Autor: Cezary Mech

Ekonomista, doradca Prezesa Narodowego Banku Polskiego.

Czy stać nas na Unię Europejską?

Zaledwie dwa tygodnie po formalnym utworzeniu Unii Europejskiej, które nastąpiło 1 grudnia, jesteśmy konfrontowani z wyzwaniem, czy nas na Unię stać. I nie chodzi o zalew norm i wymogów, których wprowadzenie przez kraje biedniejsze nie tylko wymusza dokonanie znacznych nakładów inwestycyjnychi powoduje powstanie dodatkowych kosztów ograniczających konkurencyjność w ujęciu globalnym, ale o wyzwania o charakterze zasadniczym. Pani minister Ewa Kopacz, która z sukcesem przeciwstawia się różnym naciskom lobbystycznym ze strony koncernów farmaceutycznych, musi obecnie zmierzyć się z presją na przyjęcie dyrektywy podważającej cały sens reformy zdrowia, która nastąpiła w Polsce na początku tego wieku. Ideą tej formy była konieczność dostosowania kosztów zabiegów medycznych do dochodów, które budżet państwa jest w stanie przeznaczyć na świadczenia zdrowotne. Obecnie jesteśmy pod coraz większą presją starzenia się społeczeństwa, przechodzenia na emeryturę roczników powojennego wyżu demograficznego, które potrzebują czterokrotnie większych świadczeń medycznych niż młode pokolenie. Przyczynia się to do znaczącego wzrostu nakładów i kosztowności świadczeń medycznych. Okazało się, że koszty świadczeń medycznych wzrosły w ostatnim czasie aż o 15, 3 proc., natomiast składki w NFZ wzrosły o 8,2 proc., a w KRUS-ie o 6,1 proc. Trend, związany tylko ze starzeniem się społeczeństwa, będzie powodował coraz większy wzrost kosztów. Zwiększona liczba osób w starszym wieku będzie ogromnie oddziaływała na finansowanie służby zdrowia. Jest to zagrożenie dla finansów publicznych, które i tak są w bardzo ciężkim stanie, o czym świadczy samo zadłużenie skarbu państwa. Wzrośnie ono od 2007 r. do końca 2010 r. z 501,5 mld zł do 700,4 mld zł.

Mimo olbrzymich wyzwań stojących po stronie NFZ, prezydencja hiszpańska planuje wprowadzenie uprawnienia, które pozwoli każdemu z nas skorzystać ze służby zdrowia w Europie. Rachunki za te zabiegi będą wpływały do Ministerstwa Zdrowia. W sytuacji, gdy Ministerstwa nie stać na finansowanie wszystkich zabiegów w kraju,  będzie musiało zapłacić znacznie więcej za granicą. Podczas gdy nawet bogata Wlk. Brytania w najnowszej wkładce „Financial Times”zatytulowanej „Health” skarży się na finansowe konsekwencje sześciokrotnego wzrostu angielskiej „turystyki zdrowotnej” w ostatnich pięciu latach. Chociaż będziemy mogli mieć świadczenia na wysokim, europejskim poziomie, to jednak nie będziemy mieli z czego tych świadczeń sfinansować, ponieważ charakter UE nie jest redystrybutywny. Oznacza to, że budżet UE nie ponosi kosztów za służbę zdrowia, podobnie jak  za emerytury, a dążenie do przerzucenia kosztów dostosowań na państwa UE prowadzi do tego, że biedniejsze kraje stają przed ogromnymi problemami finansowymi oraz przed niemożnością finansowania innych istotnych, prorozwojowych działań, mających na celu przyspieszenie procesów konwergencji.

Brak działań prorozwojowych generujących miejsca pracy przyczyni się do nadmiernego podatkowego obciążenia obywateli, które będzie na tyle duże, że aby żyć na wyższym poziomie, konieczna będzie emigracja. W związku z tym kondycja finansowa państw, w których społeczeństwo starzeje się, a nie ma młodych pokoleń, będzie ulegała dalszemu pogorszeniu. W ramach Unii Europejskiej Polska będzie musiała spełniać rozmaite standardy, które wiążą się z coraz to nowymi olbrzymimi nakładami finansowymi. Może się okazać, że nasz kraj, który nie ma środków na lokalne potrzeby, będzie musiał ponosić koszty inwestycji, na które go nie stać.

W dyskusji o gazach cieplarnianych wyzwaniem dla Polski staje się dążenie do przyłączenia do grupy krajów bogatych, przestawiających się na alternatywne źródła energii. O ile minister E. Kopacz sprawnie i skutecznie radzi sobie z lobbingiem instytucji farmaceutycznych, o tyle dążenie do redukcji gazów cieplarnianych nie jest mocną stroną Polski. Trzeba pamiętać, że poddanie się presji na redukcję emisji będzie oznaczało konieczność przestawienia całej polskiej energetyki na inne źródła zasilania. Będziemy też musieli pokrywać wyższe rachunki za energię elektryczną. Zapomina się, że Polska ma wielkie możliwości, jeśli chodzi o produkcję taniej energii opartej na węglu brunatnym i kamiennym. Nowe standardy, niedopasowane do sytuacji Polski, spowodują, że skorzystanie z naturalnych przewag, jakie posiadamy, stanie się nieopłacalne, a koszty mimo wszystko będziemy musieli ponosić.

Również ostatnia prywatyzacja Polskiej Grupy Energetycznej była wielkim błędem. Oznaczała sprzedaż 41 proc. produkcji i 29 proc. udziału w dystrybucji polskiej energii elektrycznej i pozbycie się możliwości wykorzystania przewagi konkurencyjnej w postaci posiadania złóż węgla brunatnego i kamiennego. W przypadku prywatyzacji energetyki stają się one bezwartościowe, ze względu na brak zainteresowania państwa w przeciwdziałaniu naciskom lobby klimatycznego. Przyznaje to nawet w artykule z 7 grudnia „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, pisząc, że opór Polski przed likwidacją swojego sektora paliwowo-energetycznego jest spowodowany istnieniem „lobby węglowego” złożonego z państwowych koncernów”(podkr. cm). Ustępstwa względem państw bogatych będą oznaczały konieczność poniesienia olbrzymich nakładów inwestycyjnych, utratę bezpieczeństwa energetycznego i zakupy energii po zawyżonych cenach wypychających miejsca pracy z Polski. Ten proces już się rozpoczął, w postaci wzrostu cen energii w Polsce nawet w okresie spadku cen surowców energetycznych.

Wyzwaniem może okazać się także wymóg, który się również pojawi, zagwarantowania minimalnych świadczeń emerytalnych, bez zapewnienia źródeł ich pokrycia. Już na ten moment na kontach emerytalnych ZUS ma zobowiązania rzędu 1,7 bln zł, które są nieporównywalne z oficjalnym długiem państwowym i wynoszą 130 proc. polskiego PKB. Same składki, które odkładaliśmy na kontach emerytalnych w ZUS od początku reformy emerytalnej, mają już wartość 500 mld zł. Przy uwzględnieniu policzonych 7 mln osób, z wszystkich 11 mln uprawnionych do kapitału emerytalnego, zobowiązania na rachunkach wynoszą około 1,2 bln zł, a więc są niewiele mniejsze od równoważności polskiego PKB. Przy czym te wyliczenia nie uwzględniają wszystkich zobowiązań ZUS, tj. nie uwzględniają zobowiązań wobec tych osób, które nie weszły do zreformowanego systemu emerytalnego, a które pracują, ani tych, które obecnie otrzymują emerytury z płaconych przez nas składek. Zobowiązania emerytalne są więc olbrzymie i wielobilionowe. Jest to forma piramidy finansowej, gdzie te zobowiązania rosną skokowo w momencie, gdy liczba osób płacących składki będzie coraz mniejsza w związku z załamaniem demograficznym. Wyliczone zobowiązania ZUS nie uwzględniają zobowiązań wobec tych osób, które mają przywileje emerytalne, tj. pracowników służb mundurowych czy sędziów i prokuratorów. Wysyłając żołnierzy do Afganistanu, przyznajemy im jednocześnie przywileje emerytalne, nie finansując kosztów świadczeń, do których się zobowiązujemy. Skala wydatków, które ponosimy z tego tytułu mimo, że ich nawet nie rejestrujemy, jest porównywalna ze 100-proc. wielkością funduszu płac.

Nie wspieramy także polityki prorodzinnej. A przecież jest to ostatni moment, kiedy osoby z wyżu solidarnościowego mogą mieć dzieci i doprowadzić do zastępowalności pokoleń. W najbliższym czasie okaże się, że to pokolenie nie będzie mogło już mieć dzieci, a pokolenie z niżu nie będzie w stanie odwrócić powstałej piramidy finansowo-demograficznej. Obecnie brak jest dyrektyw, dbających o to, by w przyszłości były środki i podatnicy, którzy sfinansują świadczenia nie tylko emerytalne, ale i zdrowotne. Może się jednak okazać, że gdy pokolenie z wyżu się zestarzeje i nie będzie mogło mieć dzieci, to pojawi się dyrektywa europejska nakazująca wspieranie polityki prorodzinnej. Polska znajdzie się wtedy pod kolejną olbrzymią presją finansową, ponieważ będzie musiała przeznaczać olbrzymie środki na sprowadzanie i zaadoptowanie młodych imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu, którzy będą mogli mieć dzieci, po to by sprostać wymogom UE.

Ministerstwo Finansów ma olbrzymie problemy, spowodowane narastaniem długu publicznego. Deficyt budżetu państwa od 2007 r. do 2010 r. wzrośnie czterokrotnie – z 16 mld do 66 mld zł. ZUS, w związku z finansowaniem świadczeń emerytalnych dla pokolenia wyżu powojennego przechodzącego obecnie na emeryturę, jest zmuszony zaciągać coraz to większe i droższe długi. Podczas gdy w pierwszych 10 miesiącach tego roku wpływy ze składek w ZUS wzrosły o 3 mld zł, to wydatki o 11 mld zł. Jednoczesne pozbywanie się przez państwo aktywów, w tym przedsiębiorstw infrastrukturalnych o charakterze monopolistycznym, m. in. w obszarze rynku kapitałowego, to duży błąd. Sprywatyzowanie Giełdy Papierów Wartościowych doprowadzi do faktycznej likwidacji polskiego rynku kapitałowego i przeniesienia obrotu akcjami i obligacjami za granicę. Prywatyzacja GPW przez giełdę i instytucje finansowe będzie tylko drogim etapem, który zakończy się wcześniej czy później sprzedażą inwestorowi strategicznemu. Sprzedaż giełdy inwestorowi strategicznemu doprowadzi do sytuacji, w której GPW stanie się jedynie „końcówką” od komputera u inwestora strategicznego. Polskie podmioty gospodarcze również obecnie mają możliwość emisji akcji na obcych giełdach, jednak ze względu na koszty i wymagania w pozyskaniu kapitału nie korzystają z tego mechanizmu. Giełda powinna być miejscem jak najtańszego spotkania krajowych oszczędności z polskimi pomysłami produktywnego ich wykorzystania, w celu tworzenia miejsc pracy w Polsce. Każda forma prywatyzacji doprowadzi do podwyższenia kosztów kapitału i tym samym utraty opłacalności dla wielu krajowych inwestycji. Dla oszczędzających w OFE będzie oznaczała niższe emerytury z filara kapitałowego. Polski nie stać na prywatyzację GPW tylko po to, żeby w następstwie nieefektywności na rynku kapitałowym w przyszłości budować nową giełdę, która mogłaby konkurować z giełdą aktualnie prywatyzowaną. Proponowany plan prywatyzacji jest kontynuacją dotychczasowej polityki prywatyzacyjnej sprzedaży polskich aktywów za wszelką cenę, bez patrzenia na olbrzymie bilionowe zobowiązanie ZUS i służby zdrowia, która doprowadziła nie tylko do wyprzedaży majątku narodowego, ale również utraty innowacyjności i możliwości kreowania gospodarki opartej o wiedzę.

Patrząc na zmieniający się świat, na dążenia do adaptacji, zwłaszcza w aspekcie mikro, idące w kierunku wsparcia witalności przedsiębiorstw na tyle, by były istotnymi czynnikami rozwoju, a przy tym absorbującymi zatrudnienie, trzeba stwierdzić, że działania Polski w tym kierunku są nieprawidłowe. Może się okazać, że nasza bierność i popełniane błędy, przyczynią się do tego, że nie będzie nas stać na sprostanie wymogom i standardom Unii Europejskiej. A także, że nie walcząc o swoje interesy, nie generując miejsc pracy, żyjąc pod presją pozornych oszczędności, dojdziemy do sytuacji, w której staniemy się niewypłacalni pod nawałem nowych dyrektyw, którym będziemy poddawani.

Doprowadzi to do tego, że polscy pracownicy zamiast płacić podatki i składki w naszym kraju, będą zmuszeni do poszukiwań miejsc pracy w innych, zrestrukturyzowanych instytucjach gospodarczych naszych partnerów za granicą.

 

Powyższy tekst stanowi wyraz osobistych opinii i poglądów autora .


Artykuły powiązane

Technologia w sukurs ludzkiej pracy

Kategoria: Trendy gospodarcze
Napływ uchodźców z Ukrainy do Polski na skutek inwazji rosyjskiej nie zmieni trendu przechodzenia gospodarki analogowej na cyfrową – mówi dr hab. Jakub Górka z Wydziału Zarządzania UW, doradca prezesa ZUS ds. FinTech i e-płatności, ekspert PSMEG w Komisji Europejskiej.
Technologia w sukurs ludzkiej pracy

Krótkoterminowe trudności, długoterminowe szanse

Kategoria: Trendy gospodarcze
Napływ imigrantów z Ukrainy w czasie obecnej wojny krótkoterminowo powoduje trudności, natomiast w długim terminie jest szansą na uzupełnienie polskiego rynku pracy - mówi Obserwatorowi Finansowemu Beata Javorcik, Główna Ekonomistka EBOR.
Krótkoterminowe trudności, długoterminowe szanse