Autor: Subir Gokarn

wiceprezes Reserve Bank of India

Za 6,7 mld USD Indie uratowały swój wizerunek

Nie możemy szukać jednego globalnego rozwiązania problemu regulacji finansowych. To tak, jakbyśmy proponowali Hindusom, by poprawiali swój stan zdrowia tak jak Europejczycy czy Amerykanie - zmniejszając ilość tłuszczu. Ale w Indiach ludzie właśnie powinni jeść więcej tłuszczu i protein!

Obserwator Finansowy: Podczas konferencji NBP, w której Pan uczestniczył, sporo mówiono o państwach BRIC. Jaka jest przewaga konkurencyjna państw tej grupy i samych Indii w BRIC?

Subir Gokarn: Choć kraje BRIC wiele różni, to są też pewne podobieństwa, z których najważniejsza jest znacznie większa zdolność do radzenia sobie z globalnymi szokami niż ma to miejsce w przypadku mniejszych gospodarek. Ta zdolność absorpcji szoków i kontynuowania długookresowych strategii zapewnia przewagę państwom BRIC.

Indiom w nadchodzących dziesięcioleciach dodatkowo będzie sprzyjała sytuacja demograficzna. Ludność w wieku produkcyjnym będzie stanowiła znacznie większą część populacji, niż ma to miejsce w innych państwach BRIC. W Chinach maleje z powodu zmian demograficznych, Brazylia jest dużo mniejsza, Rosja już się starzeje. Za 20-30 lat siła robocza będzie przede wszystkim w Indiach, w Pakistanie, w Bangladeszu, także w Wietnamie i Indonezji.

Ale czy dla tej siły roboczej znajdą się miejsca pracy?

To jest oczywiście problem. Kraje z grupy BRIC stoją przed najrozmaitszymi wyzwaniami i każdy z nich musi sam sobie z nimi radzić. Ale wszystkie łączy wspomniana odporność na globalne zawirowania, ich rola w długookresowym porządku będzie rosła. Powinny więc wypracować wspólne stanowisko w kwestiach dotyczących obecnego kryzysu, ale także takich problemów jak stan środowiska, czy nowe regulacje finansowe.

A jakie regulacje finansowe byłyby najlepsze z indyjskiego punktu widzenia?

Proszę mi pozwolić posłużyć się analogią do zdrowia. W Europie, czy też – szerzej – na obszarze atlantyckim, najbardziej dolegliwe są choroby wynikające z nadmiaru. Ludzie jedzą za dużo tłustego jedzenia, zbyt mało ćwiczą i to prowadzi do chorób wynikających z dostatniego stylu życia. Tymczasem Indie trapią dolegliwości braku, a  nie nadmiaru.

Podobnie przeciwstawne jest postrzeganie kwestii regulacji finansowych. Rozwiązania odpowiednie dla gospodarek zachodnich nie nadają się dla gospodarek wschodzących. Ich systemy finansowe wciąż odległe są od tego poziomu wyrafinowania, od tej skłonności do ryzyka, od tego nadmiaru, który cechuje systemy europejskie czy amerykański. Nie możemy szukać jednego globalnego rozwiązania problemu. To tak, jakbyśmy proponowali Hindusom, by poprawiali swój stan zdrowia tak jak Europejczycy czy Amerykanie – zmniejszając ilość tłuszczu. Ale w Indiach ludzie powinni jeść właśnie więcej tłuszczu i protein!

Mimo to chyba potrzebny jest jakiś globalny konsensus w sprawie regulacji rynków finansowych?

Naturalnie. Nie możemy jednak doprowadzić do tego, że przyjęte globalne rozwiązania położą się tak dużym ciężarem na krajowych systemach finansowych, że nie będą one w stanie spełniać swoich funkcji – dostarczać coraz większej liczby usług finansowych coraz szerszej rzeszy klientów. W Indiach jednym z ważniejszych problemów do rozwiązania jest właśnie zwiększenie dostępu do usług finansowych.

Ale są też problemy wspólne dla wszystkich gospodarek. Zdecydowanie popieramy np. rozwiązania zmierzające do większej przejrzystość instytucji finansowych i dostępności do informacji o ryzyku. Przyjęcie powszechnych standardów rachunkowości, które służą tej przejrzystości, stanowi bardzo poważne wyzwanie dla indyjskich instytucji, niemniej jesteśmy zdecydowani tego dokonać. Obszar wspólny dotyczy także ryzyka systemowego, potrzeby zrozumienia powiązań pomiędzy różnymi działaniami w ramach jednej instytucji finansowej. Lecz w Indiach musimy to przeprowadzić na swój własny sposób, może w innej formie niż zrobiłby to dojrzały rynek. Rozumiemy potrzebę koordynacji i pewnej unifikacji regulacji finansowych, ale potrzebujemy takich rozwiązań, które odpowiedzą na specyficzne potrzeby gospodarek wschodzących. Z naszego punktu widzenia właściwą droga jest koordynacja i wymiana informacji, a nie narzucanie regulacji i restrykcji jednakowych dla wszystkich instytucji na całym świecie.

Przez lata zachodnimi gospodarkami rządziły zasady konsensusu waszyngtońskiego. Dziś niektórzy ekonomiści mówią o „konsensusie pekińskim”. Gdzie w tak określonych ramach mieści się gospodarka indyjska – nie tak scentralizowana jak chińska, ale dalece mniej zderegulowana od amerykańskiej?

Indie wiele zyskały na tym, że poczynając od wczesnych lat 90. przeprowadziły reformę handlu, reformę sektora finansowego, umożliwiły konkurencję wewnętrzną itd. Te deregulacje, które w znacznej mierze były efektem stosowania się do zasad realistycznie pojmowanego konsensusu waszyngtońskiego, przyniosły ogromne korzyści. Mamy np. coraz więcej telefonów komórkowych dzięki temu, że telefonię komórkową oferują prywatni, konkurujący ze sobą dostawcy, a nie publiczny monopolista.

Tyle, że telefon komórkowy posiadają nawet ci, którzy mają problem z codziennym dostępem do wody. To pokazuje problem. Odnieśliśmy sukces tam, gdzie sektor prywatny miał możliwość konkurencji i wzrostu – obniżając ceny i głębiej penetrując rynek. Ale sektor prywatny nie jest w stanie w Indiach zaspokoić podstawowych potrzeb: zapotrzebowania na wodę, dostępu do opieki zdrowotnej, zapewnienia edukacji. To musi zrobić rząd.

Konsensus waszyngtoński narodził się w krajach, w których usługi publiczne są na wysokim poziomie. A my z tym mamy problem – segment usług społecznych wciąż nie nadąża za resztą. Efekt jest taki, że jakość życia grup społecznych, które zależne są od usług zapewnianych przez państwo, nie poprawia się równie szybko jak tych grup, które stać na usługi zapewniane przez sektor prywatny. Jeśli możesz sobie pozwolić na wysłanie dziecka do jednej z licznych prywatnych szkół, to już na starcie zapewniasz mu przewagę nad jego rówieśnikami zależnymi od bardzo słabej oświaty publicznej. To utrwala dysproporcje.

Zaczęliśmy doceniać znaczenie braku równowagi pomiędzy tym, co publiczne, i tym, co prywatne. Wiemy, co może zdziałać sektor prywatny w krajach takich jak Indie, a jaką rolę nadal ma do odegrania sektor publiczny i jakich środków do tego potrzebuje. Można tu mówić o jakiejś formie „konsensusu post-waszyngtońskiego”, opartego na doświadczeniu, z którego wynika, że sektor prywatny nie rozwiąże wszystkich problemów, że potrzebny jest silny i sprawny rząd, wyposażony w niezbędne środki do zmniejszenia nierównowagi.

W Europie to kryzys obnażył nierównowagi pomiędzy biedniejszymi, a bogatszymi członkami strefy euro. Teraz wielu ekonomistów głowi się, czy euro wytrzyma te napięcia.

Gdyby taki szok miał miejsce wcześniej, w innym momencie, to dla wszystkich byłoby jasne, że dotyczy on jedynie Grecji – gospodarki relatywnie niewielkiej na tle całej strefy euro, która bez problemu jest w stanie sobie z tym poradzić. Jednak w dzisiejszej kryzysowej sytuacji, w atmosferze tej ogólnej nerwowości, inwestorzy finansowi zaczęli obawiać się, że niewielki problem może rozwinąć się w poważne zagrożenie. I cała sprawa zyskała wymiar międzynarodowy. Z Indii, choć fundamenty naszej gospodarki wyglądają na bardzo silne, nagle zaczęli wycofywać pieniądze ci sami inwestorzy, którzy wcześniej je tu pompowali. Rupia indyjska, która do niedawna szybko się umacniała, teraz zaczęła tracić na wartości.

Podobny problem mieliśmy z polskim złotym.

Myślę, że lekcja ta udowodniła jak istotne jest zachowanie płynnego kursu waluty, który dobrze absorbuje zewnętrzne szoki. To właśnie gra obecnie na korzyść Polski. Grecja, pozbawiona własnej waluty, transmitowała szok bezpośrednio do systemu gospodarczego.

Wydaje się, że Indie znalazły jeszcze lepszy sposób na zaprezentowanie rupii jako silnej waluty, a kraju jako silnej gospodarki – w ubiegłym roku kupiły od MFW 200 ton złota, wydając na nie 6,7 mld USD.

Z punktu widzenia całości rezerw walutowych indyjskiego banku centralnego te 6,7 mld USD w złocie nie ma większego znaczenia. Decyzja o nabyciu złota służyła zasileniu MFW w płynność. Trzeba ją postrzegać w kontekście niekończącej się debaty nad sposobem rozdzielenia głosów w tej instytucji. Uważamy, że skoro istotnie powiększyła się nasza gospodarka, to powinniśmy w Funduszu otrzymać więcej głosów niż mamy obecnie.

Sprawa ma jednak także inny wymiar. W 1991 r. Indie doświadczyły największego kryzysu nierównowagi bilansu płatniczego i przez dwa tygodnie import był podtrzymywany za cenę wyzbywania się rezerw zagranicznych. Około 48 ton złota zostało wówczas przekazane z Indii do Banku Anglii. Miało to dla Hindusów duże znaczenie emocjonalne, bo w Indiach oddanie złota to jest coś takiego, jakby się pozostawiło rodzinę w głębokiej nędzy. Z tego punktu widzenia obecny zakup złota miał znaczenie symboliczne – niemal 20 lat temu musieliśmy oddać nasze złoto. Teraz mogliśmy je odkupić i to w czterokrotnie większej ilości. I tak to interpretowały indyjskie media – 200 ton to dla nas nie problem. Stać nas na to. To pokazało ludziom, że dzisiejsza gospodarka Indii zmieniła się na lepsze i jest w fundamentalnie innej sytuacji niż była 20 lat temu.

Rozmawiali: Ryszard Holzer, Katarzyna Golik

Subir Vithal Gokarn był uczestnikiem międzynarodowej konferencji zorganizowanej 26 maja w Warszawie przez NBP. Od 2008 r. jest wicegubernatorem (wiceprezesem) Reserve Bank of India (indyjskiego banku centralnego). Wcześniej był głównym ekonomistą agencji ratingowej Standard and Poor’s na obszarze Azji i Pacyfiku. Absolwent Delhi School of Economics, obronił doktorat na Case Western Reserve University w Cleveland w USA.


Tagi