Produkty rolno-spożywcze w wojnie celnej UE–USA
Kategoria: Trendy gospodarcze
(@Getty Images)
„Dla mnie najpiękniejszym słowem w słowniku jest »cło«” – wielokrotnie mówił Donald Trump podczas kampanii wyborczej. Nic dziwnego, że po jego powrocie do władzy ten wyraz jest odmieniany przez wszystkie przypadki w serwisach informacyjnych, a wysokość ceł to jeden z najważniejszych tematów w debacie publicznej. Próba dokonania radykalnej zmiany reguł gry w handlu międzynarodowym przez prezydenta Stanów Zjednoczonych i możliwe działania odwetowe ze strony przynajmniej części partnerów USA zwiększyły niepewność gospodarczą i negatywnie wpływają na handel globalny. Ale nie tylko władze w Waszyngtonie chcą dokonać zmian w polityce celnej w najbliższym czasie.
Nowy Unijny Kodeks Celny
W Unii Europejskiej trwają prace nad reformą celną, której projekt został opracowany dwa lata temu, czyli na długo przed powtórnym objęciem urzędu prezydenta przez Trumpa. Obecnie cło pobierane na towary przywożone do UE stanowi około 14 proc. jej budżetu, a więc nie są to małe pieniądze. Są one uznawane za część tzw. tradycyjnych zasobów własnych. Jednym z kluczowych elementów reformy będzie przyjęcie nowego Unijnego Kodeksu Celnego. Kontrowersje wzbudza m.in. pomysł zniesienia zwolnienia z ceł przesyłek pochodzących z krajów trzecich o niskiej wartości, tj. poniżej 150 euro, co ma obowiązywać od 1 marca 2028 r. Wprowadzono je kiedyś z dwóch powodów: żeby uprościć pracę celnikom i ułatwić życie konsumentom.
Zobacz również:
Taktyczna strona polityki gospodarczej Trumpa
„Zwolnienie to pochodzi z czasów, gdy paczki były wysyłane głównie między osobami prywatnymi, na przykład od babci za granicą do wnuczki w Europie. Jednak import od sprzedawców internetowych z krajów spoza UE stanowi obecnie ponad 97 proc. wszystkich zgłoszeń celnych” – podał największy niemiecki dziennik ekonomiczny „Handelsblatt”, cytowany przez serwis informacyjny Deutsche Welle. Dziennik, powołując się na wypowiedzi przedstawicieli europejskich firm, napisał, że w ich ocenie Chińczycy nadużywają istniejącego przywileju, a napływ tanich produktów zakłóca konkurencję na Starym Kontynencie.
Przesyłki spoza UE pod lupą
Pojawiają się jednak obawy, że jeśli na wszystkie przesyłki docierające do UE z państw trzecich, w tym te o wartości poniżej 150 euro, zostanie nałożone cło, to unijni konsumenci – a zatem mieszkańcy m.in. Poznania, Ołomuńca, Lipska, Marsylii, Mediolanu, Bilbao, Wilna czy Bukaresztu – solidarnie dostaną po kieszeni. O tym, że nie są one bezpodstawne, świadczą słowa Małgorzaty Krok, wiceminister finansów, będącej jednocześnie zastępcą szefa Krajowej Administracji Skarbowej, która w rozmowie z Polską Agencją Prasową przybliżyła niektóre kwestie związane z projektem nowego Unijnego Kodeksu Celnego. Przyjęto w nim m.in. założenie, że kwota należnego cła zostanie opłacona przez konsumenta w trakcie zakupu produktu.
„Za przekazanie do organów celnych tej należności odpowiedzialny będzie »uznany importer«, którym będzie sprzedawca lub pośrednik czy też w tym modelu platforma” – powiedziała Krok. Wiceszefowa resortu potwierdziła też, że jeśli zwolnienie z cła przesyłek o wartości do 150 euro odejdzie do lamusa, to wszystkie paczki przesyłane z państw trzecich do UE w ramach handlu elektronicznego zaczną podlegać nowym obowiązkom. To będzie duża zmiana dla osób regularnie korzystających z dobrodziejstw e-handlu, ponieważ prawdopodobnie nie wszystko, co obecnie jest wytwarzane w Chińskiej Republice Ludowej i przesyłane do Europy, będzie się opłacało kupować mieszkańcom Unii.
Jak rośnie popularność e-handlu
Istnieje kilka głównych przyczyn stojących za zmianami planowanymi przez Brukselę. Jedna z nich to rosnąca popularność e-handlu i lawinowy wzrost wolumenu przesyłek importowanych do UE za pośrednictwem platform internetowych. Od dawna miliony mieszkańców naszego kontynentu kupują w ten sposób różne produkty. „E-commerce zrewolucjonizował zakupy. Trzech na czterech Europejczyków dokonuje regularnych zakupów przez internet” –powiedział Michael McGrath, komisarz do spraw demokracji, wymiaru sprawiedliwości, praworządności i ochrony konsumentów.
Nie ulega wątpliwości, że e-handel przynosi korzyści obywatelom państw członkowskich UE i przynajmniej niektórym przedsiębiorcom, którzy mogą nabywać produkty szybko i po niższej cenie. W 2024 r. na rynek UE trafiło około 4,6 mld przesyłek o wartości nieprzekraczającej 150 euro, co oznacza, że każdego dnia do mieszkańców wspólnoty docierało ponad 12 mln takich paczek. To dwa razy więcej niż w 2023 r. i aż trzykrotnie więcej niż w 2022 r. Organy celne, zwłaszcza w kilku państwach, są z tego powodu nadmiernie obciążone pracą, co stanowi kolejny powód planowanej zmiany przepisów. Komisja Europejska podała też, że w 2024 r. sześć krajów członkowskich odpowiadało za nadzór nad 89 proc. towarów importowanych bezpośrednio i sprzedawanych w internecie.
Podróbki szkodzą zdrowiu i gospodarce
KE zwraca uwagę na to, że znaczna część przesyłek docierających z państw trzecich do UE jest niezgodna z przepisami wspólnotowymi. Zdaniem unijnych urzędników coraz więcej produktów jest lub może być szkodliwa dla konsumentów, ponieważ są wytwarzane z pominięciem standardów bezpieczeństwa. Zdarza się również, że za pośrednictwem internetowych platform handlowych przysyłane są towary podrobione, na czym bezpośrednio tracą unijni producenci, a pośrednio także obywatele krajów członkowskich Unii, ponieważ kupowanie fałszywek przyczynia się do ograniczenia liczby miejsc pracy i zmniejszenia wpływów podatkowych, sprawiając, że mniej środków może zostać przeznaczona np. na usługi publiczne, rozwój infrastruktury czy wsparcie dla rodzin.
„Około połowa podrobionych produktów skonfiskowanych na granicach UE, które naruszały prawa własności intelektualnej MŚP, została zakupiona przez internet” – napisano na stronie internetowej Przedstawicielstwa KE w Polsce w komunikacie pt. „Miliardy przesyłek, zero cła”. Ten tytuł mówi sam za siebie, wskazując na nastawienie Brukseli do obecnej sytuacji.
Zobacz również:
Jak podróbki z Chin zabierają miejsca pracy w UE
Nie ulega wątpliwości, że istotnym celem wprowadzenia nowych przepisów jest też wspieranie konkurencyjności unijnych producentów i dostawców. Toczą oni nierówną walkę z wieloma firmami m.in. z Chin, które nie działają na identycznych zasadach co firmy z UE. Na stronie KE podkreślono, że lawinowy wzrost importu towarów o niskiej wartości na rynek unijny uderza w przedsiębiorstwa przestrzegające przepisów, w tym z sektora MŚP, a nowe regulacje mają ograniczyć rozmiary nieuczciwej konkurencji.
Drugie dno przepisów środowiskowych
Dla unijnych urzędników nie bez znaczenia jest także negatywny wpływ importu z odległych rejonów świata na otoczenie. Na opublikowanej na stronie KE liście pytań i odpowiedzi, dotyczących planowanych zmian przepisów w handlu elektronicznym, napisano, że gwałtowny wzrost liczby paczek wysyłanych do UE niesie ze sobą „bardzo poważne szkodliwe skutki dla klimatu i środowiska wynikające z transportu towarów, zanieczyszczenia spowodowanego wykorzystaniem niektórych materiałów lub energii z paliw kopalnych w produkcji towarów oraz faktu, że takie towary są często produktami krótkotrwałymi”. Nierzadko nie da się ich naprawić, więc dość szybko lądują w pojemnikach na odpady. I tu zaczyna się kolejny problem. Zdarza się, że produktów importowanych z państw trzecich nie można poddać recyklingowi, a niektóre wprawdzie da się przetworzyć, ale „stwarzają poważne wyzwania dla przemysłu recyklingowego UE, który musi radzić sobie z produktami niskiej jakości, toksycznymi lub trudnymi do recyklingu”. Bruksela nie ukrywa, że za nowymi przepisami kryje się chęć globalnego ograniczenia emisji gazów cieplarnianych i redukcji odpadów niezależnie od miejsca ich wytwarzania.
Bezpieczeństwo przede wszystkim
Najważniejsi unijni decydenci podkreślają, że wzrost popularności e-handlu niesie ze sobą pozytywne skutki, ale powoduje również szkody. „UE jest gotowa stawić czoła tym wyzwaniom, współpracując jako drużyna Europy, aby zapewnić obywatelom i przedsiębiorstwom możliwość dalszego czerpania wielu korzyści z zakupów przez internet, a jednocześnie zminimalizować ryzyko związane z niebezpiecznymi produktami, które zagrażają zdrowiu i bezpieczeństwu konsumentów” – powiedziała Henna Virkkunen, fińska polityk, wiceprzewodnicząca wykonawcza KE do spraw suwerenności technologicznej, bezpieczeństwa i demokracji. Jej zdaniem sektor handlu elektronicznego powinien zapewniać konsumentom produkty bezpieczne i w większym stopniu niż do tej pory ograniczać negatywny wpływ na środowisko.
Z kolei Michael McGrath, irlandzki polityk, komisarz do spraw demokracji, wymiaru sprawiedliwości, praworządności i ochrony konsumentów, zwraca uwagę na to, że duży wzrost liczby paczek importowanych do UE w ramach e-commerce zagraża bezpieczeństwu konsumentów i ich prawom, a Bruksela nie powinna przyglądać się temu biernie. „Naszym obowiązkiem jest zapewnienie, aby towary wprowadzane na nasz rynek były bezpieczne, a wszyscy przedsiębiorcy przestrzegali praw konsumentów. Komisja wykorzysta wszystkie dostępne jej narzędzia, aby w pełni wspierać i koordynować egzekwowanie naszych przepisów” – podkreślił komisarz.
Więcej kontroli to równe szanse
W podobnym duchu o wyzwaniach związanych z dynamicznym rozwojem sektora e-commerce wypowiada się Maroš Šefčovič, słowacki polityk, komisarz do spraw handlu i bezpieczeństwa gospodarczego oraz stosunków międzyinstytucjonalnych i przejrzystości, kładąc nacisk na to, by zapobiegać wprowadzaniu na rynek UE produktów niezgodnych z obowiązującymi przepisami oraz zapewnić uczciwą konkurencję.
Zobacz również:
Kryzys WTO, cła i perspektywy handlu światowego
„Ambitna reforma unii celnej przedstawiona przez Komisję w maju 2023 r. ma na celu zniesienie zwolnień celnych w odniesieniu do paczek o niskiej wartości, a także wzmocnienie kontroli za pośrednictwem proponowanego Urzędu UE ds. Celnych i unijnego centrum danych celnych” – powiedział Šefčovič. Dodał również, że unijne organy celne są „pierwszymi oczami na granicy”, dlatego należy je wyposażyć w odpowiednie instrumenty pomagające egzekwować prawo wspólnotowe. Podkreślił też znaczenie ścisłej współpracy z organami odgrywającymi istotną rolę w procesie kontroli towarów wprowadzanych do obrotu.
Z wypowiedzi kluczowych urzędników z Brukseli, jak i informacji opublikowanych na stronie KE, wyłania się wniosek, że intensyfikacja kontroli nad handlem elektronicznym to wyrównywanie szans dla podmiotów działających w sektorze e-commerce.
Branża nie przygląda się biernie
Wydaje się mało prawdopodobne, aby po tym, gdy przestanie obowiązywać zwolnienie z cła dla produktów o wartości poniżej 150 euro, chińskie platformy internetowe całkowicie opuściły rynek UE. W taki scenariusz wątpi m.in. Marcin Smoła, przedstawiciel jednej ze spółek świadczących obsługę e-commerce, cytowany w serwisie infor.pl. Zwrócił on uwagę na obserwowany od kilku lat trend budowania zdolności logistycznych na rynku docelowym lub w jego bliskim sąsiedztwie.
„Wiele azjatyckich serwisów e-commerce ma już swoje centra dystrybucyjne w Niemczech, ale także w Czechach, w Polsce czy np. w Turcji. Przewidujemy, że ten proces będzie dalej postępował, na czym skorzysta sektor magazynowy, logistyka kontraktowa i centra dystrybucyjne. Powrót do bardziej standardowego schematu importowego pomoże także sektorowi transportowemu” – przewiduje Smoła. W jego ocenie największe korzyści odniosą operatorzy oferujący kompleksowe rozwiązania „od usług agencyjnych, przez transport, magazynowanie, poprzez zarządzanie zapasami, aż po obsługę zwrotów”. Słowa przedstawiciela branży e-commerce unaoczniają, że planowana rezygnacja ze zwolnienia z ceł produktów o niskiej wartości przesyłanych z państw trzecich do UE stwarza niektórym firmom niepowtarzalną szansę na rozwój i wzrost udziału w rynku. W przeciwieństwie do klientów detalicznych mogą one sporo zyskać na zmianach zapowiadanych przez Brukselę.