Eurospadek

Z biegiem czasu coraz więcej osób twierdzi, że tak to wszystko musiało się zakończyć. Romano Prodi, który szefował Komisji Europejskiej w latach 1999-2004, w chwili szczerości 20 kwietnia stwierdził wprost, że „kryzys nie był niespodziewany. Przyszedł zdecydowanie później niż myślałem”[!]. Co ciekawe, opisując decyzje o włączeniu krajów peryferyjnych do strefy euro, tak naprawdę opisał przyczynę jej kryzysu. Bo czym innym jest stwierdzenie, że przekonał Niemcy do wsparcia Włoch w zabiegach, gdyż wtedy Włosi będą mogli kupować niemieckie mleko: „Pozostawienie Włoch poza euro oznaczało, że duża ilość eksportu niemieckiego byłaby zagrożona”. Zdaniem Bloomberga „Niemcy kupili ten argument, pozwolili na złagodzenie kryteriów wstąpienia w celu utworzenia szesnastokrajowego rynku dla ich eksportu”.

Ostatnio przyjęty pakiet ratunkowy w wysokości 750 mld euro, w połączeniu z możliwością wykupu długu przez Europejski Bank Centralny, to odpowiedź na problemy euro związane z tym, że strefa nie tworzy optymalnego obszaru walutowego. O ile pierwsze reakcje były pozytywne, związane z faktem, że element jednego z kryteriów solidarności przynajmniej w części stał się wymagalny i nastąpi przejęcie zobowiązań tych krajów, które maja największe trudności, o tyle dalsze funkcjonowanie eurostrefy jest pod bardzo silną presją i niewątpliwie wymaga bardzo realnych działań.

Oczywiście, gdy analizujemy jej perspektywy, to okazuje się, że tak naprawdę na obecnym etapie uzyskano tylko i wyłącznie czas na jej potencjalną restrukturyzację. Każde z rozwiązań, które nastąpią, będzie społecznie bolesne. Gdyby nawet przyjąć, że strefa mimo wszystko nie implementuje koniecznych rozwiązań, które gwarantowałyby jej funkcjonowanie, to należy pamiętać, że powrót do narodowych walut też nie będzie łatwy. Jest to spowodowane tym, że system finansowy osiągnie kolejne stadium kryzysu, ponieważ bankom o międzynarodowej ekspozycji będzie bardzo trudno powiązać swoje aktywa i pasywa w różnych walutach, co musi wiązać się z ich stratami i z olbrzymimi problemami w sferze realnej oraz finansów publicznych.

Niemniej nawet obecne kosztowne rozwiązanie nie przywróci poprzedniego zaufania i nie spowoduje zahamowania odpływu kapitału w kierunku krajów, które wydają się bezpieczniejsze w okresie turbulencji, a więc głównie do Niemiec. To powoduje, że cały czas będzie występowała olbrzymia presja ze strony bilansu płatniczego na kraje peryferyjne strefy euro. Podczas gdy jednocześnie do wyzwań stojących przed tą strefą należy konieczność dostosowania się do warunków poprawiających konkurencyjność krajów peryferyjnych. Będzie to bardzo trudne, ponieważ musiałoby wiązać się z uelastycznieniem rynku pracy i większym przepływem pracowników w ramach Unii Europejskiej.

Co to oznacza w praktyce – widzimy po pierwszych decyzjach Hiszpanii, która z jednej strony zamroziła świadczenia emerytalne, a z drugiej strony postanowiła zmniejszyć od czerwca o 5 proc. płace urzędników państwowych. Oszczędności dotyczą nie tylko urzędników państwowych, ale też całego pakietu obniżek wydatków, do których wchodzi obniżka o 6 mld inwestycji publicznych, oszczędności 1 mld 200 mln na wydatkach samorządów, ale również takie działania, które muszą wpływać na długoterminowe zwiększenie zobowiązań emerytalnych, polegające na odebraniu ulg podatkowych na dzieci w wysokości aż 2,5 mld euro.

Patrząc na rozwiązania istniejące w innych częściach Unii Europejskiej, pamiętajmy, że choć w Rumunii w pełni uszanowano zobowiązania względem instytucji finansowych, to wprowadzono obniżkę emerytur w wysokości aż 15 proc., nie respektując praw osób do nabytych uprawnień emerytalnych. Mimo zadeklarowanej pomocy w ramach europejskiego mechanizmu stabilizacyjnego wymagane byłoby również wprowadzenie kryterium solidarnościowego –   jest to jednak trudno wyobrażalne i nawet premier Balcerowicz w jednym z wywiadów stwierdza, że trudno liczyć na to, iż państwa narodowe zrezygnują ze znacznej części swoich dochodów i wydatków po to, żeby realokować je do Komisji Europejskiej – a więc chociaż konieczny, postulat ten spotka się z olbrzymimi problemami w realizacji.

Najwięcej mówi się o konieczności zrestrukturyzowania długu, zmniejszenia zadłużenia – nowe działania Komisji Europejskiej idą w tym kierunku – niemniej jednak tego typu działania, z jednej strony prawdopodobnie mało skuteczne, doprowadzą do osłabienia i tak już słabej koniunktury w krajach Unii Europejskiej. Wprowadzenie tego typu kryterium, wg Martina Wolffa, tak naprawdę musiałoby się wiązać z większymi transferami ze strony Niemiec, gdyż ten kraj ma największe długoterminowe korzyści z funkcjonowania strefy euro i tylko dzięki jej funkcjonowaniu mógł zapewnić konkurencyjność swojego przemysłu i wzrost gospodarczy, mimo że nastąpiła stagnacja popytu krajowego. Zdobycie tej konkurencyjności przez inne kraje strefy euro wiąże się z tym, że muszą one zwiększyć swoją konkurencyjność i produktywność względem gospodarki niemieckiej i to w otoczeniu deflacyjnym.

Tego typu działania niewątpliwie muszą doprowadzić do tego, że podejście do emisji długu ze strony rynków kapitałowych będzie nadal bardzo nieufne, jeśli chodzi o strefę euro. Ponadto nawet Kenneth Wattret, główny ekonomista BNP Paribas w Londynie, stwierdza, że przyczyną obaw dotyczących Portugalii nie jest wysoki poziom długu, a bardziej to, że gospodarka tego kraju nie rośnie. Wprawdzie dług Portugalii jest na poziomie prawie 77 proc., a więc takim samym co Francji, jest to jednak kraj, który najwięcej pożyczał z zagranicy. Ponadto wskaźnik poziomu portugalskich oszczędności wynosił tylko 10 proc. i był czwartym najniższym w całej OECD, a właśnie niskie oszczędności wymuszały uzależnienie od kapitału zagranicznego w finansowaniu potrzeb pożyczkowych. Obecnie należy się liczyć z ucieczką kapitału, a z drugiej strony brak opcji w postaci dostosowania zmiany kursu walutowego.

Na to wszystko nakłada się debata dotycząca roli EBC. „Frankfurter Allgemeine Zeitung” uznał, że tak naprawdę następuje „amerykanizacja polityki monetarnej” tego banku, gdzie możliwość zakupywania obligacji państw zagrożonych będzie dzieliła kraje Unii Europejskiej. Wystąpi również trudność z określeniem kryteriów zakupów tych obligacji, których zgodnie z poniedziałkowym komunikatem już zakupiono za 16,5 mld euro. Jeśli w takich krajach jak Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone są one zakupywane, to zakup dotyczy długów państwowych, a nie niezależnych krajów, za który to rachunek zapłaci cała strefa. I to jest jedna z pułapek dotyczących polityki pieniężnej w strefie euro.

Kwestia już i tak doprowadziła do pewnego konfliktu. Axel Weber, główny kandydat na następcę Jean-Claude Tricheta w EBC, sprzeciwia się tej polityce. Mario Draghi, szef włoskiego banku centralnego, prezentujący bardziej prointerwencyjne poglądy, jest wymieniany jako ten, który może stanowić dla niego konkurencję w wyborach na szefa EBC. I to dlatego „El Pais”, powołując się na komentarze premiera Hiszpanii Jose Luisa Rodrigueza Zapatero, napisał, że prezydent Francji Nicolas Sarkozy zagroził podczas szczytu UE w ostatni weekend w Brukseli wyjściem Francji ze strefy euro, jeśli kanclerz Niemiec Angela Merkel nie zgodzi się poprzeć mechanizmu pomocowego dla zagrożonych krajów eurolandu.

Podobnie aktualne załamanie negocjacji komentuje belgijski dziennik „Le Soir”: „Jest jeden problem, którego Angela Merkel i część jej elektoratu zdaje się nie dostrzegać. Nie ma nikogo poza Niemcami, kto życzyłby sobie, by ta nowa władza należała do Berlina”. Niemniej jednak należy pamiętać, że jeśli fundusze wydane na zakup obligacji będą sterylizowane poprzez depozyty terminowe i nie zmniejszą podaży pieniądza, to i tak będą one oznaczały konieczność pokrycia strat w wypadku niewypłacalności któregoś z krajów.

Wszystko to powoduje, że zagrożenie dotyczące monetyzacji długu państw, jak zauważa Wolfgang Munchau w „Financial Timesie”, może mieć ten efekt, że w przypadku wystąpienia procesów inflacyjnych tym krajem, który może chcieć wystąpić ze strefy euro, mogą się okazać Niemcy. W efekcie prowadzi to do dalszego osłabiania wartości euro względem dolara, którego wartość od początku roku już spadła o 14 proc., i natężenia ucieczki kapitałów z tej strefy do Stanów Zjednoczonych, czego charakterystycznym znakiem jest zwiększenie portfela obligacji amerykańskich przez Chiny, co nastąpiło po raz pierwszy od 6 miesięcy.

Wzmocnienie dolara może być jednak problemem dla gospodarki amerykańskiej. 30 kwietnia Departament Handlu oszacował, że gospodarka USA wzrosła o 3,5 proc. w ujęciu rocznym w ciągu pierwszych trzech miesięcy tego roku,  jednak o ile eksport wzrastał o 5,8 proc., o tyle import aż o 8,9 proc. Efekt wzmacniania dolara nasili proces wypychania produkcji ze Stanów Zjednoczonych. W poprzednim okresie, w 2006 r., deficyt bilansu płatniczego wynosił 800 mld USD, 6 proc. PKB,  w okresie zaś kryzysu zmalał o połowę, do 400 mld, a więc poniżej 3 proc. Obecne ożywienie w gospodarce, jak  też wzmocnienie dolara, prowadzą do tego, że -j ak stwierdził Ethan Harris, główny ekonomista Bank of America Merrill Lynch – należy oczekiwać, że deficyt handlowy będzie rósł szybciej niż cała gospodarka. W efekcie tych działań beneficjentem mogą się okazać prężne gospodarki azjatyckie.

Jeffrey Immelt z General Electrics stwierdził, że Chiny są tym państwem, które najprawdopodobniej przegoni Amerykę w produkcji przemysłowej w ciągu następnych paru lat, oraz że podczas gdy w okresie Reagana Ameryka była największym eksporterem, to obecnie jest na czwartej pozycji. Peter Morici z University of Maryland stwierdza, że w efekcie: „Amerykanie nie będą mieli miejsc pracy”. Obecne statystyki ukazują, że zmiany na rynku pracy są gorsze od oczekiwanych, gdyż jeśli wziąć pod uwagę dane biura statystyki pracy, zatrudnienie w przemyśle w ciągu ostatnich 6 miesięcy było na poziomie najniższym od marca 1941 r., a więc przed przystąpieniem Stanów Zjednoczonych do II wojny światowej.

W marcu ok. 11 mln 600 tys. pracowało w przemyśle, a więc było to 19 proc. mniej osób niż 5 lat temu. Według Departamentu Handlu udział przemysłu w PKB spadł z 25 proc. w 1960 r. do 15 proc. w 2000 r. i tylko 11 proc. w 2008 r. Charakterystyczne jest przenoszenie produkcji za granicę, i to do krajów azjatyckich. Chociaż General Motors ogłosił, że zwiększył sprzedaż do poziomu 2 mln samochodów w Chinach – 4 lata przed planem – to jednak gros tej produkcji odbywa się w Chinach. W praktyce dochodzi do tego, że amerykański eksport do Chin wzrósł nawet gdzieniegdzie dwukrotnie w okresie od 2005 r. do 2009 r., ale w części półproduktów takich jak złom.

Jeśli wzrasta wymiana handlowa na świecie, to znaczącą jej część występuje między Chinami, Indiami i innymi krajami w Azji. Obecnie import amerykański przez 12 miesięcy do lutego rósł zdecydowanie szybciej niż eksport, wzrastając o 21 proc. Charakterystyczne, że w pierwszych dwóch miesiącach tego roku Stany Zjednoczone kupiły za blisko 15 mld USD produktów zaawansowanych technologicznie z Chin, a sprzedały pięciokrotnie mniej – zaledwie 3 mln USD. Przemiany na linii euro–dolar rykoszetem uderzają w Stany Zjednoczone, a głównym beneficjentem stają się kraje Azji, które bardzo szybko się rozwijają i szybko zwiększają poziom konsumpcji krajowej.

Prywatna konsumpcja w Chinach, które mają olbrzymi poziom oszczędności, wynosiła 37 proc. w porównaniu z 71 proc. w Stanach Zjednoczonych. W efekcie wzrostu konsumpcji krajowej w Chinach doszło do sytuacji, że 66-proc. wzrost importu doprowadził w marcu do pierwszego od 6 lat deficytu handlowego. Niemniej niezależnie od olbrzymiej ekspansji międzynarodowej Chin zarówno w Afryce, jak i w Ameryce Łacińskiej, występuje też olbrzymi wzrost konsumpcji krajowej. Charakterystyczne, że o ile w 2009 r. popyt wewnętrzny w Chinach wzrósł o 180 mld USD, to w Stanach Zjednoczonych zgodnie z szacunkami banku DPS dwukrotnie mniej – o 90 mld. To właśnie konsumpcja prywatna w największych 10 gospodarkach azjatyckich, z wyłączeniem Japonii, wzrosła o 7 proc. w porównaniu z wrześniem 2008 r.

Patrząc na przemiany, w których widać olbrzymią ekspansję krajów azjatyckich, a zarazem implozję w strefie euro, należałoby dążyć do tego, aby Polska była krajem, który w ramach procesu konwergencji, poprzez realokowanie miejsc pracy, poprawi swoją pozycję na tym rynku, zwiększy eksport i przestanie być krajem eksportującym emigrantów. Zmniejszenie zaludnienia już nie tylko na wsi, ale i w mieście, i to na skalę 700 tys. w ciągu zaledwie siedmiu lat jest ostatnim dzwonkiem, który musi zostać usłyszany. Niezbędne jest zarówno polepszenie perspektyw długoterminowych, zmniejszających zobowiązania emerytalnych poprzez wprowadzenie skutecznej polityki prorodzinnej, jak i jednoczesne zwiększenie efektywności ponoszonych wydatków publicznych. Istnieje konieczność zwiększenia tych wydatków, które powiększają naszą bazę podatkową, a redukowanie tych, które nie dają perspektyw zwrotu poniesionych nakładów, gdyż inaczej finansowe problemy Unii Europejskiej staną się naszym udziałem i hamulcem w rozwoju naszego kraju.


Tagi


Artykuły powiązane

Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Właśnie dokonuje się duży zwrot w polityce najważniejszych banków centralnych na świecie. Ściśle wiąże się z tym obserwowany wzrost rentowności obligacji rządowych, który rozpoczął się w 2021 r. i nabrał gwałtownego przyspieszenia w tym roku.
Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?