Złoto w oficjalnych aktywach rezerwowych Banca d’Italia
Kategoria: Instytucje finansowe
Doktor w dziedzinie nauk społecznych w dyscyplinie ekonomia i finanse, adwokat, doradca zatrudniony w Departamencie Generalnym NBP
więcej publikacji autora Maciej Zaleśkiewicz(@Getty Images)
W wyniku nazwanego tak przez włoską publicystykę rozwodu (Il divorzio) Banku Włoch z Ministerstwem Skarbu Państwa, bank centralny uzyskał niezależność od rządu. Choć od rozwodu minęło już ponad czterdzieści lat, ostatnio coraz częściej pojawiają się przepojone nostalgią głosy, by obie strony ponownie zacieśniły swoją relację. Czy to dobry pomysł?
Analiza meandrów burzliwej relacji, a następnie rozwodu, między Banca d’Italia a włoskim rządem jest bardzo pouczająca. Pozwala bowiem lepiej zrozumieć, jak w istocie powinna wyglądać zdrowa relacja między władzą wykonawczą a bankiem centralnym. Odpowiada na pytanie, jakie mogą być gospodarcze i społeczne konsekwencje, gdy relacja ta jest ukształtowana w sposób nieprawidłowy. Wreszcie unaocznia, jaki jest ostateczny bilans zysków, strat, ryzyka i szans związanych z niezależnością banku centralnego od rządu.
Miesiąc miodowy
W latach 70. XX w. wydawało się, że obie instytucje są sobie wzajemnie potrzebne, by ramię w ramię zwalczać skutki poważnych turbulencji gospodarczych, wywołanych przede wszystkim kryzysami naftowymi z 1973 r. oraz 1979 r. Z uwagi na specyficzne uwarunkowania strukturalne włoskiej gospodarki, w tym przede wszystkim brak dostępu do własnych złóż ropy naftowej, wzrost cen tego surowca w omawianym okresie był zjawiskiem szczególnie przyczyniającym się do wzrostu inflacji. Architektom polityki gospodarczej wydawało się wówczas, iż remedium na trudności stanowić będzie ekspansja monetarna. Taki kierunek działań korespondował z trendami zarówno we włoskiej myśli ekonomicznej lat 70. XX w., jak również tendencjami w praktyce gospodarczej. Zarówno w ujęciu teoretycznym jak i praktycznym nadawano wówczas priorytet zagadnieniom wzrostu gospodarczego i redystrybucji wypracowywanego w gospodarce dochodu, raczej pomijano zaś kwestie dotyczące stabilności pieniądza. W 1975 r. udało się osiągnąć ogólnospołeczny konsensus dla pomysłu rozszerzenia zakresu, uzgodnionej przez związki zawodowe i przedsiębiorców, indeksacji płac pracowników w oparciu o wskaźnik inflacji. Początkowo spowodowany rosnącymi wynagrodzeniami wzrost kosztów firm przekładał się jedynie na spadek ich marż, nie generując dodatkowych impulsów inflacyjnych w gospodarce. Instytucje publiczne tym bardziej nie przejmowały się zatem kwestią stabilności pieniądza i starały się wypracowywać mechanizmy obniżenia kosztów długu napędzającego wzrost gospodarczy. Dobrostan gospodarczy miał być oparty na niskich (lub wręcz ujemnych) realnych stopach procentowych i relatywnie słabym lirze, który miał pomagać konkurencyjności cenowej włoskich eksporterów.
W tym kontekście bank centralny zdawał się idealnym „partnerem” dla rządu. W 1975 r. wspomniane założenia polityki gospodarczej zostały obudowane prawnym instrumentarium. W wyniku przeprowadzonych reform w finansowaniu potrzeb finansowych państwa relatywnie mniejszą rolę zaczęły odgrywać krótkoterminowe bony skarbowe (BOT, wł. Buoni ordinari del Tesoro), w większym stopniu oparto się zaś na papierach o dłuższym terminie zapadalności. Wszystkie istotne parametry poszczególnych emisji (wielkość, oprocentowanie, itd.) były wyznaczane arbitralną decyzją Ministerstwa Skarbu Państwa, zaś na Banca d’Italia ciążył prawny obowiązek zakupu tych papierów danej emisji, które nie zostały objęte przez inwestorów w czasie aukcji. W ten sposób rząd zawsze miał pewność, że aukcje obligacji zakończą się sukcesem, gdyż nawet gdyby nie znaleźli się inwestorzy chcący nabyć włoskie papiery na zaproponowanych warunkach, to bank centralny – w istocie drukując pieniądz – obejmował dowolną ich ilość. W ten sposób bank centralny bez szemrania spełniał każdy finansowy kaprys rządu i finansował na rynku pierwotnym w zasadzie dowolną wysokość deficytu budżetowego. Co więcej, podczas reformy z 1975 r. wprowadzono mechanizm, dzięki któremu rząd posiadał w banku centralnym swego rodzaju kredyt w rachunku bieżącym i miał dzięki temu prawo żądać udostępnienia mu środków finansowych w kwocie nawet 14 proc. rocznych wydatków państwa zapisanych w ustawie budżetowej. W istocie zatem to rząd de facto ustalał stopy procentowe i kontrolował ilość pieniądza cyrkulującego w gospodarce. Rola banku centralnego polegała zaś na finansowaniu długu publicznego i deficytu budżetowego, w żadnym zaś razie na kontroli stabilności cen.
W połowie lat 70. XX w. wydawało się, że tak ustrukturyzowana relacja banku centralnego i rządu spowoduje, iż obie instytucje będą funkcjonować długo, szczęśliwie i zgodnie, z korzyścią dla rozwoju gospodarki i dobrobytu obywateli.
Dlaczego się nie udało?
Dynamika życia gospodarczego szybko jednak przyniosła gorzkie rozczarowanie. Już w 1980 r. widać było wyraźnie, że spirala cenowo-płacowa we Włoszech narasta i jest nie do zatrzymania. Baza monetarna znacznie wzrosła, a inflacja oscylowała wokół 20 proc. Siła nabywcza lira, w którym Włosi tradycyjnie chcieli trzymać swoje oszczędności, została wydana na pastwę krótkowzrocznych pomysłów o wybitnie politycznym charakterze. Groźba galopującej inflacji i wszystkich jej katastrofalnych konsekwencji była realna dla coraz szerszych grup społecznych, zwłaszcza tych relatywnie biedniejszych, bardziej narażonych na ponoszenie ciężarów quasi-podatku inflacyjnego. Również bogatsze grupy społeczne nie chciały, aby gromadzone często przez pokolenia majątki, w tym oszczędności, traciły na wartości. W tym kontekście warto przywołać osobiste doświadczenia byłego prezesa Banca d’Italia oraz Europejskiego Banku Centralnego (EBC) Maria Draghiego. W wywiadzie udzielonym niemieckiemu dziennikowi „Die Zeit” wspominał on o znacznie uszczuplonym majątku odziedziczonym po rodzicach, tylko dlatego że istotna jego część została ulokowana w papierach skarbowych o stałym oprocentowaniu.
W kręgach rządowych zdawano sobie sprawę, że negatywne konsekwencje inflacji mogą okazać się znacznie gorsze od problemów z uplasowaniem kolejnej transzy długu publicznego na optymalnych warunkach. W konsekwencji to minister skarbu Beniamino Andreatta, w liście przesłanym do kierującego Banca d’Italia Carla Azeglia Ciampiego wskazał, że w jego opinii byłoby lepiej, gdyby bank centralny uczestniczył w przetargach na obligacje skarbowe tylko wtedy, kiedy ze względu na sytuację makroekonomiczną uważa to za wskazane. W innych wypadkach nie powinien mieć natomiast obowiązku uczestniczenia w aukcjach, zaś parametry oferowanych przez rząd papierów powinny zostać zweryfikowane w świetle preferencji uczestników rynku. Inicjatywa ministra Andreatty została przychylnie przyjęta w banku centralnym – Ciampi odpisał, że w pełni rozumie i podziela uwagi strony rządowej i również jego zdaniem jedynie względy polityki pieniężnej powinny determinować decyzje banku centralnego odnoszące się do ewentualnych zakupów obligacji. Dodatkowo, w korespondencji podkreślono wagę dyscypliny fiskalnej i konieczność zestrojenia dynamiki wynagrodzeń z wymogami utrzymania stabilnej wartości pieniądza.
W ten właśnie sposób, trzeba przyznać, dość aksamitny, dokonał się we Włoszech słynny rozwód miedzy rządem i bankiem centralnym. Co istotne, u jego źródła stało w istocie nieformalne porozumienie między kierownictwami obu instytucji, gdyż w aktach prawnych regulujących funkcjonowanie banku centralnego w kontekście finansowania długu publicznego nie wprowadzono żadnej zmiany. Przeciwnicy rozwodu będą potem nawet argumentować, że z powodu braku zachowania ścieżki legislacyjnej przypomina on zamach stanu. Głównym celem wymiany korespondencji było wstrząśnięcie opinią publiczną i zwrócenie uwagi, że zwiększanie bilansu banku centralnego poprzez zakupy obligacji rządowych niekoniecznie prowadzi do rozwoju gospodarczego rozumianego jako realny wzrost dochodu pracowników. Używając dzisiejszej terminologii, próbowano oddziaływać na oczekiwania inflacyjne. Ostatecznie cel został osiągnięty – w ciągu kilku lat od rozwodu dynamika inflacji we Włoszech gwałtownie wyhamowała, a jej poziom zszedł w drugiej połowie lat 80. XX w. poniżej 5 proc. – z około 20 proc. na początku dekady.
Zostańmy przyjaciółmi
Tu jednak historia wcale się nie kończy. Pamiętajmy, że analizujemy sytuację we Włoszech, a więc kraju, którego pejzaż instytucjonalny dobrze scharakteryzował Giuseppe Tomasi di Lampedusa słowami jednego z bohaterów jego słynnej powieści „Lampart” (wł. Il Gattopardo) – „Czasami wszystko się zmienia po to, żeby wszystko zostało po staremu” (wł. Se vogliamo che tutto rimanga come è, bisogna che tutto cambi). Mimo rozwodowej wymiany korespondencji strony pozostały w tak dobrych relacjach, że aż do początku lat 90. XX w. bank centralny okazjonalnie, na zasadzie dyskrecjonalności, nabywał te części emisji obligacji rządowych, które nie zostały uplasowane na rynku, zaś rząd finansował swoje wydatki przez kredyt w rachunku bieżącym utrzymywanym w Banca d’Italia. Jak wskazuje uznany włoski historyk gospodarczy Valerio Castronovo, dopiero w 1992 r. to bank centralny zaczął ustalać we Włoszech poziom stóp procentowych, zaś możliwość finansowania wydatków państwa w rachunku bieżącym prowadzonym przez Banca d’Italia stała się niedopuszczalna wskutek zmian prawnych uchwalonych w 1993 r.
Trudno mi bez ciebie żyć…
Powyższe spostrzeżenie zostało wyrażone raczej z kronikarskiego obowiązku, w istocie bowiem uwarunkowania makroekonomiczne i finansowe zmieniły się po rozwodzie bardzo poważnie. Poza nielicznymi wyjątkami wspomnianymi w poprzednim akapicie decyzje w zakresie bazy monetarnej (czyli ilości pieniądza znajdującego się w obiegu) zaczęły być zasadniczo podejmowane przez instytucję odrębną od instytucji określających rodzaj i zakres wydatków budżetowych. Bank centralny przestał być w tym zakresie agendą rządu. Pociągnęło to za sobą epokowe wręcz konsekwencje.
Niezależnie od waluty, którą dany kraj posiada – wspólnej dla wielu krajów (jak euro) czy narodowej – instytucja banku centralnego powinna mieć prawnie zabezpieczoną autonomię od czynników rządowych. Te z kolei muszą być poddane rynkowej kontroli. Pomijając relatywnie nieliczne przypadki spekulacji, kontrola rynkowa pełni rolę dyscyplinującą finanse państwa i korzystnie wpływa na zrównoważony wzrost gospodarczy
Finansowanie wydatków budżetowych państwa włoskiego zostało bowiem, wobec wycofania się z udziału w tym procesie banku centralnego, poddane ,,kaprysom” wielkich inwestorów instytucjonalnych, w tym zagranicznych, a nierzadko również spekulantów. Rentowności papierów dłużnych znacznie wzrosły (osiągając nawet poziomy rzędu 12 proc.), gdyż za pieniądz pozyskiwany przez państwo w drodze emisji obligacji prywatni wierzyciele kazali sobie płacić dużo więcej niż zależny od rządu bank centralny. Dodatkowo, nigdy nie było pewności, że planowana aukcja dłużnych papierów wartościowych się powiedzie, tzn. że rząd będzie mógł pozyskać tyle środków finansowych, ile potrzebuje. Należy przy tym pamiętać, że nierzadko środki te mogły być potrzebne na regulowanie bieżących zobowiązań państwa. Kolejne włoskie rządy zostały zatem wystawione na łaskę i niełaskę inwestorów, co zwiększyło jeszcze niestabilność tamtejszego systemu politycznego.
Mechanizm ten zasadniczo doprowadził do tego, że realne stopy procentowe z najniższych (ujemnych) poziomów spośród wszystkich najbardziej rozwiniętych krajów świata w latach 70. XX w. osiągnęły najwyższe (dodatnie) poziomy dekadę później. W efekcie pokonano galopującą inflację, która obniżyła się o ponad 16 pkt proc. w latach 1980–1987.
Niestety, opisywany mechanizm miał również swoją drugą stronę – wskutek wzrostu stóp procentowych i rentowności obligacji znacząco wzrosły również koszty emitowanego przez państwo długu publicznego – w ciągu nieco ponad dekady po rozwodzie koszty obsługi długu wzrosły o około 9 pkt proc., zaś poziom długu publicznego w relacji do PKB wzrósł z około 60 proc. w 1981 r. do 120 proc. w 1992 r. Poprzez wyższe rentowności obligacji skarbowych, których nie obejmował już bank centralny, Włochy wpadły w spiralę zadłużenia publicznego. Stało się ono nieznośnym ciężarem fundamentalnie utrudniającym wzrost gospodarczy i prowadzącym do spadku skuteczności państwa i pogorszenia jakości jego działań. Niestety, brzemię wysokiego długu publicznego Włochy muszą dźwigać do dzisiaj i to pomimo pełnych wyrzeczeń wysiłków podejmowanych przez kolejne rządy. Choć można dyskutować, czy ten strukturalny problem włoskiej gospodarki narodził się po rozwodzie (jego genezy można upatrywać w nietrafionej koncepcji państwa dobrobytu wcielanej w życie już w latach 60. XX w.), niewątpliwie jednak opuszczenie rządu przez bank centralny i brak wsparcia w finansowaniu wydatków budżetowych pogłębiły problem, z bardzo poważnymi konsekwencjami widocznymi do dziś.
Rola państwa w gospodarce, tak bardzo istotna zwłaszcza w kontekście rozmaitych zjawisk kryzysowych, ulegała bowiem systematycznemu zmniejszeniu. Włoski rząd, mając utrudnione pozyskiwanie nadzwyczajnych środków finansowych, utracił pole manewru w zarządzaniu kryzysowym, co było szczególnie widoczne po upadku banku Lehman Brothers w 2008 r. oraz po wybuchu pandemii COVID-19 w 2020 r. W ostatnich dekadach znacznie osłabiły się możliwości wydatkowe – oprócz pożyczonego tytułem emisji obligacji kapitału państwo musiało bowiem zwracać wierzycielom coraz wyższe odsetki, niekiedy stojąc przed widmem bankructwa z powodu ryzyka braku możliwości rolowania długu publicznego (jak choćby w czasie dramatycznej włoskiej odsłony kryzysu zadłużeniowego w strefie euro, która miała miejsce latem 2011 r.). Dla zachowania płynności, przy utrudnionym plasowaniu kolejnych serii papierów dłużnych, musiano zatem podnosić podatki, co zawsze jest niepopularne politycznie, a we Włoszech stanowi zabieg o ograniczonej skuteczności z uwagi na silne tendencje firm do unikania opodatkowania. Wtórnie prowadziło to do wzrostu niestabilności politycznej, którą kolejne chwiejne rządy starały się ograniczać różnymi formami rozdawnictwa. Zatrudnienie w sektorze publicznym na Południu kraju zwiększano, po to, by zwiększyć popyt wewnętrzny i polepszyć możliwości sprzedaży towarów produkującym je firmom ulokowanym głównie na Północy. Te z kolei nie zawsze były gotowe odprowadzać do państwowej kasy wszystkie podatki od tak zwiększonych przychodów…
Made in Italy – czy włoska gospodarka pomaga włoskiej marce?
W tym kontekście podejmowano zatem rozpaczliwie próby ratowania kasy państwa poprzez próbę sięgnięcia do zasobów banku centralnego (sic!), tym razem już nie w mechanizmie zadekretowanej kreacji pieniądza, lecz poprzez opodatkowanie niezrealizowanych zysków z wyceny ogromnych (należących do największych na świecie) zasobów złota posiadanych przez Banca d’Italia. Ba, pojawiały się nawet jeszcze dalej idące pomysły – sprzedaży zasobów złota banku centralnego i załatania dziury budżetowej za pomocą środków finansowych pozyskanych z takiej operacji. Inicjatywy te nie powiodły się, EBC uznał je za sprzeczne z gwarantowaną traktatowo zasadą niezależności banku centralnego. Niezależnie, sytuację budżetu należało łatać jednorazowymi wpływami z zakrojonej na szeroką skalę akcji prywatyzacyjnej.
A może by tak do siebie wrócić?
Zasadność rozwodu jest dziś dyskutowana nie tylko przez zainteresowane strony – rząd, który bardzo chce powrotu do łatwego i taniego pieniądza na realizację swoich zadań oraz banki centralne, tj. EBC i Banca d’Italia, które widzą w tym prostą drogę do pojawienia się degradującej życie gospodarcze i społeczne podwyższonej inflacji.
Kwestia pojawia się również w wypowiedziach komentatorów życia gospodarczego, którzy widzą w następstwach rozwodu przyczynę strukturalnych problemów włoskiej gospodarki. Zwolennicy takiej optyki wskazują, że wzrost rentowności papierów skarbowych radykalnie zmienił przepływ strumieni oszczędności i inwestycji w gospodarce włoskiej. Co więcej, że zapoczątkował ogromny kryzys społeczny, jakiego doświadcza od jakiegoś czasu Italia. Objawia się on pogorszeniem jakości usług publicznych, infrastruktury oraz bezrobociem i brakiem perspektyw dla młodszych generacji.
Pozbawiony wsparcia banku centralnego rząd ma ograniczone możliwości inwestycyjne. Pieniądze publiczne nie trafiają do gospodarki realnej – nie można za ich pośrednictwem finansować inicjatyw i projektów, które same z siebie nie generują przychodów (szkoły, szpitale, infrastruktura, wojsko, etc.). Inwestorzy prywatni, oceniając ryzyko państwa jako emitenta, są bowiem skupieni głównie na zdolności generowania przez poszczególne projekty przychodów finansowych do budżetu. W ten sposób to decyzje wielkiego kapitału, a nie obywateli, niejako strukturyzują działalność państwa, eliminując finansowanie tych działów życia społecznego, które są niedochodowe.
Ponadto, krytycy rozwodu wskazują, że również finansowanie gospodarki realnej uległo w jego następstwie zmniejszeniu lub utrudnieniu. Spadła skłonność do inwestowania przez podmioty prywatne. Dopływ kredytu do gospodarki zmniejszył się bowiem wskutek sprywatyzowania w latach 90. XX w. wielu wcześniej kontrolowanych przez państwo banków komercyjnych, zaś wielkie koncerny przemysłowe zamiast inwestować w rozwój swoich biznesów zadowalały się pewnym i relatywnie wysokim zyskiem z inwestycji w papiery skarbowe. Przykładowo, w kilka lat po rozwodzie 55 proc. zysków koncernu Fiat wynikało z zakupu obligacji rządowych, nie zaś z zysków z poczynionych inwestycji w kapitał produkcyjny.
W sukurs krytykom rozwodu idzie tzw. nowoczesna teoria monetarna. Nawiązując, bezpośrednio lub pośrednio, do jej założeń, krytycy rozwodu chcieliby znieść wynikające z niego ograniczenia, a najlepiej przywrócić suwerenność monetarną. Wskazują oni przy tym, że państwo z własną walutą, emitując obligacje, w istocie się nie zadłuża, lecz przyjmuje depozyty na określony czas (depozyty te przechowuje na swoim rachunku w banku centralnym). Z punktu widzenia inwestora wierzyciela taki depozyt jest w pełni bezpieczny – gdy bank centralny może domykać poszczególne emisje długu publicznego, nie istnieje ryzyko bankructwa państwa przyjmującego ,,depozyt”. W momencie wykupu obligacji lub zapłaty odsetek zawsze może ono, poprzez bank centralny, wykreować dodatkowy pieniądz. Brak jest zatem również ryzyka nadmiernych spreadów wobec długu emitowanego przez inne państwa. Przeciwnicy rozwodu wskazują ponadto, że w sytuacji, w której EBC i tak w istocie kreuje pieniądz z niczego (chodzi tu jednak o dług już wyemitowany i skupowany w ramach operacji typu QE, nie zaś obejmowanych w ramach emisji bezpośrednio od państwa) byłoby lepiej, żeby operacje te były wykonywane przez krajowy bank centralny działający na rzecz wybranego demokratycznie rządu, który lepiej zna i rozumie potrzeby narodowej gospodarki.
Patrząc wstecz – bilans zysków i strat
Oceniając bilans rozwodu, również w kontekście argumentów podnoszonych przez jego współczesnych krytyków, należy wskazać, że formułują oni często trafne diagnozy, ale jednocześnie rekomendują fundamentalnie złe rozwiązania obecnej sytuacji.
Prawdziwym źródłem obecnych problemów gospodarczych Włoch nie jest zatem rozwód banku centralnego z rządem, ale to, jak bardzo nieodpowiedzialnie zachowywał się rządowy partner po rozwodzie. Nie poradził sobie w relacji, w której zamiast bezkrytycznego banku centralnego pojawili się kapryśni inwestorzy prywatni
Niezależnie od waluty, którą dany kraj posiada – wspólnej dla wielu krajów (jak euro) czy narodowej – instytucja banku centralnego powinna mieć prawnie zabezpieczoną autonomię od czynników rządowych. Te z kolei muszą być poddane rynkowej kontroli. Pomijając relatywnie nieliczne przypadki spekulacji, kontrola rynkowa pełni rolę dyscyplinującą finanse państwa i korzystnie wpływa na zrównoważony wzrost gospodarczy.
W przeciwnym razie, jak pokazują badania empiryczne i analizy przypadków wielu państw, w życie gospodarcze wkrada się wirus nadmiernej inflacji. Wirus bardzo groźny, a niekiedy wręcz zabójczy – niszczący oszczędności, mrożący inwestycje, tłamszący inicjatywę gospodarczą i ducha przedsiębiorczości. Niezależnie od początkowych planów, koncepcji i wyobrażeń, łatwy i tani pieniądz wstrzykiwany do gospodarki przez bank centralny rozleniwia i psuje zarówno państwo, jak również prywatne podmioty gospodarujące, prowadzi do tzw. zombifikacji gospodarki i utrudnia opisywany przez Josepha Schumpetera mechanizm twórczej destrukcji jako determinanty rozwoju gospodarczego. Brak niezależności banku centralnego i bezpośrednie finansowanie przezeń deficytów budżetowych prowadzi do akceleracji zjawisk, którym w założeniu finansowanie to ma przeciwdziałać. Zamiast wzrostu dobrobytu prowadzi do osłabienia krajowej waluty, wzrostu cen surowców energetycznych i w rezultacie spadku siły nabywczej dochodów obywateli, a w dłuższej perspektywie do pogłębiającego się marazmu.
Prawdziwym źródłem obecnych problemów gospodarczych Włoch nie jest zatem rozwód banku centralnego z rządem, ale to, jak bardzo nieodpowiedzialnie zachowywał się rządowy partner po rozwodzie. Nie poradził sobie w relacji, w której zamiast bezkrytycznego banku centralnego pojawili się kapryśni inwestorzy prywatni. By sprostać obecnym problemom, włoski rząd powinien wyciągnąć z tej sytuacji wnioski i pamiętać, że prawdziwym remedium nie jest powrót do monetyzacji długu publicznego w celu zmniejszenia wartości jego relacji do PKB, lecz zdrowe pobudzanie wzrostu gospodarczego. Tylko przez zwiększenie PKB można „wyrosnąć” z długu. Do tego zaś niezbędna jest stabilność gospodarcza, duch przedsiębiorczości, a przede wszystkim stabilny pieniądz i niska inflacja, na straży których mogą stać tylko niezależne od rządów banki centralne.
Autor wyraża własne opinie, a nie oficjalne stanowisko NBP.