Praca z domu – rozwiązanie awaryjne czy nowy standard?

Praca zdalna była znakiem epoki powszechnego internetu i mediów społecznościowych. W USA liczba osób pracujących zdalnie w ostatnich 15 latach wzrosła o 159 proc. Ale nikt nie przewidywał, że z dnia na dzień praca zdalna stanie się codziennością tak wielu z nas.
Praca z domu – rozwiązanie awaryjne czy nowy standard?

(©CC BY Matt Madd)

Rosnąca popularność pracy zdalnej była w minionych latach jednym z kilku najbardziej charakterystycznych symptomów zmian w branży HR.

Sprzyjał temu rozwój nowych technologii – według badań przeprowadzonych przez portal FlexJobs we współpracy z Global Workplace Analytics, od 2005 do 2017 roku liczba osób pracujących zdalnie w USA wzrosła o 159 proc.

Jednak wymuszone epidemią koronawirusa przenosiny z pracą do domu zaskoczyły większość z nas. Sprawiły też, że całkiem szybko zatęskniliśmy za powrotem do biura.

Przedsiębiorcy po egzaminie

Obecna sytuacja postawiła przed instytucjami i firmami nieznane wcześniej wyzwania. Niektórym branżom udało się zareagować płynnie – część przedsiębiorstw praktycznie z dnia na dzień zmieniła system pracy na zdalny.

To organizacje, które w podobnym systemie były w stanie działać już wcześniej, a ich praca w dużej mierze skupia się na wytwarzaniu produktów wirtualnych – czyli przede wszystkim branża IT i nowych technologii. Jednak także osoby pracujące w innych dziedzinach, ale których głównym narzędziem pracy jest komputer z dostępem do internetu, były w stanie szybko zmienić miejsce pracy z biura na własne mieszkanie.

Wprowadzanie do kultury organizacyjnej nowoczesnych narzędzi współpracy zdalnej umożliwiło łatwe zastosowanie trybu awaryjnego.

– Gdyby dzisiejsza sytuacja zdarzyła się nam choćby kilka lat temu, mielibyśmy znacznie większe trudności w szybkim dostosowaniu się do nowych warunków – mówi Lucyna Pleśniar, prezes zarządu firmy doradztwa personalnego People. – Systematyczne wdrażanie rozwiązań takich jak przechowywanie dokumentów w chmurze czy zdalny dostęp do dysków sieciowych oraz wprowadzanie do kultury organizacyjnej nowoczesnych narzędzi współpracy zdalnej, umożliwiło stosunkowo łatwe zastosowanie trybu awaryjnego. I chociaż wcześniej nie mieliśmy okazji zrobić próby generalnej i przetestować nowych rozwiązań na tak dużą skalę, myślę, że pod względem technicznym jako przedsiębiorcy całkiem nieźle zdaliśmy egzamin – dodaje.

Zmiany wymuszą zmiany

Nie zapominajmy, że aktualna sytuacja, gdy tysiące osób pracują w domu, została spowodowana czynnikami zewnętrznymi. Jeszcze kilka tygodni temu praca zdalna w Polsce należała do rzadkości. Umożliwiała ją średnio co trzecia firma Byli to głównie marketingowcy, HR-owcy, programiści.

PKB powinien być środkiem, a nie celem

Jak wynika z danych Hays Poland z 2018 roku, prawie 3/4 badanych, gdyby tylko miało taką możliwość, chętnie pracowałoby zdalnie.

Przy czym jedynie 14 procent firm z tego badania aktywnie zachęcało pracowników do przejścia na taki model pracy.

Oprócz globalnego kryzysu gospodarczego, jaki wywoła rozprzestrzenianie się koronawirusa na świecie, również zmiana systemu pracy odciśnie swoje piętno na wielu sektorach.

Obecna sytuacja może w pewnym stopniu zrewolucjonizować np. rynek nieruchomości biurowych. Niektóre firmy, szukając oszczędności w budżecie, zdecydują się na wprowadzenie systemu tzw. gorących biurek, gdzie żaden z pracowników nie ma przypisanego swojego miejsca pracy i korzysta ze stanowiska, które aktualnie jest wolne.

Pozwoli to znacznie zmniejszyć zapotrzebowanie na przestrzeń biurową np. w działach sprzedaży, których pracownicy większość czasu dotychczas i tak spędzali na spotkaniach z klientami. Pracodawcy mogą też podjąć decyzję o wdrożeniu systemu zmianowego, w którym każdy z pracowników przez wybrane dni w tygodniu pracowałby z domu.

W ten sposób może dojść do znacznego ograniczenia popytu na przestrzeń biurową, której łączna powierzchnia wg danych NBP jeszcze w 2019 roku wynosiła blisko 11 mln metrów kwadratowych – i to wyłącznie w dziewięciu największych polskich miastach.

A może w grupie efektywniej?

Nie możemy zapominać jednak, że człowiek jest zwierzęciem stadnym i na dłuższą metę bardzo ciężko byłoby nam funkcjonować w pojedynkę. Otoczenie i towarzystwo współpracowników to ważny czynnik oddziaływujący na jakość pracy i życia w ogóle.

Brak kontaktów społecznych na dłuższą metę może być demotywujący i wpływać na spadek nastroju.

Nasze mózgi ukształtowały się tak, by nawiązywać kontakty społeczne, tworzyć więzi, budować relacje. Z punktu widzenia pracowników brak kontaktów społecznych na dłuższą metę może być bardzo demotywujący i wpływać na spadek nastroju.

Bezpośrednim efektem obecnej sytuacji będzie pewna zmiana, jaka nastąpi w obszarze systemu pracy: znaczna część codziennych obowiązków na stałe przeniesiona zostanie do przestrzeni wirtualnej. Mogą pojawić się nowe standardy, a część powstałych teraz naprędce procesów zostanie z nami na dłużej. Natomiast nie ma wątpliwości, że wielu z chęcią powróci do biur.

– System pracy zdalnej może dobrze sprawdził się jako rozwiązanie awaryjne, ale w dłuższej perspektywie odbiera nam to, do czego jesteśmy stworzeni. Już po zaledwie dwóch tygodniach od wprowadzenia ograniczeń zaczyna brakować nam kontaktów międzyludzkich, przebywania w towarzystwie współpracowników, energii płynącej od innych, uczenia się czy wzajemnego motywowania – podsumowuje Lucyna Pleśniar. – Wszystko wskazuje więc na to, że gdy sytuacja wróci do tzw. „nowej normalności”, mocniej docenimy to, jak wiele daje nam przebywanie wśród innych i budowanie wzajemnych relacji, także podczas pracy.

Oprac. DR

(©CC BY Matt Madd)

Otwarta licencja


Tagi