Niemcom nie podoba się plan oszczędnościowy

Podjęta przez Angelę Merkel próba uporządkowania wydatków publicznych staje pod znakiem zapytania. Lewicowa opozycja stawia zdecydowany opór. Strajkami grożą też związki zawodowe. W przyszłym roku koalicja rządowa chce ograniczyć wydatki budżetowe w Niemczech o 11,2 mld euro. Cięte będą rozbudowane fundusze socjalne i wydatki w sektorze publicznym.

Do 2014 r. łączne oszczędności proponowane przez kanclerz Angelę Merkel mają wynieść 80 mld euro. Ma to się stać kosztem redukcji wydatków na cele socjalne, poprzez oszczędności w sektorze publicznym oraz dodatkowe obciążenia dla niektórych branż. Symbolem tej nowej polityki oszczędnościowej jest odłożenie na czas po 2014 r. odbudowy zamku królewskiego w Berlinie, co miało kosztować ponad  0,5 mld euro.

Politycy rządzącej koalicji CDU/CSU i FDP są zadowoleni, że dzięki tym decyzjom nie musieli podwyższać podatków PIT i VAT ani nie zmniejszyli wydatków na edukację oraz badania i rozwój (wydatki na te cele zwiększono nawet o 12 mld euro do 2013 r.).

Jednak lewicowa opozycja i związki zawodowe już atakują rząd za bezwzględność wobec najsłabszych, zaś eksperci za działania nie do końca przemyślane. Spodziewane protesty społeczne oraz kryzys w koalicji CDU/CSU-FDP mogą sprawić, że ogłoszone w poniedziałek 7 czerwca plany nie zostaną do końca zrealizowane.

Oszczędności na rynku pracy mają według planów Angeli Merkel łącznie w ciągu czterech lat dać prawie 30 mld euro. Największą zmianą jest to, że świadczenia Federalnej Agencji Pracy nie będą już przyznawane automatycznie, lecz na podstawie oceny konkretnego przypadku.

Dzięki temu rząd oczekuje od 1,5 do 3 mld euro oszczędności. Państwo nie będzie również dłużej płacić składek emerytalnych za osoby długotrwale bezrobotne (pobierające tzw. Hartz IV; oszczędność roczna ok. 1,8 mld euro), które stracą również prawo do dodatku rodzicielskiego (oszczędność 400 mln euro rocznie).

Pozostali rodzice będą nadal mogli korzystać z tego świadczenia, ale będzie wyliczane w mniej korzystny dla nich sposób (maksymalna wysokość pozostanie na poziomie 1800 euro miesięcznie; łączna oszczędność budżetu szacowana jest na 200 mln euro rocznie). Poza tym nie będzie już dodatków do ogrzewania mieszkań dla osób korzystających już ze świadczeń mieszkaniowych (oszczędność ok. 100 mln euro)

Do kasy proszeni są również przedsiębiorcy. Koncerny E.on, RWE, Vattenfall i EnBW, które  wytwarzają energię atomową, zostaną obłożone dodatkowym podatkiem o wartości 2,3 mld euro rocznie. W zamian za to koalicja chce im przedłużyć licencje na prowadzenie elektrowni atomowych. Podróżujący samolotami startującymi z niemieckich portów lotniczych również dołożą do niemieckiego budżetu.

Taki podatek lotniczy planowany jest we wszystkich krajach UE, ale od 2013 r. W Niemczech ma zostać wprowadzony już w przyszłym roku i ma przynieść fiskusowi ok. 1 mld euro rocznie. Dwóch mld euro rocznie od 2012 r. oczekuje rząd Angeli Merkel od banków działających. Na razie nie wiadomo, czy będzie to rodzaj podatku od transakcji finansowych, czy dodatkowy podatek od zysków banków i wynagrodzeń menedżerów.

Co prawda niemiecki rząd chce międzynarodowych rozwiązań, ale zastrzega sobie wprowadzenie w razie konieczności regulacji wewnątrzniemieckich. Za kryzys ma zapłacić także Niemiecka Kolej (Deutsche Bahn). Do tej pory ten państwowy koncern mógł zatrzymywać cały wypracowany zysk dla siebie, w latach 2012-14 ma wpłacać do budżetu państwa 0,5 mld euro rocznie.

Duże zmiany czekają sektor publiczny w Niemczech. Do 2014 r. rząd chce zlikwidować ponad 10 tysięcy miejsc pracy w administracji federalnej. W 2011 r. nie będzie podwyżki tzw. dodatku bożonarodzeniowego. Łącznie ma to dać 4 mld euro rocznie. Możliwe, że rewolucyjne zmiany czekają niemiecką armię. Do września minister obrony ma przedstawić skutki planu ewentualnej redukcji personelu w Bundeswehrze o 40 tys. osób (z 250 tys. obecnie). Rząd oczekuje, że rocznie będzie wydawał 2 mld euro mniej na siły zbrojne. Co prawda koalicja nie chce rezygnować z armii z poboru, ale pojawiły się już głosy, że również taka decyzja przyniosłaby dodatkowe oszczędności.

– Nadchodzą trudne czasy i musimy być na nie przygotowani, by móc kształtować naszą przyszłość – mówiła Angela Merkel przedstawiając ten plan. – W ostatnim latach żyliśmy ponad stan. Dlatego teraz trzeba konsolidować, reformować i rosnąć– dodawał jej zastępca w rządzie i przewodniczący FDP Guido Westerwelle. Jeszcze na początku maja szef liberałów zapowiadał, że w jeszcze tej kadencji nastąpi w Niemczech obniżka podatków, tymczasem wczoraj podkreślał już tylko, że sukcesem rządu jest to, iż nie potrzeba ich podwyższać.

Zgodnie z art. 115 niemieckiej ustawy zasadniczej, deficyt budżetowy RFN od 2016 r. nie może być większy niż 0,35 proc. PKB. Oznacza to, że za kilka lat rząd federalny będzie mógł pożyczać na rynkach kapitałowych 8-9 mld euro. Tymczasem w tym roku deficyt budżetowy RFN wynosi 120 mld euro. Dzięki planom oszczędnościowym będzie zmniejszany on co roku o 0,5 pkt. proc., tak że w 2013 r. Niemcy ponownie mają spełnić kryteria zawarte w unijnym Pakcie Stabilizacji i Rozwoju. Już teraz niemieccy politycy zapowiadają, że podobnych działań oczekują od innych rządów w UE.

Eksperci ekonomiczni natomiast krytykują rząd z jednej strony za brak jasnej myśli w planie oszczędnościowym, z drugiej zaś za to, że państwo w ten sposób traci wszelkie możliwości wpływania na gospodarkę. – Koalicja popełniła błąd, narzucając sobie pośpiech. Należało wykorzystać lato, by przygotować reformę, która rzeczywiście zasługuje na miano „wyjątkowego aktu siły” – komentuje rządowe decyzje publicysta konserwatywno-liberalnego dziennika „Die Welt”.

Zdaniem byłego doradcy Angeli Merkel i byłego sędziego trybunału konstytucyjnego prof. Paula Kirchofa same rządowe oszczędności nie wystarczą i konieczne jest zwiększenie dochodów państwa poprzez reformę podatkową. – Prawo podatkowe w Niemczech jest jeszcze większym problemem niż zadłużenie. Dlatego najlepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie podatku liniowego w wysokości 25 proc. (w najgorszym razie 27 proc.), przy jednoczesnej likwidacji wszelkich przywilejów podatkowych i subwencji – przekonuje  w wywiadzie dla „Spiegel Online” prof. Kirchof. Jako doradca Angeli Merkel składał on publicznie podobne propozycje w czasie kampanii wyborczej w 2005 r.; były one wówczas ostro atakowane przez socjaldemokratów, co w konsekwencji m. in. pozwoliło jej uzyskać dobry wynik wyborczy i pozostać w koalicji rządowej.

Zupełnie inna jest ocena planów rządu ze strony lewicowej opozycji. Dla niemieckiej lewicy są one zbyt daleko idące i świadczą o braku wrażliwości społecznej koalicji. – Oni chronią swoją klientelę kosztem najuboższych – mówił przewodniczący frakcji SPD w Bundestagu Sigmar Gabriel. Szef klubu postkomunistycznej Lewicy w Bundestagu Gregor Gysi mówił nawet o zamachu na pokój społeczny i demokrację. Podobnego zdania są związkowcy, dla których oszczędności w wersji przedstawionej przez rząd nie są sprawiedliwe. Może to oznaczać zapowiedź protestów społecznych i dalsze kłopoty rządu Angeli Merkel, który z miesiąca na miesiąc traci popularność. Tydzień temu decyzję o odejściu z polityki ogłosił wpływowy polityk CDU, a zarazem premier Hesji Roland Koch. Dzień po nim do dymisji podał się prezydent RFN Horst Köhler.

Köhler jako wybitny ekonomista i były szef Międzynarodowego Funduszu Walutowego liczył, że jego kompetencje będą przydatne państwu niemieckiemu w czasie finansowego i gospodarczego kryzysu. Próbował inicjować ogólnonarodowe debaty o tych kwestiach. Jednak spotykał się z obojętnością, a nawet niechęcią ze strony kanclerz Angeli Merkel i ministra finansów Wolfganga Schäublego. Odchodząc ze stanowiska, pozostawił szefową niemieckiego rządu w bardzo trudnej sytuacji. Na 30 czerwca zaplanowano wybór nowego prezydenta przez Zgromadzenie Federalne. Formalnie bezpieczną większość w nim posiada koalicja rządowa CDU/CSU i FDP. Jednak głosowanie jest tajne, a opozycja zaproponowała jako swojego kandydata bezpartyjnego Joachima Gaucka, byłego pastora i dysydenta w czasach NRD, a po zjednoczeniu szefa instytutu zajmującego się aktami enerdowskiej bezpieki. Gauck cieszy się większym autorytetem niż koalicyjny nominat premier Dolnej Saksonii Christian Wulff. Jeśli wybory za trzy tygodnie wygra Gauck, będzie oznaczać to nie tylko prestiżową porażkę dla Merkel, ale również rozpad koalicji rządowej. Wówczas ogłoszone w Berlinie plany oszczędnościowe nie będą realizowane w zapowiadanym kształcie.


Tagi