Złota rezerwa na trudne czasy
Kategoria: Polityka pieniężna
(CC BY-NC s_falkow)
Ze wstępnego odczytu ubiegłorocznego PKB można wysnuć wniosek, że w IV kwartale gospodarka rozwijała się w tempie 4,2-4,3 proc. – czyli w całkiem niezłym biorąc pod uwagę to, co działo się w strefie euro w drugiej połowie roku. Taki wynik oznacza, że mimo narastającego kryzysu fiskalnego w Europie wpędzającego Stary Kontynent w recesję, polska gospodarka zwolniła nieznacznie. Przypomnijmy, że PKB w I kwartale 2011 wzrósł o 4,5 proc., w drugim o 4,3 proc., zaś w trzecim o 4,2 proc.
Ekonomiści zwracają uwagę na solidny wzrost inwestycji. Nakłady brutto na środki trwałe wzrosły w całym roku o 8,7 proc. Dla porównania w 2010 roku inwestycje spadły o 0,2 proc.
– Spora część tego wzrostu to publiczne inwestycje w infrastrukturę, co potwierdza wzrost wartości dodanej w budownictwie o 11,8 proc., jednak prawdopodobnie w drugiej połowie roku mieliśmy do czynienia z odbudową inwestycji przedsiębiorstw – uważa Urszula Kryńska, ekonomistka Banku Millennium. W komentarzu do danych napisała, że wynik całoroczny może oznaczać, że w samym czwartym kwartale inwestycje rosły w tempie 10,7-10,9 proc. To byłby najlepszy wynik od drugiego kwartału 2008 roku, kiedy w Polsce o kryzysie jeszcze nikt nie mówił.
– Jest szansa, że inwestycje prywatne pokryją oczekiwany w 2012r. spadek inwestycji publicznych i w całym 2012 roku odnotujemy wzrost nakładów na środki trwałe o 4,0 proc. – ocenia Urszula Kryńska
Na zaskakująco dobre dane o inwestycjach zwracają tez uwagę ekonomiści BRE Banku.
– W danych tych otrzymaliśmy potwierdzenie kontynuacji ożywienia inwestycji prywatnych, które mają do nadrobienia poważny ubytek zdolności produkcyjnych przedsiębiorstw. Utrzymała się prawdopodobnie pozytywna kontrybucja inwestycji w infrastrukturę. W IV kwartale z całą siłą ujawniły się również automatyczne stabilizatory z kursem walutowym na czele, co przełożyło się na prawdopodobnie przekraczającą 1,5pkt proc kontrybucję eksportu netto do wzrostu – napisali w swoim raporcie po publikacji GUS.
Dobre dane z gospodarki mogą być jednym z argumentów zwolenników zaostrzenia polityki pieniężnej. Trudno nie zauważyć narastania jastrzębiego tonu w retoryce niektórych członków Rady Polityki Pieniężnej. Świadczy o tym m.in. wypowiedź Adama Glapińskiego z drugiej połowy stycznia. Według niego stopy procentowe trzeba będzie podnieść, jeśli inflacja nie spadnie poniżej 4 proc. na koniec pierwszego kwartału.
– W mojej ocenie widać w RPP obecnie zdecydowany zwrot, radykalna większość członków RPP uważa, że nie można tolerować inflacji na wysokim poziomie. Naszym konstytucyjnym obowiązkiem i priorytetem jest walka z inflacją i to nawet wtedy, gdy perspektywy wzrostu PKB są niepewne – powiedział członek Rady cytowany przez agencję Reuters.
Tę zmianę kursu widać też w wypowiedziach szefa NBP Marka Belki. W rozmowie z TVN CNBC sprzed kilku dni stwierdził on, że wysoka inflacja to problem dla banku centralnego.
– Ta wysoka inflacja, bo to jest inflacja wyższa, niż jest możliwa do tolerowania na średnią metę, już nie mówię na dłuższą metę przez NBP, psuje jakość wzrostu gospodarczego i na to jest bank, żeby działać – powiedział prezes.
Według prezesa ewentualnemu zacieśnieniu polityki pieniężnej sprzyjać mógłby dobry stan gospodarki. Jak powiedział, jego zdaniem gospodarka radzi sobie „całkiem nieźle”, a złoty odrabia straty.
– Być może trzeba by się zastanowić, żeby rozważyć w pewnym momencie – a mówię to wszystko warunkowo – zacieśnienie polityki pieniężnej – powiedział Marek Belka.
Po piątkowych danych o dynamice PKB w 2011 roku inna członkini rady Anna Zielińska-Głębocka stwierdziła, że prawdopodobieństwo obniżek stóp maleje.
Analitycy dostrzegają stopniową zmianę kursu RPP – jednak nie są do końca przekonani, czy ostatnie dane z gospodarki uzasadniałyby podwyżki stóp. To prawda, że inflacja jest wysoka – niemniej jednak spowodowana jest ona tzw. czynnikami podażowymi, jak światowe ceny ropy, czy wzrost akcyzy na paliwa. Dynamika konsumpcji prywatnej na poziomie 3,1 proc. w 2011 roku (w porównaniu do 3,2 proc. rok wcześniej) także wskazuje na to, że presja popytowa w gospodarce nie wzrasta.
Według wyliczeń ekonomistów BRE Banku w IV kwartale ubiegłego roku dynamika konsumpcji mogła spaść poniżej 2 proc. rdr. Ich zdaniem to może oznaczać, że konsumenci coraz dotkliwiej odczuwają skutki wzrostu cen oraz zmniejszenie dochodów do dyspozycji. Od kilku miesięcy dynamika wzrostu płac w firmach nie nadąża za inflacją, co przekłada się na zmniejszenie siły nabywczej gospodarstw domowych.
– Pomimo pozytywnego wydźwięku samej dynamiki PKB jego składowe nie sugerują konieczności szybkiej reakcji ze strony RPP – ocenił BRE Bank w swoim raporcie.
Marek Chądzyński