Złota rezerwa na trudne czasy
Kategoria: Polityka pieniężna
José Sócrates, premier Portugalii (CC BY-SA José Sócrates)
Orędzie Sócratesa przypominało słynne już przemówienie Baracka Obamy, wygłoszone dwa dni wcześniej po zabiciu przywódcy Al-Kajdy i koncentrowało się wyłącznie na pozytywach. Sócrates przemilczał trudne elementy pakietu oszczędnościowego oraz fakt, że pod presją niektórych europejskich stolic może być on jeszcze skorygowany na niekorzyść Portugalczyków. Uznał, że na miesiąc przed wyborami do parlamentu musi kojarzyć się wyborcom nie tylko z George’m Clooneyem (rzeczywiście jest do niego podobny), ale wreszcie również z dobrymi wiadomościami.
Portugalczycy mają w ciągu najbliższych trzech lat dostać w formie pożyczek od UE i Międzynarodowego Funduszu Walutowego 78 mld euro (w tym 12 mld euro przeznaczonych jest dla sektora bankowego). To mniej niż w zeszłym roku przyznano Grekom (110 mld euro) i Irlandczykom (85 mld euro). Oprocentowanie kredytów z puli MFW (stanowi jedną trzecią całej kwoty, reszta zapewnia UE) ma wynieść w pierwszych trzech latach 3,25 proc. (później 4,25 proc.). Unia poda swoje warunki kredytowe 16 maja, kiedy spotkają się ministrowie finansów, ale z nieoficjalnych informacji wynika, że będzie to około 4,5 proc.
Jest to więc jedna trzecia (lub ewentualnie połowa) mniej niż Lizbona dotychczas płaciła prywatnym instytucjom za długoterminowe kredyty. W zamian za to Portugalia zobowiązała się do dalszych oszczędności i redukcji tradycyjnie wysokiego deficytu budżetowego. O ile w 2010 r. wyniósł on aż 9,1 proc. PKB, to w tym roku ma spaść poniżej 6 proc., by w 2013 r. dojść do poziomu 3 proc. PKB. Mimo że UE i MFW rzeczywiście zgodziły się na łagodniejsze warunki niż te, które rok temu narzucono Grecji i Irlandii (m.in. nie dojdzie do obniżenia pensji w sektorze publicznym i nie będzie tam też masowych zwolnień), to jednak Portugalczyków czekają przynajmniej dwa chude lata. W tym roku ich gospodarka ma się skurczyć o 2 proc., a w przyszłym prawdopodobnie o tyle samo.
Pozostałe zasadnicze elementy porozumienia Portugalii z UE i MFW to:
Portugalia zobowiązała się też do wielu mniej spektakularnych, ale ważnych zmian związanych z prawodawstwem i reformami strukturalnymi. M.in. zmienione ma zostać prawo gospodarcze (uproszczone zostaną sądowe procedury upadłościowe), wprowadzone będzie memorandum na kolejne projekty partnerstwa prywatno-publicznego (do czasu zakończenia już rozpoczętych) oraz wzmocniony będzie system skarbowy oraz sądowniczy. Zliberalizowane mają zostać również przepisy prawa pracy, tak by przedsiębiorcy mogli elastyczniej reagować na zapotrzebowanie rynku, czyli będą mieli większą łatwość zatrudniania i zwalniania pracowników oraz mogli powiązać ich zarobki z wydajnością pracy.
W czwartek porozumienie z UE i MFW ostatecznie zatwierdził rząd w Lizbonie, a wcześniej zgodziła się na to opozycja. Wysłannik MFW osobiście konsultował elementy pakietu z opozycyjnymi socjaldemokratami (PSD). Partia ta przewodzi w sondażach przed zaplanowanymi na 5 czerwca wyborami parlamentarnymi i być może to właśnie socjaliści będą musieli realizować plan wynegocjowany przez José Sócratesa.
Czy to wszystko wystarczy, by tak chwalone przez urzędującego premiera porozumienie zakończyło się sukcesem? Z pewnością nie ma już powodów do niepokoju przed planowaną na połowę czerwca aukcją portugalskich obligacji o wartości ponad 4 mld euro. Jak na razie rynki zareagowały dość dobrze na przyjęcie porozumienia. W czwartek indeks lizbońskiej giełdy wzrósł o 1,2 proc., ale notowane na niej banki zyskały jeszcze więcej.
Pojawiły się już jednak sygnały zaniepokojenia. Po jednodniowym spadku oprocentowanie portugalskich obligacji 10-letnich ponownie wzrosło w czwartek (do 10,2 proc.). Zaś sąsiednia Hiszpania co prawda bez większego problemu ulokowała swoje 5-letnie obligacje o wartości ponad 3 mld euro, to jednak musiała za nie zaoferować nieco więcej niż jeszcze na początku marca (4,5 proc. wobec 4,38 proc. wcześniej).
W Finlandii i Wielkiej Brytanii pojawiły się poza tym głosy niezadowolenia z „nazbyt łagodnego” potraktowania Portugalczyków. Timo Soini, lider politycznej partii Prawdziwi Finowie, już zapowiedział, że jego ugrupowanie nie będzie wspierać porozumienia z Portugalią, ponieważ tego typu ustalenia nie sprawdziły już w przypadku Grecji i Irlandii. Ponieważ partia Soininiego odniosła w kwietniowych wyborach do parlamentu bezprecedensowy sukces (ma teraz 39 posłów w 200-osobowej izbie) i być może będzie współtworzyć koalicję rządową, w Helsinkach mogą pojawić się istotne kontrowersje związane z pakietem ratunkowym dla Portugalii. Niewykluczone więc, że fińscy politycy będą się domagać korekt ostatecznych ustaleń, które mają zostać przyjęte podczas spotkania ministrów finansów UE zaplanowanego na połowę maja.
Jeszcze bardziej sceptyczny ton pojawił się w brytyjskich mediach. Mimo że Wielka Brytania nie jest w unii walutowej, to odchodzący gabinet Gordona Browna zgodził się rok temu na uczestnictwo w europejskim mechanizmie stabilizacyjnym. – Każde gospodarstwo domowe w Wielkiej Brytanii dostanie teraz rachunek na 160 funtów, a w sumie zapłacimy ponad 4 mld funtów – ostrzegał w czwartek The Mail. – To jakbyśmy dali dłużnikowi naszą kartę kredytową – uważa cytowany przez tę gazetę jeden z głównych eurosceptyków partii premiera Davida Camerona.
W przypadku Portugalii nie ma na razie mowy o bezzwrotnych transferach, ale tego typu emocje nie ułatwią finalizacji porozumienia. Na podatny grunt trafił więc wtorkowy artykuł „The Times”. Według brytyjskiego dziennika Portugalczycy zgromadzili gigantyczne rezerwy złota – ponad 380 ton, które skupowali za granicą jeszcze w czasach dyktatury António Salazara (w dużej mierze od III Rzeszy). Dziś ich wartość wynosi ponad 20 mld dolarów, co stanowi aż 9 proc. portugalskiego PKB (to najwyższy wskaźnik w Europie) i mimo finansowego kryzysu Lizbona nie zamierza się pozbyć nawet części tych zapasów.
Czy ten trzeci plan ratunkowy w strefie euro rzeczywiście będzie lepszy do poprzednich i czy naprawdę uratuje Portugalię? Rząd w Lizbonie już wcześniej przyjął trzy własne pakiety oszczędnościowe, które tylko krótkoterminowo uspokoiły rynki i ostatecznie wywołały polityczny kryzys, doprowadzając do przeterminowanych wyborów. Sędziwy ekonomista William Rhodes, który był zaangażowany w pomoc krajom dotkniętym kryzysami finansowymi, zaapelował teraz na łamach „Financial Times”, by dać więcej czasu Portugalczykom na redukcję zadłużenia. I prawdopodobnie ma rację, bo problemem tego kraju nie jest tylko rosnący dług (już teraz wynosi ponad 100 proc. PKB), ale mało konkurencyjna gospodarka. Potrzebuje ona nowych impulsów wzrostu, których zapewnie nadal będzie brakować.
Kiedy we wtorek wieczorem premier José Sócrates przemawiał do rodaków, za jego plecami wisiał pochodzący ze starych dobrych czasów obraz przedstawiający tradycyjne portugalskie miasteczko pogrążone w złotym słońcu. By powrócić do tej dawnej idylli, Portugalczycy mają przed sobą jeszcze bardzo daleką i trudną drogę.