Wzrost dochodów 1 proc. społeczeństwa zwiększył nierówności dochodowe w USA

USA są krajem wysokorozwiniętym o największych rozpiętościach dochodowych. Mniejsze rozwarstwienie niż w USA występuje też w wielu krajach Ameryki Południowej czy Afryki, np. w  Wenezueli, Nikaragui, Nigerii, Senegalu. Wśród państw OECD jedynie Chile i Meksyk „wygrywają” wyścig o miano najmniej egalitarnego kraju.
Wzrost dochodów 1 proc. społeczeństwa zwiększył nierówności dochodowe w USA

(CC BY khteWisconsin)

Tego typu porównania międzynarodowe, jakkolwiek efektowne, nie mówią wiele o szczegółach sytuacji w poszczególnych krajach, ani o historycznych trendach. Miarą używaną do porównywania rozpiętości dochodów jest współczynnik Giniego (w USA wynosi on, w zależności do źródła danych, około 0,45). Wskaźnik ten pozwala na syntetyczne ujęcie poziomu nierówności dochodowych w danym kraju.

Mówiąc w skrócie – współczynnik Giniego jest miarą różnicy między faktycznym rozkładem dochodów a hipotetycznym stanem absolutnej równości (wówczas współczynnik ten wynosiłby 0). W najbardziej egalitarnych krajach wynosi on około 0,25, zaś w krajach o największym zróżnicowaniu dochodów – około 0,7.

Jest to wskaźnik bardzo syntetyczny, co ułatwia porównywanie krajów pod względem nierówności, jednak daje tylko ogólne wyobrażenie o rozpiętościach dochodowych. O wiele dokładniejsze dane na temat różnic w dochodach Amerykanów można odnaleźć w dokumencie sporządzonym przez Kongresowe Biuro Budżetowe (CBO).

Przedstawione w tym opracowaniu dane pochodzą zarówno z badań statystycznych, jak również z oświadczeń podatkowych. Jest to o tyle istotne, iż prezentowane zazwyczaj wskaźniki nierówności są sporządzane na podstawie danych statystycznych, które ze swej natury nie uwzględniają wartości skrajnych (w tym przypadku – osób osiągających najwyższe dochody). Ponadto, dane tego typu nie są, co zrozumiałe, powszechnie dostępne, co sprawia, że wiele teorii na temat zakresu i przyczyn wzrostu nierówności dochodowych ma wysoce spekulatywny charakter.

CBO zbadało dynamikę różnic dochodowych w Stanach Zjednoczonych w okresie od 1979 do 2007 roku. Wybór tych dat wydaje się nieprzypadkowy. 1979 to rok drugiego kryzysu naftowego i towarzyszącej mu stagflacji, które były jedną z głównych przyczyn odejścia od dominującego wcześniej keynesizmu. Rok 2007 zaś to początek obecnego kryzysu. Omawiany okres obejmuje zatem lata wzrostu gospodarczego oraz (względnie) liberalnej polityki gospodarczej.

Rok 1979 to również koniec epoki „wielkiego spłaszczenia” (Great Contraction), która trwała od połowy lat czterdziestych. W tym okresie nierówności dochodowe w USA osiągnęły historycznie najniższy poziom. Wśród przyczyn tego stanu rzeczy można wymienić dużą progresję podatkową, względnie rozbudowany system transferów socjalnych oraz silną pozycję związków zawodowych.

Od końca lat 70-tych nierówności zdecydowanie rosną. Według CBO między 1979 a 2007 rokiem współczynnik Giniego dla USA wzrósł z 0,37 do 0,49. Obecnie nierówności dochodowe osiągają poziom wyższy niż w początkach XX wieku – erze Rockefellerów i największej w dziejach USA popularności ruchu socjalistycznego (oczywiście dane z początku wieku mają charakter szacunkowy).

Skalę obecnych nierówności najlepiej zobrazować na wykresie. Przedstawia on, jaki udział w całości dochodów mają poszczególne kategorie dochodowe (każdy kwintyl to 20 proc. populacji) w ogólnym dochodzie, ze szczególnym uwzględnieniem jednego procenta najlepiej zarabiających. Zestawienie to jest uderzające.

(Opr. DG)

Pierwszy kwintyl – 20 proc. najgorzej zarabiających – otrzymuje zaledwie 4 proc. całości dochodów, zaś piąty kwintyl – 20 proc. najlepiej uposażonych – dostaje 53 proc. (Opr. DG)

Istnieje wiele teorii dotyczących przyczyn wzrostu nierówności dochodowych w Stanach Zjednoczonych. Jedna z nich odwołuje się do malejącej redystrybucji państwowej. Powyższy wykres obrazuje dochody realne, to znaczy po odliczeniu podatków oraz uwzględnieniu (jako dochodów) transferów socjalnych.

Okazuje się, że gdyby wyłączyć z analizy te czynniki, to nierówności okazałyby się o wiele większe – współczynnik Giniego dla dochodów rynkowych wynosi aż 0,59. Dolne 20 proc. społeczeństwa otrzymuje jedynie 2 proc. dochodów rynkowych, zaś górne – 59 proc. Państwo odgrywa zatem nadal w dużym stopniu rolę „Janosika”, wyrównującego różnice społeczne. Redystrybucyjna rola państwa ulega co prawda zmniejszeniu – przyczyn tego faktu można upatrywać zarówno w tym, że podatki w USA stają się stopniowo coraz mniej progresywne (choć nadal mają taki charakter), jak i w tym, że wydatki socjalne w coraz mniejszym stopniu skierowane są wyłącznie do najuboższych (CBO zwraca uwagę na program Medicare, który obejmuje wszystkie osoby po 65 roku życia, niezależnie od ich dochodów) – jednak gdyby redystrybucja pozostała na tym samym poziomie co w późnych latach 70-tych, to i tak nierówności wzrosłyby w sposób znaczący.

Kolejna popularna koncepcja głosi, że za wzrost nierówności odpowiada globalizacja. Możliwość przenoszenia miejsc pracy za granicę miała osłabić pozycję przetargową pracowników (zwłaszcza robotników wykwalifikowanych), co doprowadziło do spadku wynagrodzeń. Teoria ta nie jest jednak do końca prawdziwa. Lata 1979 – 2007 bowiem to okres wzrostu dochodów całego społeczeństwa amerykańskiego. Średni dochód wzrasta o 62 proc., zaś mediana dochodów – o 35 proc. Nie można zatem powiedzieć, że przeciętne dochody w USA spadły.

Wzrost ten jest jednak skrajnie nierównomierny. Realne dochody najgorzej uposażonych wzrastają o 18 proc. w ciągu 28 lat (a w latach 80-tych nawet nieznacznie spadają), zaś w przypadku 1 proc. najbogatszych wzrost w tym czasie wynosi 275 proc. Można powiedzieć, że przypływ, owszem, podniósł wszystkie łodzie, z tym, że te większe o wiele bardziej.

Każdy proces społeczny ma charakter złożony. Jednak analizy przeprowadzone przez CBO pokazują jednoznacznie, iż czynnikiem, który w największym stopniu wpłynął na zwiększenie się nierówności dochodowych w omawianym okresie, był wzrost dochodów najbogatszego 1 proc. społeczeństwa.

Mogłoby się wydawać, iż kluczowe znaczenie dla wyjaśnienia tego wzrostu będą miały dochody z działalności gospodarczej czy też inwestycji kapitałowych. Prawdą jest, że dochody z tego typu źródeł są niezwykle skoncentrowane i ta koncentracja narasta, jednak ze statystycznego punktu widzenia nie odgrywają one tak ważnej roli. Podstawowym źródłem dochodów dla 1 proc. najbogatszych Amerykanów, podobnie jak dla reszty populacji, są dochody z pracy najemnej.

Może się to wydawać zaskakujące, jeśli myślimy o procencie najlepiej zarabiających jako o wąskiej grupie multimilionerów. Tymczasem, do kategorii tej zalicza się około 1,5 miliona osób (CIA World Factbook szacuje amerykańską siłę roboczą na 159 mln osób), zaś minimalne dochody netto pozwalające na zaliczenie do tej kategorii wynoszą, wedle CBO, około 250 tys. dolarów rocznie. Oczywiście z polskiej perspektywy zarobki rzędu 900 tys. zł wydają się niezwykle wysokie, lecz nie są to kwoty kojarzone z rekinami amerykańskiego biznesu.

Dzięki temu, że CBO miało dostęp do danych podatkowych, możliwe było przeprowadzenie analizy wewnątrz grupy najlepiej zarabiających i zbadanie, które kategorie zawodowe mogą zapisać na swoim koncie największe wzrosty zarobków. Największe wzrosty wynagrodzeń zanotowali przedstawiciele wyższej kadry zarządzającej, ze szczególnym uwzględnieniem dyrektorów finansowych (CFO) oraz menadżerów najwyższego szczebla firm sektora finansowego. To właśnie dynamiczny wzrost dochodów tej grupy stanowi, wedle CBO, główną przyczynę wzrostu rozwarstwienia dochodowego w USA. Wniosek ten koresponduje ze stawianą przez niektórych ekonomistów tezą o „finansjalizacji” gospodarki amerykańskiej.

Dane zebrane przez CBO nie dostarczają odpowiedzi na wszystkie pytania. Nie dowiadujemy się z nich nic na temat mobilności społecznej, czyli przepływu poszczególnych jednostek i grup pomiędzy poszczególnymi kategoriami dochodowymi. Po drugie, nie wiemy nadal, jakie są skutki trwającego od 2007 roku kryzysu finansowego. Czy spowodował on dalszy wzrost nierówności dochodowych, a jeśli tak, to czy tempo tego wzrostu wzrasta, czy maleje?

Szczególnie ciekawe wydaje się pytanie, jak wyglądała dynamika wynagrodzeń menedżerów sektora finansowego w okresie, w którym branża ta przeżywała spore problemy, a część firm musiała korzystać z pomocy publicznej? Na tego typu informacje przyjdzie nam jeszcze jednak poczekać – zebranie i obróbka odpowiedniej ilości danych wymaga bowiem czasu.

Krzysztof Posłajko – filozof, publicysta, członek redakcji portalu „Nowe Peryferie”.

(CC BY khteWisconsin)
(Opr. DG)
nierownosci-dochodowe-w-USA

Otwarta licencja


Tagi