Złota rezerwa na trudne czasy
Kategoria: Polityka pieniężna
Prof. Brian G. Milani: Myślę, że ekonomiści prezydenta mają rację. Wszędzie na świecie widać dążenie do zmiany paradygmatu rozwoju. Ten nowy charakteryzuje się innym rozumieniem produktywności. Jeszcze w latach 70. XX w. produktywność rozumiana była wyłącznie w kategoriach niskich kosztów i wysokich zysków.
Na świecie powstawały olbrzymie centra przemysłu ciężkiego, w których produkcja była ważniejsza niż kadra pracownicza, całościowy rozwój kraju (np. nikt nie myślał o specjalizacji państw w wytwarzaniu jakiegoś produktu) czy środowisko. Rozwijała się w najlepsze tzw. gospodarka rabunkowa.
Później, w latach 80. XX w. pod wpływem nacisku ONZ zaczęto zwracać uwagę, zwłaszcza na Zachodzie, na problem ochrony środowiska. I zaczęto walczyć z marnotrawstwem, szczególnie energii i wody. W niektórych przypadkach, na przykład w Nadrenii, zdecydowano się na zamknięcie przedsiębiorstw najbardziej szkodzących środowisku.
W ten sposób zaczął się kształtować nowy paradygmat rozwoju. Dekadę później było już oczywiste, że nie można eksploatować złóż naturalnych bez ograniczeń i że zanieczyszczenie powietrza jest tak poważne, iż doszło do uszkodzenia powłoki ozonowej w atmosferze.
Rozwinęły się programy na rzecz ochrony środowiska, sponsorowane przez ONZ. W XXI wieku człowiek zdał sobie sprawę, że jest tylko zarządcą Ziemi, którą musi zostawić następnym pokoleniom. Ta filozofia nowego paradygmatu rozwoju przyświeca Komisji Europejskiej. Przywódcy unijni myślą nie tylko o rozwoju gospodarczym, ale o dobrym zarządzaniu Ziemią. I nie jest to utopia.
Ale na razie są to przede wszystkim koszty.
W Europie mamy przecież wiele przykładów skutecznej polityki gospodarczej w myśl tej filozofii. Hiszpania i Irlandia wykorzystują unijne fundusze strukturalne, by zarówno doprowadzić do wzrostu PKB, jak i podniesienia jakości życia ludzi. Nauczyły się z własnego doświadczenia, że podwojenie PKB wymaga trzykrotnego zużycia energii. Z badań przeprowadzonych na zlecenie Komisji Europejskiej wynika, że zużycie energii przez transport wzrosło w Hiszpanii o 168 proc. w ciągu ostatnich 18 lat. Dlatego zarówno Hiszpania, jak i Irlandia, by ograniczyć emisję dwutlenku węgla, rozpoczęły rozbudowę publicznej komunikacji.
Wzrost gospodarczy jest ściśle związany z urbanizacją i stąd to bogactwo w większości przypadków pozostaje w miastach. Potrzebne są większe subsydia dla terenów wiejskich. I większe nakłady w miastach na inwestycje ekologiczne.
Warto zauważyć, że koszty inwestycji w zielony program zwróciły się w postaci niższych nakładów na opiekę zdrowotną – wskazują na to badania przeprowadzone przez te kraje i przedstawione na konferencji ONZ nt. zielonych inwestycji w maju 2008 r. Te ekologiczne programy inwestycyjne przyczyniły się do wzrostu PKB tych krajów na początku XXI w. o kilka procent.
Amerykańskie stowarzyszenie Solar Energy Industries Association szacuje, że środki z pakietu stymulacyjnego przeznaczone na rozwój miejsc pracy w przemyśle związanym z wytwarzaniem energii słonecznej pozwolą na utworzenie ok. 70 tys. nowych miejsc pracy w tym roku i około 110 tys. w 2010 r.
Wydaje się, że zielony program jest to raczej sposób myślenia o gospodarce, a nie konkretny program gospodarczy, na podstawie którego można stworzyć biznesplan. Choć niezależne badania wskazują na efektywność tych działań. Prezydent Obama zwraca jednak uwagę, że nie można myśleć o gospodarce wyłącznie w kategoriach krótkoterminowego zysku. Najpierw potrzebne są inwestycje, przede wszystkim w ośrodki badawcze i przemysł informatyczny, budowlany i biologiczno-chemiczny – to właśnie w obrębie tych gałęzi przemysłu obecnie testuje się technologie przyszłości, takie jak pozyskiwanie energii z alg czy budowanie elektrowni na biomasę. Jeśli chodzi o przemysł budowlany, to zielona gospodarka jest imperatywem dla zupełnie nowego podejścia do urbanizacji – budowania na miarę XXI wieku. To podejście w USA wśród firm budowlanych upowszechnia prywatne towarzystwo US Green Building Council.
Nie potrafię odpowiedzieć, czy te projekty szybko pobudzą gospodarkę. Wydaje mi się, że na efekty inwestycji będziemy musieli czekać nawet dekadę – dopiero wtedy te technologie bardziej się upowszechnią i przez to będzie można powiedzieć o skutkach.
W Hiszpanii i Irlandii były to stosunkowo małe programy, można nawet powiedzieć pilotażowe. Krytycy twierdzą, że zielony pakiet nigdy nie został wprowadzony na szeroką skalę.
To nie jest prawda. Przykładem są Chiny, które zdecydowały się wprowadzić nowy paradygmat urbanizacji i rozwoju terenów wiejskich. Przy największych uniwersytetach powstały ośrodki opracowujące naukowe podejście do zrównoważonego rozwoju. Pozwoli ono wypracować nowy, praktyczny, atrakcyjny model wzrostu gospodarczego. Premier Hu Jintao na 17. kongresie partii w październiku 2007 r. ogłosił program „W kierunku cywilizacji ekologicznej”. W tej chwili Chiny wydają ok. 3 proc. PKB tylko i wyłącznie na wypracowanie tego modelu.
Trwa tam nie tylko praca intelektualna. Budowane są miasta XXII wieku, w których zastosowano szereg wynalazków – rozwiązań ekologicznych. Coraz powszechniej stosowane są ogniwa fotowoltaiczne zarówno w budownictwie mieszkaniowym, jak i przemyśle. Odnawiane są elektrownie wodne – wykorzystywane naturalne stopnie wodne. Powstają pilotażowe osiedla ekologiczne. Wykorzystywane są naturalne klimatyzatory – bujna roślinność, która pozwala zachować wewnątrz pomieszczeń mikroklimat bez konieczności instalowania systemów klimatyzacyjnych. Okna zaprojektowane są w taki sposób, by wykorzystać światło dzienne przez jak największą część dnia. Na dachach mieszkańcy sadzą warzywa i owoce. Woda oczyszczana jest także przez roślinność. W niektórych miastach osiedla połączone są z centrami zielonymi korytarzami z bujną roślinnością, które zapewniają chłodne powietrze. W chińskich miastach komunikacja miejska jest napędzana elektrycznością, którą wytwarzają algi.
Warto zauważyć, że według chińskiego Urzędu ds. Nowoczesnych Osiedli koszt inwestycji w takie miasto jest dużo niższy niż modernizacji źle zaprojektowanych metropolii. Trzeba jednak pamiętać o zachowaniu pewnych zasad przy projektowaniu miast XXII wieku.
Co to są za zasady?
Oszczędzać energię. Maksymalnie wykorzystywać źródła odnawialne, recykling wody. Wszystko ma służyć ograniczeniu emisji dwutlenku węgla. Dlatego projektuje się tak zwane rolnictwo miejskie (wspomniałem już np. o uprawach na dachach budynków mieszkalnych w Chinach), tworzy system wymiany wody i odpadów oraz wykorzystania energii z biomasy.
Urbaniści zwracają uwagę na umiejscawianie osiedli wokół sieci transportu publicznego – superszybkie koleje, autobusy i tramwaje napędzane czystą energią. Trzeba przy tym pamiętać o ciągłej edukacji społeczeństw, by te wymagania stały się naturalnym oczekiwaniem mieszkańców.
Z edukacją jest tak sobie, ale przygotowania nowego prawa idą już pełną parą. W Kongresie USA znajdują się ustawy, które ułatwią przedsiębiorcom inwestowanie w zielony przemysł. Parlamenty muszą przede wszystkim stworzyć dobre warunki dla inwestorów. Także rządy muszą przemyśleć swoje priorytety: czy chcą budować szybkie koleje i inwestować w zielone osiedla.
W Stanach Zjednoczonych oprócz prywatnego kapitału potrzebne są subsydia budżetowe na te inwestycje, w Europie tę rolę mogą pełnić fundusze strukturalne. Należy wprowadzić ulgi podatkowe dla inwestorów oraz ułatwić uzyskiwanie wszelkiego rodzaju pozwoleń – czyli skrócić procedury biurokratyczne.
Wydaje się, że sektor zielonej gospodarki dopiero stawia pierwsze kroki. Kiedy można spodziewać się wymiernych korzyści?
Jeśli chodzi o technologię oczyszczania używanej wody w systemie zamkniętym, to jest ona bardzo popularna w Izraelu. Podobnie rzecz wygląda z ekonomiką produkcji energii odnawialnej. Gdyby nie była opłacalna, nikt by się nią nie zajmował. A w światowej konferencji na ten temat – Renewable Energy Technology Conference and Exhibition (RETECH 2009) uczestniczyło aż 3 tys. przedsiębiorstw. Prezydent Obama przeznaczył już 44 mld USD na projekty związane z tego typu energią.
Na produkcję energii słonecznej firmy otrzymają ośmioletnie ulgi podatkowe. W stanie Colorado produkuje się już na masową skalę klimatyzatory bez użycia chlorofluorowęglowodorów (CFC). Takie wielkie przedsiębiorstwa jak NIKE czy Wal-Mart wydają blisko 10 proc. swoich budżetów na zastosowanie technologii przyjaznych środowisku. W niektórych stanach już widać pierwsze efekty cząstkowego wprowadzania nowego paradygmatu rozwoju.
Według badań przeprowadzonych przez Management Information Services w 2007 r. zielony przemysł stworzył ponad 7 mln miejsc pracy i przyniósł 47 mld USD dochodu z podatków. Już dziś zatrudnia trzy razy więcej niż przemysł chemiczny i dziesięć razy więcej niż farmaceutyczny.
Niektórzy prognostycy uważają, że za 5-10 lat powstanie nie jedna, ale kilka Zielonych Dolin na wzór Doliny Krzemowej z Kalifornii. Tylko stan Maryland w ostatnich 5 latach zainwestował 1,9 mld USD, by stworzyć 500 tys. nowych miejsc pracy. I efekty są widoczne. Bezrobocie w jednym roku (2007) spadło tam o 5 proc., a nie spadło w żadnym innym stanie.
Warto pamiętać, że zielony przemysł zatrudnia bardzo zróżnicowaną kadrę pracowniczą: od podstawowej do najbardziej wyspecjalizowanej – tak zaczynał się rozwijać przemysł komputerowy w latach 70. Przykładem zróżnicowania kadry pracowniczej mogą być firmy instalujące nowe systemy oświetlenia, oczyszczające zatrute obszary metodami biologicznymi, rearanżujące osiedla mieszkalne i budujące miejskie arboreta.
Prezydent Obama słusznie sądzi, że zielone inwestycje pozwolą na długoterminowy rozwój gospodarczy USA.
Na czym polegają kontrowersje w kwestii tzw. zielonego pakietu?
Wynikają moim zdaniem z niezrozumienia problemu. Krytycy prezydenta Obamy twierdzą, że inwestycje będą kosztowne i nie spowodują ożywienia gospodarczego. Uważam, że ich pierwszy argument jest prawdziwy. Ale przecież gdy w latach 70. i 80. trwały prace nad pierwszym chipem w Kalifornii – tamtejsze ośrodki naukowe otrzymywały kilkanaście milionów dolarów subsydiów rocznie. Gdy jednak wynaleziono pierwszy mikrochip, rozpoczęła się era komputeryzacji.
Inwestorzy prywatni nie są w stanie sami pokryć tych wydatków. Podobnie wcześniej w latach 50. i 60. było z robotyzacją. Dlatego prezydent Obama zdaje sobie sprawę z konieczności dużych nakładów z budżetu na zielony przemysł.
Jednak ani prezydent Obama, ani żaden z ekonomistów nie odważył się nigdy powiedzieć, że te inwestycje doprowadzą do szybkiego wzrostu gospodarczego – to byłby hurraoptymizm. Ostrożniej byłoby powiedzieć, że wprowadzą na ścieżkę wzrostu gospodarczego.
Rozmawiał Tomasz Pompowski
Brian G. Milani – ekonomista. Jest autorem „Designing Green Economy”. Prowadzi wykłady w York University w Toronto. Należy do Canadian Society for Ecological Economics.