Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

Kryzys krajów Unii, to także kryzys struktur w Unii

Niemcy są bardzo wrażliwi na ryzyko, że problemy fiskalne mogą zniszczyć walutę. Na własnej skórze przekonali się, że to obywatele ostatecznie płacą za nieodpowiedzialną politykę rządów. Dlatego EBC miał być niezależny, a każde państwo miało samodzielnie odpowiadać za swojej finanse. Obie zasady zostały złamane – mówi w wywiadzie Thomas Meyer, główny ekonomista Deutsche Bank.
Kryzys krajów Unii, to także kryzys struktur w Unii

Wolfgang Schäuble, minister finansów Niemiec, uważa, że kryzys w Europie nie jest kryzysem euro, lecz tylko kilku nadmiernie zadłużonych państw. (CC BY-SA World Economic Forum)

Obserwator Finansowy: Według Wolfganga Schäuble, ministra finansów Niemiec,  obecny kryzys finansowy w Europie nie jest kryzysem euro, lecz kryzysem kilku nadmiernie zadłużonych państw, które muszą poddać się odpowiedniej sanacji. Czy zgadza się Pan z taką oceną?

Thomas Mayer: Niezupełnie. To także kryzys zarządzania gospodarczego i instytucjonalnych struktur w Unii Europejskiej, które okazały się niewystarczająco dobre, by zapewnić stabilność systemu walutowo – finansowego. Jest to więc również kryzys instytucji europejskich i dlatego są one teraz reformowane i wzmacniane.

Z kolei inni politycy i eksperci oceniają, że podobnie jak w 2008 r. w USA, tak teraz w Europie mamy do czynienia z kryzysem bankowym. Ich zdaniem akcje ratunkowe UE służą nie Grecji, Portugalii, czy Irlandii lecz bankom, które nadmiernie ryzykowały i teraz koszty ich działalności przenoszone są na europejskich podatników.

Zgadzam się, że to część obecnego problemu. W przypadku Grecji mamy przecież do czynienia nie tylko z nadmiernym zadłużeniem państwa, ale również z wynikającymi z tego kłopotami dla sektora bankowego. W Irlandii to prywatne banki zadłużały się nadmiernie ze względu na swoje inwestycje w nieruchomości i po pęknięciu bąbla  na tym rynku stały się niewypłacalne, co wywołało konieczność zaangażowania władz i środków publicznych. Przyczyny kryzysów w tych obydwu krajach można sprowadzić do wspólnego mianownika, jakim jest bąbel na rynku kredytowym. Kredyty były zbyt tanie i zbyt łatwo dostępne także dla państw i prywatnych pożyczkobiorców, którzy w normalnych warunkach nie mogliby sobie na nie pozwolić. To, z czym dziś się zmagamy jest więc, kombinacją kryzysu bankowego i zadłużeniowego.

Skoro tak, to czy w akcjach ratowania zadłużonych państw europejskich podatników nie powinny wspomóc prywatne banki?

Byłoby czymś groźnym dla Europy, gdyby ten kryzys – szczęśliwie ograniczający się do kilku mniejszych krajów – miał obciążać wyłącznie podatników. Może bowiem dojść do sytuacji, że z tego powodu podatnicy utracą zaufanie do wspólnej europejskiej waluty i bankowo – zadłużeniowy kryzys naprawdę przekształci się w kryzys euro. Stałoby się tak gdyby wyborcy i kraje, które teraz świadczą pomoc zadłużonym państwom, odmówili udzielania im dalszego wsparcia, co z kolei doprowadziłoby do tego, że znajdujące się w potrzebie społeczeństwa straciłyby nadzieję,  że programy naprawcze przyniosą kiedyś skutek i w konsekwencji zrezygnowałyby z dalszych działań dostosowawczych.

Ta dyskusja dotyczy również Deutsche Banku, który jest największy w Niemczech. Lewicowi politycy zarzucają wam, że do tej pory już dużo skorzystaliście na interesach w  Grecji, ale – tak jak inne banki w UE – nie chcecie się przyłączyć do akcji ratunkowej.

Deutsche Bank z pewnością nie jest beneficjentem tego kryzysu. Podobnie jak w przypadku innych banków bardzo ucierpiał na tym nasz kurs giełdowy, który znajduje się teraz – w naszej ocenie – poniżej wartości spółki i z powodu którego nasi udziałowcy ponieśli straty. Zarzuty lewicowych polityków nie są uzasadnione.

Niemcy są największym płatnikiem na rzecz kolejnych pakietów ratunkowych w strefie euro. Czy to wystarczająco uzasadnia fakt, że niemiecka dyskusja o eurolandzie jest tak gorąca i coraz bardziej populistyczna?

Wynika to z dramatycznych doświadczeń historycznych Niemców związanych z pieniądzem tracącym na wartości. Hiperinflacja po I wojnie światowej praktycznie zlikwidowała klasę średnią w sferze ekonomicznej oraz przygotowała polityczny grunt dla przejęcia władzy przez narodowych socjalistów. Bardzo trudnym doświadczeniem była również inflacja po II wojnie światowej i wymiana Reichsmarek na Deutsche Mark w Niemczech Zachodnich. Wreszcie w Niemczech Wschodnich ludzie jeszcze dobrze pamiętają unię walutową z 1990 r., kiedy tylko ograniczone kwoty można było wymienić w stosunku 1:1 i kiedy duża część ich oszczędności była już wymienna po kursie 1:2. Z tego powodu Niemcy są bardzo wrażliwi na ryzyko, że problemy fiskalne mogą zniszczyć walutę. Na swojej skórze – dosłownie – przekonali się, że to obywatele ostatecznie płacą za nieodpowiedzialną politykę rządów. Z tego powodu tworząc strefę euro zdecydowano, że Europejski Bank Centralny będzie niezależny i będzie troszczył się wyłącznie o stabilność cen oraz, że każde z państw członkowskich będzie samodzielnie odpowiadać za swojej finanse. Niestety, w czasie obecnego kryzysu te dwie podstawowe zasady zostały złamane: EBC finansuje znajdujące w kłopotach banki, a podatnicy z jednych krajów wspierają obce państwa.

Co prawda tygodnik „Stern” wyliczył, że uczestnictwo w Niemiec w różnych formach pomocy zadłużonym państwom (m.in. poprzez poręczenia i wkłady do MFW i EBC) wynosi około 400 mld euro, ale przecież nic z tych pieniędzy nie zostało dotąd utracone. A jeśli chodzi o obawy przed inflacją, to teraz wynosi ona w strefie euro mniej niż 3 proc.

W przypadku poręczeń trzeba się niestety liczyć z tym, że pewnego dnia Niemcy, a także kraje, które się na nie zgodziły, będą musiały płacić. Poza tym niepokojącym zjawiskiem jest to, że nie wiadomo, kiedy te niedobre praktyki w eurolandzie wreszcie się zakończą. Już przecież zaczęła się debata na temat nowego pakietu ratunkowego dla Grecji i szef Eurogrupy, Jean-Claude Juncker, rzucił  liczbę ponad 60 mld euro potrzebnych Grekom. Co będzie dalej?

Mamy porzucić nadzieję?

Pewne rozwiązania zarysował niedawno Wolfgang Schäuble, który mówił o konieczności utworzenia nowych struktur w ramach eurolandu. To oznacza m.in., że w przyszłości również prywatne instytucje będą musiały ponosić koszty ratowania nadmiernie zadłużonych państw strefy euro.

Rozmawiał Andrzej Godlewski

Wolfgang Schäuble, minister finansów Niemiec, uważa, że kryzys w Europie nie jest kryzysem euro, lecz tylko kilku nadmiernie zadłużonych państw. (CC BY-SA World Economic Forum)

Otwarta licencja


Tagi