UE w kryzysie, ale może jeszcze zbyt małym, by wywołał zmiany

Rozbrojenie problemów politycznych UE wymaga mniej państwowości, a nie europejskiego superpaństwa. Dziś globalny konflikt wydaje się bliższy niż w jakimkolwiek innym momencie historii od 1945 roku – uważa prof. Harold James z Uniwersytetu Princeton.
UE w kryzysie, ale może jeszcze zbyt małym, by wywołał zmiany

Prof. Harold James (Fot. Centre for International Governance Innovation)

– Pytanie, które zadaję sobie w tej chwili brzmi: Czy obecny kryzys jest wystarczająco duży, wystarczająco poważny dla takich zmian mentalnych, jakich Europa doświadczyła w latach 40. Jeśli tak, to mamy drogę wyjścia. Jeśli obecny kryzys jest jednak niewystarczający, to musimy czekać na większy – w ten sposób Harold James, profesor historii i stosunków międzynarodowych z Uniwersytetu Princeton zakończył swoją prezentację na spotkaniu w NBP.

W pracy pod tytułem: „Kryzys euro jako zderzenie kultur albo wojna idei” przedstawia pięć propozycji reform, które łączyłyby ogień z wodą, czyli podejście do problemów w strefie euro reprezentowane przez Niemcy z podejściem reprezentowanym przez Francję To pierwsze charakteryzuje dyscyplina fiskalna i domyślna odpowiedzialność za błędy w polityce gospodarczej. To drugie, francuskie, jest łagodniejsze i wyraźniej dostrzega problemy państw Południa Europy.

I tak prof. James powtarza za Niemcami, że euro jest nieodwracalne, ale sugeruje jednocześnie, aby nieradzące sobie w unii walutowej państwa mogły emitować także własne waluty, co prędzej byłoby zrozumiane w Paryżu.

– Celem byłoby złagodzenie ostrego charakteru debaty na temat wyjścia ze strefy euro: Grexitu i analogicznych zagrożeń. Kraje, które podjęły ten krok [wprowadzenie równoległej do euro waluty – przyp. red.], przekonałyby się, że prowadzą handel prawdopodobnie z dużym dyskontem (…) Sukces działań stabilizacyjnych można byłoby następnie odczytać z wyceny nowej waluty. Jeśli cele zostałyby osiągnięte, zapanowała stabilizacja fiskalna i powrócił wzrost, dyskonto wyceny [nowej waluty do euro – przyp. red] powinno zniknąć – przekonuje prof. Harold James.

Kolejną propozycją jest wielokrotnie powtarzany postulat dokończenia budowy unii bankowej i rozpoczęcia tworzenia unii fiskalnej, aby zminimalizować finansową wrażliwość poszczególnych państw strefy euro.

Trzeci pomysł zakłada stworzenie powszechnego, europejskiego systemu ubezpieczeń społecznych, który byłby logicznym następstwem wspólnego rynku i swobody przepływu pracowników.

– Stanowiłoby to ważny bufor. Obszary, gdzie trwa boom gospodarczy płaciłby więcej, a obszary kurczące się więcej by dostawały. Bez płatności idących za pośrednictwem instytucji rządowych i bez postrzegania tego, jako transfery z Północy na Południe – wyjaśnia prof. James. – Rozbrojenie tego politycznego problemu wymaga mniejszej państwowości, a nie tworzenia europejskiego superpaństwa – dodaje.

A jednak czwarta propozycja opiera się na tworzeniu kolejnych etapów integracji tak, aby móc odpowiadać na europejskie problemy – chodzi o wspólną politykę wobec uchodźców, o unię energetyczną i wojskową.

Ostatnia rada profesora to dwa słowa: „myślenie globalne”.

– Fatalne powiązania, między złym zarządzaniem walutami i destrukcją światowego ładu gospodarczego i politycznego, nieuchronnie przywołują wspomnienia katastrof w latach 30., Wielkiego Kryzysu i dążenia do wojny. Wygląda, że wracają wojny handlowe. Dziś, w dużej mierze w wyniku długofalowego kryzysu finansowego w Stanach Zjednoczonych i Rosji, globalny konflikt wydaje się bliższy niż w jakimkolwiek innym momencie od 1945 roku – ostrzega historyk.

Przed bezkrytycznym przenoszeniem scenariuszy z przeszłości w przyszłość ostrzegał w uwagach do pracy prof. Jamesa prof. Stanisław Gomułka. Szczególnie, jeśli chodzi o tezę, że państwa Południa Europy nie przejmują się inflacją w takim stopniu, jak Północ i nawet wielokrotne dewaluacje waluty nie robią na nich wrażenia.

„Powyższy argument byłby potężny przed II wojną światową, kiedy eksport i import stanowiły relatywnie niewielką część PKB. Ignoruje jednak siły technologiczne działające w UE w okresie powojennym, które miały tendencję do włączania gospodarek narodowych do niemal jednolitej gospodarki UE, a tym samym zmniejszania elastyczności kursu walutowego, jako instrumentu przywracania konkurencyjność i eliminowania nierównowagi w handlu międzynarodowym dla takich krajów jak Grecja, Hiszpania czy Włochy” – pisze prof. Gomułka.

„Integracja ta dotyczy zarówno produkcji towarów, jak i kapitału finansowego. Duże firmy eksportowe są teraz również dużymi importerami. W Polsce za około 60 proc. eksportu odpowiadają firmy zagraniczne. Ten odsetek może być jeszcze wyższy dla Węgier, Słowacji i Czech” – dodaje.

(Oprac. MP)

Prof. Harold James (Fot. Centre for International Governance Innovation)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Obecne sankcje to za mało. Co może powstrzymać Rosję?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Cudowne recepty na pokój nie istnieją, ale odnaleźć można lepsze i gorsze rozwiązania. Historia gospodarcza przestrzega nas przed pochopnym rozpętywaniem wojny ekonomicznej – która może nie tylko nie zapobiec eskalacji militarnej, ale nawet ją pogłębić.
Obecne sankcje to za mało. Co może powstrzymać Rosję?

Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu

Kategoria: Analizy
Na mapie Europy widać podział na Zachód z euro w obiegu i środkowo-wschodnie peryferia z własnymi walutami. O ile nie zdarzy się w świecie coś nie do wyobrażenia, euro sięgnie jednak w końcu Bugu, choć niewykluczone, że wcześniej dopłynie do Dniepru.
Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu