Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

Jak odnowić unię Unii

Mamy do pana pytanie, panie Dominique Strauss-Kahn – w ten sposób dwóch czarnoskórych więźniów zwróciło się do byłego szefa MFW, gdy ten wszedł do ich celi w nowojorskim więzieniu. Usiedli na pryczy po dwóch stronach tak, że DSK znalazł się bez możliwości ruchu. - Co trzeba teraz robić w sprawie kryzysu zadłużeniowego Grecji? –  huknął pierwszy. Nie czekając na odpowiedź Strauss-Kahna odpowiedział mu drugi: - Niech ogłosi upadłość!
Jak odnowić unię Unii

Wystąpienie Jeana-Clauda Tricheta w Akwizgranie wzbudziło duże emocje. (CC By-SA World Economic Forum)

W ten sposób twórcy popularnego programu komediowego „Saturday Night Live” w NBC przedstawili spotkanie w czasie, którego DSK nie powiedział ani słowa. „To, co w tym skeczu zostało powiedziane, przekracza możliwości odbioru 99 proc. Amerykanów. To były problemy, którymi zajmują się najlepsi eksperci ds. UE” – komentował amerykański internauta studiujący politykę europejską. O ile na ten temat Dominique Strauss-Kahn nie ma już nic do powiedzenia (nie tylko według autorów NBC), to o przyszłości Europy chce całkiem sporo mówić jego rodak Jean-Claude Trichet.

Wystąpienie prezesa Europejskiego Banku Centralnego w Akwizgranie, gdzie odbierał nagrodę im. Karola Wielkiego, było jednym z niewielu w ostatnim czasie znaczących przemówień o wizji zjednoczonej Europy. Mimo że już spotkało się z ostrą krytyką (szczególnie na wyspach brytyjskich i w Niemczech) i szyderstwami, to jednak zasługuje na to, by potraktować je jak najbardziej poważnie.

Zdaniem szefa EBC Europa dość dobrze poradziła sobie z kryzysem, co zawdzięcza już istniejącym instytucjom, szczególnie tym w ramach unii walutowej. Trichet przypomniał m.in., że w pierwszej dekadzie obowiązywania wspólnej waluty wzrost PKB na głowę był w strefie euro taki, jak w USA oraz, że w tym samym czasie w eurolandzie powstało w sumie więcej nowych miejsc pracy niż w Ameryce (14 mln wobec 8 mln). „W najtrudniejszym gospodarczo okresie po drugiej wojnie światowej EBC był godną zaufania solidną kotwicą stabilności” – chwalił kierowaną przez siebie instytucję Trichet. I dodawał, że bez niej niemożliwe byłoby ożywienie gospodarcze w krajach euro (rzędu 2,5 proc. PKB) i powstanie 350 tys. nowych miejsc pracy od maja 2010 r.

Jako wielki sukces europejskiej integracji przedstawił również stabilność cenową w eurolandzie: roczna inflacja na poziomie 1,97 proc. w pierwszych dwunastu latach euro była nie tylko zgodna z celem EBC (wyznaczonym na poziomie 2 proc.), ale – jak mówił – również niższa niż we wszystkich większych krajach eurogrupy w ostatnim półwieczu. „Euro jest silne jak kiedyś marka niemiecka. To stabilna i wiarygodna waluta, ciesząca  się zaufaniem obywateli, inwestorów i tych, którzy oszczędzają. Nie ma żadnego kryzysu euro” – przekonywał Jean-Claude Trichet.

Skoro jest więc tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? „Nic nie jest możliwe bez ludzi, nic nie jest trwałe bez instytucji” – przywołując cytat z Jeana Monneta Trichet diagnozował, że nieprzestrzeganie reguł strefy euro stało się jedną z głównych przyczyn jej kłopotów. Idąc dalej tokiem myślenia jednego z ojców zjednoczonej Europy szef EBC zaapelował o „znaczne wzmocnienie reguł i instytucji”. Jego zdaniem jest to „najwyższy priorytet” Unii, który w przyszłości pozwoli „uniknąć niesolidnej polityki gospodarczej” w poszczególnych państwach członkowskich. „Realnym kłopotem w strefie euro jest to, że unia gospodarcza – to „E” w Economic and Monetary Union – nie została odpowiednio wprowadzona w życie. Najważniejszą lekcją tego kryzysu jest to, że państwa w strefie euro potrzebują lepszej koordynacji swoich polityk gospodarczych i finansowych – i to pilnie” – mówił przed uroczystością wręczenia nagrody w wywiadzie dla „Aachener Zeitung”.

W swojej akwizgrańskiej mowie ten „najbardziej niemiecki z Francuzów” (jak czasem jeszcze mówi się o Trichecie w Niemczech) przedstawił propozycje średnio- i długoterminowych rozwiązań (obydwa rodzaje wymagają zmian unijnych traktatów). W średnim terminie kraje UE mogłyby pomagać potrzebującym państwom członkowskim pod warunkiem, że zobowiążą się one do działań dostosowawczych i same będą je realizować (I poziom). W projekcie Tricheta taka polityka musiałyby być wspierana zarówno przez rząd jak i opozycję danego kraju oraz nadzorowana przez pozostałe państwa Unii. Gdyby jednak okazała się nieskuteczna, konieczna byłaby zdaniem Tricheta bezpośrednia ingerencja instytucji europejskich (II poziom). Nowy unijny system kontroli, rekomendacji i sankcji stosowany byłby wtedy, gdyby polityka gospodarcza jednego państwa szkodziłaby pozostałym krajom członkowskim. „Chodzi o znalezienie równowagi między niezawisłością państw z jednej strony, a współzależnością z drugiej, szczególnie w nadzwyczajnych sytuacjach” – wyjaśniał swój pomysł. Gdyby został on zrealizowany, to w tych „nadzwyczajnych” przypadkach Rada Europejska na podstawie propozycji Komisji Europejskiej i przy współpracy z EBC  „miałaby prawo, a czasami obowiązek” do podejmowania decyzji w sprawie gospodarki konkretnego państwa członkowskiego. W praktyce oznaczałoby to weto wobec budżetu narodowego lub innych decyzji władz narodowych, które szkodziłyby konkurencyjności gospodarki tego państwa.

„Czy byłoby czymś zbyt odważnym, by wyobrazić sobie Unię, która nie tylko ma wspólny rynek, wspólną walutę i wspólny bank centralny, ale również wspólne ministerstwo finansów?” – w taki dość asekuracyjny sposób Jean-Claude Trichet zgłosił pomysł długoterminowych rozwiązań, który zaalarmował eurosceptyków w Europie. Jednak szef EBC nie chce mieć unijnego ministerstwa z wielkim europejskim budżetem, na zwór tradycyjnych resortów narodowych. Zależy mu na instytucji, która ma uprawienia w trzech dziedzinach:

1) Sprawuje nadzór na polityką budżetową i konkurencyjnością oraz ingeruje w politykę gospodarczą państwa, które otrzymują pomoc innych krajów członkowskich i które nie mogą poradzić sobie z wyjściem z kryzysu (znajduje się na wcześniej opisanym „II poziomie”).
2) Posiada wszystkie typowe kompetencje ministerstwa finansów wobec już w pełni zintegrowanego sektora finansowego Unii.
3) Reprezentuje Unię w instytucjach międzynarodowych.

„Europejczycy stworzyli pojęcie demokracji, a teraz stoją przed zadaniem wypełnienia tego, co nazywa się Unią państw” – mówił Francuz. Nawiązując nie tylko do Monneta, ale i do innych wizjonerów zjednoczonej Europy (m.in. Erazma z Rotterdamu, Immanuela Kanta, Williama Penna, Victora Hugo i Roberta Schumana) Trichet wyrażał przekonanie, że Europa będzie miała tylko wtedy bezpieczną i zasobną przyszłość, jeśli przypomni sobie o swoich wartościach, które ją stworzyły, co było dość zaskakującym wyznaniem jak na bankiera. Swój końcowy apel o „nową konfederację suwerennych państw z nowymi instytucjami do zarządzania współzależnością zintegrowanych gospodarek” ustawił w kontekście słynnej mowy Edmunda Husserla w 1935 r. Wówczas wybitny austriacki filozof proroczo mówił w Wiedniu o wyborze, przed jakim stoją Europejczycy: był to wybór między upadkiem i barbarzyństwem a „odrodzeniem z duchu filozofii poprzez heroizm rozumu”. Jean-Claude Trichet uważa oczywiście, że oferuje nam tę drugą drogę. Ale czy Europa  rzeczywiście znalazła się na takim rozstaju i potrzebuje nowego nadzwyczajnego wysiłki na rzecz integracji? Czyżby 69-letni ekonomista wiedział więcej niż zwykli Europejczycy? A może jednak kryzys finansowy naprawdę sprawił, że Jean-Claude Trichet „przemienił się z Mr. Euro w Mr. Europa” (Berliner Morgenpost) i stał się „gigantem” (jak powiedział sekretarz skarbu USA Timothy Geithner), za którym warto teraz podążać?

„Jeśli ktoś miałby skryte życzenie, by torturować eurosceptyka, nie miałby lepszego sposobu na spełnienie swoich fantazji niż przeczytać mu wystąpienia Jeana-Claude’a Tricheta” – zauważył komentator „The Independent” David Posser. Co prawda nie wierzy on, by wizja Tricheta („to ministerstwo odgrywałoby rolę policjanta ds. reguł pożyczkowych w UE”) się ziściła, to jednak potrzebne są jakieś zasady, które obowiązywać będą wszystkich w Unii. „Jeśli nie ministerstwo finansów UE, to potrzebna jest jakaś alternatywa, która eurosceptykom i tak nie przypadnie do gustu” – zauważył komentator liberalnej brytyjskiej gazety. Jednak jego głos nie był typowy dla brytyjskich ocen pomysłów szefa EBC. „On mówił po francusku i niemiecku, a tylko jedno zdanie po angielsku i do tego o konieczności zmiany traktatu” – oburzali się inni. Poza tym Brytyjczykom nie podobało się, że Trichet nie rozróżniał w swoim przemówieniu między krajami Unii Europejskiej a unii walutowej. „Realizacja jego planów może mieć ogromne konsekwencje dla konkurencyjności brytyjskiej gospodarki” – alarmowali eksperci. Według „The Daily Mail” w ten sposób „Europa chce przejąć kontrolę nad brytyjską polityką podatkową” i David Cameron musi się nadal twardo się przeciwstawić „głodnym władzy biurokratom w Brukseli”. Z kolei według eurosceptycznego dziennika „Daily Telegraph” wizja Tricheta kojarzy się z propozycją Winstona Churchilla z czerwca 1940 r., który krótko przed upadkiem Francji zaoferował Paryżowi unię brytyjsko-francuską, co jak wiadomo nie uchroniło Francuzów przed klęską, czyli poddaniem się Niemcom.

Co ciekawe idee francuskiego bankiera nie przypadły do gustu również niemieckim politykom, mimo że w interesie Niemiec leży przecież większa stabilizacja i koordynacja w strefie euro. Minister gospodarki Philipp Roesler (FDP) już zapowiedział, że nie zgadza się na oddawanie Brukseli narodowych kompetencji budżetowych. Trzy dni po mowie Tricheta „Frankfurter Allgemeinen Zeitung“ opublikowała pięciopunktowe memorandum bawarskiej CSU, która również nie zgadza się na dalsze przenoszenie wzmacnianie UE. „Władza UE rosła po każdym kryzysie, a mimo to następne kryzysy wcale nie były mniejsze. Dlatego musimy sprawdzić automatyzm transferu władzy do Brukseli” – komentował w gazecie sekretarz generalny CSU Alexander Dorbrindt. Jego zdaniem należy „szczególnie sprawdzić, czy zakup obligacji zadłużonych państw strefy euro był zgodny z prawnymi podstawami EBC”.

Właśnie „niestandardowa” polityka EBC podczas kryzysu finansowego sprawia, że propozycje Tricheta także przez dużą cześć niemieckiej opinii publicznej traktowane są nieufnie. „EBC miał być strażnikiem euro, a stacza się do roli bad banku systemu euro, w którym banki Europy rozładowują swoje śmieciowe papiery” – komentuje w ostatnim numerze „Der Spiegel”. Według wyliczeń tego wpływowego niemieckiego tygodnika w 2010 r. EBC przyjął nieposiadające zdolności rynkowej zabezpieczenia o łącznej wartości 360 mld euro (w 2006 r. było to 37 mld). Jako przykład podaje obligacje wyemitowane w Portugalii w 1943 r., które zostały zaakceptowane przez EBC w zamian za świeże euro, a które mają zostać spłacone za 8000 lat (sic!). „Nadzwyczajne środki zostały podjęte,  by sprostać napięciom na rynkach i umożliwić lepszą transmisję naszych decyzji o stopach procentowych” – antycypując publikację „Spiegla” tak Jean-Claude Tricheta odpowiadał w Akwizgranie na te zarzuty.

Najbardziej wpływowi europejscy politycy na razie milczą o pomyśle szefa EBC, względnie wypowiadają się o nim dość mało entuzjastycznie. „Byłoby miłe, ale to nie możliwe w dającej się przewidzieć przyszłości” – ocenił minister finansów RFN Wolfgang Schäuble. Podobnego zadania jest szef grupy euro Jean-Claude Juncker („To ma sens, ale nie ma politycznych przesłanek do realizacji tego pomysłu.”). Jednak szef Goldman Sachs Asset Management Jim O’Neill ocenił pomysły Tricheta jako „jedne z najbardziej postępowych, jakie widzieliśmy”, które pomogłyby rozwiązać fiskalne kłopoty strefy euro. Spodobały się one także Simonowi Johnsonowi, byłemu głównemu ekonomiście MFW. „Utworzenie europejskiego ministerstwa finansów jest tak samo świetną ideą jak propozycje fiskalnej i finansowej integracji Alexandra Hamiltona dla młodej amerykańskiej republiki w XVIII w.” – napisał Johnson w komentarzu dla agencji Bloomberg. Porównania do pierwszego sekretarza skarbu USA i twórcy amerykańskiego dolara oznaczają nie tylko publicystyczne uznanie dla Mr. Europa. Jean-Claude Trichet może być już pewien, że kiedy w listopadzie opuści swoje biuro we Frankfurcie nad Menem, to jego akwizgrańskie idee nie zostaną od razu zapomniane i będą odgrywały rolę – przynajmniej w dyskusjach o przyszłości Europy.

Wystąpienie Jeana-Clauda Tricheta w Akwizgranie wzbudziło duże emocje. (CC By-SA World Economic Forum)

Otwarta licencja


Tagi