Autor: Marek Kułakowski

Prezes Zarządu Fundacji Radykalne Centrum

więcej publikacji autora Marek Kułakowski

Źródła nierównowagi w relacjach USA–Chiny

Amerykańska nadkonsumpcja rozumiana jako życie ponad stan wyznaczany przez produktywność własnej gospodarki, jest narzędziem, za pomocą którego Chiny dokonują dezindustrializacji Stanów Zjednoczonych.
Źródła nierównowagi w relacjach USA–Chiny

(@Getty Images)

Subsydiują amerykańskiego konsumenta, gdyż dzięki temu mogą przesuwać się w łańcuchu wartości oraz zmniejszać lukę technologiczną. Wszystko to jest wynikiem błędnych założeń w liberalnej teorii handlu międzynarodowego.

Pojęcie nadkonsumpcji

Zagadnienie nadkonsumpcji nie jest precyzyjnie zdefiniowane na gruncie teorii ekonomii. W rozumieniu potocznym można przez nią rozumieć konsumpcję nadmierną, przesadną, wykraczającą poza „normalne” potrzeby ludzkie, a tym samym dotykającą kwestii psychologicznych – nabywamy i zużywamy więcej niż potrzebujemy. Tematami pokrewnymi byłyby w tym przypadku materializm czy konsumeryzm. W głównym nurcie ekonomii jednak, jeżeli już kwestia nadkonsumpcji pojawia się w ogóle, to częściej wskazuje się na taką formą i rozmiar całkowitej konsumpcji, która prowadzi do wzrostu zanieczyszczeń, efektu cieplarnianego, wyjaławiania ziemi, zniszczenia ekosystemów i bioróżnorodności czy wyczerpywania zasobów nieodnawialnych.

Na pojęcie nadkonsumpcji można również spojrzeć od strony niezrównoważenia względem produktywności. W takim przypadku, mówiąc w uproszczeniu, społeczeństwo konsumuje więcej niż wytwarza. Proceder ten może wynikać z różnorakich przyczyn. Po pierwsze, gdy konsumpcja odbywa się w oparciu o konsumpcję kapitału, która polega na tym, że zużywający się w ramach działalności gospodarczej kapitał nie jest amortyzowany, a środki, które powinny do tego służyć, są niejako przejadane. Po drugie, gdy, utrzymujemy wysoki poziom życia oparty na transferach niezwiązanych z bieżącą sytuacją gospodarczą. Mowa tu np. o środkach unijnych, które nie przekładają się na wzrost produktywności, a jedynie pozwalają na zwiększoną konsumpcję. Przypadek ten można uzupełnić o obniżenie oprocentowania długu przez niektóre państwa strefy euro, które wynikało z przyjęcia wspólnej waluty, jak miało to miejsce w przypadku Grecji. Po trzecie, gdy mamy do czynienia z deficytem handlowym o charakterze konsumpcyjnym. Warto też zaznaczyć, że nie każdy deficyt handlowy musi prowadzić do niezrównoważenia, albo być czymś z definicji złym. Za przykład pozytywnego ujemnego bilansu handlowego można uznać taki, który wynika z importu dóbr kapitałowych, przyczyniających się do wzrostu długookresowej produktywności.

Nowa epoka handlu: protekcjonizm i regionalizacja

Dynamika procesów gospodarczych USA

Stany Zjednoczone utrzymywały niemal permanentny ujemny bilans handlowy w latach 1800–1870, a w przypadku dóbr przetworzonych stan ten trwał prawie do końca XIX w. Deficyt, pomimo znacznych rozmiarów (2,2 proc. PKB średniorocznie we wskazanym okresie), nie tylko nie był dla USA szkodliwy, ale przyczyniał się do rozwoju ich gospodarki, gdyż importowano głównie dobra kapitałowe niezbędne w procesie industrializacji. W ten sposób za pomocą kapitału zagranicznego (deficyt handlowy musiał być równoważony przez nadwyżkę na saldzie rachunku finansowego) finansowano zrównoważony, bo oparty na przyszłym przyroście produktywności, wzrost gospodarczy. Na przełomie XIX i XX w. USA dołączyły do ścisłej czołówki krajów zindustrializowanych w oparciu o przemysł kapitałochłonny, stając się eksporterem dóbr przetworzonych. Z II wojny światowej Stany Zjednoczone wyszły jako jedyna niezniszczona gospodarka przemysłowa. Wielka Brytania „tonęła w długach”, Niemcy, Japonia i Związek Radziecki były zrujnowane wojną, a USA odpowiadały za około połowę produkcji przemysłowej całego świata, podczas gdy ich populacja liczyła jedynie blisko 6 proc. tej światowej. W 1944 r. w Bretton Woods stworzono system walutowy, w myśl którego poszczególne waluty miały być powiązane ze złotem. Dolar został oparty na złocie w parytecie 35 dol. za uncję, z pełną wymienialnością na poziomie banków centralnych. Pozostałe kraje mogły więc utrzymywać rezerwy walutowe w dolarze, który był „tak dobry jak złoto”. Sprzyjał temu fakt, iż po zakończeniu II wojny światowej prawie dwie trzecie światowych zasobów rezerwowych złota znajdowało się w na amerykańskiej ziemi.

W takich warunkach, gdy USA były de facto fabryką świata, wysoko produktywny przemysł mógł zapewnić dobrze płatne miejsca pracy, co zbudowało silną, stabilną i liczną klasę średnią. Stany Zjednoczone mogły zaś dyktować warunki współpracy gospodarczej w ujęciu międzynarodowym, stając niejako na szczycie systemu w ramach tzw. krajów pierwszego świata. Dzięki Układowi Ogólnemu w sprawie Taryf Celnych i Handlu (ang. General Agreement on Tariffs and Trade, GATT), obniżono cła i zliberalizowano handel międzynarodowy, a Plan Marshalla pomógł w powojennej odbudowie gospodarek Zachodniej Europy. Działania te odegrały niebagatelną rolę w budowie prestiżu USA oraz tworzyły rynki zbytu dla amerykańskiego przemysłu, ale również, co może nawet bardziej istotne, odgrywały znaczenie geopolityczne w starciu ze Związkiem Radzieckim. Z podobnych powodów geopolitycznych, tj. triumfu komunistów w Chinach, zdecydowano się na odbudowę przemysłu w Japonii.

Proces liberalizacji handlu, w połączeniu z odbudową kluczowych państw przemysłowych, który w pierwszej fazie umocnił pozycję Stanów Zjednoczonych jako światowego lidera w obszarze gospodarczym, prowadził stopniowo do utraty konkurencyjności. Lata 70. XX w. przyniosły przełom. Załamał się system z Bretton Woods, co spowodowało przejście na płynny i względnie swobodnie fluktuujący kurs wymiany walut, z zachowaniem roli dolara jako światowej waluty rezerwowej. Ponadto pojawił się deficyt w handlu towarami, który jednak tym razem, w przeciwieństwie do sytuacji z XIX w., nie wynikał z importu dóbr kapitałowych. Był to deficyt „konsumpcyjny”.

Taktyczna strona polityki gospodarczej Trumpa

USA ulegały stopniowej dezindustrializacji. Zamiast podjąć próbę odzyskania konkurencyjności poprzez dostosowania strukturalne, wykorzystano dominującą pozycję dolara w celu utrzymania prymatu gospodarczego. Amerykańska gospodarka stopniowo coraz bardziej opierała się na konsumpcji, a deficyt handlowy równoważono „eksportem systemu monetarnego”. Stany Zjednoczone dostarczały światową walutę rezerwową, służącą do obsługi handlu międzynarodowego, w szczególności zakupu surowców, w tym ropy naftowej, a także zapewniały olbrzymi rynek kapitałowy, na którym można było inwestować nadwyżki dolarowe uzyskane z handlu. W teorii ekonomii funkcjonuje pojęcie efektu Cantillona, który mówi o redystrybucyjnych skutkach wzrostu podaży pieniądza. W myśl tej teorii podmiot, który jako pierwszy otrzyma nowy pieniądz, korzysta najbardziej, gdyż kupuje „po starych cenach”, a kolejne podmioty doświadczają inflacji. W ten sposób USA, zwiększając podaż pieniądza, korzystają na wymianie międzynarodowej, jeśli chodzi o handel, a następnie „zasysają” dolary poprzez swój rynek kapitałowy. A państwa, takie jak Niemcy, Japonia, a później Korea Południowa, godziły się na to, gdyż w dużej mierze dzięki dostępowi do amerykańskiego rynku utrzymywały wzrost gospodarczy.

Jeżeli chodzi o tzw. realną gospodarkę (poza sektorem finansowym) procesowi dezindustrializacji towarzyszył proces przechodzenia w stronę przemysłu opartego na własności intelektualnej oraz w stronę usług, w tym wysokich technologii, co można określić jako gospodarkę opartą na wiedzy. Rynki finansowe, za pomocą których w USA odbywa się alokacja kapitału, preferowały firmy z „lekkimi” aktywami w bilansie, tj. mniej bazy produkcyjnej, a więcej IP (własności intelektualnej). Rynki te uznały, że w Ameryce będzie się projektować, tworzyć innowacje, obsługiwać handel i usługi cyfrowe, a samą fizyczną produkcję można zlecić na zewnątrz. To oczywiście uproszczenie, gdyż w Stanach w dalszym ciągu istnieją pewne wysoko produktywne firmy przemysłowe tworzące na miejscu.

Jeśli zatem świat godzi się finansować nasz deficyt handlowy, powstały w wyniku nadkonsumpcji, tj. konsumpcji ponad poziom produktywności naszej gospodarki, to dlaczego mielibyśmy nie skorzystać z tej formy subsydiowania naszego poziomu życia? Skoro proceder ten zachodzi na wolnym rynku, to musi oznaczać, że świat po prostu wysoko wycenia nasz rynek finansowy, na którym lokuje swoje nadwyżki. To samo można powiedzieć o strukturze całej gospodarki. Skoro na wolnym rynku inwestorzy preferują inwestycje w IP i usługi cyfrowe kosztem bazy produkcyjnej, to znaczy, że jest to ekonomicznie uzasadnione.

Strategia chińska i problem z liberalną koncepcją handlu międzynarodowego

Chińska Republika Ludowa po katastrofie okresu maoistowskiego dokonała radykalnej zmiany kursu gospodarczego pod kierownictwem Deng Xiaopinga, czerpiąc wzorce z tzw. azjatyckich tygrysów (Hongkong, Singapur, Korea Południowa i Tajwan) oraz Japonii. Postawiono na import kapitału, głównie w postaci bezpośrednich inwestycji zagranicznych, zapewniając tanią i zdyscyplinowaną siłę roboczą. Amerykanie częściowo otworzyli dla Państwa Środka swój rynek, co było częścią geopolitycznego przebiegunowania związanego z tzw. manewrem Nixona. Chińczycy przyjmowali inwestycje zachodnich korporacji w preferowanym modelu joint venture, w wyniku czego mogli przejmować know-how oraz starannie strzegli dostępu do swojego liczebnie ogromnego rynku wewnętrznego, traktując go jak jedno z cennych aktywów.

Podobnie jak Japonia i Korea Południowa, Chiny stały się gospodarką przemysłową nastawioną na eksport do Stanów Zjednoczonych jako głównego rynku zbytu. Niska konsumpcja prywatna (niecałe 40 proc. PKB, przy około 68 proc. PKB w USA) zapewniała wysoki poziom oszczędności (obecnie ponad 40 proc. PKB w stosunku do prawie 18 proc. PKB w USA), które lokowane na zamkniętym chińskim rynku kapitałowym, opartym głównie na dużych bankach kontrolowanych przez państwo, zapewniały olbrzymią pulę środków na inwestycje. Inwestowano w rozwój bazy przemysłowej oraz infrastrukturę. Tłumiona konsumpcja jest więc świadomym elementem polityki gospodarczej Państwa Środka w następującym modelu: niska konsumpcja, skutkująca wysokimi oszczędnościami, które alokowane są poprzez sterowany rynek kapitałowy na inwestycje w sektory kapitałochłonne. W ujęciu międzynarodowym przyjęto politykę neomerkantylną. Dbano o utrzymywanie nadwyżki na saldzie handlowym w rachunku obrotów bieżących bilansu płatniczego. Tania siła robocza i subsydiowane nakłady kapitałowe w bazę przemysłową były wspomagane przez politykę walutową nakierowaną na utrzymywanie korzystnego, z punktu widzenia eksportu, niskiego kursu walutowego względem dolara. Prowadziło to do rosnących rezerw walutowych, które inwestowano na amerykańskim rynku kapitałowym (zwłaszcza w początkowej fazie w obligacje rządu amerykańskiego). Presji inflacyjnej, związanej z polityką zaniżania kursu walutowego, przeciwdziałano poprzez wysoką stopę rezerwy obowiązkowej, inaczej niż na Zachodzie, gdzie częściej stosuje się operacje otwartego rynku.

Jak chińska strategia zmienia ład globalny

Z perspektywy USA wyglądało to w ten sposób, że amerykańskie firmy poprawiały swoje wyniki finansowe, przerzucając produkcyjną, kapitałochłonną działalność do Chin, korzystając przy tym z taniej siły roboczej. W ten sposób mogły się one skupić na procesach „lekkich” i wysokomarżowych, typu: inwestycje we własność intelektualną, technologie cyfrowe, design, marketing itp. Z kolei amerykański konsument otrzymywał tańsze produkty i – w teorii – lżejszą pracę. W ramach bilansu płatniczego deficyt handlowy był obsługiwany poprzez nadwyżkę na rachunku finansowym. Chęć Pekinu do utrzymywania neomerkantylnej polityki niskiego kursu walutowego zmuszała ich do zakupu amerykańskich aktywów. Zakup obligacji skarbowych subsydiował amerykańskiego konsumenta, zaś pozostałe inwestycje trafiały na rynek kapitałowy. Tu jednak pojawiał się problem. Owe inwestycje niezwykle rzadko stanowiły nakłady zwiększające produktywność gospodarki USA, np. inwestycje typu greenfield. Mamy więc do czynienia z utrzymującym się chronicznie deficytem handlowym o charakterze konsumpcyjnym, który nie jest równoważony przyszłym wzrostem produktywności gospodarki USA, a jedynie „eksportem systemu monetarnego”, czyli utrzymującym się popytem na dolara, nie wynikającym bezpośrednio z siły gospodarki amerykańskiej. Ciekawym zjawiskiem, świadczącym o sile dolara, jest dodatnie saldo dochodów pierwotnych w bilansie płatniczym pomimo olbrzymiej ujemnej międzynarodowej pozycji inwestycyjnej. Oznacza to, że pomimo iż USA są dłużnikiem netto świata, to strumień dochodu z własności aktywów jest dla nich korzystny. Można to wyjaśnić właśnie poprzez utrzymujący się wysoki popyt na dolara.

Warto też zadać pytanie: dlaczego Chiny godzą się na ten, na pierwszy rzut oka, niekorzystny model współzależności gospodarczej z USA? Odpowiedzi można szukać w teorii handlu międzynarodowego. W ramach paradygmatu liberalnego kraje układają swoje relacje handlowe w oparciu o przewagi komparatywne, które pozwalają im maksymalizować korzyści z wymiany, niezależnie od tego czym się handluje. Wymiana handlowa musi być zatem korzystna dla obu stron, skoro do niej dochodzi. Idealnie obrazują to słowa wypowiedziane w 1992 r. przez Michaela Boskina, szefa zespołu doradców ekonomicznych Prezydenta Busha seniora: „Potato chips, computer chips—what’s the difference?”. Nie ma tu znaczenia, czy państwo handluje mikroprocesorami, czy też czipsami ziemniaczanymi, ważna jest wartość handlu wyrażona w dolarach. Państwo Środka odrzuca to podejście. Według Chin handel międzynarodowy nie ma na celu maksymalizacji bieżącej konsumpcji, lecz powinien służyć takim zmianom w strukturze gospodarki, które będą powodowały wzrost produktywności w przyszłości. W związku z tym Chiny subsydiują poziom życia amerykańskiego konsumenta, ponieważ traktują to jako inwestycję w swoją gospodarkę, umożliwiającą przesuwanie się ich kraju w globalnym łańcuchu wartości.

Geoekonomiczne powody zainteresowania USA Północą

Polityka Pekinu, nastawiona na wzrost mocy produkcyjnych w przemyśle kapitałochłonnym, odbywa się częściowo poprzez „wysysanie” mocy produkcyjnych z państw Zachodu. Wydaje się również, że model oparty na utrzymywaniu mocy produkcyjnych w przemyśle, ma większą zdolność do przyrostu produktywności niż model gospodarki opartej na wiedzy i usługach. Jest to związane z większymi możliwościami przyrostu produktywności zarówno w ujęciu pionowym (przejście od produkcji dla amerykańskich marek do produkcji marek własnych, jak i generowanie innowacji własnych, które jest łatwiejsze w przemyśle niż w usługach), jak i poziomym, związanym z większym ekosystemem takiego modelu, a tym samym „rozlewaniem się” produktywności szerzej po gospodarce. Własna baza przemysłowa natomiast generuje swój ekosystem innowacji. Ponadto, mając takie zaplecze, zawsze można ukraść własność intelektualną innych państw i wdrożyć ją na własnych warunkach. W drugą stronę to nie zadziała. Mając rozbudowaną bazę badawczą bez bazy przemysłowej, nie da się ukraść mocy produkcyjnych. W chińskim modelu kluczem jest struktura gospodarki, nakierowana na akumulację kapitału produkcyjnego. Amerykańska nadkonsumpcja subsydiowana przez Państwo Środka wydatnie im w tym pomaga, przyczyniając się do „wysysania” mocy produkcyjnych z USA oraz zmniejszania luki technologicznej.

Pozostawanie w liberalnym modelu handlu międzynarodowego w świetle działania chińskiej strategii doprowadzi do utrwalenia się w Stanach Zjednoczonych tych sektorów, które wykazują niski potencjał do przyrostu produktywności, np. eksport turystyki czy edukacji oraz swojego systemu monetarnego, przy jednoczesnej kontynuacji trendu dezindustrializacji i utraty prymatu technologicznego.

Warto również rozprawić się z często spotykaną opinią, jakoby spadek zatrudnienia w amerykańskim przemyśle nie był spowodowany „chińskim szokiem”, lecz postępującą robotyzacją, automatyzacją i zmianami technologicznymi, tj. zastępowaniem pracy ludzi przez maszyny, a także przesunięciem zatrudnienia do gałęzi przemysłu o większej produktywności. Gdyby tak było, to produktywność mniejszej liczby pracowników w ujęciu per capita powinna wzrosnąć. Tak się jednak nie stało i w II kwartale 2025 r. produktywność pracowników przemysłu w ujęciu godzinowym była taka sama jak w I kwartale 2010 r.

(@Getty Images)

Tagi


Artykuły powiązane

Wojna celna dotknie też handel rolno-spożywczy USA

Kategoria: Analizy
W kontekście wprowadzanych przez USA ceł dużo się mówi o łańcuchach wartości, w ramach których są wytwarzane wyroby przemysłowe, a relatywnie niewiele o łańcuchach dostaw żywności. Stąd też w artykule wskazano potencjalne kierunki wpływu ceł, które zostały nałożone i mają obowiązywać w zakresie handlu rolno-spożywczego Stanów Zjednoczonych.
Wojna celna dotknie też handel rolno-spożywczy USA

Wyzwania produktywności w gospodarkach UE

Kategoria: Analizy
Od wielu lat gospodarki Unii Europejskiej pozostają mniej wydajne w porównaniu z gospodarką USA. Przyczyny tego zjawiska są znane, jednak podejmowane próby reform trudno uznać za udane. Sytuacji nie zmienią zastosowania sztucznej inteligencji, która w widoczny sposób poprawi efektywność niewielu jednak państw w Europie.
Wyzwania produktywności w gospodarkach UE

Dolar traci blask

Kategoria: Analizy
Dedolaryzacja gospodarki światowej postępuje od lat. Kontynuacja polityki handlowej USA tylko ten proces przyśpieszy. Brakuje jednak waluty, która mogłaby w pełni zastąpić dolara. Istnieje ryzyko fragmentacji systemu finansowego.
Dolar traci blask