Złota rezerwa na trudne czasy
Kategoria: Polityka pieniężna
AC Milan to ukoronowanie chińskich inwestycji w europejskie kluby, ale na tym się może nie skończyć (CC BY-NC 2.0 Amil Delic)
Takiej skali przejęć zachodnich klubów piłkarskich jak ostatnio dotąd nie notowano, choć chińskie inwestycje w tej sferze ruszyły już kilka lat temu. Nie były jednak one aż tak spektakularne jak obecnie.
Przejęcie w kwietniu jednego z najbardziej utytułowanych klubów piłkarskich, włoskiego AC Milan, od byłego premiera Włoch i przedsiębiorcy Silvio Berlusconiego bardziej wstrząsnęło biznesowym niż sportowym światem. Nowy chiński właściciel Li Yonghong zapłacił za słynny klub 740 mln euro. Faktycznym kupującym jest konsorcjum chińskich inwestorów Sino-Europe Sports Investment Management Chingxing Co. AC Milan to ukoronowanie chińskich inwestycji w europejskie kluby, ale na tym się może nie skończyć.
Przejęć dokonują mniejsze i większe konsorcja państwowe i prywatne, a także nabywcy indywidualni. Wśród chińskich właścicieli klubów sportowych dominują firmy i osoby z branży deweloperskiej traktujące te inwestycje jako rozszerzenie dotychczasowej działalności, nad którą od lat wisi groźba pęknięcia bańki spekulacyjnej.
Lista chińskich inwestycji (polegająca na całkowitym albo częściowym wykupieniu udziałów w futbolowych klubach) jest coraz dłuższa. W zeszłym roku chińska grupa kapitałowa Suning kupiła za ponad 500 mln euro inny słynny włoski klub – Inter Mediolan. Jeszcze wcześniej 20 proc. udziałów w hiszpańskim Atletico Madryt przejął najbogatszy Chińczyk Wang Jianlin, właściciel grupy deweloperskiej Wanda, który wprost oświadczył chińskim mediom, że liczy na dobry zarobek. Wanda została również pierwszym chińskim sponsorem FIFA, a wartość umowy opiewa na 1,7 mld dolarów. Słynny gigant internetowy Alibaba zawarł umowę sponsorską z MKOL-em. Wszystko po to, aby przyciągnąć do Chin największe widowiska sportowe świata.Na liście chińskich sprawunków są m.in. angielskie: West Bromwich, Aston Villa, Wolverhampton Wanderers i Manchester City, czeska Slavia Praga, a także kluby z Francji, Holandii i Portugalii.
Niedawno Niemcy podpisały z Chinami dwustronną umowę, która uchyla drzwi dla bezpośrednich chińskich inwestycji w tamtejsze kluby. Dotąd restrykcyjne przepisy dotyczące zasad własności w Niemczech blokowały przejmowanie nad klubami większościowej kontroli przez obcy kapitał. Teraz kapitał z Państwa Środka, w różnej formie, może niebawem zawitać nad Odrę i Ren, gdyż Niemcy rozważają liberalizację przepisów, a wielkie chińskie pieniądze kuszą coraz bardziej. Jednym z głównych na razie tylko sponsorów niemieckiego klubu piłkarskiego Schalke 04 jest gigant elektroniki z Państwa Środka firma Hisense z Qingdao.
Chiński biznes przyśpieszył inwestycje w światowy sport, a zwłaszcza piłkę nożną, bo dysponuje ogromnymi kapitałowymi nadwyżkami. Obawia się też, że sprzyjająca polityczna koniunktura dla takich przejęć może się wkrótce w Państwie Środka wkrótce. Są już tego pierwsze symptomy. Tamtejszy regulator finansowy oraz Narodowa Komisja ds. Rozwoju i Reform zaniepokojone skalą wypływu kapitału z ChRL, nie bacząc na fascynację lidera państwa piłką, zaczęły się bardziej przyglądać tym transakcjom, określając niektóre z nich jako „irracjonalne” i wprowadzając ostrą kontrolę zagranicznych transferów.
Właśnie branża sportowa, oprócz nieruchomości, znalazła się na celowniku rządu, który uważa, że w tej dziedzinie odbywa się wyprowadzanie pieniędzy z kraju. Chińskie dane mówią, że odpływ kapitału netto z Państwa Środka wyniósł w 2016 roku 300 mld dol. (60 proc. więcej niż rok wcześniej), a rezerwy walutowe spadły w grudniu zeszłego roku do najniższego od początku 2011 roku poziomu 3 bln dolarów.
Rządowa Chińska Generalna Administracja Sportu wydała oświadczenie, w którym wezwała do ograniczenia wydatków na przejęcia klubów piłkarskich, z których część określiła jako pozostające „poza kontrolą”. Dotyczy to również zakupów klubów w samych Chinach, gdzie od lat postępuje szybko komercjalizacja sektora sportowego na zachodnią modłę i według liberalnego modelu. Podąża on szybkimi krokami za rynkowymi zmianami całego modelu gospodarczym państwa. Do tego branża ta pozycjonowana jest w Chinach nie tylko jako wielki biznes (jej wartość szacuje się tu na 500 mld dolarów), ale także jako sektor strategiczny, który buduje pozytywny wizerunek Chin za granicą (soft power) i wzmacnia „dumę narodową”.
Choć Chiny od lat są globalną potęgą sportową, to tamtejsze władze nie mogą pogodzić się z tym, że w najpopularniejszej światowej dyscyplinie, jaką jest piłka nożna (która w Chinach także jest bardzo popularna), Państwo Środka nie odgrywa większej roli. Wszystko to, mimo zatrudniania za wielkie pieniądze zagranicznych trenerów i kupowania światowych gwiazd piłkarskich, które skuszone astronomicznymi kontraktami zasilają chińskie kluby. Oficjalnie, jak podaje serwis Transfermarkt.com, wartość transferów w 2016 roku przekroczyła w Chinach 300 mln dol. i wzrosła rok do roku o 240 proc. Na przykład właściciele jednego z chińskich klubów oferują ponoć portugalskiemu zawodnikowi Realu Madryt Cristiano Ronaldo 307 mln dolarów za grę na chińskiej ziemi.
Tłumaczeniem obecnych przejęć zachodnich klubów jest, oprócz chęci zarobienia pieniędzy, także to, że wraz z tymi inwestycjami Chiny wejdą w posiadanie nowoczesnego futbolowo-biznesowego know-how (szkolenie, system organizacji klubu, polityka transferowa, sponsoring, promocja marki, itp.), które ułatwi chińskiej piłce wznieść się na wyższy poziom, tym bardziej, że Pekin przymierza się na koniec przyszłej dekady do zorganizowania piłkarskiego Mundialu.
W Chinach już od kilku sezonów wiele znanych piłkarskich klubów rozgrywa mecze – nie tylko pokazowe – a przy okazji zarabia pieniądze otwierając w centrach handlowych sklepy z klubowymi akcesoriami, organizując spotkania z przedstawicielami mediów i lokalnymi fanami i traktując ogromny chiński rynek jako ważny nie tyle ze sportowego, ale przede wszystkim biznesowego punktu widzenia. To przekłada się na zyski w postaci pozyskiwania możnych chińskich sponsorów, przychodów z reklam, sprzedaży gadżetów i praw do transmisji meczów w tamtejszej telewizji oraz internecie (według Nielsen Sports około 1/3 Chińczyków w miastach w wieku 16-59 lat regularnie ogląda piłkarskie spotkania, w tym zespołów europejskich). Przeciętny młody Chińczyk o Polsce wie niestety niewiele, ale prawie każdy wie, kim jest grający w Bayernie Monachium Robert Lewandowskiego.
W Chinach narastają w związku z tym zakupowym boomem obawy, że i sportowa bańka może pęknąć w wyniku – jak to określa prof. Stefan Szymansky, ekspert zajmujący się zarządzaniem sportem na Uniwersytecie Michigan – „szalonych” wydatków. Na łamach Asian Review twierdzi jednak, że biorąc pod uwagę skalę dokonywanych inwestycji i kopiując europejski model Chiny zbudują w ciągu dekady globalną siłę w piłce, gdyż traktują to jako „zasadnicze wyzwanie nie tylko sportowe, ale i gospodarcze”.