocenić, czy powodem był korzystniejszy dla amerykańskich eksporterów kurs wymiany.
W 2005 roku amerykański eksport do Chin już miał rosnącą tendencję. W latach 2001–2004, kiedy yuan miał stałą wartość względem dolara, eksport rósł niewiele wolniej niż kiedy yuan się umacniał w latach 2005-2008.
Patrząc na import, nie ma podstaw, by twierdzić, że wysoki kurs yuana zniechęca do konsumpcji chińskich towarów. Wbrew aprecjacji yuana import do Stanów zwiększył się o 94 miliardy dolarów w latach 2005–2008. To zjawisko może wynikać z faktu, że dla wielu chińskich produktów nie ma substytutów na amerykańskim rynku. Amerykańscy konsumenci stanęli więc przed wyborem, czy zapłacić więcej czy całkowicie zrezygnować z zakupu pewnych towarów. Bardziej prawdopodobne jest jednak to, że Chińczycy obniżyli ceny produkowanych przez siebie towarów. Było to możliwe dzięki redukcji kosztów surowców i komponentów, które nabywali z zagranicy, a które po rewaluacji yuana stały się dla nich tańsze.