Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

To jeszcze nie koniec kłopotów Europy

„Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy krok do przodu!” – chwalił osiągnięcia swojej ekipy po objęciu władzy Władysław Gomułka. Z najnowszego biuletynu EBC wynika, że na początku maja strefa euro, a wraz z nią cała Europa znalazły się nad przepaścią. Groziła nam zapaść nie mniejsza niż katastrofa wywołana upadkiem Lehman Brothers. Od tego czasu w UE podjęto wiele gospodarczych decyzji, które unijni przywódcy zachwalają jako postępy w walce z kryzysem. Ale czy naprawdę idziemy w dobrą stronę? Czy już jesteśmy bezpieczni?

Chyba jeszcze nigdy miesięczny biuletyn EBC nie zawierał tak dramatycznej analizy. Wynika z niej, że na początku maja europejski rynek finansowy w ostatniej chwili uniknął katastrofy. Dotknęłaby ona rynki obligacji, operacji międzybankowych, akcji i dewiz. Opublikowane dane świadczą, że sytuacja półtora miesiąca temu przypominała to, co działo się we wrześniu 2008 r.

W maju udało się uniknąć powtórki z historii, m.in. dlatego że EBC zaczął kupować obligacje Grecji, co nieco uspokoiło nastroje. Tym bardziej, że równocześnie ministrowie finansów UE oraz MFW podczas historycznego weekendu 8-9 maja przyjęli pakiet ratunkowy o wartości 750 mld euro. Mimo to natychmiast podniosły się głosy zarzucające prezesowi EBC Jeanowi-Claude’owi Trichetowi, że złamał święte zasady unii walutowej i podważył wiarygodność najważniejszej instytucji finansowej w Europie, która nie powinna działać pod presją rządów. Biuletyn EBC dowodzi jednak, że sytuacja była wyjątkowo poważna i interwencja leżała w interesie całej Europy. Choć zapewne i tak znajdą się tacy, którzy uznają analizę ekspertów EBC za próbę usprawiedliwienia ich szefa. Być może już wkrótce przekonamy się, która strona miała rację.

Kiedy w czwartek wieczorem przywódcy UE rozjechali się do domów, jak zwykle każdy z nich reklamował swoje sukcesy w Brukseli. Jednak tym razem zwracali uwagę na coś innego. – Jestem bardzo zadowolona z wyników. Zaszliśmy daleko na drodze do ściślejszej koordynacji gospodarczej – mówiła kanclerz Angela Merkel. – Osiągnęliśmy czytelne porozumienie, że ekonomiczna suwerenność Zjednoczonego Królestwa nie zostanie naruszona­ – podkreślał debiutujący w Brukseli jako premier Wielkiej Brytanii David Cameron. Z kolei dla premiera Donalda Tuska kluczowe było to, że zarządzanie gospodarcze w Unii Europejskiej nie będzie powodować podziałów UE na kraje ze strefy euro i będące poza nią. Wspólny mianownik dla 27 szefów państw i rządów próbował znaleźć José Manuel Barroso. – Pokazaliśmy, że możemy działać razem – mówił przewodniczący Komisji Europejskiej. Ale dokąd prowadzą nas tak działający europejscy liderzy?

Unia Europejska rozwija się od kryzysu do kryzysu. Ta stara zasada sprawdzi się być może i teraz. Dziś UE posiada m.in. przejęte  od państw członkowskich kompetencje w dziedzinie handlu zagranicznego i polityki rolnej. W sprawach gospodarczych jej rola była dotąd bardzo ograniczona i w zasadzie pozostawała jej konsolidacja budżetowa i nadzorów nad polityką fiskalną rządów narodowych. Było to poniekąd logiczne – budżet UE wynosi przecież zaledwie 1 proc. PKB wszystkich państw członkowskich. Do czasu greckiego kryzysu wydawało się, że wystarczy, jeśli UE będzie stawiać kryteria i cele swoim członkom, zaś tych, którzy ich nie spełniają, „zawstydzać”. Jednak w tym roku okazało się, że wystarczy mniejszy partner, by narobić kłopotów wielkim państwom. Od tego czasu sytuacja zasadniczo się zmieniła. – W zeszłym tygodniu w Brukseli coraz więcej szefów rządów deklarowało, że chce wzmocnić Komisję Europejską. Niektórzy mówią już nawet o zwiększeniu budżetu UE. Kryzys sprawił, że jest korzystny klimat dla powiększenia kompetencji narodowych – cieszył się po szczycie Jacek Saryusz-Wolski, szef delegacji PO/PSL w Parlamencie Europejskim.

Przez ostatnie lata szczególnie politycy francuscy przekonywali, że nie można mieć wspólnej gospodarki pieniądza bez wspólnego rządu. „Bundesbank miał jako partnera rząd federalny w Berlinie, dlatego Europejski Bank Centralny również musi mieć naprzeciwko siebie silną władze publiczną” – twierdzili. Długo te argumenty były pomijane, jednak ostatnio zaczęto je brać na poważnie. Od kilku miesięcy w Brukseli coraz więcej mówi się o „europejskim rządzie gospodarczym” (economic government) względnie „europejskim zarządzaniu gospodarczym” (economic governance).

Do jak najściślejszej koordynacji dąży prze przede wszystkim Paryż, który chciałby nawet ustanowić rodzaj takiego rządu dla 16 państw strefy euro i pominąć pozostałych 11 członków UE. Jednak ta propozycja została odrzucona, zaś w dokumencie końcowym szczytu była mowa o „silniejszym zarządzaniu gospodarczym” (a nie jakimkolwiek rządzie). – Rozwój gospodarczy to nie tylko kontrola deficytów, ale również kwestie edukacji, innowacji i polityki regionalnej. I tymi kwestiami będziemy zajmować się na kolejnych szczytach – tłumaczyła dziennikarzom kanclerz Merkel na czym będzie polegać ta ściślejsza koordynacja. Więcej szczegółów szefowa niemieckiego rządu nie mogła i nie chciała podać. Na razie nie wiadomo nawet, kto miałby zajmować się tym zarządzaniem gospodarczym – czy Komisja Europejska, czy może jednak spotykający się na regularnych szczytach szefowie państw i rządów 27 krajów UE.

W marcu 2010 r. unijni przywódcy powołali grupę roboczą pod wodzą szefa Rady Europejskiej Hermana van Rompuya, która w październiku ma przedstawić propozycje reform gospodarczych. W zeszłym tygodniu przywódcy socjalistów i zielonych w Parlamencie Europejskim zaapelowali, by Task Force van Rompuya  przedstawił „konkretne propozycje w sprawie głębszej i szerszej koordynacji gospodarczej”. Podobnego zdania są również chadecy, stanowiący największą grupę w PE. Na razie wiadomo, że od początku 2011 r. Komisja Europejska będzie opiniować budżety państw członkowskich. By były porównywalne, będą musiały być wysyłane do Brukseli w zestandaryzowanych formularzach, co dla niektórych rządów już może oznaczać swoistą rewolucję w planowaniu budżetowym. Z czasem pojawią się zapewne m.in. propozycje harmonizacji podatków dla przedsiębiorstw (lub ustanowienia podobnych regulacji jak w przypadku VAT), a nawet ujednolicenia wieku emerytalnego.

Możliwe jednak, że życie ponownie zaskoczy europejskich przywódców i zmusi ich do jeszcze szybszego działania. Coraz więcej mówi się bowiem o tym, że majowy kryzys nie zakończył trudnych czasów dla Europy i realne są kolejne ryzyka dla europejskiego systemu finansowego. Komisarz UE ds. konkurencji Joaquín Almunia wspomniał pod koniec zeszłego tygodnia o kłopotach, które mogą mieć banki w Hiszpanii i Portugalii. Możliwe również, że tzw. stress testy obrazujące odporność poszczególnych banków w Europie na zawirowania na rynkach pokażą słabość sektora bankowego w Unii. Zgodnie z decyzją przywódców UE podjętą na ostatnim szczycie w Brukseli wyniki stress testów mają zostać opublikowane najpóźniej w drugiej połowie lipca. Najpóźniej więc wtedy dowiemy się, jak daleko lub jak blisko jesteśmy od finansowej przepaści.

Biuletyn EBC:
http://www.ecb.int/pub/pdf/mobu/mb201006en.pdf.

Otwarta licencja


Tagi