Jak z wdziękiem omijać podatki

Nie cichną komentarze po tym, jak Warren Buffet, jeden z najbogatszych amerykańskich inwestorów, po raz kolejny wyraził głębokie poparcie dla pomysłu Baracka Obamy, by dociążyć podatkowo najbogatszych Amerykanów. Ekonomiści przeciwni odpowiadają w blogosferze krótko: Buffett sam dorobił się majątku,ogrywając system polityczny.

26 listopada, w  samym środku publicznej debaty o fiscal cliff, opublikował w The New York Times tekst pt. „A minimum tax for the wealthy” (Podatek minimalny dla bogatych).

Jest już tradycją, że co roku, raczej w drugiej połowie, Warren Buffet pisze manifesty podatkowe. Zeszłoroczny felieton, zatytułowany „Stop coddling the super-rich”(Przestańcie cackać się z superbogaczami), miał wielki oddźwięk. Buffet opublikował go, kiedy USA zbliżały się do maksymalnej granicy długu publicznego (debt ceilling). Jako sposób redukcji zadłużenia, przedsiębiorca zaproponował większe opodatkowanie najbogatszych Amerykanów. Chwilę później, już z oficjalnym pomysłem, wyszła administracja Baracka Obamy.

Buffet został mocno skrytykowany przez konserwatywnych komentatorów (pisaliśmy o tym 4 września 2011 r. w tekście „Czego nie mówi Warren Buffett

Tym razem stało się podobnie. W odpowiedzi na tezy zawarte w najnowszym artykule, Grover Norquist, szef Americans for Tax Reform, konserwatywnej organizacji opowiadającej się pryncypialnie przed podnoszeniem podatków, nazwał argumenty Buffeta „głupimi”, a profesor Uniwersytetu Harvarda, znany ekonomista Greg Mankiw napisał o przedsiębiorcy „mistrz unikania opodatkowania” (ang. a master of tax avoidance).

W tegorocznej dyskusji o pomysłach Buffetta znaleźć można bardzo wiele argumentów ad personam. Niejako otworzył do tego drogę sam Buffett, powołując się już na samym początku swego felietonu na własną historię. Inwestor z Omahy uważa, że wysokie stawki podatkowe jeszcze żadnemu przedsiębiorcy nigdy nie zagroziły i że wartość podatku nigdy dla żadnego z nich nie stanowiła przyczyny, by rezygnować z danej inwestycji.

Na potwierdzenie tej tezy Buffet pisze, że kiedy opodatkowanie zysków kapitałowych wynosiło 25 proc., a krańcowa stawka podatku od dywidendy sięgała 91 proc. (w latach 1951-1954), on skutecznie sprzedał papiery wartościowe i radził sobie doskonale. Podobnie było w latach 1956-1969, nieco podatkowo łagodniejszych:

Between 1951 and 1954, when the capital gains rate was 25 percent and marginal rates on dividends reached 91 percent in extreme cases, I sold securities and did pretty well. In the years from 1956 to 1969, the top marginal rate fell modestly, but was still a lofty 70 percent — and the tax rate on capital gains inched up to 27.5 percent. I was managing funds for investors then. Never did anyone mention taxes as a reason to forgo an investment opportunity that I offered.

Buffet dodaje także, że w owych zatrudnienie oraz PKB rosły dynamicznie gwałtownie.

Przedsiębiorca radzi zapomnieć o tym, że bogaci i ultrabogaci zaczną z powodu podatków wypychać pieniędzmi swoje materace. „The ultrarich, including me, will forever pursue investment opportunities” – pisze. Dodaje jednocześnie, że mają oni co inwestować. Buffett przypomina, że majątek Amerykanów z listy 400 najbogatszych Forbesa jest już w sumie wart 1,7 bln dolarów! To ponad pięciokrotnie więcej niż 20 lat temu. Inwestor przypomina, że w 2009 roku zapłacone przez nich podatki stanowiły 19,9 proc. dochodu po odliczeniach (adjusted gross income), a jeszcze w 1992 roku – 26,4 proc.

It’s nice to have friends in high places (Dobrze mieć ustosunkowanych znajomych) – kwituje Buffett.

Autor „A minimum tax for the wealthy” postuluje więc: po pierwsze zlikwidować tzw. ulgi Busha. Modyfikuje jednak pomysł Baracka Obamy i radzi, by ulg pozbawić Amerykanów zarabiających powyżej 500 tys. dolarów rocznie (a nie 250 tys.). Po drugie: wprowadzić minimalną stawkę podatkową dla najlepiej zarabiających, najlepiej 30 proc. dla tych, których przychody wynoszą od 1 mln do 10 mln dolarów. I to natychmiast:

Additionally, we need Congress, right now, to enact a minimum tax on high incomes. I would suggest 30 percent of taxable income between $1 million and $10 million, and 35 percent on amounts above that.

Zdaniem Buffeta ma to udaremnić wysiłki lobbystów, którzy pracują nad kruczkami prawnymi, które pomagają najbogatszych wymykać się obowiązkom podatkowym. Po trzecie: pozbyć się lub prawnych, takich jak możliwość płacenia podatku po ustaleniu udziału w zyskach (carried interest):

We need to get rid of arrangements like “carried interest” that enable income from labor to be magically converted into capital gains. And it’s sickening that a Cayman Islands mail drop can be central to tax maneuvering by wealthy individuals and corporations.

Wszystko to po to, żeby osiągnąć cel budżetowy: przychody na poziomie 18,5 proc. PKB, przy wydatkach na poziomie 21 proc. PKB. Oczywiście nie rozwiąże to całkowicie problemu deficytu, ale – zdaniem Buffetta – pozwoli rządowi procedować:

Our government’s goal should be to bring in revenues of 18.5 percent of G.D.P. and spend about 21 percent of G.D.P. — levels that have been attained over extended periods in the past and can clearly be reached again. As the math makes clear, this won’t stem our budget deficits; in fact, it will continue them (…)

Tak wyrażona troska o budżet państwa nie przekonuje George’a Mankiwa z Uniwersytetu Harvarda. Przede wszystkim dlatego, że – jego zdaniem – słowa Buffetta są pełne hipokryzji. Mankiw twierdzi, że jeśli bliżej przyjrzeć się tekstom Buffetta, nigdy nie porusza on w nich kwestii, które przyczyniły się do rzeczywistego wzrostu jego własnego bogactwa. A zdaniem Mankiwa są to najbardziej agresywne strategie unikania podatków. Mankiw wylicza cztery zasady funkcjonowania Bershire Hathaway, firmy Buffetta, które poniżej przytaczam (z pewnymi uzupełnieniami), przetłumaczone na język polski:

  1. Firma Buffeta nigdy nie wypłaca dywidendy, ale zatrzymuje cale zarobki. W związku z tym zwrot na inwestycji ma formę zysków kapitałowych (Mankiw pisze capital gains, ale z kontekstu wynika, że chodzi mu o niezrealizowane zyski kapitałowe). Tak więc wycena akcji rośnie, ale dopóki się ich nie sprzeda, zyski są jedynie „na papierze” w systemie komputerowym. Nie wypłacając dywidendy, chroni swoich inwestorów (włącznie ze sobą) przed koniecznością natychmiastowego odprowadzenia podatku dochodowego od tego przychodu.
  2. Buffet inwestuje długoterminowo, więc rzadko sprzedaje i realizuje zyski kapitałowe. Niezrealizowane zyski kapitałowe są nieopodatkowane.
  3. Buffet oddaje dużą część swego majątku na cele charytatywne. Otrzymuje dzięki temu ulgę podatkową rynkowej wartości akcji, które przekazuje na cele charytatywne, z których większość to zresztą niezrealizowane (i nieopodatkowane) zyski kapitałowe.
  4. Kiedy Buffet umrze, jego spadkobiercy skorzystają z stepped-up tax basis, co oznacza, że majątek Buffeta przejdzie w ich ręce ze zwiększoną podstawą podatkową – a więc według wartości z dnia otrzymania go. Gdyby chcieli odsprzedać później majątek, zapłacą od tego capital gain tax, czyli podatek od kwoty stanowiącej różnicę, między ceną sprzedaży, a ceną po jakiej dziedziczyli.

It seems odd to me that whenever Mr Buffett talks about taxing the rich more, the „loopholes” that he uses never seem to enter into the conversation” – pisze Mankiw.

I dodaje, że reforma systemu podatkowego USA to sprawa bardziej skomplikowana, niż się Buffettowi wydaje.

Grover Norquist, postać ważna dla republikańskiej opinii publicznej, nie pozostaje Buffettowi dłużny. Być może dlatego, że na początku swojego felietonu, przedsiębiorca z Omaha posługuje się jego przykładem jako idioty, który z powodu podatków mógłby nie zaangażować się w intratną inwestycję. Jeszcze tego samego dnia, 26 listopada, w telewizji Fox News, Norquist odpowiadał na artykuł przedsiębiorcy bliskiego Obamie w tonie podobnym to Mankiwa. Stwierdził, że Buffett dorobił się majątku,ogrywając system polityczny:

„Warren Buffett has made a lot of money, some of it off of gaming the political system. He invests in insurance companies and then lobbies to raise the death tax, which drives people to buy insurance. You can get rich playing that game but it’s all corrupt. It’s not investing; it’s playing crony politics and economics. That’s a shame. He’s done the same thing with some green investing. Shame on him for gaming the system and giving money to politicians who write rules that make your assets go up”.

Ciekawy głos do dyskusji rozpoczętej przez Buffetta wnoszą także internauci, komentujący wypowiedzi ekonomistów i publicystów. W jednym z ponad 300 komentarzy pod tekstem przedsiębiorcy z Omahy, Amerykanie słusznie zauważają, że przychody na poziomie 250 tysięcy dolarów znaczą zupełnie co innego w Nowym Jorku niż w środku kraju. I być może w kodzie podatkowym powinien funkcjonować na przykład „aera code”, czyli strefa zamieszkania powinna wpływać na wysokość opodatkowania. Elotrolado pisze:

We know tht 250- K income for a family of 4 doesn’t go such a long way in Manhattan. However, it’s a whole lot of money in Normal, Kansas. Why do we pretend they’re equivalent? It’s apples to watermelons. We need to devise an index for taxing incomes that takes into account cost of living and apply it to all incomes based on where the individual lives, perhaps by area code.

Opracowała Katarzyna Kozłowska


Tagi