Złota rezerwa na trudne czasy
Kategoria: Polityka pieniężna
Pieniądze szerokim strumieniem płyną na polski rynek obligacji skarbowych w poszukiwaniu wyższych niż w rozwiniętych krajach stóp zwrotu (CC BY-NC-SA .Kai)
– Widzę rozgorączkowanie. Nie dostrzegam klasycznej bańki, ale polski rynek z pewnością zaczyna wyglądać na trochę rozgorączkowany w przypadku dłuższych zapadalności. Dzieje się tak, bo odsetki od polskich obligacji są ściągane w dół przez bardzo niskie rentowności w Niemczech. Dopóki to się nie zmieni, polskie rentowności raczej pozostaną na bardzo niskim poziomie – powiedział.
Inni analitycy podzielają opinie Spiro. Globalni inwestorzy coraz częściej inwestują na bardziej ryzykownych rynkach, gdyż odsetki na amerykańskich, japońskich i niemieckich papierach są bardzo niskie. Muszą szukać wyższych rentowności i to powoduje gorączkę na rynkach obligacji skarbowych gospodarek wschodzących. Nawet na tak egzotycznych rynkach jak afrykańskie, rentowności obligacji skarbowych bardzo szybko spadają, często znacznie poniżej poziomu ryzyka jaki się z nimi wiąże.
Widząc obecne szaleństwo na rynkach obligacji w krajach wschodzących Timothy Ash ze Standard Bank żartuje, że nabywcy wchodzą na rynki o których nigdy nie słyszeli i których nie rozumieją żeby tylko wycisnąć parę dodatkowych punktów bazowych zwrotu z inwestycji.
– Pieniądze będą płynęły szerokim strumieniem na rynki wschodzące i każde państwo w przyzwoitej kondycji albo z dobrym ratingiem będzie chciało pożyczyć trochę (tak dużo jak to tylko możliwe) pieniędzy. Kusi mnie żeby powiedzieć, że prawie każdy emitent, bez względu na to kim jest i jakie ma fundamenty, przy odrobinie bezczelności, może ściągnąć duże kwoty z tego przegrzanego i trochę zwariowanego rynku. Przypomina mi się jak rok temu na 1 kwietnia w naszym cotygodniowym newsletterze o mało co nie uwzględniłem nowego kraju „Wulgarystan”. Oczywiście miałby on ranking poczwórne A (najlepszy możliwy rating to potrójne A-przyp. tłum.) – napisał.
– Zostawiając jednak na boku żarty dodał Ash – w tej chwili martwi mnie to, że na rynku obligacji skarbowych, nie jest w ogóle brane pod uwagę ryzyko kredytowe.
Ten ślepy pęd, aby zarobić więcej niż oferują obligacje najbezpieczniejszych państw sprawia, że Polska ma dziś bardzo mocną pozycję. Tydzień temu, wziąłem udział w spotkaniu analityków obligacji skarbowych, którzy przyjechali do Warszawy, aby lepiej zrozumieć co dzieje się w polskiej gospodarce. Zapytałem ich czy nie obawiają się inwestować w polskie obligacje skarbowe i czy nie obawiają się nagłego zwrotu na naszym rynku.
– Widzę wiele czynników ryzyka w związku z inwestowaniem w Polsce, ale są one znacznie mniejsze niż na prawdziwych rynkach wschodzących. Nie sądzę, aby ta sytuacja zmieniła się przez następnych kilka lat – powiedział jeden z nich, pracownik dużego amerykańskiego funduszu emerytalnego. Wskazał, że członkostwo Polski w Unii Europejskiej, nasz wzrost gospodarczy, który przez ostatnich 20 lat był szybszy niż gdzie indziej sprawia, że jesteśmy relatywnie bezpiecznym miejscem do lokowania inwestycji portfelowych.
– Inwestorzy poszukują obligacji ze specyficznego typu krajów – mówi Jamie Reusche z agencji kredytowej Moody’s. – Chcą by to był kraj należący do Unii Europejskiej, ale niekoniecznie będący częścią strefy euro. Inwestorom podoba się struktura instytucjonalna UE, ale wolą uniknąć ryzyka związanego z kryzysem w strefie euro.
Inne kraje, takie jak Czechy także spełniają te warunki, ale tam stopy procentowe są znacznie niższe niż w Polsce, a ich rynek obligacji skarbowych jest znacznie płytszy. To daje Polsce możliwość pożyczania pieniędzy po najniższych kosztach w historii. Polski rząd skorzystał z tej okazji. Polskę wzmocniło także to, że cały czas pozytywnie oceniana jest kondycja jej gospodarki. Sukcesy w walce z deficytem budżetowym, zdrowy sektor bankowy i strumień pieniędzy z UE skłoniły agencję ratingową Fitch do podniesienia perspektywy kraju ze „stabilnej” do „pozytywnej”.
Powtarzające się sygnały o atrakcyjności inwestycyjnej Polski zaczynają wręcz budzić pewien niepokój. Marek Belka, prezes banku centralnego, ostatnio wyraził obawy z powodu rosnącej liczby nierezydentów na rynku długu. Gdyby zagraniczni inwestorzy zaczęli szybko wychodzić z Polski, mogłoby to zachwiać kursem złotego.
Na ostatnich aukcjach papierów skarbowych, popyt przewyższał podaż, ale jest ryzyko, że z taką samą szybkością z jaką dziś napływa kapitał do Polski, może z niej zacząć uciekać. Zarządzający największym na świecie funduszem inwestycyjnym Pacific Investment Management Co. (Pimco) powiedział, że woli kraje takie jak Brazylia i Meksyk niż Polskę. W Polsce rentowności wynoszą około 4 proc., czyli 1 pkt proc. mniej niż w Meksyku i 5 pkt. proc. mniej niż w Brazylii, według danych Bloomberga.
BlackRock, inny duży inwestor instytucjonalny był w zeszłym roku bardzo optymistycznie nastawiony do Polski i regionu Europy Środkowo-Wschodniej, ale Beata Harasim, powiedziała, że firma będzie znacznie ostrożniejsza w tym roku. – W zeszłym roku obserwowaliśmy niesamowity rajd, więc teraz nadszedł czas, aby powtórnie ocenić sytuację – powiedziała.
Ryzyko gwałtownej zmiany sytuacji na rynku jest nadal całkiem niskie, ale „niskie” nie oznacza zera, ostrzega Spiro. – Wszystko jest uzależnione od tego co stanie się na amerykańskim rynku obligacji skarbowych – mówi. – Jeśli hossa skończy się wcześniej niż się spodziewamy, w krajach wschodzących może się zdarzyć wszystko.