Autor: Mariusz Tomczak

Dziennikarz, politolog specjalizujący się w zagadnieniach europejskich

więcej publikacji autora Mariusz Tomczak

Wstydliwe oblicze technologii cyfrowych i zielonej energii

Kraje Zachodu wyzbyły się kontroli nad gałęziami przemysłu o fundamentalnym znaczeniu dla transformacji cyfrowej, uzasadniając to chęcią ochrony środowiska. Skorzystały na tym zwłaszcza Chiny – zarówno gospodarczo, jak i politycznie.
Wstydliwe oblicze technologii cyfrowych i zielonej energii

Okładka książki

Vince Beiser to amerykańsko-kanadyjski dziennikarz urodzony w 1965 r. Pisał m.in. dla „The Guardian”, „The Wall Street Journal Magazine”, „The New York Times” czy „The Los Angeles Times”. W swojej poprzedniej książce „The World in a Grain”, przybliżył rolę piasku dla rozwoju cywilizacji i jego znaczenie we współczesnej gospodarce. Za doskonałość literacką w dziedzinie nauk ścisłych i biologicznych była ona nominowana do nagrody PEN/E.O. Wilson Literary Science Writing Award.

Kilka lat później napisał kolejną książkę, tym razem zatytułowaną „Power Metal: The Race for the Resources That Will Shape the Future”. W języku polskim ukazała się w połowie 2025 r. staraniem Wydawnictwa „Prześwity” pt. „Wyścig o najważniejsze metale świata. Brudne oblicze czystej energii i cyfrowych technologii”. To poniekąd zbiór reportaży z różnych części świata – od Kanady i Stanów Zjednoczonych, przez bezkresne obszary Ameryki Południowej, po mało dostępne i nierzadko bardzo niebezpieczne rejony Afryki i Azji. Publikacja ta, wypełniona przypisami niczym praca naukowa, jest głęboko merytoryczna, ale choć puchnie od danych, to całość czyta się bez poczucia przytłoczenia liczbami.

Czysta energia to mit

Najnowsza książka Beisera jest z pogranicza nowych technologii, energetyki, ochrony środowiska i polityki. Osobom, które dość powierzchownie popierają postulaty związane z troską o ziemię i klimat, autor wylewa na głowę kubeł zimnej wody, dowodząc na prawie 300 stronach, że czysta energia nie istnieje. Domaga się rzetelności w ocenie sektora, do którego na wyrost przylgnęły pewne określenia, takie jak: czysty, zielony, ekologiczny czy bezemisyjny, ponieważ np. produkcja samochodów elektrycznych, turbin wiatrowych czy paneli fotowoltaicznych, choć jego zdaniem konieczna, wiąże się z olbrzymimi kosztami.

Paliwa kopalne i atom znów przyciągają kapitał

Nie jest to bynajmniej manifest zwolennika węgla i ropy naftowej tęskniącego do świata, w którym stałym elementem krajobrazu są kopcące kominy. Autor nie nawołuje też do utrzymywania status quo, a wręcz przeciwnie. „Przejście z paliw kopalnych na źródła odnawialne odgrywa kluczową rolę w remedium na zmianę klimatu. Jest jednak panaceum wywołującym brutalne efekty uboczne” – podkreśla. W jego ocenie promocja wykorzystywania energii odnawialnej jest potrzebna, ale nie wolno przymykać oczu na nieodłącznie z nią związaną dewastację środowiska i konsekwencje społeczne. Wszystko ma bowiem swoją cenę.

Era elektro-cyfrowa

Wchodzimy w nową fazę rozwoju społeczno-gospodarczego. Erę elektro-cyfrową, jak nazywa ją Beiser, napędzają trzy czynniki: technologia cyfrowa i internet, energia odnawialna oraz pojazdy elektryczne. Łączy się z nimi morze krzywd wyrządzanych ludziom (np. praca niewolnicza dorosłych i dzieci, wypędzanie autochtonów, przemoc, a nawet morderstwa) oraz otoczeniu (ciągła presja środowiskowa, katastrofy ekologiczne). „Wszystko to dzieje się głównie dlatego, że trzy filary tej nowej, technologicznie zaawansowanej epoki są zależne od całego zestawu prastarych surowców naturalnych: metali” – podkreśla.

Wyścig o surowce niezbędne w erze elektro-cyfrowej wpływa na zmianę rozkładu sił na arenie międzynarodowej. Korzyści z transformacji cyfrowej i energetycznej odnoszą niektóre reżimy autorytarne zwykle mniej lub bardziej wrogo nastawione do Zachodu. Autor ubolewa, że prawda o tym jest rzadko uświadamiana przez opinię publiczną w krajach przywiązanych do wartości demokratycznych.

„W celu pozyskania surowców niezbędnych do produkcji telefonów komórkowych, samochodów elektrycznych oraz turbin wiatrowych wycina się całe połacie lasów, zatruwa się rzeki, zmusza się dzieci do pracy w kopalniach. Bogacą się na tym procederze wszelkiej maści watażkowie i mający na kontach miliardy kumple Władimira Putina. A ogromne rzesze ludzi giną” – napisał Beiser w swojej książce i uzasadnia to na wiele sposobów.

Kosztowna iluzja

Produkcja energii ze słońca czy wiatru wymaga komponentów, które muszą zostać wytworzone z surowców. Ich wydobycie wiąże się „w najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu” z dewastacją ziemi. Autor opisuje to w następujący sposób: „Cały wic polega na tym, że wyrywa się drzewa, trawiaste obszary lub ryje pustynie, wysadza w powietrze zalegające pod nimi skały i ziemię, po czym wydziera to, co znajduje się jeszcze głębiej. A na tym się nie kończy. Ruda zawierająca metale musi zostać przetworzona, wytopiona oraz poddana obróbce przy użyciu wielgachnego, żłopiącego energię, wypluwającego z siebie zanieczyszczenia sprzętu górniczego oraz mórz chemikaliów”.

Dla przykładu, jedna turbina wiatrowa, wykonana ze stali wzmocnionej niobem, zawiera około 225 kg metali ziem rzadkich. „Wiatr uderza w skrzydło turbiny, przez co ta się obraca. W środku wiatraka specjalne magnesy wykonane z neodymu, kolejnego metalu, przetwarzają ten ruch w energię elektryczną. Kable składające się z tysięcy kilogramów aluminium i miedzi przekazują ją z turbiny do sieci energetycznej” – obrazowo opisuje to autor. Dla wielu osób są to mało oczywiste fakty.

Chipy – jak Tajwan i Korea ograły świat

W dalszej części książki można także przeczytać: „Dzięki kablom dostarczającym prąd do mojego domu mogę podłączyć swojego nissana do ładowania, a prąd popłynie wprost do akumulatora. Akumulator mojego auta zbudowany jest z prawie 200 kg niklu, kobaltu oraz litu, a także niemal dwukrotnie większej ilości miedzi. Kiedy naciskam pedał gazu, setki metrów zwiniętych przewodów wykonanych z jeszcze większej ilości miedzi aktywuje magnesy neodymowe, podobne do tych w turbinach wiatrowych, i przetwarza energię elektryczną w ruch, co pozwala na obracanie kołami samochodu. Wszystkie te urządzenia, przewody, druty, kable i akumulatory są wyprodukowane z metali”. Beiser podkreśla też, że one „nie spadają z nieba”, lecz są „siłą wyrwane z ziemi”, w dodatku – z uwagi na rosnący popyt – w „przerażającej ilości”.

Akumulatory są wszędzie

Życie osobiste i zawodowe ogromnej rzeszy ludzi na świecie w coraz większym stopniu staje się silnie uzależnione od wydobycia surowców i ich skomplikowanej obróbki. Weźmy na tapetę telefon komórkowy. Beiser stwierdza, że może on zawierać „dwie trzecie układu okresowego pierwiastków, w tym dziesiątki różnych metali”. Wśród nich są takie o unikalnych właściwościach, bez których zapewne nie doszłoby do tak olbrzymiej popularności smartfonów. Mówiąc w wielkim uproszczeniu – ind sprawia, że ekran jest bardziej wrażliwy na dotyk, a dzięki europowi wyświetlacze zachwycają jeszcze piękniejszymi kolorami, natomiast mechanizm odpowiedzialny za wprawianie smartfonów w wibracje powstaje m.in. za sprawą neodymu, dysprozu i terbu.

Autor zaznacza też, że akumulatory zawarte w telefonach, pojazdach elektrycznych i setkach bezprzewodowych urządzeń elektrycznych są nieodłączną częścią epoki elektro-cyfrowej. Powołuje się na szacunki, zgodnie z którymi już około 5 mld osób na świecie posiada przenośny sprzęt zasilany akumulatorem litowo-jonowym. Sporo, a przecież zapotrzebowanie na zawierające je produkty będzie rosło. Wytworzenie jednego iPhone’a oznacza konieczność wyrwania spod ziemi prawie 150 kg rudy. Nasze smartfony zawierają szacunkowo prawie 7 g kobaltu, a akumulator pojazdu elektrycznego – nawet 11 kg. „Ilość litu w modelu S Tesli jest równa ilości tego metalu zawartej w tysiącu telefonów komórkowych” – podkreśla.

Co ma Putin do aut elektrycznych?

Jeszcze kilka lat temu Beiser nie był świadomy rzeczywistych kosztów produkcji pojazdów elektrycznych. Gdy stał się posiadaczem jednego z nich, pękał z dumy, wierząc, że ma realny wkład w ratowanie planety. Wiedział, że prąd w baterii, w którą wyposażony jest jego samochód, w dużej mierze pochodzi z elektrowni spalających paliwa kopalne, ale liczył na to, że już wkrótce zostaną one całkowicie zastąpione przez odnawialne źródła energii. Nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, że do wytworzenia energii słonecznej czy wiatrowej potrzebne są przeogromne ilości surowców, których wydobycie nie tylko wyrządza ogromne szkody w środowisku naturalnym, ale również wspiera przepływ części bogactwa z państw demokratycznych do ustrojów autorytarnych.

W mediach wiele się mówi o rosyjskiej ropie naftowej i gazie ziemnym, a prawie w ogóle o tym, że Rosja jest też ważnym producentem m.in. kobaltu i platyny oraz największym na świecie eksporterem wysokojakościowego niklu. Jest on niezbędny do rozwoju gospodarki niskoemisyjnej i transportu ekologicznego. Wiodącym dostawcą niklu jest przedsiębiorstwo górniczo-hutnicze Norilsk Nickel z północnej Syberii, którego historia sięga założonej jeszcze w czasach stalinowskich kopalni. Region ten stał się jednym z najbardziej zdewastowanych ekologicznie obszarów na globie. Zdaniem Beisera przechodzenie na auta elektryczne wspomogło Kreml w finansowaniu zbrojnej inwazji na Ukrainę.

Biznes pod kolbami karabinów

Rozwój ery elektro-cyfrowej nie jest możliwy bez współpracy z państwami, w których zapewne nie chciałby zamieszkać na stałe żaden Amerykanin czy Europejczyk przyzwyczajony do licznych wygód. Jednym z nich jest Birma. To położony w Azji Południowo-Wschodniej kraj pod względem powierzchni większy niż Polska i Niemcy razem wzięte. Dysponuje bogatymi złożami tzw. ciężkich metali ziem rzadkich. Przykładem może być dysproz i ter, które są kluczowe dla produkcji trwałych magnesów.

Pozyskiwanie surowców w tamtej części świata odbywa się głównie w rejonach górskich, które znajdują się pod kontrolą bojówek powiązanych z brutalnym reżimem wojskowym. Działalność ta wiąże się z terroryzowaniem ludności i niewyobrażalnymi kosztami środowiskowymi, ponieważ stosowane na dużą skalę i bez większej rozwagi chemikalia zatruwają glebę oraz rzeki. Nie obowiązują tam też żadne przepisy dotyczące ochrony przyrody. Z Birmy metale ziem rzadkich trafiają do Chin, gdzie są poddawane rafinacji, a dalej sprzedawane praktycznie całemu światu.

Krótka historia o tym, jak zielone technologie nie są ekologiczne  

Innym przykładem jest nękana wojnami domowymi i pogrążona w biedzie Demokratyczna Republika Konga. To drugie pod względem powierzchni państwo Afryki. Pochodzi stąd ponad 70 proc. światowych dostaw kobaltu, który wykorzystywany jest przy produkcji akumulatorów. W kongijskich kopalniach kobaltu pracują tysiące dzieci, a niewykluczone, że ich liczba idzie w dziesiątki tysięcy. Są narażone na przemoc fizyczną oraz seksualną, a także na utratę zdrowia i życia, co jest spowodowane fatalnymi warunkami panującymi w prymitywnych kopalniach. W tej części świata nie ma żadnych kodeksów pracy, a wyzysk finansowy dotyczy zarówno osób małoletnich, jak i dorosłych.

Tu także pojawia się wątek chiński, bo rafinerie z Państwa Środka przetwarzają prawie 90 proc. kongijskiej rudy kobaltu. Przetworzony surowiec jest następnie wykorzystywany m.in. w produktach oferowanych przez najbardziej znane firmy świata. Z niektórych korzystamy na co dzień także w Polsce. Kilka lat temu w raporcie Białego Domu stwierdzono, że to właśnie przemysł kobaltowy pomógł Pekinowi osiągnąć przewagę na rynku surowców krytycznych w branży akumulatorowej.

Od wizji do dominacji

Chińska Republika Ludowa nie szczędziła sił i środków w celu utworzenia międzynarodowej sieci dostaw surowców i metali krytycznych, które są nieodzowne w erze elektro-cyfrowej. Komunistyczne władze zdecydowały się na to, mimo że dysponują ogromnymi rezerwami wielu z nich. Ocenia się, że w Państwie Środka znajduje się 1/3 metali ziem rzadkich na świecie. Od wielu lat odgrywa ono kluczową rolę nie tylko w ich wydobywaniu, ale również rafinacji i przetwarzaniu. Przyczyniło się to do rozwoju gospodarczego oraz pozwala wywierać presję na niektóre kraje, także te najbardziej rozwinięte, choć Pekin wciąż robi to w dość subtelny sposób.

Chińczycy zaczęli mocno inwestować w swój przemysł wydobywczy w latach 70. XX w., co szczęśliwie dla nich zbiegło się ze wzrostem świadomości ekologicznej na Zachodzie i coraz częstszymi protestami przed zanieczyszczeniem środowiska. Pekin dość szybko uznał metale ziem rzadkich za rodzaj aktywów strategicznych. Już na początku lat 90. XX w. ówczesny sekretarz generalny Komunistycznej Partii Chin Jiang Zemin zadeklarował, że posiadane zasoby pomogą w osiągnięciu przewagi gospodarczej. Celnie ujął to swego czasu także Deng Xiaoping, inicjator otwarcia Chin na świat, mówiąc, że skarbem Bliskiego Wschodu jest ropa naftowa, a dla jego kraju podobne znaczenie będą miały metale ziem rzadkich.

Globalny manifest w dobie deglobalizacji

Z perspektywy lat widać, że kraje Zachodu, na czele ze Stanami Zjednoczonymi, utraciły kontrolę nad niektórymi gałęziami przemysłu – kluczowymi z punktu widzenia rozwoju ery elektro-cyfrowej. Nie jest to bez znaczenia w odniesieniu do relacji politycznych, gospodarczych i handlowych. W stolicach wielu państw mówi się, już nie tylko w kuluarach, o dużym i wciąż rosnącym ryzyku wstrzymania dostaw surowców uznawanych za strategiczne, np. z powodu zaostrzenia relacji na linii Waszyngton-Pekin. Gdyby do tego doszło, byłby to olbrzymi problem dla wielu gospodarek.

Nowa geopolityka energetyczna

Współczesny świat przechodzi na energię elektryczną. Wytwarzanie jej ze źródeł odnawialnych wiele osób uznaje jako jedyny słuszny wybór bez baczenia na towarzyszące temu konsekwencje. Zdaniem Beisera zachodnie społeczeństwa m.in. pod wpływem aktywności organizacji ekologicznych uwierzyły, że produkcja energii ze słońca czy z wiatru nie wiąże się z negatywnymi skutkami, a w tym przekonaniu utwierdzało ich – i wciąż to robi – część polityków.

„Elektryfikowanie świata jest szlachetnym jednoczącym wezwaniem aktywizmu klimatycznego. Jednak w najlepszym wypadku stanowi mniejsze zło, co w przekonujący sposób ukazuje Vince Beiser, opisując proces niszczenia świata w imię jego ratowania. Prowadząc nas wzdłuż toksycznego łańcucha dostaw przemysłu czystej energii, obnaża przepychanki o kontrolę nad zasobami, zakładami przetwórczymi oraz udziałami w rynku, które tworzą nową geopolitykę energetyczną” – napisał w recenzji omawianej publikacji dr Parag Khanna, autor wielu książek, takich jak np. „Konektografia” czy „Przyszłość należy do Azji”.

Czego nie dostrzega konsument?

W ostatnich latach wielkie korporacje zaprzęgły liczne zastępy marketingowców, specjalistów od komunikacji i public relations w celu przekonywania konsumentów, że w ramach prowadzonej działalności troszczą się o naszą planetę. W efekcie mało kto utożsamia technologie cyfrowe, internet, energię odnawialną czy pojazdy elektryczne z dewastacją środowiska naturalnego. A przecież, jak wielokrotnie podkreśla autor książki, wszystko ma swoją cenę. W rzeczywistości mieszkańcy Los Angeles, Toronto, Londynu, Paryża, Amsterdamu czy Berlina kupują różne produkty, także te reklamowane jako ekologiczne czy powszechnie uznawane za przyjazne środowisku, bo „brudną robotę” wykonują ludzie żyjący z dala od ich krajów. I to ci ostatni ponoszą ogromne koszty bezpośrednie i pośrednie, a nie konsumenci w Ameryce Północnej czy Europie.

Beiser podkreśla, że wszystko – niezależnie od tego, czy są to wynalazki ery elektro-cyfrowej, żywność, meble, artykuły higieniczne lub instrumenty muzyczne – ma energię wbudowaną. Dotyczy to również produktów wykonanych z surowców naturalnych, np. tak ostatnio modnych bambusowych tacek i talerzyków. Na pojęcie energii wbudowanej składa się suma energii przeznaczonej na wytworzenie danego towaru, jego transport i przechowywanie, a wreszcie sprzedaż w sklepach, których funkcjonowanie, z czego mało kto zdaje sobie sprawę, wiąże się z poborem znacznej ilości energii.

Recykling: ważny, choć przeceniany

Zdaniem autora jednym ze sposobów mogących przyczynić się do ograniczenia popytu na metale ziem rzadkich jest wydłużanie okresu użytkowania posiadanych produktów, nadawanie nowego życia starym przedmiotom i ponowne wykorzystywanie jak największej liczby gotowych wyrobów. W praktyce chodzi o położenie większego nacisku na rekondycjonowanie i naprawianie, także na własną rękę, np. elektroniki.

Proponuje on także stworzenie mechanizmów prawno-finansowych zachęcających do dłuższego wykorzystywania paneli fotowoltaicznych czy akumulatorów w pojazdach elektrycznych, tak by, o ile to możliwe, nie lądowały przedwcześnie na składowisku odpadów. Bo wysłużone panele nadal wytwarzają prąd, a stare akumulatory mogą jeszcze działać. Zarówno w krajach wysoko rozwiniętych, jak i tych najbiedniejszych, są już firmy, organizacje pozarządowe i osoby prywatne, które chętnie je przyjmują nawet za pewną opłatą, bo są w stanie z nich korzystać, a nawet na tym zarabiać.

Jak Zachód pozbywa się śmieci

W kolejnych latach coraz większą rolę w zapewnieniu metali krytycznych, które są konieczne do transformacji energetycznej, odegra zapewne recykling. I bardzo dobrze, stwierdza Beiser, bo każda tona odzyskanego metalu pozwala uniknąć wydobywania go spod ziemi w formie surowej. Zgodnie z przytoczonymi przez niego szacunkami, już za kilkanaście lat popyt m.in. na lit, kobalt, nikiel czy miedź może ulec znaczącemu zmniejszeniu właśnie dzięki recyklingowi, ale to nie rozwiąże problemu opisanego w książce. Po pierwsze dlatego, że odzysk nie wystarczy do zaspokojenia rosnącego zapotrzebowania. Po drugie, recykling metali ziem rzadkich jest procesem niezwykle skomplikowanym i energochłonnym, który czasami bywa nieopłacalny. A po trzecie, nie wszystko da się odzyskać.

Potrzebne jest głębsze podejście

Autor nie pozostawia czytelników z brakiem odpowiedzi na pytanie: co należy robić? Brzmi ona – przynajmniej na pierwszy rzut oka – zaskakująco banalnie: trzeba zredukować ogólne zużycie energii, a droga ku temu wiedzie przez ograniczenie szeroko rozumianej konsumpcji. Spadek zużycia energii oznacza bowiem mniejsze zapotrzebowanie na paliwa kopalne i metale krytyczne.

Jako przykład podaje m.in. walkę z marnowaniem jedzenia (w skali świata nawet 1/5 żywności trafia na śmietnik), zmniejszenie o kilka stopni ogrzewania zimą i klimatyzacji latem oraz nieuleganie pogoni za szybko zmieniającą się modą. Beiser prowokacyjnie pyta: czy nasza jakość życia mocno ucierpi w związku z rezygnacją z powiększenia garderoby o kolejne T-shirty? Robi to nieprzypadkowo, bo zgodnie z przywołanymi danymi globalna produkcja odzieży odpowiada aż za 8 proc. światowej emisji dwutlenku węgla.

W wymiarze indywidualnym najskuteczniejszym sposobem, w jaki pojedynczy człowiek może zrobić „coś dużego”, jest rezygnacja z posiadania własnego auta. Zdaniem autora książki mniejsza liczba samochodów, także elektrycznych, „bardziej niż cokolwiek innego przyczyni się do zmniejszenia popytu na metale krytyczne”. Nie oczekuje, by wszyscy przesiedli się na rowery lub zaczęli korzystać z transportu publicznego, ale przekonuje, że znaczna część mieszkańców naszej planety zamieszkuje duże miasta i dzięki odpowiedniej polityce władz państwa oraz lokalnych władz wielu z nich da się nakłonić do podjęcia innych wyborów.

Proponuje wprowadzenie rozmaitych opłat czy podatków oraz zachęt finansowych, co w istocie oznacza stosowanie metody kija i marchewki. Te postulaty, choć nie da się odmówić im interesującej argumentacji, wydają się bardzo dyskusyjne. Niektóre osoby uznają je nawet za kontrowersyjne i antywolnościowe, przez co mogą się oni zniechęcić do autora po przeczytaniu jego książki. Oczywiście znajdą się też tacy, co przyklasną tym pomysłom.

Swoje rozważania Beiser kończy konkluzją, że nasza przyszłość zależy od metali, a im mniej ich zużywamy, tym lepiej. W jego opinii przechodzenie z paliw kopalnych na odnawialne źródła energii jest koniecznością, ale należy szukać sposobów minimalizowania kosztów tej transformacji, a jednocześnie maksymalizować płynące z niej korzyści.

Okładka książki

Tagi


Artykuły powiązane

Ukraińskie metale ziem rzadkich

Kategoria: Analizy
W ostatnim czasie wiele się mówiło o „metalach ziem rzadkich na terenie Ukrainy”. Wszystko z powodu umowy surowcowej pomiędzy USA a Kijowem. Warto przeanalizować, czym dokładnie są metale ziem rzadkich, jak dużo ich ma Ukraina, a także, dlaczego na tych pierwiastkach tak bardzo zależy Stanom Zjednoczonym.
Ukraińskie metale ziem rzadkich

Pierwiastki ziem rzadkich – od lamp gazowych do technologii nie z tej ziemi

Kategoria: Analizy
30 marca 1958 r. Amerykanie zażywali odpoczynku, niektórzy z gazetą w ręku. Ilu dotarło na 155 stronę niedzielnego „The New York Timesa”, gdzie zamieszczono jednoszpaltową notatkę o poszukiwaniu nowych zastosowań pierwiastków ziem rzadkich? Zapewne bardzo niewielu.
Pierwiastki ziem rzadkich – od lamp gazowych do technologii nie z tej ziemi

Transformacja energetyczna i popyt na zielone minerały

Kategoria: Innowacje w biznesie
Proces przechodzenia na gospodarkę niskoemisyjną generuje niespotykany dotąd popyt na zielone metale i inne minerały. To może być wąskie gardło transformacji. Aby zmniejszyć ryzyko jego wystąpienia w skali globalnej potrzeba istotnych inwestycji i innych działań dostosowawczych.
Transformacja energetyczna i popyt na zielone minerały