Złota rezerwa na trudne czasy
Kategoria: Polityka pieniężna
Na Wall Street szef Federalnej Rezerwy Ben Bernanke nazywany jest pieszczotliwie Heli-Chairman (szef helikoptera) lub Helicopter Ben z powodu swojego przemówienia z 2002 r. „Deflacja – zapewnić by nie miała miejsca”. Bernanke użył w nim słynnego sformułowania Miltona Friedmana o pieniądzach zrzucanych z helikoptera w kontekście specjalnej polityki fiskalno-monetarnej. Twierdził, że kupno przez Fed papierów wartościowych w celu długoterminowego obniżenia stóp procentowych w powiązaniu z ulgami podatkowymi będzie stanowić narzędzie do pobudzenia konsumpcji. Ta polityka wywoła efekt podobny do zrzucania pieniędzy z helikoptera wprost do gospodarki. Krytycy Bernanke twierdzą, że jest to jedyna polityka Fed. I że nie przynosi ona rezultatów.
Gdy tylko ten argument był podnoszony w czasie debaty z udziałem szefa Fed, ten zdecydowanie bronił swoich racji. Tym większe było zdziwienie tych samych krytyków, gdy w piątek 27 sierpnia, na spotkaniu z ekonomistami nagle Bernanke sam zaczął poddawać w wątpliwość swoje działania.
Zapowiedział dalsze redukcje skupu papierów wartościowych przez Fed, wycofywanie się z działań wchodzących w skład pakietu stymulacyjnego i dalsze utrzymanie niskich stóp procentowych.
Bernanke przyznał, że skupowanie długoterminowych papierów skarbowych przez Fed zakończyło się sukcesem, obniżając koszt kredytu na wielu prywatnych rynkach kredytowych. Ten program, mocno poszerzony w marcu 2009 r., dobiegł końca. I decyzją zarządu Fed wprowadzona została stabilizacja. Bernanke dodał, że właśnie ta decyzja przyczynia się do wzmacniania procesu wychodzenia gospodarki z kryzysu. A zatem powtórzenie tej operacji nie byłoby dobre.
Szef Fed sprzeciwił się też koncepcji nowego fiskalnego pakietu stymulacyjnego. Tu Bernanke wprawił w zaskoczenie wielu ekonomistów. – Skupując w dalszym ciągu papiery wartościowe Fed mógłby sprawić, że opinia publiczna nabrałaby przekonania, iż nie potrafi on we właściwym czasie lekko wyjść z polityki wspierania gospodarki – mówił Bernanke, podkreślając, że skutkiem tego byłby wzrost inflacji. Dlatego Fed przygotował narzędzia, które pozwolą mu wycofać się z działań nastawionych na interwencję.
Jednak stopy procentowe pozostaną na niskim poziomie. I co więcej, szef Fed chce, by komunikaty jego instytucji były jak najbardziej czytelne dla inwestorów. By ogłoszenie decyzji o stopach procentowych nie było niespodzianką. Wzorem jest Bank of Canada, który poinformował w kwietniu, że utrzyma politykę niskich stóp procentowych do końca drugiego kwartału. Alternatywą jest wiązanie decyzji o stopach z jakimś wydarzeniem w gospodarce. Tu przykładem jest Bank of Japan, który utrzymanie zerowych stóp procentowych uzależnił od stabilizowania się cen konsumenckich.
Po tych zapowiedziach jednak zmuszony był się odnieść do informacji o spadku PKB do 1,6 proc. I w tym właśnie momencie swojego przemówienia zapewnił, że gdyby gospodarka jeszcze wolniej wychodziła z kryzysu, to Fed zrobi wszystko, by ją wspomóc.
Po tych słowach na Wall Street rozległ się znajomy hałas maklerów i na monitorach indeksy wyskoczyły w górę.
Jednak Ben Bernanke nie przekonał części ekonomistów. Nie przestali oni twierdzić, że wzrost jest sztuczny, dalszy wzrost bezrobocia bardzo prawdopodobny, a załamanie na rynku nieruchomości gwarantowane.
– Dane makroekonomiczne są alarmujące, gospodarka traci impet: kredyt konsumencki jest bardzo trudno dostępny, stopa bezrobocia bardzo wysoka, a mały biznes ma trudności ze zdobyciem kapitału – powiedział Mohamed A. El-Erian, szef Pacific Investment Management Co.
Jeden z najostrzejszych krytyków polityki Federalnej Rezerwy prof. Nouriel Roubini nie szczędził pesymistycznych uwag.
– Fed wystrzelał się z amunicji. Nie da się zapobiec spowolnieniu wzrostu gospodarczego, bo banki siedzą na trylionie rezerw, a cięcie stóp procentowych (w systemie wymiany rezerw federalnych) nie zmotywuje ich do pożyczania – wyjaśniał. – Polityka monetarna przestaje być skuteczna – dodał.
Jak jednak wytłumaczyć niezwykły ruch na giełdach?
Były doradca prezydenta Ronalda Reagana i prezydenta Georga Busha seniora prof. Norman Bailey uważa, że przyczyna jest oczywista.
– Bernanke zasygnalizował wolę banku centralnego do kupna takiej ilości zasobów, jaka będzie potrzebna, by zapobiec nowej recesji lub drugiemu tąpnięciu – mówi.
Michael Panzner, który od ponad 25 lat jest analitykiem giełdowym, tłumaczy, że tak naprawdę nic się nie zmieniło. Kupowali ci inwestorzy, którzy kierują się wyłącznie ceną.
– Ich logika jest taka: jeśli jest gorzej niż ktokolwiek się spodziewał, indeks spadł niewyobrażalnie nisko, to znaczy, że gorzej już być nie może – mówi Panzner. – Moim zdaniem oni popełniają błąd, bo to nie jest koniec trendu, tylko jego kontynuacja, bo mamy do czynienia z depresją.
Ocena Panznera koresponduje z prognozą prof. Roubiniego, iż w trzecim kwartale PKB USA spadnie poniżej jednego procenta.
Równie pesymistycznie ocenia kondycję amerykańskiej gospodarki wieloletni prezes National Bureau of Economic Research prof. Martin Feldstein z Harvard University, który mówi nawet o powrocie recesji.
– Według mnie istnieje jedna szansa na trzy, że to się stanie – mówi prof. Feldstein.
Czy jednak miejsce amerykańskiej gospodarki zajmą Chiny, jak chce sądzić część ekonomistów? Profesor Feldstein sądzi, że jest to nieprawdopodobne. Gospodarka chińska jest zbyt młoda i potrzebuje transformacji.
Potrzebny jest bardzo długi czas, by to się mogło stać, dodaje prof. Bailey. – Nawet gdyby porównać Chiny do Japonii, dużo mniejszej gospodarki niż USA, to chińskie PKB stanowi 1/10 PKB Japonii.
Nawet jeśliby pominąć ten argument, który jest oczywiście ważny, to nie wolno zapominać, że Chiny stworzyły bańkę na rynku nieruchomości – przypomina Panzer. I jak pisał „Investor Business Daily” wiele wskazuje na to, że ona niebawem pęknie, bo rząd nie jest w stanie zmienić polityki kredytowej banków. A lata polityki bezmyślnego kredytowania mocno zagrożą realnemu wzrostowi gospodarczemu Chin.
A może to miejsce zajmie Europa?
Ameryka pozostanie mocarstwem gospodarczym. Stanie się tak z trzech powodów: technologie, bogactwa naturalne i kadra najlepiej wyszkolonych pracowników. Stany Zjednoczone nie mają też problemu demograficznego, z którym boryka się Europa.
Wszyscy ekonomiści zgadzają się jednak, że w dłuższej perspektywie kilku dekad istnieje prawdopodobieństwo, iż państwa z dużymi zasobami, gospodarki rozwijające się, jak Brazylia i Chiny, mogą przegonić Amerykę i kraje Europy Zachodniej. Bo zwłaszcza te ostatnie czeka kryzys, jeśli nie zreformują systemów opieki społecznej. W tym przypadku metoda helikopterowa Bena Bernanke na pewno nie będzie skuteczna.