Autor: Aleksandra Fandrejewska

Dziennikarka, laureatka nagrody im. W. Grabskiego dla najlepszego dziennikarza ekonomicznego.

Z dyplomem nadal łatwiej o pracę

Tylko jeden na trzech studentów uczy się czegoś co wykracza poza obowiązkowy tok studiów. Większość ma nadzieję, że będzie pracowała w swoim zawodzie. Uważne czytanie statystyk wskazuje, że osoby po studiach wciąż znajdują pracę szybciej niż pozostali.
Z dyplomem nadal łatwiej o pracę

(infografika Dariusz Gąszczyk)

W 2013 roku wyższe uczelnie ukończyło ponad 455 tysięcy absolwentów, a przedsiębiorcy oferowali około 250 tys. miejsc pracy dla ludzi po studiach. Było też około 250 tys. miejsc pracy dla rzemieślników, robotników i ludzi z średnim i niższym wykształceniem. To oznacza, że po studiach prawie połowa absolwentów powinna uczyć się dalej, być bezrobotna albo pracować na stanowiskach nie wymagających wyższych kwalifikacji.

Nawet jeśli przyjąć, że większość z 250 tysięcy abiturientów z licencjatem w kieszeni (bo to także statystyczni absolwenci wyższych uczelni) zdecydowała się na studia magisterskie, to i tak na rynek pracy trafiło ok 200 tys. osób z tytułem magistra. I choć w debacie publicznej pobrzmiewa opinia, iż osobom po studiach coraz trudniej na rynku pracy, to nie zasilili oni – przynajmniej oficjalnie – szeregów bezrobotnych. Latem 2013 roku w urzędach pracy zarejestrowanych było nieco ponad 19 tys. absolwentów szkół wyższych w wieku do 27 lat. Zimą liczba ta wzrosła do niespełna 33 tys., a w czerwcu 2014 r.(nie ma jeszcze danych za lipiec) znowu spadła i to do ok. 15,5 tys. abiturientów.

Zachowanie studentów i raporty ekonomistów pokazują, że w potocznym określeniu „mamy armię bezrobotnych lub źle wykorzystanych młodych wykształconych” wciąż więcej jest mitów niż faktów.

Bezrobocie młodzieży

Nawet dane statystyczne choć prawdziwe płatają figle. Gdyby literalnie czytać informacje o stopie bezrobocia w poszczególnych przedziałach wiekowych to wynika z nich, że najwyższe – ok. 48,1 proc. jest wśród 18–19– latków.

W tym wieku większość młodzieży uczy się. Stopę bezrobocia oblicza się zaś jako procentowy udział bezrobotnych w liczbie ludności aktywnej zawodowo, a aktywni zawodowo to albo pracujący, albo bezrobotni. Czyli na pewno nie uczniowie. Przy powszechnej edukacji w wielu 18 – 19 lat (ok. 80 proc. młodzieży) oznacza to, że bez pracy jest nie prawie co drugi 18–19– latek, a co najwyżej kilka procent z nich. Współczynnik aktywności zawodowej wynosi bowiem niespełna 13 proc.

Stopa bezrobocia wśród 15 – 24 –latków w drugim kwartale 2014 r. wyniosła 23,1 proc. Jeśli przyjąć, że aktywnych zawodowo jest ok. 34 proc. z tej grupy, to rzeczywiste bezrobocie wśród tych którzy chcą pracować, a nie mogą, wynosi nieco mniej niż 8 proc.  >>> W sprawie bezrobocia młodych alarm ogłoszono zbyt wcześnie

Sytuacja absolwentów po studiach wyższych

Na początku sierpnia Forum Obywatelskiego Rozwoju opublikowało analizę prof. Marii Drozdowicz–Bieć o młodych z wykształceniem wyższym na rynku pracy „Młodzi wykształceni, ale bezrobotni. Fakty i mity”. Opinię ekonomistki, że sytuacja młodych wykształconych Polaków, opuszczających mury uczelni jest lepsza niż ich rówieśników bez wyższego wykształcenia zacytowały chyba wszystkie popularne portale internetowe.

Konkluzja ta wywołała na forach sporą dyskusję. Czytelnicy zwracali uwagę na to, że wielu młodych pracuje na stanowiskach, które nie odpowiadają ani ich aspiracjom, ani wykształceniu. Wielu wciąż wyjeżdża za granicę. Dostało się też uczelniom wyższym, że nie trzymają jakości kształcenia i firmom, iż nie chcą być innowacyjne, nie zależy im na dobrych pracownikach, wolą – tańszych.

Ton dyskusji nadała narracja wypowiedzi prof. Drozdowicz–Bieć.

Po pierwsze: przypomniała, że stopa bezrobocia wśród osób z wyższym wykształceniem jest niższa niż u innych oraz, że najszybciej znajdują pracę. W analizie ekonomistka przedstawiła dane z III kwartału 2013 roku, ale ostatnie dostępne wyniki BAEL z I kwartału tego roku, nadal wskazują na tę prawidłowość. 5,4 proc. wynosiło pod koniec marca bezrobocie wśród osób z wyższym wykształceniem, a 22,6 proc. wśród tych, którzy edukację skończyli na szkole podstawowej, czy na gimnazjum. Wciąż osoby po studiach znajdują pracę szybciej niż pozostali. GUS podał też dane dotyczące bezrobocia absolwentów różnego typu szkół. Tu znowu mniej jest tych z wyższym wykształceniem (23,7 proc.) niż z zasadniczym zawodowym (57,1 proc.) czy ogólnokształcącym (60 proc.)

Po drugie: liczba absolwentów szkół wyższych rośnie znacznie szybciej niż liczba miejsc pracy w Polsce. W ciągu 22 lat liczba studiujących wzrosła cztery razy (z 404 tysięcy w roku akademickim 1990/91 do prawie 1,6 mln w latach 2012/2013. Na początku lat dziewięćdziesiątych mieliśmy ok. 56 tys. absolwentów, a teraz – ponad 450 tys. Przeciętnie zaś rocznie powstawało i powstaje ok 600 tys. miejsc pracy.

Studia przyczyną frustracji

Tak więc choć młodzi po studiach szybciej znajdują pracę niż ich rówieśnicy, to wielu ma pracę, które nie spełnia ich aspiracji, a do wykonywania której nie jest potrzebny dyplom uczelni wyższej.

Prof. Maria Drozdowicz–Bieć pisze: „Aby gospodarka mogła wchłonąć tę szybko rosnącą podaż wykwalifikowanej siły roboczej potrzebny jest wysoki wzrost gospodarczy, któremu towarzyszy równie wysokie, a biorąc pod uwagę zaległości rozwojowe Polski, zdecydowanie wyższe tempo wzrostu nakładów inwestycyjnych.” Przypomina, że Polska (sfera prywatna i publiczna) w ostatnich 10 latach przeznaczała niecałe 20 proc. wartości PKB na inwestycje. A to za mało by wykorzystać potencjał zawodowy młodzieży.

Czy zatem wszyscy powinni kończyć studia związane z nowymi technologiami? Czy są kierunki, które zwiększają szanse atrakcyjnej pracy? Odpowiedź na te pytania wydaje się w analizie FOR najważniejsza. Autorka przywołuje różne badania dotyczące przyszłego zapotrzebowania na pracowników. Wynika z nich, że skuteczne prognozowanie jest trudne, albo niemożliwe. Nie da się przewidzieć jak rozwijać się będzie gospodarka, jakie branże będą potrzebowały pracowników za pięć czy dziesięć lat (wyjątkami są działy związane z usługami socjalnymi i zdrowotnymi dla ludności, oraz edukacją, które można oszacować na podstawie demografii), ba: jakie powstaną lub zaginą profesje. Co więc warto zrobić: wybrać studia o wysokim poziomie kształcenia i to akademickim. Umiejętności praktycznych absolwenci nabiorą poprzez staże, letnie praktyki lub pracę zawodową podczas studiów magisterskich.

Ekonomistka przypomina, że taką konkluzję wyciągnięto z badań w USA: ciężar edukacji na poziomie praktycznym wymaganym na konkretnym stanowisku pracy przerzucony został na biznes i aktywność studentów. I, jak się wydaje, całkiem nieźle taki system funkcjonuje – zaznacza.

A jak to jest w Polsce? Rąbka tajemnicy jak zachowują się studenci odsłania badanie „Przyszłe kadry polskiej gospodarki” jakie powstało na podstawie badań studentów oraz analizy kierunków kształcenia w 2013 roku w ramach IV edycji projektu Bilans Kapitału Ludzkiego PARP.

I tak jak większość studentów jeszcze raz wybrałaby tę samą uczelnię oraz ten sam kierunek studiów (przynajmniej siedmiu na dziesięciu), to na pytanie „czy wiedza i umiejętności zdobyte przez Pana(-ią) w ramach studiów pozwolą Panu(-i) na znalezienie pracy zgodnej z kierunkiem studiów/wyuczonym zawodem?” odpowiadają już ostrożniej. W przypadku kierunków pedagogicznych, społecznych, ekonomii i administracji, dziennikarstwa i informacji, usług dla ludności, ochrony i bezpieczeństwa wątpliwości ma co drugi student (odpowiedział: nie lub nie wiem). Optymistami są przyszli: lekarze, weterynarze, prawnicy i informatycy i artyści (tu na pracę zgodną z zawodem liczy przynajmniej 70 proc. respondentów).

Autorzy badania zwracają uwagę, iż polscy studenci są raczej dość leniwi i niezbyt angażują się w dodatkowe aktywności wykraczające poza program studiów. W ciągu roku akademickiego 2012/ 2013 większość nie uczestniczyła w żadnych szkoleniach, kursach czy warsztatach. Sytuacja nie zmieniła się w ciągu ostatnich lat, bo podobnie działo się w 2010 roku. Studenci dość niechętnie kształtują własne portfolio kompetencyjne.

Najczęściej uczą się języków obcych. Robi tak co trzeci spośród wszystkich dokształcających się. Poza tym pewną popularnością cieszą się dodatkowe zajęcia, które młodzi ludzie określają jako rozwój osobisty i podniesienie kompetencji ogólnych, czyli komunikacja interpersonalna, autoprezentacja i wystąpienia publiczne, asertywność, zarządzanie czasem, radzenie sobie ze stresem, umiejętność pracy w grupie, praca zespołowa czy przygotowanie CV, listów motywacyjnych.

Nie ma przy tym znaczenia, gdzie młodzi pobierają nauki – w dużym czy w mniejszym mieście. Największy odsetek uczestniczących w fakultatywnych zajęciach jest wśród studentów z Katowic, Wrocławia, Gdańska i Łodzi (27– 29 proc.). Jednak w przypadku takich ośrodków akademickich jak Warszawa, Lublin czy Poznań odsetek ten jest zbliżony do procenta osób studiujących w mniejszych miastach (20 – 23 proc.).

Jedna trzecia badanych zadeklarowała, że w czasie studiów nie brała udziału w żadnych praktykach ani stażach (część dlatego, że ze stażem będzie miała do czynienia dopiero na ostatnim roku studiów). Studenci nie korzystają także z usług doradztwa zawodowego. Rozmawiał z doradcą co piąty student uczelni niepublicznej i co ósmy – publicznej.

Studenci częściej dodatkowo pracują niż się uczą. Dorywczo zarabia w ciągu roku czterech na dziesięciu. Praktyka zawodowa wpływa na ocenę własnych kompetencji przyszłego pracownika. Ci, którzy nie pracowali, nie mieli stażu czy praktyki, paradoksalnie, oceniają się lepiej niż studenci z pewnym doświadczeniem. Być może to, że rzadko mają do czynienia z rynkiem pracy powoduje ich tak dobre samopoczucie.

OF

(infografika Dariusz Gąszczyk)

Otwarta licencja


Tagi