Autor: Aleksandra Fandrejewska

Dziennikarka, laureatka nagrody im. W. Grabskiego dla najlepszego dziennikarza ekonomicznego.

Nie wystarczy usuwać bariery, trzeba pomagać rosnąć

Jesteśmy mistrzami w montowaniu i przykręcaniu śrubek. W ten sposób Polska wpada jednak w pułapkę niskiej technologii i pułapkę średniego dochodu. Musimy zmienić podejście do gospodarki, a potem plan ten konsekwentnie realizować – mówi w wywiadzie prof. Jerzy Hausner, główny autor raportu o konkurencyjności polskiej gospodarki.
Nie wystarczy usuwać bariery, trzeba pomagać rosnąć

Jerzy Hausner (fot. NBP/ A. Deluga-Góra)

Obserwator Finansowy: Jaka jest pozycja konkurencyjna Polski?

Prof. Jerzy Hausner: Gdybyśmy zastosowali terminologię gier zespołowych to jesteśmy pomiędzy czołówką trzeciej ligi, a końcówką – drugiej światowej ligi gospodarczej. W raporcie stawiamy pytania: czy potrafimy nie wpaść w pułapkę niskiego zaawansowania technologicznego i średnich dochodów, czy chcemy wspiąć się do czoła drugiej ligi z ambicją przeskoczenia do pierwszej.

Tak postawione pytania nie pozostawiają wielu możliwości odpowiedzi. Jakie są trzy najpilniejsze wyzwania, z jakimi musimy się zmierzyć?

Trzy największe dotyczą naszego miejsca w Unii Europejskiej, relacji z gospodarkami krajów pozaunijnych oraz sposobu wyjścia z pułapki niskiego zaawansowania technologicznego polskiej produkcji. Podstawowe jednak pytanie brzmi: jakie ma być nasze miejsce w Unii Europejskiej. Jakie mają być relacje pomiędzy gospodarką niemiecką a polską? Dla nas punktem odniesienia i siłą gospodarczą – nie chcę użyć słowa dominacja – są Niemcy z ich bardzo wysoką pozycją europejską i globalną. Czy jesteśmy w stanie być sojusznikiem Niemiec w zmianie funkcjonowania UE, w tym strefy euro?

Możemy wziąć na siebie współodpowiedzialność, ale to oznacza wejście do strefy euro. Możemy też powiedzieć Niemcom: róbcie co chcecie, my będziemy robili co chcemy. Powiedzenie: niech się strefa euro zmieni, a potem my się zastanowimy oznacza, że nas w tej grze o przyszły kształt Europy nie ma. Przyjęlibyśmy rolę przedmiotu oddziaływania, a nie podmiotu-partnera. Bycie partnerem jest zobowiązaniem. Jest trudne, ale daje szansę. Musimy więc stworzyć nową polską strategię integracji europejskiej.

Sama lepsza integracja z Unią nie wystarczy?

Model polskiego eksportu związanego przede wszystkim z UE, szczególnie z Niemcami, nie jest bezpieczny. Załamanie w UE natychmiast spowodowało zmniejszenie dynamiki naszego wzrostu gospodarczego. A to, że nasz wzrost nie załamał się jednak wynika między innymi z zachowania przedsiębiorców.  Pewna ich część potrafiła wejść na rynki pozaeuropejskie. Tyle tylko, że na samodzielne uczestnictwo na rynkach globalnych – azjatyckich, południowoamerykańskich czy afrykańskich mogą sobie pozwolić wielkie samodzielne firmy, z szeroką ofertą nowoczesnych dóbr inwestycyjnych. My takich firm nie mamy.

Nie mamy Siemensa i szybko się nie wyłoni. Aby nasze firmy sobie radziły w pozaunijnym środowisku potrzebne jest ich wejście w sojusze, alianse. Liczy się tu też wsparcie dyplomatyczne. Wyzwaniem jest więc: konieczność wejścia sporej liczby średnich i dużych firm krajowych na nowe rynki międzynarodowe.

I trzecia kwestia: co zrobić by wyjść z pułapki niskiego zaawansowania technologicznego, innowacyjności naśladowczej i nisko opłacanego wzrostu wydajności pracy. Wszystko to razem jest właściwie jednym wielkim wyzwaniem: co robić w sytuacji gdy trzeba konkurować, nie ma odwrotu od konkurencji, nie ma możliwości protekcjonistycznej izolacji, a stanie w miejscu znaczy obsuwanie się.

W raporcie zwracacie uwagę na to, że gospodarka polska rośnie coraz wolniej. Wspinamy się z coraz większym wysiłkiem. Polityka gospodarcza w najbliższych latach powinna być – zdaniem autorów raportu – podporządkowana podstawowemu celowi: zwiększeniu naszej konkurencyjności. Ile mamy czasu?

Na strukturalną zmianę nigdy nie jest ani za wcześnie, ani za późno. W raporcie analizujemy pozycję konkurencyjną Polski, nasze miejsce w gospodarce światowej. Z diagnozy tej wynika, że powinniśmy zacząć zdecydowanie przestawiać się. Ile już lat rozmawiamy w Polsce o potrzebie stworzenia warunków dla proinnowacyjnej gospodarki? Przynajmniej kilka.

Czas skutecznie wdrożyć proponowane rozwiązania. Dodatkowo czynnikiem przyspieszającym konieczność zmian jest to, że coraz więcej średnich krajowych przedsiębiorstw stara się być międzynarodowymi graczami. Umiędzynarodowienie oznacza, że trzeba być lepszym, bardziej efektywnym, bardziej innowacyjnym.

Proponujecie prowadzenie nowej polityki strukturalnej, nazywacie ją nową polityką przemysłową. Na czym ona ma polegać?

Najkrócej mówiąc musi być ona proprzedsiębiorcza i prokonkurencyjna.  Nie wystarczy usuwać bariery działalności przedsiębiorców – trzeba pomagać przedsiębiorcom rosnąć i rozwijać się, wspomagać ich zdolność konkurowania. Jednym z celów jaki powinniśmy osiągnąć jest zwiększenie eksportu o znacznie wyższej niż dotąd wartości dodanej. To powinna być strukturalna zmiana, którą trzeba i można wywołać i zintensyfikować. Tak jak w przypadku wielu innych elementów polityki gospodarczej nie wystarczy samo zaangażowanie rządu czy administracji publicznej.

>>czytaj też: Silne państwa nie mówią o polityce przemysłowej, ale ją mają

Najwięcej zależy od samych firm. Najpierw musimy zastanowić się jednak, które sektory polskiej gospodarki są zdolne do eksportu o wysokiej wartości dodanej. Potem sprawdzić, które z nich eksportują dużo, a które mało i gdzie tkwią przeszkody.  A potem należy w przypadku pięciu – sześciu sektorów kluczowych, opracować i stosować odpowiednią politykę prowadząca do zwiększenia wartości dodanej ich eksportu. Musi to być wspólny program administracji, przedsiębiorców i instytucji naukowo – badawczych, które się zajmują daną problematyką sektorową.

Dlaczego to jest ważne?

Przestawienie się z eksportu o niskiej wartości dodanej w kierunku eksportu o wysokiej wartości dodanej oznacza, że powstanie więcej miejsc pracy, wytwarzać będziemy efektywniej i uzyskamy wyższe dochody. Będzie więc z czego dalej inwestować i stawać się jeszcze bardziej konkurencyjnymi.

A jak można zmienić politykę, by nie była to polityka interwencjonizmu gospodarczego?

Nie rozumiem dlaczego słowo interwencjonizm ma być wyrzucone ze słownika polityki gospodarczej. Każde działanie publiczne jest swego rodzaju interwencją.  Z tym, że historyczny interwencjonizm państwowy polegał na ochronie przed  międzynarodową konkurencją. A teraz zależy nam na wzmacnianiu zdolności do konkurowania.

Polityka strukturalna, o jakiej piszemy, to coś więcej niż kwestia prostej relacji państwo – przedsiębiorcy, to także potrzeba zmian na rynku pracy, w edukacji, otoczeniu biznesowym czy w administracji skarbowej. To coś więcej to m.in. odpowiedzi na pytania: czy dbamy o redukowanie ryzyka gospodarczego, o zapewnianie bezpieczeństwa socjalnego, czy też rozsądnie wspomagamy naszą kreatywność, inicjatywność i innowacyjność? Czy otwieramy się na konkurencję?

W raporcie pokazujemy współzależność pomiędzy poziomem zaawansowania technologicznego polskiej gospodarki, a udziałem wynagrodzeń w wartości dodanej. Kraje o niskim zaawansowaniu technologicznym, a Polska dzisiaj taka jest, mogą pozwolić sobie tylko na niskie opłacanie wzrostu wydajności pracy.  A to oznacza między innymi, że konsumpcja krajowa nie stanie się kołem napędowym gospodarki.  Spożycie krajowe nie będzie ciągnęło wzrostu gospodarczego.

Co takie kraje jak Polska muszą w takim razie robić?

Muszą eksportować. A co eksportują jak są nisko zaawansowane technologicznie? Eksportują to co my, czyli produkty przemysłu motoryzacyjnego oraz artykuły gospodarstwa domowego. Czy ta specjalizacja wynika z naszej myśli technicznej? Nie. Jesteśmy mistrzami w montowaniu i przykręcaniu śrubek. W ten sposób wpadamy jednak w pułapkę niskiej technologii i pułapkę średniego dochodu.

Jeśli chcemy poprawić naszą pozycję konkurencyjną, to musimy lepiej opłacać wydajność pracy, a przez to zapewnić wyższą jakość kapitału ludzkiego. A to oznacza bardziej innowacyjne rozwiązania. Interwencja o jakiej mówimy to pokazanie zależności pomiędzy różnymi elementami funkcjonowania gospodarki. I wpływanie na te zależności.

Jakie pomysły na sprostanie wyzwaniom przed jakimi stoimy?

To jest raport strategiczno–diagnostyczny. Analizujemy naszą pozycję oraz nasz potencjał, aby rozpoznać naszą zdolność do konkurowania i zaproponować określone działania, aby ją podnieść.

Przedstawiliśmy dziesięć kierunkowych rekomendacji, obszarów, w których potrzebne są konkretne działania. Jeśli elity polityczne zgodzą się z tym, dostrzegą zagrożenia, wyzwania i możliwości, mogą skorzystać z naszych wskazań. Raport jest zaczynem, od którego trzeba zacząć, aby osiągnąć efekt, wywołać niezbędne zmiany strukturalne i systemowe. Rzeczywiste zmiany uwarunkowane są jednak rzeczywistym partnerstwem, w tym między władzą publiczną i przedsiębiorcami.

Nie przypadkowo sporo uwagi w raporcie poświęciliśmy dialogowi społecznemu. Pokazaliśmy jaką rolę on odegrał, ale też wskazujemy na jego obecne słabości. Zachęcamy do uruchomienia nowych form dialogu i pokazujemy jakie one mogłyby być.

Może pan wskazać trzy strategiczne rekomendacje?

Najpilniejszą sprawą jest zrozumienie, o czym w Polsce się mówi, ale niewiele z tego wynika, że stale trzeba dbać o warunki dla przedsiębiorczości. Nie jest to kwestia „jednego okienka”, które stało się urzędową mantrą i etykietką kolejnych akcji deregulacyjnych. Chodzi o systematyczne prowadzenie proprzedsiębiorczej polityki. Teraz mamy formalnie jedno okienko i jednocześnie cofnęliśmy się prawie o dekadę w kwestii wiążącej interpretacji prawa podatkowego. Administracja skarbowa może bezkarnie zniszczyć przedsiębiorcę i zajmie się tym scenarzysta, ale nie rząd. Sprawa ta została już raz załatwiona w 2004 roku, po wewnętrznym sporze w rządzie między ówczesnym ministrem finansów i ministrem gospodarki.

Dzisiaj jednak służby ministra Jacka Rostowskiego publicznie oświadczają przedsiębiorcom: możecie dostać od nas interpretację prawa podatkowego za 25 tysięcy złotych, ale nie wiążącą. Chichot historii. Przedsiębiorczość to podstawa konkurencyjności. Nowoczesne państwo musi się bez przerwy zastanawiać co zrobić, by przedsiębiorstwa krajowe miały szanse w międzynarodowej konkurencji.

Nowoczesne państwo musi także – to jest druga ważna kwestia – działać wspomagająco, czasami nawet dostarczyć konkretnych usług, nie tylko zapewnić infrastrukturę. Przypuśćmy, że naszym sektorem kluczowym jest przemysł drzewny. Okazuje się, że problemem jest dostęp do kapitału. Jeśli tak, to agendy nowoczesnego państwa zastanawiają się jakie działania są potrzebne: czy ma być to system poręczeń? A może kołem wspomagającym mogą okazać się tu jakieś inwestycje publiczne.

A może problemem są zbyt wyśrubowane nasze wymogi techniczne albo za drogi transport kolejowy. Dopiero szczegółowa analiza pokaże, jakie są możliwości proefektywnościowego wsparcia dla danego sektora i zwiększenia jego udziału w globalnym łańcuchu tworzenia wartości.

Proponujecie stworzenie rady konkurencyjności gospodarki. Po co kolejna instytucja?

To nie instytucja, a forma dialogu i współdziałania. Tak działają Niemcy, np. teraz, kiedy dążą do dokonania strategicznej zmiany strukturalnej w swojej energetyce, wielkiego przełomu, który ma podnieść ich konkurencyjność w następnej dekadzie. W poprzedniej dekadzie zajęli się w ten sposób rynkiem pracy w ramach Agendy 2010 i teraz mają tego efekty.

Zależy nam na stworzeniu nowej i kluczowej formy dialogu o konkurencyjności, bo to obecnie sprawa dla Polski najważniejsza. Nie mówimy o powołaniu kolejnej instytucji, ale o metodzie postępowania, która ma przynieść efekt, czyli uruchomić proces zmiany. Przyczynić się do dokonania kolejnego milowego kroku. Kilka takich kroków i w bardzo dobrym kierunku wykonaliśmy od początku transformacji, pora na następny i z pewnością nie ostatni.

Czy to nie zaklinanie rzeczywistości? Rząd uwikłany jest w bieżącą politykę, patrzy głównie na 12 miesięcy do przodu. Zechce pochylić się nad zmianami strukturalnymi, wierzy pan w to?

Tak. Jeśli premier i rząd wyznaczy cel podobnie jak to zrobił kanclerz Gerhard Schröder, a dwie dekady wcześniej Margaret Thatcher. Niemcy na przełomie wieków były chorym człowiekiem Europy, były pierwszym krajem, które wpadł w procedurę nadmiernego deficytu. Uznali wówczas, że mają gospodarką niewystarczająco konkurencyjną. Podobnie zresztą było z niemiecką piłką nożną. Dzisiaj Niemcy są znów na czele gospodarczo i piłkarsko. Wyzwaniem jest taką sytuację w porę dostrzec i zmienić. Albo się tego podejmiemy, albo nie. Niemcom się udało.

Czy nam się uda?

Jak nie spróbujemy, na pewno nie. Kiedyś usłyszałem na jednej z konferencji od redaktora Adama Krzemińskiego, że tak jak Niemcy miały program Schrödera, tak Polska miała Plan Hausnera. Taka była ranga tamtego przedsięwzięcia. Podziękowałem, bo to było pochlebne dla mnie porównanie, ale też dopowiedziałem: Niemcy to jednak zrobili, a my nie. I tyle. Mimo to wierzę, że nasza klasa polityczna jest w stanie przeprowadzić konieczne zmiany. Fakt, że prezydent mojego państwa, mówi o tym, że konkurencyjność gospodarki i kryzys demograficzny to są dwa najważniejsze narodowe wyzwania, że trzeba się z nimi zmierzyć i chce być promotorem takiej zmiany, dobrze zapowiada.

Raport powstał i co dalej?

Prezydent zaprasza na dziś (wtorek, 18 czerwca) do swojej Kancelarii ekonomistów i będzie z rozmawiał na temat raportu. Za kilka dni dokument zostanie zaprezentowany na kongresie innowacyjności Krajowej Izby Gospodarczej. KIG będzie konsultował go z przedsiębiorcami. Po kilku miesiącach debaty napiszemy do raportu aneks. Zaproponujemy w nim zestaw konkretnych działań i przekażemy go Prezydentowi i przedsiębiorcom. Na tym się skończy nasza obywatelsko–ekspercka rola.

O czym będzie kolejny pana raport?

Myślę, że jesienią skrzyknę zespół, który będzie gotowy napisać raport o stanie państwa.

Rozmawiała Aleksandra Fandrejewska

Jak awansować w lidze światowej? Raport o konkurencyjności gospodarki – napisał zespół: dr Tomasz Geodecki (Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie), prof. dr hab. Jerzy Hausner – kierownik projektu (Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie), dr Aleksandra Majchrowska (Uniwersytet Łódzki), dr hab. prof. SGH Krzysztof Marczewski (Szkoła Główna Handlowa w Warszawie, Instytut Badań Rynku, Konsumpcji i Koniunktur), dr Grzegorz Tchorek (Uniwersytet Warszawski), dr Jacek Tomkiewicz (Akademia Leona Koźmińskiego), dr Marcin Piątkowski (Akademia Leona Koźmińskiego), dr hab. prof. SGH Marzenna Weresa (Szkoła Główna Handlowa w Warszawie).

Jerzy Hausner (fot. NBP/ A. Deluga-Góra)

Otwarta licencja


Tagi