OECD: recesja straszy, ale koniunktura wciąż walczy
Widmo recesji jest blisko. Syntetyczny indeks wyprzedzający koniunktury gospodarczej stworzony przez ekspertów OECD – w wersji dla państw OECD, BRICS i Indonezji - spadł po raz dziesiąty z rzędu. W ciągu ostatniej dekady tylko raz zdarzył się dłuższy okres obniżki wartości indeksu.
(CC BY-SA kenteegardin)
Zadaniem wskaźnika Composite Leading Indicator (CLI – syntetyczny indeks wyprzedzający koniunktury) jest przewidywanie – z wyprzedzeniem rzędu 6 miesięcy – punktów zwrotnych w koniunkturze gospodarczej. Punkt zwrotny wartości indeksu powinien zapowiadać to samo w realnej koniunkturze gospodarczej, choć twórcy wskaźnika sugerują, że do potwierdzenia punktu zwrotnego wskazana jest obserwacja indeksu z kilku kolejnych miesięcy. Przy konstruowaniu wskaźnika dla każdego państwa dobierane były różnego rodzaju dane ekonomiczne, które miały najlepiej dla danego państwa odzwierciedlać przyszły przebieg krzywej koniunktury gospodarczej.
Zsumowany produkt grupy OECD i pozostałych sześciu państw to przeszło 80 proc. światowego PKB. Zważywszy również na wpływy polityczne tej grupy można z niemalże całkowitą pewnością stwierdzić, że ich koniunktura przesądza o tempie rozwoju gospodarczego całego świata. Podane 12 stycznia dane OECD z wartościami wskaźnika wyprzedzającego dla OECD i najważniejszych gospodarek spoza tej organizacji nie nastrajają optymistycznie. Trzeci miesiąc z rzędu wartość wskaźnika wynosi poniżej długoterminowej średniej wynoszącej 100 punktów. Na dodatek po raz pierwszy od maja 2009 roku tę granicę przekroczył też wskaźnik dla chin.
Od trwającego obecnie trendu spadkowego wskaźnika dla państw OECD i sześciu gospodarek spoza organizacji w minionym dziesięcioleciu dłuższy był jedynie 19 miesięczny okres spadku trwający od lipca 2007 roku do stycznia 2009, który poprzedził globalną recesję w 2009 roku, kiedy światowy PKB, liczony według parytetu siły nabywczej zmniejszył się o 0,9 proc. Poproszony o skomentowanie ostatniego okresu spadku wskaźnika CLI Gyorgy Gomai, szef działu wskaźników cyklicznych w OECD, powiedział, że dane z ostatnich miesięcy wskazują na spodziewane osłabienie tempa rozwoju gospodarczego, ale na ich podstawie trudno jest ocenić, czy w nadchodzącym czasie światową gospodarkę czeka recesja.
W prognozach ekspertów i ośrodków badawczych na 2012 rok nie pojawiają się czerwone liczby oznaczające recesję, choć należy zwrócić uwagę, że na przestrzeni ostatnich miesięcy założenia dotyczące światowego PKB w 2011 i 2012 roku były konsekwentnie rewidowane w dół. Jeszcze w kwietniu 2011 roku Olivier Blanchard, główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego prognozował, że w 2011 roku światowy wzrost PKB wyniesie 4,5 proc. i tyle samo w następnym roku. We wrześniu Fundusz przewidywał już tegoroczny wzrost PKB na poziomie 4 proc., a kilka dni temu pojawiła się zapowiedź, że MFW ponownie zredukuje swoją prognozę.
Mniej optymistyczne były początkowe przewidywania Economist Intelligence Unit, ale i one zostały zmienione. Zakładany w połowie ubiegłego roku wzrost PKB miał w latach 2011 i 2012 wynieść 4 proc. W sierpniu prognozy PKB zostały zredukowane do 3,6 proc. na 2011 rok i 3,5 proc. na następny.[w środę 10 stycznia Bank Światowy obciął prognozy wzrostu światowej gospodarki – PKB na świecie ma w tym roku wzrosnąć o 2,5 proc. a w 2013 r. o 3,1 proc. zamiast o 3,6 proc. – przyp. red.]
Analitycy giełdowi przyznają, że wskaźniki wyprzedzające koniunktury bywają wykorzystywane przy konstruowaniu automatów inwestycyjnych, których zadaniem jest generowanie sygnałów kupna i sprzedaży. Z drugiej strony ekonomiści przestrzegają przed przywiązywaniem do nich nadmiernej wagi, gdyż wskaźniki wyprzedzające mogą jednak dawać błędne sygnały.
W odniesieniu do ostatnio opublikowanych wartości wskaźników OECD nie można stwierdzić, że gremialnie podążyły za nimi indeksy giełdowe. Reakcje były zróżnicowane. CLI dla Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec spadły, a giełdy we Frankfurcie, Londynie i Paryżu w dniu podania komunikatu OECD zamknęły się na plusie. Zgodnie ze zmianą wartości wskaźników dla Stanów Zjednoczonych i Japonii zakończyły się notowania giełdy nowojorskiej i następnego dnia tokijskiej (komunikat OECD został upubliczniony 12 stycznia po zamknięciu giełd azjatyckich). I w jednym i w drugim przypadku nastąpiły wzrosty. Indeks giełdy w Szanghaju 13 stycznia obniżył się o 1,34 proc., a opublikowany poprzedniego dnia Composite Leading Indicator dla Chin spadł 11 miesiąc z rzędu. W przeciwnym kierunku podążył natomiast indeks giełdy w Hongkongu. Hang Seng wzrósł o 0,57 proc.
Nawet jeżeli indeks CLI dla grupy państw z dominującym udziałem w światowym PKB nie jest zapowiedzią recesji to niewątpliwie wpisuje się on w coraz dłuższą listę informacji potęgujących niepewność co przyszłości, a one z pewnością nie przybliżają rychłego powrotu globalnej gospodarki na ścieżkę szybkiego wzrostu, lecz co najwyżej utwierdzają kluczowych graczy światowego rynku w przekonaniu, że należy czekać na dalszy bieg wydarzeń.
Prof. Laszek Jasiński, kierownik zakładu gospodarki światowej Instytutu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk
Z liczbami trudno jest dyskutować, podobnie ze wskaźnikami syntetycznymi, chyba, że został popełniony błąd w obliczeniach. Obraz płynący z całej grupy wskaźników zbudowanych dla kilku krajów jest minorowy. Powszechne jest oczekiwanie wiadomości nienajlepszych, w co wpisuje się omawiany wskaźnik. Można jednak krytykować jego konstrukcję i uważać, że nie jest to w każdym przypadku dobrze dobrany zespół ostrzegawczych wielkości ekonomicznych. A jeżeli tak jest, to prognozy dotyczące koniunktury mogą być zbyt pesymistyczne.
W przypadku Polski we wskaźniku OECD bierze się pod uwagę realny efektywny kurs walutowy, WIBOR trzymiesięczny, koniunkturę w przemyśle przetwórczym, liczbę ofert na rynku pracy i dynamikę produkcji węgla. Są to ciekawie dobrane wielkości, ale można twierdzić, że pierwsza, druga, piąta, a może nawet czwarta z nich, nie wyraża bardzo dobrze oczekiwanego stanu koniunktury. Nie należy absolutyzować tych wyników.
Prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego
Z wielkości i dynamiki indeksów CLI dla zdecydowanej większości państw i obszarów wynika, że niemalże na całym świecie koniunktura się pogarsza. Wyjątkiem są Stany Zjednoczone, które zdecydowały się na dodrukowanie ogromnych ilości pieniędzy i na razie czerpią z tego korzyści. To, czy czeka nas globalna recesja jest uzależnione od tego, jak cały świat zareaguje na panującą sytuację. Wartości indeksów pokazują, że model wzrostu generowanego przez stałe zadłużanie się i chiński eksport wyczerpał swoje możliwości i to jest podstawowy problem.
Świat stoi przed problemem naruszonej globalnej równowagi między sektorem finansowym i realnym oraz zadłużenia rosnącego praktycznie na całym świecie. Doszło do zdominowania globalnej gospodarki przez finansjerę, która trzęsie światem i narzuca mu warunki. Nie wiemy ile jest parapieniądza w świecie, wykreowanego w wyniku działalności kredytowej i emisji papierów wartościowych, a to powoduje bałagan. Nie widać, żeby sytuacja była porządkowana. Nie zostały choćby podjęte kroki zmierzające do odseparowania bankowości depozytowo-kredytowej od inwestycyjnej (zakaz ich łączenia, który obowiązywał w Stanach Zjednoczonych po wprowadzeniu ustawy Glassa- Steagalla z 1933 roku, został uchylony w listopadzie 1999 roku – przyp. red.). Nikt nie zaproponował posunięć, które miałyby usunąć przyczyny kryzysu trwającego właściwie nieprzerwanie od 2008 roku, bo to co z czym stykaliśmy się dotychczas to próby leczenia zawału aspiryną i tak długo, jak długo będziemy podejmować próby usunięcia jedynie objawów kryzysu będzie dochodziło do jego nawrotów. Niewątpliwie potrzebujemy gruntownej reformy globalnego systemu finansowego.
Bohdan Wyżnikiewicz, wiceprzewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich
Wzrost gospodarczy sześciu największych gospodarek nie należących do OECD w znacznej części opiera się na eksporcie do państw OECD. Problemy najbardziej rozwiniętych odbiorców wywołuje też zawirowania u dostawców, tym bardziej, że wzajemna wymiana między Brazylią, Chinami, Indiami, Indonezją, Rosją i Południową Afryką jest niewielka. W Chinach dodatkowo ujawniają się problemy wewnętrzne, które mogą zakłócać dotychczasowy szybki rozwój i wzrost PKB. Zmienia się rynek pracy – rozwijająca się tam klasa średnia, ale również robotnicy wykwalifikowani oczekują coraz wyższych wynagrodzeń. Po każdym okresie długotrwałego wzrostu przychodzi spowolnienie gospodarcze i być może to następuje w Chinach. To, że wartość indeksu spada od dziesięciu miesięcy nie musi być jeszcze zapowiedzią globalnej recesji, tym bardziej, że takie wskaźniki czasem dają jednak błędne sygnały.
Zadaniem wskaźnika Composite Leading Indicator (CLI – syntetyczny indeks wyprzedzający koniunktury) jest przewidywanie – z wyprzedzeniem rzędu 6 miesięcy – punktów zwrotnych w koniunkturze gospodarczej. Punkt zwrotny wartości indeksu powinien zapowiadać to samo w realnej koniunkturze gospodarczej, choć twórcy wskaźnika sugerują, że do potwierdzenia punktu zwrotnego wskazana jest obserwacja indeksu z kilku kolejnych miesięcy. Przy konstruowaniu wskaźnika dla każdego państwa dobierane były różnego rodzaju dane ekonomiczne, które miały najlepiej dla danego państwa odzwierciedlać przyszły przebieg krzywej koniunktury gospodarczej.
Zsumowany produkt grupy OECD i pozostałych sześciu państw to przeszło 80 proc. światowego PKB. Zważywszy również na wpływy polityczne tej grupy można z niemalże całkowitą pewnością stwierdzić, że ich koniunktura przesądza o tempie rozwoju gospodarczego całego świata. Podane 12 stycznia dane OECD z wartościami wskaźnika wyprzedzającego dla OECD i najważniejszych gospodarek spoza tej organizacji nie nastrajają optymistycznie. Trzeci miesiąc z rzędu wartość wskaźnika wynosi poniżej długoterminowej średniej wynoszącej 100 punktów. Na dodatek po raz pierwszy od maja 2009 roku tę granicę przekroczył też wskaźnik dla Chin.
Kraje BRICS, wraz z Indonezją, w tabeli pod tekstem (Opr. DG)
Od trwającego obecnie trendu spadkowego wskaźnika dla państw OECD i sześciu gospodarek spoza organizacji w minionym dziesięcioleciu dłuższy był jedynie 19 miesięczny okres spadku trwający od lipca 2007 roku do stycznia 2009, który poprzedził globalną recesję w 2009 roku, kiedy światowy PKB, liczony według parytetu siły nabywczej zmniejszył się o 0,9 proc. Poproszony o skomentowanie ostatniego okresu spadku wskaźnika CLIGyorgy Gomai, szef działu wskaźników cyklicznych w OECD, powiedział, że dane z ostatnich miesięcy wskazują na spodziewane osłabienie tempa rozwoju gospodarczego, ale na ich podstawie trudno jest ocenić, czy w nadchodzącym czasie światową gospodarkę czeka recesja.
W prognozach ekspertów i ośrodków badawczych na 2012 rok nie pojawiają się czerwone liczby oznaczające recesję, choć należy zwrócić uwagę, że na przestrzeni ostatnich miesięcy założenia dotyczące światowego PKB w 2011 i 2012 roku były konsekwentnie rewidowane w dół. Jeszcze w kwietniu 2011 roku Olivier Blanchard, główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego prognozował, że w 2011 roku światowy wzrost PKB wyniesie 4,5 proc. i tyle samo w następnym roku. We wrześniu Fundusz przewidywał już tegoroczny wzrost PKB na poziomie 4 proc., a kilka dni temu pojawiła się zapowiedź, że MFW ponownie zredukuje swoją prognozę.
Mniej optymistyczne były początkowe przewidywania Economist Intelligence Unit, ale i one zostały zmienione. Zakładany w połowie ubiegłego roku wzrost PKB miał w latach 2011 i 2012 wynieść 4 proc. W sierpniu prognozy PKB zostały zredukowane do 3,6 proc. na 2011 rok i 3,5 proc. na następny. W środę 18 stycznia Bank Światowy obciął prognozy wzrostu światowej gospodarki – PKB na świecie ma w tym roku wzrosnąć o 2,5 proc. a w 2013 r. o 3,1 proc. zamiast o 3,6 proc. – przyp. red.]
Analitycy giełdowi przyznają, że wskaźniki wyprzedzające koniunktury bywają wykorzystywane przy konstruowaniu automatów inwestycyjnych, których zadaniem jest generowanie sygnałów kupna i sprzedaży. Z drugiej strony ekonomiści przestrzegają przed przywiązywaniem do nich nadmiernej wagi, gdyż wskaźniki wyprzedzające mogą jednak dawać błędne sygnały.
W odniesieniu do ostatnio opublikowanych wartości wskaźników OECD nie można stwierdzić, że gremialnie podążyły za nimi indeksy giełdowe. Reakcje były zróżnicowane. CLI dla Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec spadły, a giełdy we Frankfurcie, Londynie i Paryżu w dniu podania komunikatu OECD zamknęły się na plusie. Zgodnie ze zmianą wartości wskaźników dla Stanów Zjednoczonych i Japonii zakończyły się notowania giełdy nowojorskiej i następnego dnia tokijskiej (komunikat OECD został upubliczniony 12 stycznia po zamknięciu giełd azjatyckich). I w jednym i w drugim przypadku nastąpiły wzrosty. Indeks giełdy w Szanghaju 13 stycznia obniżył się o 1,34 proc., a opublikowany poprzedniego dnia Composite Leading Indicator dla Chin spadł 11 miesiąc z rzędu. W przeciwnym kierunku podążył natomiast indeks giełdy w Hongkongu. Hang Seng wzrósł o 0,57 proc.
Nawet jeżeli indeks CLI dla grupy państw z dominującym udziałem w światowym PKB nie jest zapowiedzią recesji to niewątpliwie wpisuje się on w coraz dłuższą listę informacji potęgujących niepewność co przyszłości, a one z pewnością nie przybliżają rychłego powrotu globalnej gospodarki na ścieżkę szybkiego wzrostu, lecz co najwyżej utwierdzają kluczowych graczy światowego rynku w przekonaniu, że należy czekać na dalszy bieg wydarzeń.
Prof. Leszek Jasiński, kierownik zakładu gospodarki światowej Instytutu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk:
Z liczbami trudno jest dyskutować, podobnie ze wskaźnikami syntetycznymi, chyba, że został popełniony błąd w obliczeniach. Obraz płynący z całej grupy wskaźników zbudowanych dla kilku krajów jest minorowy. Powszechne jest oczekiwanie wiadomości nienajlepszych, w co wpisuje się omawiany wskaźnik. Można jednak krytykować jego konstrukcję i uważać, że nie jest to w każdym przypadku dobrze dobrany zespół ostrzegawczych wielkości ekonomicznych. A jeżeli tak jest, to prognozy dotyczące koniunktury mogą być zbyt pesymistyczne.
W przypadku Polski we wskaźniku OECD bierze się pod uwagę realny efektywny kurs walutowy, WIBOR trzymiesięczny, koniunkturę w przemyśle przetwórczym, liczbę ofert na rynku pracy i dynamikę produkcji węgla. Są to ciekawie dobrane wielkości, ale można twierdzić, że pierwsza, druga, piąta, a może nawet czwarta z nich, nie wyraża bardzo dobrze oczekiwanego stanu koniunktury. Nie należy absolutyzować tych wyników.
Prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego:
Z wielkości i dynamiki indeksów CLI dla zdecydowanej większości państw i obszarów wynika, że niemalże na całym świecie koniunktura się pogarsza. Wyjątkiem są Stany Zjednoczone, które zdecydowały się na dodrukowanie ogromnych ilości pieniędzy i na razie czerpią z tego korzyści. To, czy czeka nas globalna recesja jest uzależnione od tego, jak cały świat zareaguje na panującą sytuację. Wartości indeksów pokazują, że model wzrostu generowanego przez stałe zadłużanie się i chiński eksport wyczerpał swoje możliwości i to jest podstawowy problem.
Świat stoi przed problemem naruszonej globalnej równowagi między sektorem finansowym i realnym oraz zadłużenia rosnącego praktycznie na całym świecie. Doszło do zdominowania globalnej gospodarki przez finansjerę, która trzęsie światem i narzuca mu warunki. Nie wiemy ile jest parapieniądza w świecie, wykreowanego w wyniku działalności kredytowej i emisji papierów wartościowych, a to powoduje bałagan. Nie widać, żeby sytuacja była porządkowana. Nie podjęto skutecznych kroków zmierzających do odseparowania bankowości depozytowo – kredytowej od inwestycyjnej (zakaz ich łączenia, który obowiązywał w Stanach Zjednoczonych po wprowadzeniu ustawy Glassa- Steagalla z 1933 roku, został uchylony w listopadzie 1999 roku – przyp. red.).
Nikt nie zaproponował posunięć, które miałyby usunąć przyczyny kryzysu trwającego właściwie nieprzerwanie od 2008 roku, bo to co z czym stykaliśmy się dotychczas to próby leczenia zawału aspiryną i tak długo, jak długo będziemy podejmować próby usunięcia jedynie objawów kryzysu będzie dochodziło do jego nawrotów. Niewątpliwie potrzebujemy gruntownej reformy globalnego systemu finansowego.
Bohdan Wyżnikiewicz, wiceprzewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich:
Wzrost gospodarczy sześciu największych gospodarek nie należących do OECD w znacznej części opiera się na eksporcie do państw OECD. Problemy najbardziej rozwiniętych odbiorców wywołuje też zawirowania u dostawców, tym bardziej, że wzajemna wymiana między Brazylią, Chinami, Indiami, Indonezją, Rosją i Południową Afryką jest niewielka. W Chinach dodatkowo ujawniają się problemy wewnętrzne, które mogą zakłócać dotychczasowy szybki rozwój i wzrost PKB. Zmienia się rynek pracy – rozwijająca się tam klasa średnia, ale również robotnicy wykwalifikowani oczekują coraz wyższych wynagrodzeń.
Po każdym okresie długotrwałego wzrostu przychodzi spowolnienie gospodarcze i być może to następuje w Chinach. To, że wartość indeksu spada od dziesięciu miesięcy nie musi być jeszcze zapowiedzią globalnej recesji, tym bardziej, że takie wskaźniki czasem dają jednak błędne sygnały.
Polska ma dzisiaj już ponad 500 ton złota, a jego udział w rezerwach przekroczył 20 proc. – poinformował Narodowy Bank Polski 24 kwietnia 2025 r. Obecne rezerwy są niemal 5-krotnie wyższe niż siedem lat temu.
Zaczynał mając 43 lat i 20 tys. juanów w ręku. Założona przez niego firma w 2024 r. osiągnęła 8,6 mld dol. zysku i była jednym z najważniejszych graczy na rynku telekomunikacyjnym. A historię o nim i firmie, którą stworzył opowiada napisana przez Li Hongwena książka „Ren Zhengfei & Huawei”.
Kiedyś przeokropna nędza, dziś pieniędzy pod dostatkiem. Miło po wiekach udręki dostać klucze do Sezamu. Mowa o Irlandii, będącej przez stulecia kolonią brytyjską. W połowie XIX w. zmarło tam z głodu milion ludzi. Sto lat potem Dublin stanął z Londynem w biznesowo-finansowe szranki i ma się dziś znakomicie.
W obliczu narastających napięć geopolitycznych pozycja Chin jako kluczowego ogniwa w globalnym łańcuchu dostaw zaczyna się chwiać. Zmusza to międzynarodowe korporacje do rozważenia ewentualnych dodatkowych lokalizacji dla swoich oddziałów. W tych strategiach nie chodzi o alternatywę dla „Made in China”, gdyż taki scenariusz jest mało prawdopodobny, ale chodzi raczej o dywersyfikację.
Ogłoszony przez Komisję Europejską pakt dla czystego przemysłu – ku pewnemu zaskoczeniu – łączy konkurencyjność z celami klimatycznymi. To jest pewne, ale na szczegóły trzeba będzie poczekać.
Hermès nie sprzedaje torebek, lecz opowieść o klasie, dziedzictwie i kunszcie. Chanel nie oferuje perfum – tylko historię, którą można nosić na skórze. Dior nie proponuje sukienek, lecz emocje zapisujące się w pamięci. Najlepsze luksusowe marki traktują marketing, w tym marketing treści jako wehikuł prestiżu.
Prawdopodobieństwo wyginięcia ludzkości przed końcem XXI w. wynosi około 85 proc. – ocenia prof. Jakub Growiec, doradca ekonomiczny w Departamencie Analiz i Badan Ekonomicznych NBP, wykładowca SGH. Jego zdaniem kluczowym zagrożeniem jest niekontrolowany rozwój sztucznej inteligencji ogólnej (AGI), która może przejąć kontrolę nad światem. O losie ludzkości zadecyduje kilka najbliższych lat.
Czy Polska rzeczywiście dokonała gospodarczego cudu? Ostatnie trzy i pół dekady pokazują, że odpowiedź może być tylko jedna – tak. Nowy numer kwartalnika „Obserwator Finansowy” to opowieść o sukcesie, który nie wydarzył się w naszej gospodarce sam, ale był efektem odwagi, determinacji i pracy całego społeczeństwa. A także o wyzwaniach, które dopiero przed nami.
Do wybudowania elektrowni jądrowej na Pomorzu potrzeba m.in. 39 tys. ton stali. Wylewanie tzw. betonu jądrowego w lokalizacji Lubiatowo-Kopalino rozpocznie się w 2028 r., a pierwszy blok zostanie ukończony w 2035 r.
W ostatnim czasie wiele się mówiło o „metalach ziem rzadkich na terenie Ukrainy”. Wszystko z powodu umowy surowcowej pomiędzy USA a Kijowem. Warto przeanalizować, czym dokładnie są metale ziem rzadkich, jak dużo ich ma Ukraina, a także, dlaczego na tych pierwiastkach tak bardzo zależy Stanom Zjednoczonym.
Pandemia, problemy z łańcuchami dostaw, przemiany klimatyczne, wojna w Ukrainie i napięcia geopolityczne, a także konkurencja technologiczna (zwłaszcza na rynku samochodów elektrycznych i półprzewodników) postawiły pod znakiem zapytania ideę globalnego wolnego handlu. W efekcie coraz więcej państw i organizacji międzynarodowych wdraża rozwiązania interwencjonistyczne – w tym politykę przemysłową.
Kiedy świat wynurzył się z chaosu II wojny światowej, władzę objęli ludzie o przekonaniach makroekonomicznych, ukształtowanych w formacyjnym dla nich doświadczeniu lat 30. XX w.
Cena złota osiągnęła w kwietniu najwyższy poziom w historii. W głównym stopniu przełożyły się na to zakupy dokonywane przez banki centralne, czynniki behawioralne oraz przejściowy wzrost ryzyka geopolitycznego, wynikający z walk na Bliskim Wschodzie.
Mija blisko trzydzieści lat od chwili, gdy Narodowy Bank Polski przeprowadził denominację złotego. Jej przygotowanie było złożonym procesem – należało bowiem wszystko zaplanować, zaprojektować nowe monety i banknoty, zlecić ich produkcję, przygotować całą logistykę, a na koniec przekazać je przy pomocy banków do portfeli wszystkich Polaków.
W ostatnich latach, a szczególnie po rozpoczęciu wojny z Ukrainą, z Rosji płynie nieprzerwany przekaz o sukcesach. Ich skala narasta – gospodarka uodporniła się na sankcje i nawet się rozwija oraz restrukturyzuje, bieda spada, a zamożność rośnie, produkcja krajowa wypiera zaś import. Czy sukcesy mają jednak realny wymiar, czy głównie propagandowomedialny?
Odbudowa gospodarcza kraju i opanowanie chaosu walutowego należały do największych wyzwań, jakie stanęły przed władzami niepodległego państwa polskiego w 1918 r. Sanacja gospodarcza zależała zarówno od skutecznie przeprowadzonych reform finansów publicznych i skarbu państwa, jak również od szybkiego wprowadzenia do obiegu nowej, pełnowartościowej polskiej waluty. A to właśnie dobrze zorganizowany aparat skarbowy, sprawny obieg pieniądza i jego stabilna wartość stanowiły podstawę rozwoju ekonomicznego i społecznego odrodzonej Polski.
Chiny nie są już największą montownią świata, z tanią siłą roboczą, czy producentem tanich produktów codziennego użytku. Kraj stał się eksporterem technologii. Mimo wojny handlowej i nałożonych ograniczeń, Chiny coraz śmielszymi krokami wchodzą ze swoimi rozwiązaniami w świat zachodni. Na milion mieszkańców w 2020 r. przypadało tam 1585 badaczy. Jest to trzykrotny wzrost w czasie zaledwie jednej dekady. Chiny inwestują w technologię, a ta zapewnia im coraz większą dominację na świecie.