Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Hodowlę start-upów zacząć trzeba od potrzeb społecznych

Nie technologie, a potrzeby społeczne powinny decydować o tym, jakie start-upy będzie się wybierać do wspomaganej przez kapitał publiczny hodowli. W dziedzinie innowacji typowanie z góry rozwojowych dziedzin nauki i technologii to błąd – stwierdzają analitycy PKN Orlen w raporcie „Gra o innowacje”.
Hodowlę start-upów zacząć trzeba od potrzeb społecznych

Infografika: BR

Raport, zaprezentowany podczas VI Europejskiego Kongresu Finansowego w Sopocie, wychodzi z podobnego założenia jak „Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju” wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Jeśli Polska nie przestawi swojej gospodarki na bardziej innowacyjną, tworzącą dłuższe i „wyższe” łańcuchy wartości, utknie w pułapce średniego rozwoju. A miejscami, gdzie rodzą się innowacje, są na ogół niewielkie firmy lub pojedynczy innowatorzy, a nie duże korporacje. Choć w całym procesie rola tych ostatnich powinna być kluczowa.

Analitycy Orlenu diagnozują sytuację, w jakiej znajduje się powstawanie innowacji w Polsce, sytuację innowatorów, start-upów, sposoby ich wspomagania. Dochodzą do kilku ważnych konkluzji wartych do rozważenia przez władze publiczne, gdyż to im przypisana jest ostatecznie najważniejsza rola w przestawianiu zwrotnicy gospodarki.

Zacznijmy od diagnoz. Składa się na nie bardzo wiarygodna analiza barier ekonomicznych, kulturowych i społecznych. Powołując się na rozległą wiedzę badawczą z różnych dziedzin, dochodzą do wniosku, który można streścić obcesowo: jesteśmy społeczeństwem, w którym tworzenie innowacji jest jak orka na ugorze. Będzie nam trudniej, a więc trzeba więcej starań.

Dlaczego? Bez wsparcia publicznego innowator w naszej rzeczywistości jest bez szans na start. Brak dochodów i oszczędności nie pozwoli mu zajęć się „myśleniem”. Młodych i zdolnych ludzi skłania to raczej do szukania pracy w korporacji lub wyjazdu za granicę. I na tym marzenia o myśleniu się na ogół kończą. Wniosek jest taki, że na wczesnym etapie ktoś powinien innowatorów sponsorować. Ale nie tylko pieniądze, a raczej ich brak, jest ważny. Również uwarunkowania kulturowe i społeczne.

Bez wsparcia publicznego innowator w naszej rzeczywistości jest bez szans na start.

Najważniejsze są takie, że – po pierwsze – przyszli innowatorzy ukształtowani są przez szkołę, która nie uczy współpracy i kreatywności. Po drugie, jesteśmy społeczeństwem nieufnym, co przekłada się na niski potencjał kooperacji niezbędny przy tworzeniu innowacji. Innowatorzy zatem powinni znaleźć się w otoczeniu, które te nawyki będzie zmieniać. Konieczne jest zaprojektowanie takich instytucji, które będą działać przy założeniu, że nawet innowator boi się ryzyka, współpracy, nie umie pracować interdyscyplinarnie i będzie patrzeć nieufnie naokoło.

Wszystko to nie znaczy, że Polacy nie mają fantastycznych pomysłów. Ale jeśli gospodarka ma stać się innowacyjna, to trzeba pomysły te doprowadzić do fazy, w której dają one produkt, a ten zostaje przyjęty przez rynek. Podejmując ryzyko, że bardzo liczne pozostaną w sferze fantazji.

Droga, którą podąża innowacja, ma przynajmniej cztery fazy, od pozyskiwania pomysłów (crowdsourcing), poprzez tworzenie prototypów (inkubator), tworzenie biznesu i przygotowanie pilotażu (akcelerator), aż do rozwijania i skalowania biznesu.

Raport stwierdza, że w tych dwóch pierwszych fazach jesteśmy już całkiem nieźli. Choć 59 proc. z ok. 2,5 tys. start-upów działających w kraju jest finansowane z oszczędności ich właścicieli, to jednak zarówno finansowanie zalążkowe Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, jak też perspektywa funduszy unijnych oraz Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości tworzą fundament, na którym można budować dalej. Wyzwaniem są dwie kolejne fazy, bo wiele dotychczasowych faktów pokazuje, że prototyp powstały w Polsce znajduje chętnego producenta za granicą.

Tu dochodzimy do najważniejszej propozycji raportu. Chodzi o to, żeby takie środowiska, inkubatory innowacji, tworzyły duże polskie przedsiębiorstwa. Jednak, jak zaznaczają wyraźnie autorzy, powinny być to specjalne, wydzielone w przedsiębiorstwach struktury, nastawione przynajmniej na trzy pierwsze etapy wprowadzania innowacji.

Dlaczego innowacyjny raj z czyśćca polskich korporacji trzeba wydzielić? Jeśli innowacje wprzęgniemy w istniejące struktury, skończą się co najwyżej lekkim modernizacyjnym liftingiem. „Innowacja ma sens, jeśli jest odważna” – jak piszą autorzy – i dlatego jeśli innowatorzy rozmyją się w strukturach korporacyjnych, to stworzą „klasyczne polskie innowacje” polegające na optymalizacji kosztów i niewielkich usprawnieniach.

Przedsiębiorstwa powinny szukać projektów, tworzyć dla nich inkubatory, dobierać projekty do portfeli według oczekiwanej relacji sukcesu do ryzyka całego portfela. Firmy powinny udostępniać innowatorom swoje zasoby, dawać dostęp do specjalistów technicznych, marketingowych, laboratoriów.

Kto ma zadbać o ostatnią fazę, czyli rozwijanie i skalowanie biznesu, gdy zaangażowanie kapitału dramatycznie wzrasta? Oczywiście przedsiębiorstwo nadal ma tu do odegrania rolę w postaci działalności Corporate Venture Capital. Ale również, a może przede wszystkim państwo. Raport proponuje utworzenie agencji na wzór amerykańskiej Defense Advanced Research Projects Agency (DARPA), zajmującej się między innymi finansowaniem technologii wojskowych. Miałby to być „broker innowacji” odpowiadający za dobór projektów i montaż ich finansowania oraz wprowadzania na rynek.

Państwo powinno być odpowiedzialne za wdrażanie również dlatego, że w myśleniu o innowacjach trzeba zacząć od potrzeb społecznych. Na przykład w dziedzinie energetyki pytamy o to, jak przestawić gospodarkę na niskoemisyjną, jak ograniczyć smog w Krakowie, jak magazynować energię, co po ograniczeniu wydobycia węgla zaproponować Śląskowi? Innowacje są wtedy, gdy dostarczają odpowiedzi na takie pytania.

Cały raport można znaleźć tutaj:

 

Infografika: BR

Tagi


Artykuły powiązane

Skalowalność to dla start-upu synonim sukcesu

Kategoria: Analizy
Fred Wilson strategię rozwoju firmy dążącej do sukcesu ujął słowami „crawl, walk, run”. Mądrze i rozważnie. Jeśli jednak czas goni, a rynek dynamicznie się zmienia, to najlepsi przeskalowują biznes w drodze na szczyt.
Skalowalność to dla start-upu synonim sukcesu