Asymetria w międzynarodowym systemie walutowym
Kategoria: Trendy gospodarcze
Autorka specjalizuje się w międzynarodowych stosunkach gospodarczych i w problematyce społecznej z perspektywy ekonomicznej
(@Getty Images)
Sięgając po książkę, spodziewałam się (bazując na przekazie marketingowym) wskazania palcem konkretnych osób i korporacji, których zakulisowe działania doprowadziły do obecnego stanu światowych stosunków gospodarczych. Niewątpliwie takie nazwiska i nazwy podmiotów istnieją, ale w tej publikacji ich nie znajdziemy. Kreśli ona natomiast grunt pod funkcjonowanie systemu umożliwiającego ich trwanie.
Zrozumienie jedynie przyczyn deficytu na rachunku obrotów bieżących USA, szeroko komentowanego w mediach, daje przestrzeń do proponowania rozwiązań. Gdy chorują korzenie światowej gospodarki, to przycinanie gałęzi jej nie uleczy. Osią książki jest twierdzenie, że podział siły nabywczej wewnątrz państwa oddziałuje na jego zewnętrzne stosunki gospodarcze, w tym wojny handlowe. Ich wzniecanie argumentowane jest nie geopolityką, ale koncentracją bogactwa i jego transferami przez najbardziej uprzywilejowanych. W wyniku niewystarczającego popytu krajowego, nadwyżki produkcji kierowane są za granicę, tym samym wpływając na zmiany w bilansie płatniczym. Kluczem jakim należy rozpatrywać to wyzwanie są nierówności ekonomiczne w społeczeństwach. Kapitał jest akumulowany przez coraz mniejszą grupę najmajętniejszych jednostek, powodując, że reszta dysponuje mniejszymi środkami przeznaczanymi na konsumpcję. Dochodzi do sytuacji, w której produkujących dobra, nie stać na nie, w wyniku czego muszą być one kierowane do innych państw. W innym przypadku doszłoby do spadku produkcji.
Zachowania konsumentów w danym kraju oddziałują zatem na decyzje ludzi w innych częściach globu, tworząc tzw. efekt motyla. Zjawisko to może mieć zarówno pozytywne, jak i negatywne skutki.
W tych uwarunkowaniach ważna jest rola Chin. Utrzymują one wysoką koncentrację bogactwa niewielkiej grupy obywateli, m.in. przez politykę fiskalną i ograniczanie powszechnej możliwości lepszych wynagrodzeń. Gromadzone nadwyżki oszczędności kierowane są głównie do Stanów Zjednoczonych. Pekin jest świadomy wyzwań, jednakże reorientacja pociągałaby za sobą ograniczenie wpływów władzy i przeniesienie przychodów z uprzywilejowanej grupy do ogółu społeczeństwa, które tym samym mogłoby konsumować produkowane przez siebie dobra. W wyniku nakładania w obecnej sytuacji ceł przez Stany Zjednoczone, nadwyżki produkcji w Chinach będą kierowane do innych krajów, a to nie zmieni wyzwania jakie stanowi wewnętrzna sytuacja ChRL.
Zobacz również:
Kryzys WTO, cła i perspektywy handlu światowego
Książka sięga do korzeni teorii handlu międzynarodowego, czerpiąc z myśli Adama Smitha, Davida Ricardo, a także, aby zrozumieć amerykański sposób myślenia, do Georga Washingtona i Alexandra Hamiltona. Ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych uzależniali bezpośrednio bezpieczeństwo państwa z rozwijaniem rodzimej produkcji dającej mu niezależność od zagranicznych graczy. Wiązało się to z wcześniejszymi doświadczeniami z Wielką Brytanią. Ich celem była transformacja kraju rolniczego w przemysłowego lidera, opierającego się na zdywersyfikowanej produkcji (brak specjalizacji). Gwarantem miały być silne struktury państwowe pobudzające gospodarkę. Zgodnie z założeniami Hamiltona „Europejczycy wspomagają eksporterów wyrobów przemysłowych poprzez hojne gratyfikacje i wynagrodzenia, Amerykanie nie są w stanie wypracować równorzędnej pozycji konkurencyjnej. W związku z tym zalecił podniesienie podatków od zagranicznych producentów i wykorzystanie tych pieniędzy do wypłacania premii amerykańskim producentom towarów o wysokim priorytecie”. Rekomendował przy tym rezygnację z ceł na sprowadzane zasoby naturalne, co miało wspomóc krajowych producentów. Docelowo zamierzano doprowadzić do obniżenia cen dóbr amerykańskich w stosunku do zagranicznych, a tym samym promować nabywanie krajowych towarów. Badacze wskazują, że od lat 70. XIX w. przez następne sto lat nasilał się protekcjonizm w gospodarce światowej, osłabiając obroty handlu międzynarodowego.
Współczesny model bardzo głębokich powiązań gospodarczych między krajami wpływa istotnie na statystyki wymiany handlowej. W książce przywoływane są informacje, zgodnie z którymi amerykański import jest przeszacowany o około 16 proc., a eksport – o 20 proc. Przywoływane są przykładowe statystyki, gdzie łączny eksport USA w 2018 r. do Singapuru, Hongkongu, Holandii i Belgii (151 mld dol.) przewyższył ten do Chin (121 mld dol.) czy też zbliżył się do wartości towarów sprzedawanych do Wielkiej Brytanii, Niemiec i Francji.
W opinii autorów wysokie niebezpieczeństwo dla globalnej gospodarki ma swoje źródło w Europie. Przykładem jest tu niemiecka gospodarka. Praktyka rozpoczęta przez Berlin, wypracowana po zjednoczeniu, polegająca na systemowym ograniczaniu konsumpcji, wspieraniu produkcji i eksportu, przy pogłębiających się nierównościach ekonomicznych oraz minimalizowaniu wydatków infrastrukturalnych (co widoczne jest również teraz), wytworzyła nierównowagę wewnętrzną. Była stabilizowana przez inne kraje unijne na czele z Grecją, Włochami i Hiszpanią. W wyniku kryzysu finansowego, także reszta państw europejskich przyjęła niemiecką strategię. Zwiększający się udział dochodu przypadający najbogatszym, uwzględniając procentowo niewielki poziom konsumpcji, powodował wzrost nadwyżki na rachunku obrotów bieżących bądź zmniejszanie się skali jego deficytu.
Zobacz również:
Prezydentura „Trump 2.0” będzie okresem dużej niepewności
Drugim filarem zmiany, obok nierówności ekonomicznych, jest „niezdrowa zależność od amerykańskiego systemu finansowego” całego świata, funkcjonującego z handlem w ścisłej zależności. Według wszystkich założeń Stany Zjednoczone powinny się cechować nadwyżką bilansu płatniczego. Jest to tym bardziej interesujące, gdy się uwzględni przykład Niemiec, gdzie wystąpiły te same uwarunkowania, czyli pogłębianie się nierówności ekonomicznych w społeczeństwie (wzmocnienie rynku kapitałowego), a po pęknięciu bańki internetowej zmniejszenie inwestycji krajowych i zatrudnienia oraz przeniesienie produkcji do krajów z niskopłatnymi pracownikami. W zbliżonym czasie w obu krajach obniżano zobowiązania podatkowe i restrukturyzowano opiekę socjalną, a po kryzysie finansowym wprowadzono wytyczne ograniczające wydatki państwowe. Warto podkreślić jednak, że gdy RFN było globalnym liderem nadwyżki, to USA w tym czasie cechuje największy deficyt na rachunku obrotów bieżących. Odmienność oparta jest na intensywnym popycie na amerykańskie aktywa. To natomiast jest związane z pozycją ich długu publicznego w światowym systemie finansowym, samą pozycją dolara i odejściem od systemu waluty złotej. Jej odpowiednikiem została amerykańska waluta. W czasie negocjacji w Bretton Woods Amerykanie sprzeciwili się propozycji Johna Maynard’a Keynesa do obsługi płatności w wymianie międzynarodowej przez światowy bank rozliczeniowy, który posiadałby własną walutę rozliczeniową „bankor”. Optowali za pełnieniem tej funkcji przez dolara. Pettis i Klein przyznają jednak, że stworzyło to potencjał do monopolizacji rynku zbytu na amerykański dług ze wszystkimi pozytywnymi następstwami. W przypadku braku przemodelowania sposobu funkcjonowania globalnej gospodarki, amerykańska sytuacja w tym zakresie nie ulegnie zmianie.
W pierwszej kolejności autorzy rekomendują przekierowanie przyjmowania niepożądanych napływów finansowych z sektora prywatnego na amerykańskie władze federalne. Środki te mogłyby pomóc w niwelowaniu różnic majątkowych, m.in. przez poprawę sytuacji w służbie zdrowia czy obniżenie opodatkowania wynagrodzeń. Redystrybucja dochodów mogłaby doprowadzić do wzrostu produkcji.
Władze centralne miałyby możliwość wykorzystania zagranicznego kapitału do bezpośrednich i pośrednich inwestycji infrastrukturalnych, wpływając tym samym na wzrost PKB. Do wzmocnienia bazy przemysłowej przyczyniłyby się też zamówienia publiczne. Inną kwestią jest przemyślenie mechanizmu gromadzenia przez władze innych krajów dolarowych zasobów finansowych na ryzyko sytuacji kryzysowych. Jako jedną z opcji proponuje się zmianę podejścia w dopuszczaniu innych państw do pożyczania amerykańskiej waluty od Fed. W przeszłości dano taką możliwość kilku koalicjantom. Mogłyby zostać też nałożone dodatkowe opodatkowanie bądź obostrzenia nabywania amerykańskich aktywów, co zniechęciłoby przynajmniej w części obcych inwestorów. Jako nieskuteczne (nieopłacalne) narzędzie jawi się natomiast tzw. recykling – w wyniku napływającego kapitału nabycie ekwiwalentnej liczby zagranicznych aktywów.
Enrico Letty i Mario Draghi w swoich raportach podają, że tylko w latach 1998–2008 banki centralne obcych państw wraz z innymi instytucjami, odpowiedzialnymi za kontrolę rezerw, nabyły aktywa denominowane w amerykańskiej walucie w wysokości około 4,1 bln dol. Dodając do tego kapitał prywatny, zarówno z USA, jak i spoza jego granic, nie przyczyniło się to do pozytywnego wpływu na gospodarkę, ale do szeregu jej kryzysów na czele z rynkiem nieruchomości. Badacze rozkładają na czynniki pierwsze wieloaspektowość tej problematyki (po szczegóły odsyłam do książki) i konkludują, że dla Stanów Zjednoczonych międzynarodowa rola dolara zamiast być przywilejem, jest obciążeniem.
Historia jak widać lubi się powtarzać – w latach 20. XX w. Wielka Brytania zdecydowała się na podtrzymywanie nadmiernie wysokiego kursu funta szterlinga. Ostatecznie odbiło się to negatywnie na brytyjskim przemyśle, na obniżeniu poziomu eksportu i zastępowaniu krajowych produktów importowanymi przez zaniżanie ich cen. Zmiana nastąpiła dopiero po dewaluacji brytyjskiej waluty wobec złota.
Choć w krótkim czasie wprowadzanie barier handlowych może przynieść liczne korzyści, szczególnie polityczne, to długofalowo w odniesieniu do wskazanych czynników, nie przyczyni się do rozwiązania trzonu problemów gospodarki amerykańskiej, biorąc pod uwagę stopień ekonomicznych powiązań jej ze światem.
Książka warta jest szczególnej uwagi przy obserwacji zmieniającej się sytuacji międzynarodowej i decyzjach światowych liderów.
Autorka wyraża własne poglądy, a nie oficjalne stanowisko instytucji, w której jest zatrudniona.