Wpływ polityki regulacyjnej UE na konkurencyjność gospodarek europejskich

Unia Europejska jest coraz częściej postrzegana jako projekt antymodernizacyjny. Tak jest w szczególności w państwach słabiej rozwijających się lub określanych jako wewnętrzne peryferie unijne. Dotyczy to dysfunkcjonalnej strefy euro i jej południowych terytoriów oraz polityki klimatycznej i państw z Europy Środkowej, które mają gorszy „punkt startu” dla tej ekologicznej transformacji i większe koszty do poniesienia. Coraz częściej jednak jako hamulec rozwoju wskazuje się nadmiar unijnych regulacji. Jest to poważne obciążenie dla konkurencyjności gospodarek europejskich.
Wpływ polityki regulacyjnej UE na konkurencyjność gospodarek europejskich

(©Envato)

Słynny raport Mario Draghiego „The future of European competitiveness. A competitiveness strategy for Europe”, przedstawiony we wrześniu 2024 r., wyraźnie wskazuje na tę bolączkę Unii Europejskiej. W porównaniu z liczbą regulacji powstających u największych europejskich konkurentów geoekonomicznych Europa cierpi na skrajną inflację przepisów. W Stanach Zjednoczonych w latach 2019–2024 przyjęto na poziomie federalnym w sumie 3,5 tys. aktów prawnych. W tym samym czasie w Unii uchwalono 13 tys. regulacji. Także inne badania dowodzą znaczącego wzrostu liczby regulacji unijnych. O ile jeszcze w latach 90. przeciętna ustawa unijna (tzw. rozporządzenie bądź regulacja) miała po kilkanaście stron oraz kilkadziesiąt artykułów, to w 2024 r. było to już ponad 400 stron i jeszcze więcej artykułów (dane opublikowane w pracy Oscara Guinei i Oscara du Roy „Rules Without End: EU’s Reluctance to Let Go of Regulation” dla European Centre for International Political Economy). Draghi wyraźnie stwierdza, że regulacje unijne są obszerne, kolejne przepisy często się duplikują, są sprzeczne, niespójne (około 30 proc. wszystkich przepisów) lub przynajmniej ze sobą niepowiązane (około 10 proc.). Tworzenie kolejnych przepisów nie uwzględnia więc w sposób prawidłowy analizy dotychczasowego stanu prawnego ani ekonomicznych skutków wprowadzanych zmian. W Komisji Europejskiej, Radzie Europejskiej i Parlamencie Europejskim – najważniejszych instytucjach dla procesów tworzenia prawa – brakuje odpowiedniej metodologii postępowania legislacyjnego.

Unia Europejska wobec kryzysu liberalnej globalizacji

Nadmiar regulacji ogranicza innowacje, a dokładnie ich komercjalizację, zaś innowacyjnym firmom utrudnia wzrost i osiągnięcie długofalowego sukcesu. Około 60 proc. przedstawicieli biznesu w Unii uznało, że regulacje zmniejszają inwestycje. Ponad połowa przedstawicieli małych i średnich przedsiębiorstw (MŚP) uznała, że ich nadmiar to zdecydowanie największe wyzwanie dla prowadzenia działalności. Przepisy unijne są największym obciążeniem dla MŚP i dla podejmowanych przez nie inwestycji. Znacznie większa ich liczba dotyka właśnie sektora MŚP niż dużych korporacji. Dlatego z nadmiarem regulacji w UE są w stanie sobie poradzić w zasadzie tylko bardzo duże firmy, w tym również te zewnętrzne, a więc pozaeuropejskie. W ten sposób – paradoksalnie – jest on korzystny dla pozycji rynkowej największych koncernów i utrwala ich monopole lub oligopole. Jest jednak zabójczy dla konkurencji na rynku wewnętrznym UE oraz dla powstawania prężnych, nowych i innowacyjnych przedsięwzięć w skali kontynentalnej i globalnej.

Regulacje w Unii Europejskiej nie służą ułatwianiu działalności gospodarczej lub sprzyjaniu konkurencji rynkowej. Są natomiast instrumentem realizowania misji humanitarnej, cywilizacyjnej i edukacyjnej. Mają krzewić szczytne ideały lewicowe – nie tylko zresztą w Europie, zamiarem jest ich promowanie w całym świecie. Narzucają biznesowi, pracownikom i klientom wartości równości i sprawiedliwości społecznej. Krzewią ideały klimatyczne i ochrony środowiska. Dobrym przykładem są rozbudowane regulacje dotyczące sprawozdawczości przedsiębiorstw w zakresie zrównoważonego rozwoju (ang. Corporate Sustainability Reporting Directive – CSRD). Dyrektywa w tej sprawie mająca ponad 400 stron wchodzi w życie w Unii w 2025 r. Dotyczy egzekwowania standardów ochrony środowiska, klimatu, praw człowieka, w tym szeroko rozumianych równości społecznych, a także standardów pracy oraz nowej kategorii, czyli równowagi między pracą a życiem prywatnym (ang. work-life balance).

Marieke Dressen z międzynarodowej kancelarii prawnej Stibbe w pracy „The Draghi Report: a reality check for ESG regulation in the EU” szacuje, że koszty wprowadzenia tej jednej tylko dyrektywy dla pojedynczego przedsiębiorcy będą wahały się od około 675 tys. do 4,5 mln zł rocznie plus jednorazowo około 1,65 mln zł. Jak wynika z raportu Damiana Olki „Pod ciężarem ESG”, w Polsce nałożono obowiązek ujawniania danych na blisko 3650 firm, a więc 22 razy więcej niż wcześniej. Raportowanie jest przy tym bardzo pracochłonne, a przez to kosztowne. Standardy raportowania zawierają ponad 1100 pozycji do wypełnienia przez firmę. Przedsiębiorstwa bezpośrednio objęte dyrektywą co roku wydadzą od 1,4 do 2,6 mld zł. Dodatkowo poniosły jednorazowy koszt dostosowania się do tej regulacji w wysokości od 0,8 do 1,1 mld zł. Dyrektywa będzie generować również koszty sprawozdawczości u kontrahentów firm bezpośrednio objętych obowiązkiem raportowania. W skali całego kraju oznacza to wydatki w wysokości 8 mld zł rocznie i około 1,4 mld zł jednorazowo na wdrożenie przepisów. Jest to więc kolejne obciążenie dla wielu mniejszych polskich przedsiębiorców wynikające z polityki klimatycznej UE, polityki równościowej, a także biurokratyczne ograniczanie konkurencyjności polskiej gospodarki.

Odbiorcą sprawozdawczości z całej Unii będzie Dyrekcja Generalna ds. Stabilności Finansowej, Usług Finansowych i Unii Rynków Kapitałowych (FISMA). Rzecz jasna będzie ona musiała wzmocnić swoje szeregi, aby sprostać temu nowemu obowiązkowi. Omawiana dyrektywa w dużej mierze powiela obowiązki sprawozdawczości nakładane na podstawie innej, wcześniej przyjętej tzw. dyrektywy o łańcuchach dostaw. Informacje będą gromadzone przez Dyrekcję Generalną ds. Sprawiedliwości i Konsumentów (JUST).

Oceny ESG wymagają ujednolicenia

Unijne regulacje są zmorą branży cyfrowej, mediów społecznościowych, a także innowacyjnych firm wykorzystujących sztuczną inteligencję lub operujących na dużych bazach danych. Unia wprowadza tutaj rozliczne ograniczenia w imię poszanowania praw człowieka, ochrony danych osobowych, kontroli mowy nienawiści itp. Prymat mają cele polityczne, w tym dotyczące ochrony demokracji w UE przed fałszywymi wiadomościami (ang. fake news). W praktyce prowadzi to coraz częściej do ograniczania demokratycznej debaty w państwach członkowskich dla osób lub instytucji wyrażających poglądy eurosceptyczne lub krytyczne względem unijnych polityk i lewicowych wartości promowanych przez Unię.

Ponadto Europa szczyci się tym, że wiedzie prym w regulowaniu innowacyjnych przemysłów cyfrowych oraz badań i komercjalizacji technologii wykorzystujących sztuczną inteligencję. Nie dostrzega jednak, że w istocie może przeregulować te sektory i utrudnić firmom europejskim konkurowanie w tej dziedzinie z potentatami z USA i Chin. Kolejne regulacje dotyczące gospodarki cyfrowej spowodowały także, że doszło do wewnątrzunijnej rywalizacji, w ramach której największe państwa starają się tworzyć uprzywilejowane warunki rozwoju własnych firm kosztem przedsiębiorców z innych krajów członkowskich (Yahya Mohhamed Mao, „The EU’s AI Dilemma: Innovation or Over-Regulation?”, Swiss GRC).

Zaskakujące jest – jeśli przyjrzeć się skali analizowanego problemu, na przykład w raporcie Draghiego – jak słabe są rekomendacje byłego szefa Europejskiego Banku Centralnego. Można mieć wręcz wątpliwości, czy celem tego raportu było w istocie ograniczenie ciężarów dla przedsiębiorców. Tym bardziej że raport przygotowano na zamówienie Ursuli von der Leyen.

Draghi sugeruje, aby wspierać europejskich „championów” i przytępić antymonopolistyczne ostrze unijnej polityki konkurencji. Celem raportu jest więc stworzenie sprzyjających warunków największym korporacjom, głównie z Europy Zachodniej, a nie MŚP. Intencją nie jest tym samym ułatwienie rywalizacji na rynku wewnętrznym wszystkim europejskim firmom, ale pomoc dla tych największych. Może to stanowić barierę dla wzrostu konkurencyjności gospodarek europejskich – zwłaszcza w branży technologii informacyjnych. Ma także zasadnicze znaczenie dla polskich przedsiębiorców, którym po wprowadzeniu rekomendacji Draghiego może być znacznie trudniej rywalizować na unijnym rynku.

Badania, których autorami są Oliver Falck, Yuchen Mo Guo i Christian Pfaffl („Lost Economic Output Due to High Bureaucratic Burden”), dowodzą, że likwidacja przynajmniej niektórych ciężarów biurokratycznych może skutkować wzrostem PKB nawet o 4,6 proc. Tymczasem Draghi proponuje, aby jedynie poprawić ocenę wpływu nowych regulacji na biznes, zwłaszcza na MŚP. Zamiast likwidacji dużej części przepisów sugeruje tylko uproszczenie regulacji oraz wyeliminowanie powtórzeń lub niespójności legislacyjnych. Postuluje także, aby Komisja Europejska w większym stopniu kontrolowała przepisy powstające w państwach członkowskich i… zajęła się ich ewentualną likwidacją. Nietrudno się domyśleć, że w takiej sytuacji Komisja musiałaby zatrudnić nowe rzesze urzędników, jak również zwiększyć uprawnienia nadzorcze w stosunku do demokracji narodowych. Tego typu centralizacja jeszcze bardziej wzmocniłaby więc technokrację unijną i ograniczyła demokrację w UE. Należy jednak wątpić, czy takie zmiany przyniosłyby ulgę przedsiębiorcom.

Unia Europejska powinna zostać radykalnie zderegulowana. Europejskich przepisów jest zbyt wiele, są one nadmiernie szczegółowe i hamują inwestycje, rozwój innowacji oraz przedsiębiorczości, a więc również wzrost gospodarczy. Regulacje unijne są szczególnie obciążające dla mniejszych firm, także w państwach Europy Środkowej będących nadal na niższym poziomie rozwoju w porównaniu z przedsiębiorstwami z zachodniej części kontynentu

W konkluzjach Rady Europejskiej z kwietnia 2024 r. pojawił się apel przywódców państw członkowskich do Komisji Europejskiej, aby „zmniejszyła obciążenia administracyjne i regulacyjne dla przedsiębiorstw i organów krajowych oraz zapobiegała nadmiernej regulacji”. W nowej Komisji (na lata 2024–2029) Valdis Dombrovskis ma dokonać przeglądu prawa UE i opracować propozycje zmian prowadzących do wyeliminowania wtórności lub sprzeczności przepisów. Walka z nadmiarem unijnych regulacji, a nawet postulaty deregulacji lawinowo przybywających przepisów pojawiały się w UE wielokrotnie, przynajmniej od początków XXI w. Pod hasłem „Better regulation” Komisja przynajmniej od 20 lat prezentuje kryteria i wskaźniki mające ułatwić życie biznesmenom. Zawsze były to tylko deklaracje. Nigdy wspomniany program nie przyniósł spodziewanych efektów.

Inwestowanie zrównoważone – wielkie kłamstwo czy nadzieja na lepsze jutro

Trudno nie postawić zasadniczego pytania: dlaczego? Otóż urzędnicy unijni uznają, że im więcej regulacji, tym więcej mają uprawnień, pracowników i funduszy, a więc również władzy w UE. Jest to stara jak świat zasada biurokracji. Celem jest gromadzenie wpływów i zasobów, uzasadnianie ich niezbędności, a nie ich ograniczanie, bo to może być zamachem na własne miejsca pracy. Dlatego ekspansja regulacyjna jest nieodłącznym elementem centralizacji ustrojowej w UE, a więc zwiększania władzy w instytucjach unijnych kosztem państw członkowskich. Jeśli Komisja wkracza w nowe obszary kompetencyjne – może zwiększać liczbę regulacji oraz własną władzę instytucjonalną. Proces ten został opisany w literaturze jako pełzająca ekspansja kompetencyjna UE (ang. competence creep) – głównie Komisji i zazwyczaj w tych obszarach uprawnień, które nie zostały przekazane UE przez państwa członkowskie w traktatach. W ten sposób technokracja unijna zabiera coraz częściej władzę demokracjom narodowym, a więc prawo do decydowania o własnych sprawach w imieniu wyborców. Tym samym ogranicza wolności polityczne. Jak się okazuje, musi się to odbywać kosztem wolności gospodarczych na rynku wewnętrznym, a więc być okupione rosnącymi ciężarami dla przedsiębiorców.

Unia Europejska powinna zostać radykalnie zderegulowana. Europejskich przepisów jest zbyt wiele, są one nadmiernie szczegółowe i hamują inwestycje, rozwój innowacji oraz przedsiębiorczości, a więc również wzrost gospodarczy. Regulacje unijne są szczególnie obciążające dla mniejszych firm, także w państwach Europy Środkowej będących nadal na niższym poziomie rozwoju w porównaniu z przedsiębiorstwami z zachodniej części kontynentu.

Walka z nadmiarem regulacji unijnych jest dla MŚP nie tylko szansą, ale wręcz warunkiem dalszego rozwoju. Nie wystarczy polityka spójności kierowana do firm w słabiej rozwijających się regionach i państwach członkowskich. Potrzebna jest też deregulacja. Raport Draghiego zmierza w odwrotnym kierunku. Zapowiada odgórne wzmacnianie największych koncernów z Europy Zachodniej i podtrzymywanie ich oligopolistycznej pozycji na rynku wewnętrznym. Jest to przejaw regulacyjnego wskazywania zwycięzców na rynku wewnętrznym, co może mieć negatywne konsekwencje geoekonomiczne dla wewnętrznych peryferii UE.

 

prof. Tomasz Grzegorz Grosse, politolog, europeista i socjolog, specjalista w zakresie polityki gospodarczej Unii Europejskiej i jej państw członkowskich

Artykuł  pochodzi z 20. wydania kwartalnika „Obserwator Finansowy”- marzec-maj 2025 r.

(©Envato)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

„Efekt Brukseli” a konkurencyjność gospodarek UE

Kategoria: Analizy
Choć Unia Europejska może poszczycić się wysokimi wskaźnikami rozwoju społecznego i stabilnym modelem gospodarczym, to coraz częściej jednak mierzy się z wyzwaniami wynikającymi ze spowolnienia wzrostu oraz rosnącej liczby regulacji. W starciu z takimi potęgami jak Stany Zjednoczone czy Chiny brak wystarczających inwestycji w kluczowych sektorach technologicznych oraz niedobór wykwalifikowanych kadr mogą utrudnić utrzymanie dotychczasowej pozycji na światowej scenie gospodarczej.
„Efekt Brukseli” a konkurencyjność gospodarek UE

Motyl Lorenza w gospodarce. Czy regulacje dodają mu skrzydeł?

Kategoria: Analizy
Motyl Lorenza, fraktal symbolizujący teorię chaosu, rozpościera barwne skrzydła – takie można odnieść wrażenie, patrząc na dynamikę globalnej gospodarki. Opisanie jej za pomocą układu równań czy modelu opartego na teoriach ekonomiczno-finansowych staje się coraz trudniejsze, zwłaszcza w obliczu nieustannie zmieniających się przepisów i zasad polityczno-gospodarczych. W konsekwencji prognozowanie przyszłości obarczone jest rosnącym marginesem błędu.
Motyl Lorenza w gospodarce. Czy regulacje dodają mu skrzydeł?

Turbulencje na rynku bankowym i reforma w sferze regulacyjnej

Kategoria: Instytucje finansowe
Turbulencje na rynku bankowym odnotowane w 2023 r. były pierwszym poważnym wyzwaniem dla pakietu Bazylea III. Niniejszy artykuł przedstawia szósty raport z serii „Przyszłość systemu bankowego”, który analizuje przyczyny tych zawirowań, a także ich konsekwencje dla regulacji finansowych. Raport koncentruje się na trzech głównych zagadnieniach: przyczynach dynamicznego wzrostu i spadku nieubezpieczonych depozytów bankowych, które doprowadziły do tych zawirowań, oraz koniecznych reformach w zakresie ubezpieczenia depozytów i pożyczkodawcy ostatniej instancji; niedociągnięciach w zakresie regulacji, rachunkowości i nadzoru, które doprowadziły do upadku banki uznawane za wypłacalne oraz na zarządzaniu procesami upadłości banków i potencjalnych reformach procedur restrukturyzacji i uporządkowanej likwidacji.
Turbulencje na rynku bankowym i reforma w sferze regulacyjnej