Wojna domowa w Libii jeszcze trwa, ale eksperci już zastanawiają się nad perspektywami gospodarczymi tego bogatego nie tylko w ropę naftową kraju. Libia nie potrzebuje pomocy pieniężnej, ale rozwoju infrastruktury i społeczeństwa obywatelskiego. Kraje zachodnie na tym skorzystają – mówi Grzegorz Dziemidowicz, specjalista krajów arabskich.
Libijscy rebelianci w okolicach miasta Bin Jawad, marzec 2011 r. (CC BY-NC-SA Nasser Nouri)
Makroekonomia
Pulpit
Debata
Libia może stać się drugim Dubajem
Wojna domowa w Libii jeszcze trwa, ale eksperci już zastanawiają się nad perspektywami gospodarczymi tego bogatego nie tylko w ropę naftową kraju. Libia nie potrzebuje pomocy pieniężnej, ale rozwoju infrastruktury i społeczeństwa obywatelskiego. Kraje zachodnie na tym skorzystają – mówi Grzegorz Dziemidowicz, specjalista krajów arabskich.
Obserwator Finansowy: Czy Libia stanie się poważnym partnerem dla świata wśród krajów północnej Afryki? Jakie musza być spełnione warunki?
Grzegorz Dziemidowicz: Trzeba przenieść bardzo szybko rząd i władzę tymczasową do Trypolisu, by utrzymać wrażenie jedności kraju, jedności Libii. Nie można dopuścić do rozbicia dzielnicowego kraju na rywalizujące części: Benghazi i Trypolitanię. Po drugie – trzeba zapewnić kontrolę nad całym krajem. Libia jest ogromnym państwem, kilkakrotnie większym niż Polska. Zaprowadzanie porządku zajmie trochę czasu, bo zwolennicy Kadafiego gdzieniegdzie będą jeszcze stawiali opór. Po trzecie – należy stworzyć rząd tymczasowy. Będzie to trudne z uwagi na różne plemienne zależności. Po czwarte – ważne będzie szybkie opanowanie i odbudowa przemysłu naftowego, który ucierpiał w wyniku działań wojennych.
Odbudowanie przemysłu naftowego zajmie dużo czasu?
Eksperci obliczają, że to potrwa do półtora roku. Libia eksportowała przed wojną domową półtora miliona baryłek ropy dziennie. Teraz liczba ta spadła do 100 tysięcy baryłek dziennie. Przy pomocy zagranicznych ekspertów da się pewnie skrócić czasu odbudowy sektora. Po pół roku mogą być już dla nowych władz widoczne efekty produkcji ropy.
Eksperci, którzy wesprą odbudowę pól naftowych będą amerykańscy, chińscy czy zachodnioeuropejscy?
Jedni, drudzy i trzeci. Już mamy do czynienia ze swoistą rywalizacją – do libijskiego miodu pszczoły będą zlatywać się zewsząd. To kraj bardzo zasobny.
Na samych zagranicznych kontach bankowych Libia ma zgromadzony olbrzymi majątek. Czy środki te można będzie wykorzystać?
Tak, jeśli odblokowane zostaną konta, które Kadafi miał w zachodnich bankach, nowe władze znajdą tam miliardy dolarów.
Unia już w lutym wysłała Libii 3 miliony dolarów na pomoc humanitarną, a dziś zapewnia o dalszej pomocy.
To trochę śmieszne. Libia nie potrzebuje pomocy finansowej, którą Zachód musi wyłożyć z kieszeni. Potrzebuje pomocy logistycznej, pomocy w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. To chyba trudniejsze niż takie proste wykładanie pieniędzy. Pomoc humanitarna natomiast nie idzie na Libijczyków, ale na libijskich uchodźców. Przed wojną domową było tam przecież ok. 2 mln robotników cudzoziemskich. Samych Libijczyków jest niespełna 6 milionów – to niewielka liczba ludności w stosunku do powierzchni kraju. Zawody, których nie chcieli wykonywać obywatele Libii, wykonywali często cudzoziemcy z innych krajów Afryki, dla których Libia była rajem. Jest tam też wielu Azjatów – Chińczyków, Wietnamczyków, Pakistańczyków. I to właśnie tysiące tych ludzi koczowały w obozach na granicy z Egiptem i Tunezją po wybuchu wojny domowej. To na nich idzie pomoc humanitarna. I na uchodźców, którzy próbują przez Włochy dostać się do UE.
Unijne zapewnienia dotyczące wsparcia to krok w stronę nawiązania większej współpracy? Na przykład wciągnięcia Libii do Unii dla Śródziemnomorza?
Zdecydowanie tak. Z tym, że Unia dla Śródziemnomorza jest trochę sztucznym tworem. Pamiętam jak powstawała w połowie lat 90., byłem wówczas ambasadorem w Kairze. Z wielką pompą Unia ogłaszała plany utworzenia do roku 2015 strefy bezcłowej na obszarze Morza Śródziemnego. Widzi pani tę strefę? Nikt od lat już o niej nie mówi.
A dlaczego tak trudno szły przez lata rozmowy Komisji Europejskiej z Libią o ramowej współpracy?
To się wiązało z osobą Kadafiego. Myślę, że nowe władze będą skłonne do normalnych negocjacji na normalnych warunkach. Mówiąc o „normalnych warunkach” mam oczywiście na uwadze pewne preferencje dla wybranych krajów Unii. Z pewnością będą liczyć na nie Wielka Brytania, Francja, po części Włochy z racji swoich tradycji i zaangażowania w Libii w ogóle.
„Daily Telegrach” podał, że między innymi właśnie Brytyjczycy zaopatrywali powstańców w broń. Patrząc na listę importerów i eksporterów, Wielkiej Brytanii nie widać na liście poważnych partnerów Libii.
Generalnie Zachód dostarczał zaopatrzenia powstańcom libijskim. Rzeczywiście do tej pory główną rolę w kontaktach handlowych odgrywały Włochy. Mamy wszyscy w pamięci niebywałe obrazki w postaci pocałunków składanych przez premiera Włoch na ręku Kadafiego. Silvio Berlusconi teraz ogłosił jednak gotowość wejścia w kontakty z władzami rewolucyjnymi. Ale faktem jest, że wpływy zaczną zyskiwać kraje, które odegrały dużą rolę w ostatnich wydarzeniach: Wielka Brytania właśnie i Francja.
Co z Rosją, Chinami i Brazylią? Czy utrzymają silne wpływy?
Zdecydowanie tak. USA i Zachód będą miały mocniejsze wpływy. Manifestacje w Benghazi – skandowanie nazwisk Obamy i Sarkozy’ego są bardzo znaczące. Sukces Zachodu w krajach arabskich jest spektakularny. W centrum zainteresowania Zachodu były dwa kraje: Egipt z racji swojego geopolitycznego położenia – strategicznego, kluczowego dla kontroli i szlaków komunikacyjnych (chodzi o Kanał Sueski). Drugi kraj to Libia z uwagi na ropę naftową bardzo dobrej jakości i w dużej ilości. To przecież jest nieco ponad 2 procent światowego eksportu ropy.
Ale w grze są też inni gracze…
Tak, na przykład Turcja, która odbudowuje swoją bardzo mocną pozycję w regionie. Dla rewolucji arabskich przykład islamskiej władzy w Turcji, rządu premiera Erdogana, który już trzy razy ze swoją partią wygrał wybory i znakomicie prowadzi politykę wewnętrzną oraz zagraniczną państwa, to przykład, ku któremu kraje arabskie chciałyby dążyć. Turcja będzie więc w regionie bardzo aktywna i z jej zdaniem arabscy partnerzy będą się bardzo liczyli. Także z uwagi na jej potencjał ekonomiczny. Przecież to jeden ze wschodzących krajów.
Drugie państwo to Iran, który przez Syrię, ale także poprzez Irak i szyitów będzie starał się utrzymywać pewien balans wpływów w stosunku do Zachodu i USA. I Chiny, które mają swoje interesy i wpływy w Afryce.
Co Europa może dostać od Libii oprócz surowców?
Europa marzy, żeby nowe władze libijskie zapewniły – tak jak Kadafi kiedyś – barierę przed nielegalną emigracją do Unii. Imigranci stanowią dla Europy obawę większą nawet niż wzrost fundamentalizmu islamskiego na świecie i wpływów Al Kaidy. Oprócz tego i ropy naftowej, Libia wiele może zaoferować światu.
Czy będzie budować bazę turystyczną? W Egipcie z turystyki stanowią prawie 12 proc. PKB. Libia to – pod względem turystycznym – kraj dziewiczy.
Turystyka jest pieśnią przyszłości. Libia jest niesłychanie pięknym krajem, ale obowiązuje tam prohibicja, na którą turyści patrzą niechętnie. Porównując to z Egiptem i Tunezją, Libia jest turystycznie ich ubogim krewnym. Ale ma przepiękne plaże i wybrzeża oraz interior w postaci bezbrzeżnej pustyni. Tam, w górskich pieczarach, oddalonych o 1000 km od Trypolisu, w głąb pustyni, można znaleźć rysunki skalne równe rysunkom Algierii. Zabytki archeologiczne mogłyby przyciągać rzesze turystów. W Starożytności te tereny były jednymi z najbardziej rozwiniętych na świecie. To był spichlerz Rzymu, zaopatrujący Europę w zboże. Ale w odkrywanie przeszłości Libii trzeba będzie jeszcze dużo zainwestować.
Bazę turystyczną Libijczycy będą budować z kapitału własnego czy zagranicznego?
Z obu. Pamiętajmy, że ten kraj ma pieniądze i także sporo wykształconych ludzi. W tym wykształconych na zagranicznych uniwersytetach. To stwarza możliwości budowy demokracji i normalnych struktur biznesowych. Mają wiedzę, jak poruszać się w świecie gospodarki i biznesu, jeśli więc dojdą do wniosku, że warto inwestować w turystykę, to zrobią to.
A czy taki kraj, złożony ze stu pięćdziesięciu plemion, jest w stanie w ciągu załóżmy 10 lat stworzyć spójny i ciekawy system finansowy?
Jest. Trudno sobie wyobrazić rozczłonkowanie Libii – że każde plemię weźmie swoje poletko i będzie uprawiało ropę oraz założy swoje banki. W takim kraju niezbędne jest zbudowanie dobrej władzy centralnej i stworzenia dobrego ustawodawstwa. W tym kierunku zresztą będą szły działania pomocowe.
I co wtedy? Rozwijając przemysł naftowy oraz sektor finansów, Libia może stać się drugim Dubajem?
Z uwagi na ropę, obszar kraju i jego niewielką społeczność – tak. Przy sprawnej organizacji, można byłoby to osiągnąć w stosunkowo krótkim czasie.
Kadafi rządził Libią przez 42 lata. Dlaczego akurat teraz został obalony?
To jest efekt całego ciągu wydarzeń nie tylko w Libii, ale w całej strefie Afryki Zachodniej. Poczynając od Tunezji, przez Egipt, Libię i inne państwa arabskie. Każdy z krajów z rewolucyjnym zrywem przechodził te same koleje losu: rządzony przez długowiecznych dyktatorów przez dziesiątki lat. Rzesze młodych ludzi, młode społeczeństwa poniżej 30 roku życia, bez perspektyw życiowych przyglądały się jak skorumpowane władze traktują państwo jak własność. A wiedzieli już, jak wygląda świat dookoła, jak wygląda życie w Unii Europejskiej, jaki jest status obywatela w kraju demokratycznym. Mieli dostęp do Internetu, portali społecznościowych, komunikacji. Dla tych ludzi skostniałe reżimy były nie do przyjęcia. Stąd zryw, którego iskrą były wydarzenia w Tunezji.
A stosunkowo wysokie bezrobocie i spadek wzrostu gospodarczego nie stanowiły żadnego impulsu dla tego, co się wydarzyło?
Nie. Libia jest krajem zasobnym, inaczej niż Tunezja, która ograniczona jest do zysków z turystyki. Jeszcze inna sytuacja jest w Egipcie, który jest przede wszystkim trapiony problemem demograficznym – burzliwym przyrostem ludności przy braku ziemi uprawnej, bo jest jej zaledwie 4 procent.
Rozmawiała Katarzyna Kozłowska
Grzegorz Dziemidowicz jest dyplomatą, specjalistą od krajów arabskich. Był ambasadorem RP w Egipcie i Sudanie (1994-1999) oraz Grecji. Ukończył studia w Instytucie Orientalistycznym Uniwersytetu Warszawskiego.
Obserwator Finansowy: Czy Libia stanie się poważnym partnerem dla świata wśród krajów północnej Afryki? Jakie musza być spełnione warunki?
Grzegorz Dziemidowicz: Trzeba przenieść bardzo szybko rząd i władzę tymczasową do Trypolisu, by utrzymać wrażenie jedności kraju, jedności Libii. Nie można dopuścić do rozbicia dzielnicowego kraju na rywalizujące części: Benghazi i Trypolitanię. Po drugie – trzeba zapewnić kontrolę nad całym krajem. Libia jest ogromnym państwem, kilkakrotnie większym niż Polska. Zaprowadzanie porządku zajmie trochę czasu, bo zwolennicy Kadafiego gdzieniegdzie będą jeszcze stawiali opór. Po trzecie – należy stworzyć rząd tymczasowy. Będzie to trudne z uwagi na różne plemienne zależności. Po czwarte – ważne będzie szybkie opanowanie i odbudowa przemysłu naftowego, który ucierpiał w wyniku działań wojennych.
Odbudowanie przemysłu naftowego zajmie dużo czasu?
Eksperci obliczają, że to potrwa do półtora roku. Libia eksportowała przed wojną domową półtora miliona baryłek ropy dziennie. Teraz liczba ta spadła do 100 tysięcy baryłek dziennie. Przy pomocy zagranicznych ekspertów da się pewnie skrócić czasu odbudowy sektora. Po pół roku mogą być już dla nowych władz widoczne efekty produkcji ropy.
Eksperci, którzy wesprą odbudowę pól naftowych będą amerykańscy, chińscy czy zachodnioeuropejscy?
Jedni, drudzy i trzeci. Już mamy do czynienia ze swoistą rywalizacją – do libijskiego miodu pszczoły będą zlatywać się zewsząd. To kraj bardzo zasobny.
Na samych zagranicznych kontach bankowych Libia ma zgromadzony olbrzymi majątek. Czy środki te można będzie wykorzystać?
Tak, jeśli odblokowane zostaną konta, które Kadafi miał w zachodnich bankach, nowe władze znajdą tam miliardy dolarów.
Unia już w lutym wysłała Libii 3 miliony dolarów na pomoc humanitarną, a dziś zapewnia o dalszej pomocy.
To trochę śmieszne. Libia nie potrzebuje pomocy finansowej, którą Zachód musi wyłożyć z kieszeni. Potrzebuje pomocy logistycznej, pomocy w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. To chyba trudniejsze niż takie proste wykładanie pieniędzy. Pomoc humanitarna natomiast nie idzie na Libijczyków, ale na libijskich uchodźców. Przed wojną domową było tam przecież ok. 2 mln robotników cudzoziemskich. Samych Libijczyków jest niespełna 6 milionów – to niewielka liczba ludności w stosunku do powierzchni kraju. Zawody, których nie chcieli wykonywać obywatele Libii, wykonywali często cudzoziemcy z innych krajów Afryki, dla których Libia była rajem. Jest tam też wielu Azjatów – Chińczyków, Wietnamczyków, Pakistańczyków. I to właśnie tysiące tych ludzi koczowały w obozach na granicy z Egiptem i Tunezją po wybuchu wojny domowej. To na nich idzie pomoc humanitarna. I na uchodźców, którzy próbują przez Włochy dostać się do UE.
Unijne zapewnienia dotyczące wsparcia to krok w stronę nawiązania większej współpracy? Na przykład wciągnięcia Libii do Unii dla Śródziemnomorza?
Zdecydowanie tak. Z tym, że Unia dla Śródziemnomorza jest trochę sztucznym tworem. Pamiętam jak powstawała w połowie lat 90., byłem wówczas ambasadorem w Kairze. Z wielką pompą Unia ogłaszała plany utworzenia do roku 2015 strefy bezcłowej na obszarze Morza Śródziemnego. Widzi pani tę strefę? Nikt od lat już o niej nie mówi.
A dlaczego tak trudno szły przez lata rozmowy Komisji Europejskiej z Libią o ramowej współpracy?
To się wiązało z osobą Kadafiego. Myślę, że nowe władze będą skłonne do normalnych negocjacji na normalnych warunkach. Mówiąc o „normalnych warunkach” mam oczywiście na uwadze pewne preferencje dla wybranych krajów Unii. Z pewnością będą liczyć na nie Wielka Brytania, Francja, po części Włochy z racji swoich tradycji i zaangażowania w Libii w ogóle.
„Daily Telegrach” podał, że między innymi właśnie Brytyjczycy zaopatrywali powstańców w broń. Patrząc na listę importerów i eksporterów, Wielkiej Brytanii nie widać na liście poważnych partnerów Libii.
Generalnie Zachód dostarczał zaopatrzenia powstańcom libijskim. Rzeczywiście do tej pory główną rolę w kontaktach handlowych odgrywały Włochy. Mamy wszyscy w pamięci niebywałe obrazki w postaci pocałunków składanych przez premiera Włoch na ręku Kadafiego. Silvio Berlusconi teraz ogłosił jednak gotowość wejścia w kontakty z władzami rewolucyjnymi. Ale faktem jest, że wpływy zaczną zyskiwać kraje, które odegrały dużą rolę w ostatnich wydarzeniach: Wielka Brytania właśnie i Francja.
Co z Rosją, Chinami i Brazylią? Czy utrzymają silne wpływy?
Zdecydowanie tak. USA i Zachód będą miały mocniejsze wpływy. Manifestacje w Benghazi – skandowanie nazwisk Obamy i Sarkozy’ego są bardzo znaczące. Sukces Zachodu w krajach arabskich jest spektakularny. W centrum zainteresowania Zachodu były dwa kraje: Egipt z racji swojego geopolitycznego położenia – strategicznego, kluczowego dla kontroli i szlaków komunikacyjnych (chodzi o Kanał Sueski). Drugi kraj to Libia z uwagi na ropę naftową bardzo dobrej jakości i w dużej ilości. To przecież jest nieco ponad 2 procent światowego eksportu ropy.
Ale w grze są też inni gracze…
Tak, na przykład Turcja, która odbudowuje swoją bardzo mocną pozycję w regionie. Dla rewolucji arabskich przykład islamskiej władzy w Turcji, rządu premiera Erdogana, który już trzy razy ze swoją partią wygrał wybory i znakomicie prowadzi politykę wewnętrzną oraz zagraniczną państwa, to przykład, ku któremu kraje arabskie chciałyby dążyć. Turcja będzie więc w regionie bardzo aktywna i z jej zdaniem arabscy partnerzy będą się bardzo liczyli. Także z uwagi na jej potencjał ekonomiczny. Przecież to jeden ze wschodzących krajów.
Drugie państwo to Iran, który przez Syrię, ale także poprzez Irak i szyitów będzie starał się utrzymywać pewien balans wpływów w stosunku do Zachodu i USA. I Chiny, które mają swoje interesy i wpływy w Afryce.
Co Europa może dostać od Libii oprócz surowców?
Europa marzy, żeby nowe władze libijskie zapewniły – tak jak Kadafi kiedyś – barierę przed nielegalną emigracją do Unii. Imigranci stanowią dla Europy obawę większą nawet niż wzrost fundamentalizmu islamskiego na świecie i wpływów Al Kaidy. Oprócz tego i ropy naftowej, Libia wiele może zaoferować światu.
Czy będzie budować bazę turystyczną? W Egipcie z turystyki stanowią prawie 12 proc. PKB. Libia to – pod względem turystycznym – kraj dziewiczy.
Turystyka jest pieśnią przyszłości. Libia jest niesłychanie pięknym krajem, ale obowiązuje tam prohibicja, na którą turyści patrzą niechętnie. Porównując to z Egiptem i Tunezją, Libia jest turystycznie ich ubogim krewnym. Ale ma przepiękne plaże i wybrzeża oraz interior w postaci bezbrzeżnej pustyni. Tam, w górskich pieczarach, oddalonych o 1000 km od Trypolisu, w głąb pustyni, można znaleźć rysunki skalne równe rysunkom Algierii. Zabytki archeologiczne mogłyby przyciągać rzesze turystów. W Starożytności te tereny były jednymi z najbardziej rozwiniętych na świecie. To był spichlerz Rzymu, zaopatrujący Europę w zboże. Ale w odkrywanie przeszłości Libii trzeba będzie jeszcze dużo zainwestować.
Bazę turystyczną Libijczycy będą budować z kapitału własnego czy zagranicznego?
Z obu. Pamiętajmy, że ten kraj ma pieniądze i także sporo wykształconych ludzi. W tym wykształconych na zagranicznych uniwersytetach. To stwarza możliwości budowy demokracji i normalnych struktur biznesowych. Mają wiedzę, jak poruszać się w świecie gospodarki i biznesu, jeśli więc dojdą do wniosku, że warto inwestować w turystykę, to zrobią to.
A czy taki kraj, złożony ze stu pięćdziesięciu plemion, jest w stanie w ciągu załóżmy 10 lat stworzyć spójny i ciekawy system finansowy?
Jest. Trudno sobie wyobrazić rozczłonkowanie Libii – że każde plemię weźmie swoje poletko i będzie uprawiało ropę oraz założy swoje banki. W takim kraju niezbędne jest zbudowanie dobrej władzy centralnej i stworzenia dobrego ustawodawstwa. W tym kierunku zresztą będą szły działania pomocowe.
I co wtedy? Rozwijając przemysł naftowy oraz sektor finansów, Libia może stać się drugim Dubajem?
Z uwagi na ropę, obszar kraju i jego niewielką społeczność – tak. Przy sprawnej organizacji, można byłoby to osiągnąć w stosunkowo krótkim czasie.
Kadafi rządził Libią przez 42 lata. Dlaczego akurat teraz został obalony?
To jest efekt całego ciągu wydarzeń nie tylko w Libii, ale w całej strefie Afryki Zachodniej. Poczynając od Tunezji, przez Egipt, Libię i inne państwa arabskie. Każdy z krajów z rewolucyjnym zrywem przechodził te same koleje losu: rządzony przez długowiecznych dyktatorów przez dziesiątki lat. Rzesze młodych ludzi, młode społeczeństwa poniżej 30 roku życia, bez perspektyw życiowych przyglądały się jak skorumpowane władze traktują państwo jak własność. A wiedzieli już, jak wygląda świat dookoła, jak wygląda życie w Unii Europejskiej, jaki jest status obywatela w kraju demokratycznym. Mieli dostęp do Internetu, portali społecznościowych, komunikacji. Dla tych ludzi skostniałe reżimy były nie do przyjęcia. Stąd zryw, którego iskrą były wydarzenia w Tunezji.
A stosunkowo wysokie bezrobocie i spadek wzrostu gospodarczego nie stanowiły żadnego impulsu dla tego, co się wydarzyło?
Nie. Libia jest krajem zasobnym, inaczej niż Tunezja, która ograniczona jest do zysków z turystyki. Jeszcze inna sytuacja jest w Egipcie, który jest przede wszystkim trapiony problemem demograficznym – burzliwym przyrostem ludności przy braku ziemi uprawnej, bo jest jej zaledwie 4 procent.
Rozmawiała Katarzyna Kozłowska
Grzegorz Dziemidowicz jest dyplomatą, specjalistą od krajów arabskich. Był ambasadorem RP w Egipcie i Sudanie (1994-1999) oraz Grecji. Ukończył studia w Instytucie Orientalistycznym Uniwersytetu Warszawskiego.
Libijscy rebelianci w okolicach miasta Bin Jawad, marzec 2011 r. (CC BY-NC-SA Nasser Nouri)
W krajach arabskich dynamicznie rozwija się rynek usług bankowych. Banki w tym regionie (dotyczy to głównie banków pochodzących z bogatych krajów należących do Rady Współpracy Zatoki Perskiej) inwestują w cyfryzację usług bankowych, sztuczną inteligencję i rozwój produktów finansowych powiązanych z kryteriami ESG.
Zależność od Afryki jest wprost proporcjonalna do rozwoju technologicznego i przechodzenia na energię odnawialną. Kraje tego kontynentu chcą przejąć pełną kontrolę nad wydobyciem potrzebnych surowców. A sprawa ta ma bezpośrednie odbicie na wojnie w Ukrainie. Jak zarabia na tym Rosja?
O obronie gotówki jako ważnego środka płatniczego w obrocie gospodarczym i roli państwa w tej wojnie mówił w rozmowie z „Obserwatorem Finansowym“ Rafał Górski, prezes Instytutu Spraw Obywatelskich.
Marketing miejsc długo uchodził za luksusowy dodatek – „ładne hasła i logotypy”. Dziś to narzędzie zniuansowanej rywalizacji o mieszkańców, inwestorów i turystów – mówi dr Jarosław Górski, adiunkt na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW.
Potrzebny jest nowy sposób myślenia o ekonomii politycznej, który odrzuca dychotomię „rynek kontra rząd”, zastępując ją wizją dotyczącą tego, w jaki sposób przedsiębiorczy liderzy mogą wykorzystać siłę rynków do osiągania celów politycznych i społecznych – przekonuje Chris Hughes w książce „Marketcrafters”.
W połowie maja najnowsza odsłona trwającego wiele lat handlowego sporu amerykańsko-chińskiego przygasła, choć konflikt będzie się tlił. Wszystko paradoksalnie za sprawą bomby informacyjnej, którą rzucił w media społecznościowe Donald Trump. Stany Zjednoczone postanowiły nałożyć gigantyczne – na poziomie 145% – cła na towary importowane z Państwa Środka. A ponieważ akcja wywołuje reakcję, Chiny nie pozostały dłużne i podwyższyły stawki chroniące własny rynek do poziomu 125%. Brzmi jak dobry news, ale to ślepa uliczka.
Trudno znaleźć na gospodarczej mapie świata państwo, które nie miałoby jakiegoś długu. Istnieją jednak takie, które są zadłużone bardziej i takie, których dług jest mniejszy. Szczególne miejsce na tej liście zajmuje Japonia. Na czym polega fenomen Kraju Kwitnącej Wiśni, jeśli chodzi o zadłużenie i dlaczego jest to ciekawe zjawisko dla analizy ekonomicznej?
Pomimo wyzwań gospodarczych i społecznych, coraz dłuższe życie otwiera również nowe możliwości ekonomiczne, które mogą przekształcić starzenie się społeczeństw z obciążenia w źródło wzrostu i rozwoju.
Światowe bezpieczeństwo kosztuje coraz więcej, a kolejne państwa przeznaczają rekordowe kwoty na wojsko i modernizację armii. To zjawisko, które nie omija również Polski, a jego konsekwencje gospodarcze, polityczne i społeczne są ogromne. Najnowsze wydanie kwartalnika „Obserwator Finansowy” — od dziś dostępne w kioskach — rzuca światło na te tematy.
Kraj byłego bloku wschodniego, który – podobnie jak my – zaczął dynamicznie się rozwijać po upadku komunizmu to Rumunia. Dziś ma apetyt na znacznie więcej, ale czy wystarczy jej sił i ambicji, by sięgnąć po więcej?
Sztuczna inteligencja może nie tylko przejąć wiele zadań wykonywanych przez ludzi, ale też radykalnie zmienić fundamenty globalnego ładu. W optymistycznym scenariuszu oznaczać to może „w pełni zautomatyzowany luksusowy komunizm”. Jednak jeszcze bardziej prawdopodobne są mroczne wizje: podział ludzkości na kasty, neokolonializm technologiczny, ekstremalne nierówności czy cyfrowe dyktatury zarządzane przez ogólną sztuczną inteligencję. Utopia może łatwo przerodzić się w dystopię – przestrzega prof. Jakub Growiec, doradca ekonomiczny w Departamencie Analiz i Badań Ekonomicznych NBP i wykładowca SGH.
Unia Europejska jako pierwsza na świecie wdrożyła kompleksowe przepisy regulujące sztuczną inteligencję. Czy AI Act wystarczy, by zapewnić bezpieczeństwo obywatelom, a jednocześnie nie zahamować innowacji? – Na pewno to dobry krok, ale wciąż brakuje nam technologicznego przywództwa – mówi dr Michał Nowakowski, radca prawny i ekspert ds. etyki AI.
O obronie gotówki jako ważnego środka płatniczego w obrocie gospodarczym i roli państwa w tej wojnie mówił w rozmowie z „Obserwatorem Finansowym“ Rafał Górski, prezes Instytutu Spraw Obywatelskich.
Polska chce zablokować umowę o wolnym handlu z krajami Ameryki Południowej. Powodem są głównie obawy rolników o konkurencyjność ich produktów. W jaki sposób realizacja umowy z Mercosur może wpłynąć na unijne rolnictwo i jakie mogą być też jej inne skutki?
Czy Polska rzeczywiście dokonała gospodarczego cudu? Ostatnie trzy i pół dekady pokazują, że odpowiedź może być tylko jedna – tak. Nowy numer kwartalnika „Obserwator Finansowy” to opowieść o sukcesie, który nie wydarzył się w naszej gospodarce sam, ale był efektem odwagi, determinacji i pracy całego społeczeństwa. A także o wyzwaniach, które dopiero przed nami.
Rosnące napięcia geopolityczne, demontaż globalnych łańcuchów dostaw, protekcjonizm, wojny handlowe i ekspansja sztucznej inteligencji coraz mocniej kształtują nowy, wielobiegunowy ład gospodarczy. Najnowszy numer kwartalnika Narodowego Banku Polskiego stawia pytania o przyszłość światowej gospodarki.