Bezrobocie wzrasta, ale imigranci pracy nie zabierają
Imigracja zarobkowa nie psuje rynku pracy i nie zwiększa bezrobocia wśród rodowitych mieszkańców Wielkiej Brytanii nawet w czasie recesji – stwierdził Krajowy Instytut Badań Ekonomicznych i Społecznych. Z badania wynika, że jest przeciwnie – im więcej imigrantów, tym rynek pracy zdrowszy. Nie brak oczywiście odmiennych poglądów.
(CC BY-NC-ND StefZ)
Studium rynku pracy wykonane przez Krajowy Instytut Badań Ekonomicznych i Społecznych (NIESR) Examining the Relationships between Immigration and Unemployment, jest pierwszą w Wielkiej Brytanii analizą problemów imigracji, w której wykorzystano dane z rejestracji osób zgłaszających się po przyznanie im numeru ubezpieczenia społecznego. Jednym z autorów badania jest prof. Jonathan Portes, który wiele pisał o polskich transformacjach w latach 90.
Dotychczas większość takich badań opierała się na danych z prowadzonego przez ministerstwo spraw wewnętrznych do 2011 roku Workers Registration Scheme (WRS) oraz na przeprowadzanych przez Krajowy Urząd Statystyczny badaniach siły roboczej (Labour Force Survey).
WRS nie obejmował jednak osób prowadzących na rynku pracy samodzielną działalność gospodarczą, a taki status miała np. większość robotników budowlanych.
Badania Labour Force Survey są prowadzone co kwartał, w podziale na 12 regionów, nie są jednak badaniami pełnej populacji czynnych zawodowo ale ich próby, co prawda, bardzo dużej, bo liczącej około 100 tys. osób. Rejestracji dla celów ubezpieczenia społecznego podlegają natomiast wszyscy pracujący lub otrzymujący zasiłki, jest więc to najszersza pula danych.
Liczba nowych imigrantów, którzy otrzymują numery National Insurance wynosi kilkaset tysięcy rocznie, gdy w badaniach LFS jest ich około 700. Ponieważ uwzględniono dane do listopada 2011 roku włącznie, jest to też pierwsza analiza, która bierze pod uwagę kryzys i recesję w Unii Europejskiej i innych regionach świata.
Dane do analizy NIESR zebrano z terenu 378 samorzadów lokalnych w Anglii (bez Londynu), Szkocji i Walii. Jej wyniki potwierdzają konkluzje wszystkich wcześniejszych badań, w których korzystano z danych zarówno WRS jak i LFS, iż w skali ogólnokrajowej, wpływ imigracji na bezrobocie jest bardzo nikły. Niespodzianką wynikającą z badań NIESR jest jednak znak korelacji.
Więcej imigrantów – mniej bezrobotnych
Według uwzględniających bardzo wiele czynników oszacowań NIESR, jeśli pominąć takie uwarunkowanie jak stopa wzrostu PKB, to wzrostowi napływu imigrantów o 2 punkty procentowe (mniej więcej taką skalę miała fala migracji z 8 krajów Europy środkowej, które przystąpiły do Unii Europejskiej w 2004 roku) towarzyszy spadek liczby osób pobierających zasiłki dla bezrobotnych o 0,02 pkt proc.
Jeśli wziąć pod uwagę stopę wzrostu PKB, to z analiz NIESR wynika, że w okresie dobrej koniunktury, zdefiniowanej tu jako wzrost PKB o 2 pkt proc., wzrostowi imigracji o 1 pkt proc. towarzyszy spadek liczby osób otrzymujących zasiłek dla bezrobotnych o 0,004 pkt proc.. Przy spadku PKB o 2 pkt proc., takiemu samemu wzrostowi imigracji o 1 pkt proc. towarzyszy spadek liczby otrzymujących zasiłek dla bezrobotnych o 0,001 pkt proc.
Jak powiedział Obserwatorowi Finansowemu będący również współtorem tego studium, Paolo Lucchino, dane z rejestrów National Insurance nie pozwalają wyjaśnić tego paradoksu i wymagałoby to innego rodzaju badań. Korelacja w skali ogólnokrajowej została jednak potwierdzona przez analizy wyrywkowe.
Autorzy przypuszczają, że w okresie recesji imigranci mogą świadomie osiedlać się w miejscowościach mniej na nią podatnych, bądź też ich obecność może pobudzać lokalny popyt. Dowodów takiego czy innego ich wpływu dotychczas nie znaleziono. W raporcie podkreśla się, że wyniki badań w żadnym przypadku nie wskazują, aby w okresie recesji lub nikłego wzrostu PKB wpływ imigracji na bezrobocie zaostrzał się.
Młodzież na rynku pracy
Raport NIESR został natychmiast zakwestionowany przez dążącą do ograniczenia imigracji grupę nacisku, Migration Watch. W opracowaniu pt. „Bezrobocie wśród młodzieży a imigracja z krajów A8” (Youth Unemployment and Immigration from the A8 Countries), w odróżnieniu od tamtej placówki, Migration Watch twierdzi, że chociaż oszacowanie wpływu imigracji na rynek pracy, poziom bezrobocia wśród rodzimych Brytyjczyków jest trudne, to oddziaływanie takie „jest wyraźnie istotne”. Można też dostrzec wpływ imigracji na płace, zwłaszcza osób z najniższych grup zarobkowych. NIESR taki wpływ dostrzega, ale uważa, że nie jest on istotny i może w większym stopniu wynikać z ewolucji płacy minimalnej.
Posługując się skorygowanymi danymi WSR – z poprawką na pominięte w owym systemie osoby prowadzące własną działalność gospodarczą – Migration Watch wskazuje, że w latach 2004 – 2001 liczba zatrudnionych w Wielkiej Brytanii osób z nowych krajów członkowskich UE wzrosła o 600 tys. W tym samym czasie liczba bezrobotnej młodziezy brytyjskiej niemal podwoiła się, zwiększając się z 575 tys. do ponad miliona. Podobnie jak NIESR, tak i Migration Watch nie podejmuje jednak kwestii zależności przyczynowych, a jedynie pyta o ich istnienie.
Zależność czy współistnienie?
Krzywa niebieska – liczba zatrudnionych imigrantów z krajów A8
Krzywa magenta – bezrobocie wśród młodzieży w wieku od 16 do 24 lat.
Źródło: Office of National Statistics.
Imigranci z A8 są za dobrzy!
Migration Watch przyznaje, że głównym powodem bezrobocia wśród młodzieży jest recesja. Uważa jednak, że imigracja z nowych krajów UE mogła przyczynić się do wzrostu bezrobocia, ponieważ … imigranci są młodzi, stosunkowo dobrze wykształceni, mają silną motywację i są często chwaleni za pozytywną etykę pracy. A ponadto prawie 90 proc. spośród nich jest gotowa pracować za poniżej 400 funtów tygodniowo.
Organizacja ta również stwierdza, iż dotychczasowe badania rynku pracy nie wykazały istotnego statystycznie związku między imigracją z krajów Europy Środkowej i Wschodniej określanych skrótem A8, a bezrobociem Brytyjczyków, przypisuje to jednak ogólnym problemom metodologicznym takich analiz. Powołuje się ona przy tym na oświadczenie złożone przed Komisją Spraw Gospodarczych Izby Lordów w 2007 roku przez ekonomistę z Cambridge University, prof. Roberta Rowthorna.
Według prof. Rowthorna, złudzenie, iż napływ imigrantów zwiększa zatrudnienie wśród rodzimych mieszkańców powstaje stąd, że imigranci przybywają do miejscowości, gdzie istnieje zapotrzebowanie na robotników niezależnie od tego, skąd pochodzą. Drugim procesem, który może zakłócać statystyczny obraz jest „migracja indukowana”, polegająca na tym, że napływ imigrantów np. do Londynu może powodować brak pracy dla jego rodzimych mieszkańców. W konsekwencji przenoszą się oni do innego miasta, co statystyki londyńskie odnotują jako spadek lokalnego bezrobocia.
Krytykując w swoim wystąpieniu przez komisją Izby Lordów dotychczasowe badania, które wykazały brak istotnego statystycznie wpływu imigracji na bezrobocie Brytyjczyków, prof. Rowthorn niestety ograniczył się do stwierdzenia, że analizy wykazujące brak wpływu imigracji na bezrobocie przeczą intuicji i są niewiarygodne. Nie jest to jednak szczególnie naukowa argumentacja.
Imigrant na rynku pracy
Podobnie jak NIESR, tak i Migration Watch konkludują, że tematyka ta wymaga dalszych i bardziej szczegółowych badań. Niemal jako spełnienie tego wniosku, swój trzeci już raport opublikował Komitet Doradczy ds. Migracji związany administracyjnie z Agencją Ochrony Granic (UK Border Agency). Jest to pośrednio organ doradczy Home Office. Studium to, pt. „Analiza wpływu imigracji” (Analysis of the Impacts of Migration) jest najobszerniejszym objętościowo (156 stron) i tematycznie oraz najbardziej szczegółowym z ostatnich opracowań. Porusza ono skutki migracji zarówno dla rynku pracy, jak też dla gospodarki mieszkaniowej i usług – transportu, oświaty, lecznictwa itp. Nie jest jednak ograniczone do imigrantów z krajów A8, skupia się raczej na imigrantach spoza Unii Europejskiej i Europejskiego Obszaru Gospodarczego.
Według tego studium, przybycie 100 imigrantów zarobkowych spoza UE, pozbawia pracy 23 Brytyjczyków, chociaż efekt ten zanika po 5 latach. W odróżnieniu od analizy NIESR, stwierdza ono, że imigracja wpływa ujemnie na zatrudnienie rodzimych Brytyjczyków w okresach złej koniunktury, ale nie działa tak w okresie ożywienia gospodarczego.
Potwierdza ono też wspomnianą powyżej tezę, iż imigracja powoduje przemieszczenia wewnętrzne, choć oddziaływanie takie nie jest proste. Okazuje się, że przybyciu na teren danej jednostki administracyjnego podziału kraju 100 nowych imigrantów towarzyszy opuszczenie jej przez 30 wcześniejszych imigrantów, ale również osiedlenie się 40 rodzimych Brytyjczyków. Autorzy wnioskują z tego, iż nowa siła robocza uzupełnia rodzimą, ale stroną, z którą pozostaje ona w konflikcie na rynku pracy są wcześniejsi przybysze.
Dla Polaków pomawianych o zabieranie Brytyjczykom pracy istotne jest jednak to, iż studium MAC stwierdza, że imigracja z krajów członkowskich Unii, wraz z krajami Europy Środkowej, albo w ogóle nie wywiera wpływu na zatrudnienie Brytyjczyków albo jest on niewielki. O ile jednak nawet niechętna imigrantom organizacja Migration Watch stwierdziła, że imigranci z krajów A8 są lepiej wykształceni od rodzimych Brytyjczyków.
Zdaniem przewodniczącego owego komitetu, prof. Davida Metcalfa, ów brak wpływu może wynikać stąd, że ich kwalifikacje są – inaczej niż twierdzi Migration Watch – nieproporcjonalnie niższe. Podobnie jak wymienieni przez niego „ciężko pracujący Polacy”, są oni też gotowi wykonywać prace, których Brytyjczycy nie chcą się podjąć.
Ciekawie wyglądają zaprezentowane w raporcie MAC skutki imigracji zarobkowej w innych dziedzinach, niż rynek pracy. Stwierdza się tam np., że z powodu imigracji, zapotrzebowanie na domy i mieszkania wziosło o 8 proc., co powoduje zwiększenie kosztów wynajmu, zwłaszcza w Londynie, na południu Anglii i na południu Szkocji.
Ponieważ imigranci są młodzi i mają po kilkoro dzieci, koszty szkolnictwa w przeliczeniu na jednego imigranta są o jedną trzecią wyższe, niż w przeliczeniu na jednego rodzimego Brytyjczyka. O 315 funtów są jednak mniejsze koszty lecznictwa. Ich obecność przyczynia się też do obniżenia przestępczości, darzą oni także brytyjskie instytucje polityczne większym zaufaniem, niż przeciętni rodzimi mieszkańcy Wielkiej Brytanii i bardziej od nich identyfikują się ze swoim nowym krajem zamieszkania.
Mariusz Kukliński
Autor jest korespondentem Obserwatora Finansowego w Londynie
Studium rynku pracy wykonane przez Krajowy Instytut Badań Ekonomicznych i Społecznych (NIESR) Examining the Relationships between Immigration and Unemployment, jest pierwszą w Wielkiej Brytanii analizą problemów imigracji, w której wykorzystano dane z rejestracji osób zgłaszających się po przyznanie im numeru ubezpieczenia społecznego. Jednym z autorów badania jest prof. Jonathan Portes, który wiele pisał o polskich transformacjach w latach 90.
Dotychczas większość takich badań opierała się na danych z prowadzonego przez ministerstwo spraw wewnętrznych do 2011 roku Workers Registration Scheme (WRS) oraz na przeprowadzanych przez Krajowy Urząd Statystyczny badaniach siły roboczej (Labour Force Survey).
WRS nie obejmował jednak osób prowadzących na rynku pracy samodzielną działalność gospodarczą, a taki status miała np. większość robotników budowlanych.
Badania Labour Force Survey są prowadzone co kwartał, w podziale na 12 regionów, nie są jednak badaniami pełnej populacji czynnych zawodowo ale ich próby, co prawda, bardzo dużej, bo liczącej około 100 tys. osób. Rejestracji dla celów ubezpieczenia społecznego podlegają natomiast wszyscy pracujący lub otrzymujący zasiłki, jest więc to najszersza pula danych.
Liczba nowych imigrantów, którzy otrzymują numery National Insurance wynosi kilkaset tysięcy rocznie, gdy w badaniach LFS jest ich około 700. Ponieważ uwzględniono dane do listopada 2011 roku włącznie, jest to też pierwsza analiza, która bierze pod uwagę kryzys i recesję w Unii Europejskiej i innych regionach świata.
Dane do analizy NIESR zebrano z terenu 378 samorzadów lokalnych w Anglii (bez Londynu), Szkocji i Walii. Jej wyniki potwierdzają konkluzje wszystkich wcześniejszych badań, w których korzystano z danych zarówno WRS jak i LFS, iż w skali ogólnokrajowej, wpływ imigracji na bezrobocie jest bardzo nikły. Niespodzianką wynikającą z badań NIESR jest jednak znak korelacji.
Więcej imigrantów, to mniej bezrobotnych
Według uwzględniających bardzo wiele czynników oszacowań NIESR, jeśli pominąć takie uwarunkowanie jak stopa wzrostu PKB, to wzrostowi napływu imigrantów o 2 punkty procentowe (mniej więcej taką skalę miała fala migracji z 8 krajów Europy środkowej, które przystąpiły do Unii Europejskiej w 2004 roku) towarzyszy spadek liczby osób pobierających zasiłki dla bezrobotnych o 0,02 pkt proc.
Jeśli wziąć pod uwagę stopę wzrostu PKB, to z analiz NIESR wynika, że w okresie dobrej koniunktury, zdefiniowanej tu jako wzrost PKB o 2 pkt proc., wzrostowi imigracji o 1 pkt proc. towarzyszy spadek liczby osób otrzymujących zasiłek dla bezrobotnych o 0,004 pkt proc.. Przy spadku PKB o 2 pkt proc., takiemu samemu wzrostowi imigracji o 1 pkt proc. towarzyszy spadek liczby otrzymujących zasiłek dla bezrobotnych o 0,001 pkt proc.
Jak powiedział Obserwatorowi Finansowemu będący również współtorem tego studium, Paolo Lucchino, dane z rejestrów National Insurance nie pozwalają wyjaśnić tego paradoksu i wymagałoby to innego rodzaju badań. Korelacja w skali ogólnokrajowej została jednak potwierdzona przez analizy wyrywkowe.
Autorzy przypuszczają, że w okresie recesji imigranci mogą świadomie osiedlać się w miejscowościach mniej na nią podatnych, bądź też ich obecność może pobudzać lokalny popyt. Dowodów takiego czy innego ich wpływu dotychczas nie znaleziono. W raporcie podkreśla się, że wyniki badań w żadnym przypadku nie wskazują, aby w okresie recesji lub nikłego wzrostu PKB wpływ imigracji na bezrobocie zaostrzał się.
Młodzież na rynku pracy
Raport NIESR został natychmiast zakwestionowany przez dążącą do ograniczenia imigracji grupę nacisku, Migration Watch. W opracowaniu pt. Bezrobocie wśród młodzieży a imigracja z krajów A8 (Youth Unemployment and Immigration from the A8 Countries), w odróżnieniu od tamtej placówki, Migration Watch twierdzi, że chociaż oszacowanie wpływu imigracji na rynek pracy, poziom bezrobocia wśród rodzimych Brytyjczyków jest trudne, to oddziaływanie takie „jest wyraźnie istotne”. Można też dostrzec wpływ imigracji na płace, zwłaszcza osób z najniższych grup zarobkowych. NIESR taki wpływ dostrzega, ale uważa, że nie jest on istotny i może w większym stopniu wynikać z ewolucji płacy minimalnej.
Posługując się skorygowanymi danymi WSR – z poprawką na pominięte w owym systemie osoby prowadzące własną działalność gospodarczą – Migration Watch wskazuje, że w latach 2004 – 2001 liczba zatrudnionych w Wielkiej Brytanii osób z nowych krajów członkowskich UE wzrosła o 600 tys. W tym samym czasie liczba bezrobotnej młodziezy brytyjskiej niemal podwoiła się, zwiększając się z 575 tys. do ponad miliona. Podobnie jak NIESR, tak i Migration Watch nie podejmuje jednak kwestii zależności przyczynowych, a jedynie pyta o ich istnienie.
Skrótem A8 określane są kraje Europy Środkowej i Wschodniej (Opr. DG)
Imigranci z A8 są za dobrzy
Migration Watch przyznaje, że głównym powodem bezrobocia wśród młodzieży jest recesja. Uważa jednak, że imigracja z nowych krajów UE mogła przyczynić się do wzrostu bezrobocia, ponieważ … imigranci są młodzi, stosunkowo dobrze wykształceni, mają silną motywację i są często chwaleni za pozytywną etykę pracy. A ponadto prawie 90 proc. spośród nich jest gotowa pracować za poniżej 400 funtów tygodniowo.
Organizacja ta również stwierdza, iż dotychczasowe badania rynku pracy nie wykazały istotnego statystycznie związku między imigracją z krajów Europy Środkowej i Wschodniej określanych skrótem A8, a bezrobociem Brytyjczyków, przypisuje to jednak ogólnym problemom metodologicznym takich analiz. Powołuje się ona przy tym na oświadczenie złożone przed Komisją Spraw Gospodarczych Izby Lordów w 2007 roku przez ekonomistę z Cambridge University, prof. Roberta Rowthorna.
Według prof. Rowthorna, złudzenie, iż napływ imigrantów zwiększa zatrudnienie wśród rodzimych mieszkańców powstaje stąd, że imigranci przybywają do miejscowości, gdzie istnieje zapotrzebowanie na robotników niezależnie od tego, skąd pochodzą. Drugim procesem, który może zakłócać statystyczny obraz jest „migracja indukowana”, polegająca na tym, że napływ imigrantów np. do Londynu może powodować brak pracy dla jego rodzimych mieszkańców. W konsekwencji przenoszą się oni do innego miasta, co statystyki londyńskie odnotują jako spadek lokalnego bezrobocia.
Krytykując w swoim wystąpieniu przez komisją Izby Lordów dotychczasowe badania, które wykazały brak istotnego statystycznie wpływu imigracji na bezrobocie Brytyjczyków, prof. Rowthorn niestety ograniczył się do stwierdzenia, że analizy wykazujące brak wpływu imigracji na bezrobocie przeczą intuicji i są niewiarygodne. Nie jest to jednak szczególnie naukowa argumentacja.
Imigrant na rynku pracy
Podobnie jak NIESR, tak i Migration Watch konkludują, że tematyka ta wymaga dalszych i bardziej szczegółowych badań. Niemal jako spełnienie tego wniosku, swój trzeci już raport opublikował Komitet Doradczy ds. Migracji związany administracyjnie z Agencją Ochrony Granic (UK Border Agency). Jest to pośrednio organ doradczy Home Office. Studium to, pt. Analiza wpływu imigracji (Analysis of the Impacts of Migration) jest najobszerniejszym objętościowo (156 stron) i tematycznie oraz najbardziej szczegółowym z ostatnich opracowań. Porusza ono skutki migracji zarówno dla rynku pracy, jak też dla gospodarki mieszkaniowej i usług – transportu, oświaty, lecznictwa itp. Nie jest jednak ograniczone do imigrantów z krajów A8, skupia się raczej na imigrantach spoza Unii Europejskiej i Europejskiego Obszaru Gospodarczego.
Według tego studium, przybycie 100 imigrantów zarobkowych spoza UE, pozbawia pracy 23 Brytyjczyków, chociaż efekt ten zanika po 5 latach. W odróżnieniu od analizy NIESR, stwierdza, że imigracja wpływa ujemnie na zatrudnienie rodzimych Brytyjczyków w okresach złej koniunktury, ale nie działa tak w okresie ożywienia gospodarczego.
Potwierdza ono też wspomnianą powyżej tezę, iż imigracja powoduje przemieszczenia wewnętrzne, choć oddziaływanie takie nie jest proste. Okazuje się, że przybyciu na teren danej jednostki administracyjnego podziału kraju 100 nowych imigrantów towarzyszy opuszczenie jej przez 30 wcześniejszych imigrantów, ale również osiedlenie się 40 rodzimych Brytyjczyków. Autorzy wnioskują z tego, iż nowa siła robocza uzupełnia rodzimą, ale stroną, z którą pozostaje ona w konflikcie na rynku pracy są wcześniejsi przybysze.
Dla Polaków pomawianych o zabieranie Brytyjczykom pracy istotne jest jednak to, iż studium MAC stwierdza, że imigracja z krajów członkowskich Unii, wraz z krajami Europy Środkowej, albo w ogóle nie wywiera wpływu na zatrudnienie Brytyjczyków albo jest on niewielki. O ile jednak nawet niechętna imigrantom organizacja Migration Watch stwierdziła, że imigranci z krajów A8 są lepiej wykształceni od rodzimych Brytyjczyków.
Zdaniem przewodniczącego owego komitetu, prof. Davida Metcalfa, ów brak wpływu może wynikać stąd, że ich kwalifikacje są – inaczej niż twierdzi Migration Watch – nieproporcjonalnie niższe. Podobnie jak wymienieni przez niego „ciężko pracujący Polacy”, są oni też gotowi wykonywać prace, których Brytyjczycy nie chcą się podjąć.
Ciekawie wyglądają zaprezentowane w raporcie MAC skutki imigracji zarobkowej w innych dziedzinach, niż rynek pracy. Stwierdza się tam np., że z powodu imigracji, zapotrzebowanie na domy i mieszkania wziosło o 8 proc., co powoduje zwiększenie kosztów wynajmu, zwłaszcza w Londynie, na południu Anglii i na południu Szkocji.
Ponieważ imigranci są młodzi i mają po kilkoro dzieci, koszty szkolnictwa w przeliczeniu na jednego imigranta są o jedną trzecią wyższe, niż w przeliczeniu na jednego rodzimego Brytyjczyka. O 315 funtów są jednak mniejsze koszty lecznictwa. Ich obecność przyczynia się też do obniżenia przestępczości, darzą oni także brytyjskie instytucje polityczne większym zaufaniem, niż przeciętni rodzimi mieszkańcy Wielkiej Brytanii i bardziej od nich identyfikują się ze swoim nowym krajem zamieszkania.
Autor jest korespondentem Obserwatora Finansowego w Londynie
Polska ma dzisiaj już ponad 500 ton złota, a jego udział w rezerwach przekroczył 20 proc. – poinformował Narodowy Bank Polski 24 kwietnia 2025 r. Obecne rezerwy są niemal 5-krotnie wyższe niż siedem lat temu.
Zaczynał mając 43 lat i 20 tys. juanów w ręku. Założona przez niego firma w 2024 r. osiągnęła 8,6 mld dol. zysku i była jednym z najważniejszych graczy na rynku telekomunikacyjnym. A historię o nim i firmie, którą stworzył opowiada napisana przez Li Hongwena książka „Ren Zhengfei & Huawei”.
Kiedyś przeokropna nędza, dziś pieniędzy pod dostatkiem. Miło po wiekach udręki dostać klucze do Sezamu. Mowa o Irlandii, będącej przez stulecia kolonią brytyjską. W połowie XIX w. zmarło tam z głodu milion ludzi. Sto lat potem Dublin stanął z Londynem w biznesowo-finansowe szranki i ma się dziś znakomicie.
W obliczu narastających napięć geopolitycznych pozycja Chin jako kluczowego ogniwa w globalnym łańcuchu dostaw zaczyna się chwiać. Zmusza to międzynarodowe korporacje do rozważenia ewentualnych dodatkowych lokalizacji dla swoich oddziałów. W tych strategiach nie chodzi o alternatywę dla „Made in China”, gdyż taki scenariusz jest mało prawdopodobny, ale chodzi raczej o dywersyfikację.
Ogłoszony przez Komisję Europejską pakt dla czystego przemysłu – ku pewnemu zaskoczeniu – łączy konkurencyjność z celami klimatycznymi. To jest pewne, ale na szczegóły trzeba będzie poczekać.
Hermès nie sprzedaje torebek, lecz opowieść o klasie, dziedzictwie i kunszcie. Chanel nie oferuje perfum – tylko historię, którą można nosić na skórze. Dior nie proponuje sukienek, lecz emocje zapisujące się w pamięci. Najlepsze luksusowe marki traktują marketing, w tym marketing treści jako wehikuł prestiżu.
Prawdopodobieństwo wyginięcia ludzkości przed końcem XXI w. wynosi około 85 proc. – ocenia prof. Jakub Growiec, doradca ekonomiczny w Departamencie Analiz i Badan Ekonomicznych NBP, wykładowca SGH. Jego zdaniem kluczowym zagrożeniem jest niekontrolowany rozwój sztucznej inteligencji ogólnej (AGI), która może przejąć kontrolę nad światem. O losie ludzkości zadecyduje kilka najbliższych lat.
Czy Polska rzeczywiście dokonała gospodarczego cudu? Ostatnie trzy i pół dekady pokazują, że odpowiedź może być tylko jedna – tak. Nowy numer kwartalnika „Obserwator Finansowy” to opowieść o sukcesie, który nie wydarzył się w naszej gospodarce sam, ale był efektem odwagi, determinacji i pracy całego społeczeństwa. A także o wyzwaniach, które dopiero przed nami.
Do wybudowania elektrowni jądrowej na Pomorzu potrzeba m.in. 39 tys. ton stali. Wylewanie tzw. betonu jądrowego w lokalizacji Lubiatowo-Kopalino rozpocznie się w 2028 r., a pierwszy blok zostanie ukończony w 2035 r.
W ostatnim czasie wiele się mówiło o „metalach ziem rzadkich na terenie Ukrainy”. Wszystko z powodu umowy surowcowej pomiędzy USA a Kijowem. Warto przeanalizować, czym dokładnie są metale ziem rzadkich, jak dużo ich ma Ukraina, a także, dlaczego na tych pierwiastkach tak bardzo zależy Stanom Zjednoczonym.
Pandemia, problemy z łańcuchami dostaw, przemiany klimatyczne, wojna w Ukrainie i napięcia geopolityczne, a także konkurencja technologiczna (zwłaszcza na rynku samochodów elektrycznych i półprzewodników) postawiły pod znakiem zapytania ideę globalnego wolnego handlu. W efekcie coraz więcej państw i organizacji międzynarodowych wdraża rozwiązania interwencjonistyczne – w tym politykę przemysłową.
Kiedy świat wynurzył się z chaosu II wojny światowej, władzę objęli ludzie o przekonaniach makroekonomicznych, ukształtowanych w formacyjnym dla nich doświadczeniu lat 30. XX w.
Cena złota osiągnęła w kwietniu najwyższy poziom w historii. W głównym stopniu przełożyły się na to zakupy dokonywane przez banki centralne, czynniki behawioralne oraz przejściowy wzrost ryzyka geopolitycznego, wynikający z walk na Bliskim Wschodzie.
Mija blisko trzydzieści lat od chwili, gdy Narodowy Bank Polski przeprowadził denominację złotego. Jej przygotowanie było złożonym procesem – należało bowiem wszystko zaplanować, zaprojektować nowe monety i banknoty, zlecić ich produkcję, przygotować całą logistykę, a na koniec przekazać je przy pomocy banków do portfeli wszystkich Polaków.
W ostatnich latach, a szczególnie po rozpoczęciu wojny z Ukrainą, z Rosji płynie nieprzerwany przekaz o sukcesach. Ich skala narasta – gospodarka uodporniła się na sankcje i nawet się rozwija oraz restrukturyzuje, bieda spada, a zamożność rośnie, produkcja krajowa wypiera zaś import. Czy sukcesy mają jednak realny wymiar, czy głównie propagandowomedialny?
Odbudowa gospodarcza kraju i opanowanie chaosu walutowego należały do największych wyzwań, jakie stanęły przed władzami niepodległego państwa polskiego w 1918 r. Sanacja gospodarcza zależała zarówno od skutecznie przeprowadzonych reform finansów publicznych i skarbu państwa, jak również od szybkiego wprowadzenia do obiegu nowej, pełnowartościowej polskiej waluty. A to właśnie dobrze zorganizowany aparat skarbowy, sprawny obieg pieniądza i jego stabilna wartość stanowiły podstawę rozwoju ekonomicznego i społecznego odrodzonej Polski.
Chiny nie są już największą montownią świata, z tanią siłą roboczą, czy producentem tanich produktów codziennego użytku. Kraj stał się eksporterem technologii. Mimo wojny handlowej i nałożonych ograniczeń, Chiny coraz śmielszymi krokami wchodzą ze swoimi rozwiązaniami w świat zachodni. Na milion mieszkańców w 2020 r. przypadało tam 1585 badaczy. Jest to trzykrotny wzrost w czasie zaledwie jednej dekady. Chiny inwestują w technologię, a ta zapewnia im coraz większą dominację na świecie.