Autor: Paweł Kowalewski

Ekonomista, pracuje w NBP, specjalizuje się w zagadnieniach polityki pieniężnej i rynków walutowych

Złoto reaguje na przykręcenie kurka z pieniędzmi, ropa nie

Pod koniec 2012 roku wielu analityków uważało, że cena złota w 2013 r. wzrośnie powyżej 1700 dolarów za uncję. W warunkach luzowania ilościowego w USA, w strefie euro i w Japonii kupno złota wydawało się bezpieczną inwestycją. Od ponad połowy roku wiadomo, że czas luzowania kończy się. Złoto zakończyło 2013 rok na poziomie 1200 dol. Nie jest to jednak skutek jedynie taperingu.
Złoto reaguje na przykręcenie kurka z pieniędzmi, ropa nie

Wiele wskazuje, że ubiegły rok przejdzie do annałów historii za sprawą daty 22 maja kiedy szef Fed Ben Bernanke wspomniał magiczne słowo tapering, określając w ten sposób plany stopniowego wycofania się amerykańskiego banku centralnego z prowadzenia luźnej polityki pieniężnej. Ceny złota zaczęły jednak spadać już na długo przed 22 maja, a prawdziwa rzeź na tym rynku nastąpiła między 11 a 15 kwietnia. Puszczona została wówczas plotka w świat, że władze Cypru rozważają sprzedaż rezerw banku centralnego denominowanych w złocie. Kto pamięta tamten gorący okres wie, że tak naprawdę nie chodziło o Cypr. Bardziej chodziło o precedens, za sprawą którego inne zadłużone kraje w strefie euro mogłyby pójść śladami Cypru.

Dzisiaj wiemy, że była to jedynie plotka, ale w jeden weekend złoto straciło prawie 200 dol. Można wnioskować, że rynek złota dojrzewał do przeceny już w kwietniu ubiegłego roku. Przyczyn należy szukać w Indiach, które na początku 2013 r. były jeszcze największym odbiorcą złota. Za sprawą piętrzących się trudności w bilansie płatniczym Indie podnosiły systematycznie w 2013 r. stawkę cła od importu złota. W efekcie Indie straciły na rzecz Chin pozycję lidera w światowym rankingu największych konsumentów złotego kruszcu.

Wynika z tego, że losy złota ważą się już nie w Waszyngtonie, ale raczej w stolicach krajów wschodzących. Dlaczego tak się dzieje? Należy bliżej sprecyzować czynniki, które kryją się za popytem na złoto. W Indiach dużą rolę ogrywa tradycja i kwestie kulturowe, ale w innych krajach dochodzą do tego jeszcze inne czynniki. Jak pisze John Plender z Financial Times, banki centralne w gospodarkach wschodzących nie mają zbyt dużo doświadczenia w prowadzeniu polityki pieniężnej zwłaszcza pod kątem niedopuszczania do przegrzania gospodarczego. A wysokie tempo wzrostu gospodarczego w krajach wschodzących generowało z upływem coraz większe ryzyko przegrzania gospodarczego. Stąd też zainteresowanie złotem.

Niestety okres bardzo wysokiego wzrostu gospodarczego w krajach wschodzących kończy się. Pierwsze oznaki tego były widoczne już w latach 2011 – 2012. Pogarszająca się kondycja większości tych krajów wynikała między z innymi z tzw. przeprofilowania gospodarczego Chin oraz zakończenia super cyklu surowcowego. Przeprofilowanie Chin polega na zwiększeniu w tym kraju roli popytu wewnętrznego. Wystarczyło jednocześnie niewielkie tylko zwolnienie tempa wzrostu Chin by spadł w tym kraju popyt na importowane surowce. A wiele gospodarek wschodzących rozkręcało swoją koniunkturę zakładając wzrost eksportu surowców do Chin.

Jak napisał Jeffrey Currie z Goldman Sachs, u podstaw zakończenia się tego cyklu leży fakt, że po ponad 10 latach stronie podażowej udało się wreszcie dorównać stronie popytowej. W pierwszych latach obecnego stulecia nożyce między rozdmuchanym popytem a niedoinwestowaną stroną podażową były ogromne. Ogromne dochody ze sprzedaży surowców pozwoliły ich producentom uzbierać odpowiednie środki na inwestycje mogące zaspokoić duży popyt. Najlepiej to widać było w przypadku ropy naftowej.

Spowolnienie gospodarcze w krajach wschodzących musiało mieć skutek dla sytuacji na rynku złota. Okazał się on zresztą bardzo dobrym barometrem klimatu gospodarczego w krajach wschodzących. Na dodatek w tym samym czasie zmalały zakupy złota przez banki centralne. Według danych z World Gold Council jeszcze w 2012 r. kupiły one 544 tony złota, podczas gdy w pierwszych trzech kwartałach 2013 r. tylko 297 ton. W efekcie doszło do największego od 1981 r spadku cen złota (o ponad 28 proc.).

W tej sytuacji działania Fed jedynie przypieczętowały początek nowego trendu na rynku złota, co potwierdza zestawienie cen z rentownością dziesięcioletnich obligacji skarbowych rządu USA. Zachodzący związek między tymi dwoma wykresami nie jest ostatnio szczególnie silny, co może stanowić swoistego rodzaju nowość (więcej na ten temat można przeczytać tutaj).

Również pierwsze tygodnie 2014 r. wydają się potwierdzać stosunkowo ograniczony wpływ posunięć banku centralnego USA na cenę złota. Kolejne ograniczenie skupu aktywów przez Fed odbiło się bez większego echa. Znacznie więcej zainteresowania wzbudzały kalkulacje ile złota kupią Chińczycy w styczniu z okazji zbliżającego się w tym kraju nowego roku. Szerokim za to echem odbiły się spekulacje co do kolejnego posunięcia władz Indii prowadzącego tym razem do zniesienia wcześniej wprowadzonych ceł.

Inaczej wygląda sytuacja na rynku ropy naftowej, na którym mamy do czynienia ze stabilizacją. Mierząc poziom baryłki za pomocą koszyka OPEC, jej cena w 2013 r. niemalże się nie zmieniła. Sekretarz generalny OPEC Abdallach Salem El-Badri stwierdził pod koniec stycznia, że rynek ropy naftowej znajduje się w równowadze i spodziewa się w 2014 cen w przedziale od 100 do 110 dolarów. Na poziomie tym cena baryłki kształtuje się już od trzech lat. Skąd bierze się odporność cen ropy naftowej na spadki jakie odnotowuje się na innych surowcach?

Jedną z przyczyn jest najprawdopodobniej brak równowagi w naświetlaniu czynników oddziaływujących na rynek ropy. Z jednej strony wiele mówi się o rosnącym wydobyciu ropy ze złóż łupków w USA. Równolegle jednak spada wydobycie w innych krajach. Problemy z utrzymaniem dotychczasowej produkcji ma m.in. Meksyk. Duże były tam nadzieje związane z odkryciem w 2007 r. nowych złóż przez Petrobras, ale na razie eksploatacja tych złóż generuje więcej kosztów niż efektów. Kłopoty ze wzrostem wydobycia mają także Irak i Libia. W tej ostatniej w listopadzie 2013 r. wydobycie wyniosło zaledwie 220 tysięcy baryłek dziennie (a moce tego kraju wynoszą 1,40 mln baryłek dziennie).

Kluczem do zrozumienia procesów zachodzących na rynku ropy jest jednak strona popytowa. Jeszcze w pierwszej połowie 2013 r. niektórzy obserwatorzy zwiastowali osiągnięcie w 2016 r. maksymalnego popytu na ropę i po przekroczeniu którego popyt ten powinien wykazywać już tendencję spadkową. Do takich wniosków skłoniła ich analiza popytu w UE oraz w USA. Dane opublikowane w 2014 r. wskazują, że silny spadek popytu w USA w latach 2008-2012 miał jedynie charakter cykliczny a nie – jak pierwotnie zakładano – strukturalny. W 2013 r. w USA odnotowano nie tylko wzrost wydobycia, ale także i spożycia ropy naftowej, w efekcie którego popyt w USA znowu przekroczył pułap 19 mln baryłek na dobę. Co ciekawe dynamika wzrostu popytu na ropę w USA przekroczyła w 2013 r. analogiczny wskaźnik Chin.

Mogłoby się wydawać, że te dwa czynniki (wzrosty wydobycia i spożycia) równoważą się, ale tak się nie dzieje. Rzecz w tym, że ropa łupkowa wydobywana w USA nie wkomponowuje się idealnie w zapotrzebowania gospodarcze USA (a także rafinerii w tym kraju), stąd też stała potrzeba importu cięższej ropy wydobywanej poza USA.

USA przechodzą przez rewolucję energetyczną, ale łupki to przede wszystkim gaz. W przeciwieństwie do ropy skutki wzrostu wydobycia gazu łupkowego są już od dłuższego czasu widoczne nie tylko dla gospodarki USA, ale także dla przeciętnego Amerykanina. Rewolucja ta wzmacnia gospodarkę dodatkowo stymulowaną polityką Fed. Luzowanie ilościowe miało dodatni wpływ na ropę, ale stopniowe odchodzenie od luzowania ilościowego nie powinno zaszkodzić ani gospodarce USA, ani też popytowi na ropę w tym kraju.

Cytowany wcześniej Currie uważa, że obecny wzrost gospodarczy w USA co najwyżej zbliża się do linii długookresowego trendu. A w innych częściach świata – w Europie, Japonii oraz gospodarkach wschodzących – mamy do czynienia albo z jeszcze wcześniejszym stadium ożywienia gospodarczego albo wręcz ze spowolnieniem gospodarczym. Dopiero przekroczenie tego długoterminowego trendu przez inne kraje (zwłaszcza przez gospodarki wschodzące), odwróci spadkowy trend ceny złota. A że na razie na to nie zanosi się. Goldman Sachs obstaje przy swojej prognozie, że cena złota na koniec 2014 wyniesie zaledwie 1050 dolarów.

Warto też zwrócić uwagę na długoterminową relację ceny baryłki ropy i uncji złota. Można wykazać, że średnia historyczna (a już na pewno średnia za ostatnie 30 lat) kształtowała się na poziomie około 17 baryłek za uncję złota. Poziom poniżej 17 wskazuje na niedowartościowanie złota albo przewartościowanie ropy. Jeszcze w 2012 r. wskaźnik ten wynosił często ok. 16 baryłek. Jego spadek do poziomu 12 baryłek może być zatem traktowany jako jeden z przejawów odmiennego wpływu luzowania ilościowego w USA na ceny złota i ropy naftowej na światowych rynkach surowcowych.

oglądaj także >>Czy znów wszystko złoto co się świeci?<<

OF

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Co z tą ropą?

Kategoria: Analizy
Po ataku Rosji na Ukrainę cena ropy naftowej przebiła barierę 100 dolarów za baryłkę po raz pierwszy od 2014 r. Obecny wzrost cen powodują przede wszystkim czynniki podażowe.
Co z tą ropą?

Stany Zjednoczone walczą o obniżenie globalnych cen ropy naftowej

Kategoria: Analizy
Administracja prezydenta J. Bidena zaproponowała największy w historii plan uwolnienia około 180 mln baryłek ropy naftowej z posiadanych rezerw strategicznych. Dla silniejszego spadku cen ropy pomocne byłoby podobne przedsięwzięcie ze strony innych krajów.
Stany Zjednoczone walczą o obniżenie globalnych cen ropy naftowej