Ustanowienie przez Narodowy Bank Szwajcarii (SNB) maksymalnego pułapu dla kursu franka względem euro powinno dać oddech polskim bankom, które od początku sierpnia borykają z wysokimi kosztami pozyskania szwajcarskiej waluty na rynku. Na tyle dużymi, że analitycy zaczęli spekulować o pogorszeniu wyników finansowych całego sektora.
(CC BY-NC K@ja)
Bankowość
Rynki finansowe
Pulpit
Analizy
Drogi frank wpędził banki w koszty. SNB pomoże?
Ustanowienie przez Narodowy Bank Szwajcarii (SNB) maksymalnego pułapu dla kursu franka względem euro powinno dać oddech polskim bankom, które od początku sierpnia borykają z wysokimi kosztami pozyskania szwajcarskiej waluty na rynku. Na tyle dużymi, że analitycy zaczęli spekulować o pogorszeniu wyników finansowych całego sektora.
SNB ogłosił w ubiegłym tygodniu, że nie będzie akceptował kursu niższego, niż 1,20 franka za euro i zamierza nie dopuścić wszelkimi metodami do dalszego umacniania CHF poniżej tego poziomu. To gwałtownie osłabiło franka wobec euro i – w konsekwencji – względem złotego. Banki w Polsce, które muszą pozyskiwać franki, by finansować udzielone kredyty w tej walucie odetchnęły z ulgą.
Drogi frank, drogi swap
Dlaczego? Bo frank w końcu przestał się umacniać. Bankowcy przyznają, że duża aprecjacja szwajcarskiej waluty obserwowana w ostatnich tygodniach wpłynęła na wzrost kosztów finansowania kredytów w CHF. Chodzi o to, że bank udzielając kredytu powinien mieć „pokrycie” w postaci depozytu – w przypadku kredytów we frankach takiego pokrycia nie ma.
– Polskie banki nie mogą pozyskiwać franka szwajcarskiego bezpośrednio przez depozyty, co zmusza je do zamiany złotówek na franki szwajcarskie na rynkach finansowych, by mogły one sfinansować udzielone kredyty hipoteczne we franku. Rosnący kurs franka w stosunku do złotego oznacza, że potrzeba więcej złotych do sfinansowania kredytów udzielonych we frankach – mówi Karin Katerbau, wiceprezes BRE Banku.
Na problem wysokiego kosztu finansowania kredytów w CHF zwraca też uwagę Piotr Pawłowski, dyrektor Departamentu Skarbu Deutsche Bank BPC. Chodzi nie tylko o sam wzrost kursu CHF-PLN.
– W ciągu ostatnich tygodni można było obserwować wyraźne zwiększenie kosztów pozyskania franka szwajcarskiego na rynku międzybankowym, głównie w postaci wzrostu oprocentowania pożyczek długoterminowych, ale też poprzez wyższe koszty transakcji pochodnych – mówi Obserwatorowi Finansowemu
Dealerzy rynku pieniężnego już w sierpniu informowali o dużym – czasem niemal dwukrotnym – wzroście stawek basis swap przy transakcji wymiany złotych na franki. Wywołało to nawet falę komentarzy na rynku, że może to zagrozić płynności systemu bankowego i znacząco zwiększy koszty w bankach.
– Z jednej strony mieliśmy koszt finansowania we frankach przekraczający 2 proc., z drugiej niskie marże – rzędu 1,5 proc. – od kredytów udzielanych w latach 2007-2008. Na pierwszy rzut oka widać, że ten interes przestawał być opłacalny – mówi jeden z uczestników rynku prosząc o niepodawania jego nazwiska.
Drożejące swapy były problemem przede wszystkim tych banków, które nie mają zagranicznych spółek-matek. Te często wspierały swoje polskie spółki udzielając im długoterminowych pożyczek we frankach. Decyzja SNB to dla nich dobra wiadomość. Jeśli frank nadal będzie się osłabiał presja na wzrost marż dla transkacji swap też powinna być mniejsza.
Złote też potrzebne
Póki co drogi CHF to dla banków problem. Karin Katerbau wymienia skutki drożejącego finansowania we frankach. Po pierwsze, wyższy kurs franka zmusza banki do angażowania większych kwot w złotych.
– Banki muszą więc zdobyć więcej środków w złotówkach pochodzących od klientów, a następnie wymienić je na franki szwajcarskie. To z kolei wpływa na wzrost ceny depozytów – tendencję, którą obserwujemy obecnie w wielu bankach – mówi wiceprezes BRE Banku.
Drugi skutek to wycofywanie się z oferowania kredytów walutowych, a już pożyczek we frankach – w szczególności. Według Karin Katerbau zainteresowanie frankiem jako walutą denominowania kredytu spada też wśród klientów, którzy widzą z jakim ryzykiem wiąże się zaciągnięcie kredytu walutowego.
– Zdecydowana większość nowych kredytów walutowych udzielanych jest w euro. Frank stracił na znaczeniu na długo przed swoim znaczącym umocnieniem wobec złotego – mówi.
– W BRE Banku zauważamy wyraźny wzrost popytu klientów na kredyty hipoteczne denominowane w euro oraz w złotych. Tymczasem sprzedaż kredytów we frankach jest marginalna. W istocie to właśnie popyt na rynku powoduje, że banki wycofują ofertę kredytów hipotecznych we frankach. Niemniej jednak wzrost kosztów finansowania dla banków stosujących swapy walutowe był dodatkowym powodem dla zaprzestania ich sprzedaży – dodaje wiceprezes.
Piotr Pawłowski z Deutsche Banku jest podobnego zdania. Jak mówi już tylko nieliczni oferują kredyty we frankach.
– Przy obecnych wysokich kosztach pozyskiwania tej waluty i naturalnej ograniczonej jej dostępności w naszym kraju, banki musiałyby stosować dość wysokie marże kredytowe. Nie byłoby to więc atrakcyjne rozwiązanie dla klientów, nawet pomimo rekordowo niskich stawek Libor, z jakimi mamy do czynienia w ostatnim czasie – mówi nasz rozmówca.
Banki sobie poradzą
Dyrektor Pawłowski nie wierzy jednak w duże pogorszenie wyników sektora bankowego z powodu mocnego franka.
– Ta sytuacja nie musi przełożyć się automatycznie na pogorszenie wyników finansowych banków. Dzieje się tak dlatego, iż w przypadku portfela kredytowego w CHF banki posiadają zdywersyfikowane pod względem terminów zapadalności źródła jego finansowania. Oznacza to, że w sytuacji, gdy większość z nich nie udziela już kredytów we frankach, w danym roku tylko dla części ich portfela nastąpi odnowienie finansowania po obserwowanych obecnie wyższych kosztach. Dopiero utrzymanie się takiego wysokiego poziomu kosztów przez dłuższy czas może mieć wpływ na obniżenie wyników banków – mówi. I dodaje, że to, co dziś się dzieje na rynku międzybankowym nie będzie tak brzemienne w skutkach, jak wydarzenia w czasie pierwszej odsłony kryzysu, czyli na przełomie 2008 i 2009 roku. Wtedy transakcje praktycznie ustały.
Zmusiło to NBP do zawarcia umowy z Narodowym Bankiem Szwajcarii umowy swap na parę euro-frank. Zgodnie z nią SNB zasilał polski bank centralny we franki w zamian za euro, zaś NBP oferował tak pozyskaną szwajcarską walutę krajowym bankom komercyjnym w zamian za złote. Piotr Pawłowski uważa, że dzisiaj sytuacja nie jest aż tak trudna.
– Pomimo podwyższonych kosztów finansowania nadal znajdujemy się na poziomach niższych od tych z początku kryzysu – mówi
Podobnie uważa Karin Katerbau. Jej zdaniem sektor bankowy jest silniejszy po tamtych doświadczeniach. Koszt finansowania na rynku międzybankowym jest nadal znacznie niższy niż podczas wcześniejszego kryzysu, a banki mają zdecydowanie silniejsze bazy kapitałowe i w dużym stopniu zaprzestały ryzykownych inwestycji skupiając się na działalności podstawowej.
– Od tamtego czasu, nadzorcy rynku wprowadzili bardziej surowe zasady kapitałowe i płynnościowe, które wzmocniły banki. Powtórka z lat 2008-2009 nie wchodzi jeszcze w grę i mamy nadzieję, że unikniemy jej dzięki zdecydowanym i skoordynowanym ruchom rządów, banków centralnych, polityków – mówi wiceprezes BRE Banku
Marek Chądzyński
SNB ogłosił w ubiegłym tygodniu, że nie będzie akceptował kursu niższego, niż 1,20 franka za euro i zamierza nie dopuścić wszelkimi metodami do dalszego umacniania CHF poniżej tego poziomu. To gwałtownie osłabiło franka wobec euro i – w konsekwencji – względem złotego. Banki w Polsce, które muszą pozyskiwać franki, by finansować udzielone kredyty w tej walucie odetchnęły z ulgą.
Drogi frank, drogi swap
Dlaczego? Bo frank w końcu przestał się umacniać. Bankowcy przyznają, że duża aprecjacja szwajcarskiej waluty obserwowana w ostatnich tygodniach wpłynęła na wzrost kosztów finansowania kredytów w CHF. Chodzi o to, że bank udzielając kredytu powinien mieć „pokrycie” w postaci depozytu – w przypadku kredytów we frankach takiego pokrycia nie ma.
– Polskie banki nie mogą pozyskiwać franka szwajcarskiego bezpośrednio przez depozyty, co zmusza je do zamiany złotówek na franki szwajcarskie na rynkach finansowych, by mogły one sfinansować udzielone kredyty hipoteczne we franku. Rosnący kurs franka w stosunku do złotego oznacza, że potrzeba więcej złotych do sfinansowania kredytów udzielonych we frankach – mówi Karin Katerbau, wiceprezes BRE Banku.
Na problem wysokiego kosztu finansowania kredytów w CHF zwraca też uwagę Piotr Pawłowski, dyrektor Departamentu Skarbu Deutsche Bank BPC. Chodzi nie tylko o sam wzrost kursu CHF-PLN.
– W ciągu ostatnich tygodni można było obserwować wyraźne zwiększenie kosztów pozyskania franka szwajcarskiego na rynku międzybankowym, głównie w postaci wzrostu oprocentowania pożyczek długoterminowych, ale też poprzez wyższe koszty transakcji pochodnych – mówi Obserwatorowi Finansowemu
Dealerzy rynku pieniężnego już w sierpniu informowali o dużym – czasem niemal dwukrotnym – wzroście stawek basis swap przy transakcji wymiany złotych na franki. Wywołało to nawet falę komentarzy na rynku, że może to zagrozić płynności systemu bankowego i znacząco zwiększy koszty w bankach.
– Z jednej strony mieliśmy koszt finansowania we frankach przekraczający 2 proc., z drugiej niskie marże – rzędu 1,5 proc. – od kredytów udzielanych w latach 2007-2008. Na pierwszy rzut oka widać, że ten interes przestawał być opłacalny – mówi jeden z uczestników rynku prosząc o niepodawania jego nazwiska.
Drożejące swapy były problemem przede wszystkim tych banków, które nie mają zagranicznych spółek-matek. Te często wspierały swoje polskie spółki udzielając im długoterminowych pożyczek we frankach. Decyzja SNB to dla nich dobra wiadomość. Jeśli frank nadal będzie się osłabiał presja na wzrost marż dla transkacji swap też powinna być mniejsza.
Złote też potrzebne
Póki co drogi CHF to dla banków problem. Karin Katerbau wymienia skutki drożejącego finansowania we frankach. Po pierwsze, wyższy kurs franka zmusza banki do angażowania większych kwot w złotych.
– Banki muszą więc zdobyć więcej środków w złotówkach pochodzących od klientów, a następnie wymienić je na franki szwajcarskie. To z kolei wpływa na wzrost ceny depozytów – tendencję, którą obserwujemy obecnie w wielu bankach – mówi wiceprezes BRE Banku.
Drugi skutek to wycofywanie się z oferowania kredytów walutowych, a już pożyczek we frankach – w szczególności. Według Karin Katerbau zainteresowanie frankiem jako walutą denominowania kredytu spada też wśród klientów, którzy widzą z jakim ryzykiem wiąże się zaciągnięcie kredytu walutowego.
– Zdecydowana większość nowych kredytów walutowych udzielanych jest w euro. Frank stracił na znaczeniu na długo przed swoim znaczącym umocnieniem wobec złotego – mówi.
– W BRE Banku zauważamy wyraźny wzrost popytu klientów na kredyty hipoteczne denominowane w euro oraz w złotych. Tymczasem sprzedaż kredytów we frankach jest marginalna. W istocie to właśnie popyt na rynku powoduje, że banki wycofują ofertę kredytów hipotecznych we frankach. Niemniej jednak wzrost kosztów finansowania dla banków stosujących swapy walutowe był dodatkowym powodem dla zaprzestania ich sprzedaży – dodaje wiceprezes.
Piotr Pawłowski z Deutsche Banku jest podobnego zdania. Jak mówi już tylko nieliczni oferują kredyty we frankach.
– Przy obecnych wysokich kosztach pozyskiwania tej waluty i naturalnej ograniczonej jej dostępności w naszym kraju, banki musiałyby stosować dość wysokie marże kredytowe. Nie byłoby to więc atrakcyjne rozwiązanie dla klientów, nawet pomimo rekordowo niskich stawek Libor, z jakimi mamy do czynienia w ostatnim czasie – mówi nasz rozmówca.
Banki sobie poradzą
Dyrektor Pawłowski nie wierzy jednak w duże pogorszenie wyników sektora bankowego z powodu mocnego franka.
– Ta sytuacja nie musi przełożyć się automatycznie na pogorszenie wyników finansowych banków. Dzieje się tak dlatego, iż w przypadku portfela kredytowego w CHF banki posiadają zdywersyfikowane pod względem terminów zapadalności źródła jego finansowania. Oznacza to, że w sytuacji, gdy większość z nich nie udziela już kredytów we frankach, w danym roku tylko dla części ich portfela nastąpi odnowienie finansowania po obserwowanych obecnie wyższych kosztach. Dopiero utrzymanie się takiego wysokiego poziomu kosztów przez dłuższy czas może mieć wpływ na obniżenie wyników banków – mówi. I dodaje, że to, co dziś się dzieje na rynku międzybankowym nie będzie tak brzemienne w skutkach, jak wydarzenia w czasie pierwszej odsłony kryzysu, czyli na przełomie 2008 i 2009 roku. Wtedy transakcje praktycznie ustały.
Zmusiło to NBP do zawarcia umowy z Narodowym Bankiem Szwajcarii umowy swap na parę euro-frank. Zgodnie z nią SNB zasilał polski bank centralny we franki w zamian za euro, zaś NBP oferował tak pozyskaną szwajcarską walutę krajowym bankom komercyjnym w zamian za złote. Piotr Pawłowski uważa, że dzisiaj sytuacja nie jest aż tak trudna.
– Pomimo podwyższonych kosztów finansowania nadal znajdujemy się na poziomach niższych od tych z początku kryzysu – mówi
Podobnie uważa Karin Katerbau. Jej zdaniem sektor bankowy jest silniejszy po tamtych doświadczeniach. Koszt finansowania na rynku międzybankowym jest nadal znacznie niższy niż podczas wcześniejszego kryzysu, a banki mają zdecydowanie silniejsze bazy kapitałowe i w dużym stopniu zaprzestały ryzykownych inwestycji skupiając się na działalności podstawowej.
– Od tamtego czasu, nadzorcy rynku wprowadzili bardziej surowe zasady kapitałowe i płynnościowe, które wzmocniły banki. Powtórka z lat 2008-2009 nie wchodzi jeszcze w grę i mamy nadzieję, że unikniemy jej dzięki zdecydowanym i skoordynowanym ruchom rządów, banków centralnych, polityków – mówi wiceprezes BRE Banku
Polska ma dzisiaj już ponad 500 ton złota, a jego udział w rezerwach przekroczył 20 proc. – poinformował Narodowy Bank Polski 24 kwietnia 2025 r. Obecne rezerwy są niemal 5-krotnie wyższe niż siedem lat temu.
Zaczynał mając 43 lat i 20 tys. juanów w ręku. Założona przez niego firma w 2024 r. osiągnęła 8,6 mld dol. zysku i była jednym z najważniejszych graczy na rynku telekomunikacyjnym. A historię o nim i firmie, którą stworzył opowiada napisana przez Li Hongwena książka „Ren Zhengfei & Huawei”.
Kiedyś przeokropna nędza, dziś pieniędzy pod dostatkiem. Miło po wiekach udręki dostać klucze do Sezamu. Mowa o Irlandii, będącej przez stulecia kolonią brytyjską. W połowie XIX w. zmarło tam z głodu milion ludzi. Sto lat potem Dublin stanął z Londynem w biznesowo-finansowe szranki i ma się dziś znakomicie.
W obliczu narastających napięć geopolitycznych pozycja Chin jako kluczowego ogniwa w globalnym łańcuchu dostaw zaczyna się chwiać. Zmusza to międzynarodowe korporacje do rozważenia ewentualnych dodatkowych lokalizacji dla swoich oddziałów. W tych strategiach nie chodzi o alternatywę dla „Made in China”, gdyż taki scenariusz jest mało prawdopodobny, ale chodzi raczej o dywersyfikację.
Ogłoszony przez Komisję Europejską pakt dla czystego przemysłu – ku pewnemu zaskoczeniu – łączy konkurencyjność z celami klimatycznymi. To jest pewne, ale na szczegóły trzeba będzie poczekać.
Hermès nie sprzedaje torebek, lecz opowieść o klasie, dziedzictwie i kunszcie. Chanel nie oferuje perfum – tylko historię, którą można nosić na skórze. Dior nie proponuje sukienek, lecz emocje zapisujące się w pamięci. Najlepsze luksusowe marki traktują marketing, w tym marketing treści jako wehikuł prestiżu.
Prawdopodobieństwo wyginięcia ludzkości przed końcem XXI w. wynosi około 85 proc. – ocenia prof. Jakub Growiec, doradca ekonomiczny w Departamencie Analiz i Badan Ekonomicznych NBP, wykładowca SGH. Jego zdaniem kluczowym zagrożeniem jest niekontrolowany rozwój sztucznej inteligencji ogólnej (AGI), która może przejąć kontrolę nad światem. O losie ludzkości zadecyduje kilka najbliższych lat.
Czy Polska rzeczywiście dokonała gospodarczego cudu? Ostatnie trzy i pół dekady pokazują, że odpowiedź może być tylko jedna – tak. Nowy numer kwartalnika „Obserwator Finansowy” to opowieść o sukcesie, który nie wydarzył się w naszej gospodarce sam, ale był efektem odwagi, determinacji i pracy całego społeczeństwa. A także o wyzwaniach, które dopiero przed nami.
Do wybudowania elektrowni jądrowej na Pomorzu potrzeba m.in. 39 tys. ton stali. Wylewanie tzw. betonu jądrowego w lokalizacji Lubiatowo-Kopalino rozpocznie się w 2028 r., a pierwszy blok zostanie ukończony w 2035 r.
W ostatnim czasie wiele się mówiło o „metalach ziem rzadkich na terenie Ukrainy”. Wszystko z powodu umowy surowcowej pomiędzy USA a Kijowem. Warto przeanalizować, czym dokładnie są metale ziem rzadkich, jak dużo ich ma Ukraina, a także, dlaczego na tych pierwiastkach tak bardzo zależy Stanom Zjednoczonym.
Pandemia, problemy z łańcuchami dostaw, przemiany klimatyczne, wojna w Ukrainie i napięcia geopolityczne, a także konkurencja technologiczna (zwłaszcza na rynku samochodów elektrycznych i półprzewodników) postawiły pod znakiem zapytania ideę globalnego wolnego handlu. W efekcie coraz więcej państw i organizacji międzynarodowych wdraża rozwiązania interwencjonistyczne – w tym politykę przemysłową.
Kiedy świat wynurzył się z chaosu II wojny światowej, władzę objęli ludzie o przekonaniach makroekonomicznych, ukształtowanych w formacyjnym dla nich doświadczeniu lat 30. XX w.
Cena złota osiągnęła w kwietniu najwyższy poziom w historii. W głównym stopniu przełożyły się na to zakupy dokonywane przez banki centralne, czynniki behawioralne oraz przejściowy wzrost ryzyka geopolitycznego, wynikający z walk na Bliskim Wschodzie.
Mija blisko trzydzieści lat od chwili, gdy Narodowy Bank Polski przeprowadził denominację złotego. Jej przygotowanie było złożonym procesem – należało bowiem wszystko zaplanować, zaprojektować nowe monety i banknoty, zlecić ich produkcję, przygotować całą logistykę, a na koniec przekazać je przy pomocy banków do portfeli wszystkich Polaków.
W ostatnich latach, a szczególnie po rozpoczęciu wojny z Ukrainą, z Rosji płynie nieprzerwany przekaz o sukcesach. Ich skala narasta – gospodarka uodporniła się na sankcje i nawet się rozwija oraz restrukturyzuje, bieda spada, a zamożność rośnie, produkcja krajowa wypiera zaś import. Czy sukcesy mają jednak realny wymiar, czy głównie propagandowomedialny?
Odbudowa gospodarcza kraju i opanowanie chaosu walutowego należały do największych wyzwań, jakie stanęły przed władzami niepodległego państwa polskiego w 1918 r. Sanacja gospodarcza zależała zarówno od skutecznie przeprowadzonych reform finansów publicznych i skarbu państwa, jak również od szybkiego wprowadzenia do obiegu nowej, pełnowartościowej polskiej waluty. A to właśnie dobrze zorganizowany aparat skarbowy, sprawny obieg pieniądza i jego stabilna wartość stanowiły podstawę rozwoju ekonomicznego i społecznego odrodzonej Polski.
Chiny nie są już największą montownią świata, z tanią siłą roboczą, czy producentem tanich produktów codziennego użytku. Kraj stał się eksporterem technologii. Mimo wojny handlowej i nałożonych ograniczeń, Chiny coraz śmielszymi krokami wchodzą ze swoimi rozwiązaniami w świat zachodni. Na milion mieszkańców w 2020 r. przypadało tam 1585 badaczy. Jest to trzykrotny wzrost w czasie zaledwie jednej dekady. Chiny inwestują w technologię, a ta zapewnia im coraz większą dominację na świecie.