Pomysł przekazywania 1 proc. CIT na cele naukowe nie poprawi złych statystyk działalności badawczo-rozwojowej w Polsce. Gdyby przepis obowiązywał już w ubiegłym roku, naukowcy mogliby liczyć maksymalnie na 290 mln zł. Takie pieniądze nie przyniosą zmiany trendów. Ale byłoby to rozwiązanie unikalne w Europie.
(Opr. DG)
Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego, zapowiedziała w ubiegłym tygodniu, że będzie namawiać rząd do stworzenia mechanizmu umożliwiającego firmom (podatnikom CIT) przekazywanie 1 proc. podatku należnego na cele nauki. Byłoby do rozwiązanie analogiczne do tego, z którego korzystają osoby płacące PIT. Zdaniem minister przepisy umożliwiające firmom przekazywanie części podatku należnego mogłyby obowiązywać już od przyszłego roku (a więc dotyczyć rozliczenia za 2012 r.).
Jeżeli tak się stanie, nie zmieni to radykalnie sytuacji finansowej polskiej nauki. Gdyby przepis obowiązywał już w ubiegłym roku, naukowcy mogliby liczyć zaledwie na 290 mln zł (podatek należny CIT za 2010 r. wyniósł 28,9 mld zł – nie ma świeższych danych oficjalnych MF). I to pod warunkiem, że wszyscy płacący CIT zdecydowali się przekazać 1 proc. swojego podatku.
Dla porównania organizacje pożytku publicznego otrzymały od podatników PIT w ubiegłym roku 402 mln zł, a w sumie trafiło do nich 0,67 proc. ogólnej kwoty należnego PIT.
Aby uzmysłowić sobie, ile znaczy te – potencjalne – 300 mln zł, warto porównać je do całości wydatków państwa na naukę. W 2011 r. wyniosły one ok. 7,4 mld zł (5,4 mld zł wydanych pod nadzorem ministerstwa nauki i 2 mld wydanych na badania i rozwój przez inne resorty). A zatem możliwa kwota CIT do przekazania to zaledwie 4,1 proc. obecnych wydatków państwa na naukę i prace badawczo-rozwojowe (B+R). Niewiele, a kiedy dodamy do tego, że poziom realizowanych u nas wydatków na badania i rozwój (w odniesieniu do PKB) stawia Polskę w ogonie listy krajów członkowskich UE, jeszcze bardziej widać, jak skromne są te potencjalne dodatkowe kwoty.
(Opr. DG)
Dla ubogiej polskiej nauki każda złotówka jest cenna. Może tak, tylko czemu robić to za pomocą 1 proc.? W końcu i tak są to pieniądze, które trafiłyby do budżetu, dlaczego więc państwo samo nie alokuje tej kwoty?
Ideę 1 proc. wymyślili Węgrzy (przepisy w tej sprawie przyjęto w 1996 r.). Celem, którym kierował się rząd w Budapeszcie, było stworzenie specyficznego substytutu filantropii, która zanikła w skutek zubożenia społeczeństwa i rugowania tego typu postaw za panowania komunistów. (Grzegorz Makowski, Wiele twarzy jednego procenta) Do tej koncepcji od początku zgłaszano zastrzeżenia teoretyczne – cóż to bowiem za filantropia finansowana z budżetu państwa? Obrońcy pomysłu wskazywali jednak, że przekazywanie 1 proc. jest mimo wszystko formą osobistego zaangażowania w finansowanie celów społecznych i upowszechnia świadomość potrzeby wspierania instytucji działających na rzecz dobra publicznego. Jest to dobry grunt, na którym może w przyszłości rozwinąć się prawdziwa filantropia – argumentowali.
Przyjmijmy więc, że możliwość przekazania 1 proc. z CIT ma na celu upowszechnienie wśród firm postawy zaangażowania w finansowanie nauki, czy szerzej – prac badawczo-rozwojowych. Postawa taka niewątpliwie nie jest silną stroną polskich przedsiębiorców. Firmy działające w kraju wydają na B+R tylko 0,2 proc. PKB.
W zestawieniu 1000 firm z UE wydających najwięcej na prace badawczo-rozwojowe (EU Industrial R&D Investment Scoreboard 2011) znalazło się tylko 7 polskich przedsiębiorstw:
– Comarch,
– Asseco Poland,
– BRE Bank,
– Telekomunikacja Polska,
– Bioton,
– Bank Ochrony Środowiska,
– Netia.
Łącznie przeznaczyły one na B+R zaledwie 99,4 mln euro, czyli prawie tyle samo co węgierski Gedeon Richter (97,5 mln euro). Na pociechę trzeba jednak dodać, że firmy farmaceutyczne należą do najhojniejszych, jeżeli chodzi o wydatki na prace badawczo-rozwojowe. Na czele światowej listy firm najbardziej zaangażowanych finansowo w B+R jest szwajcarski Roche, który w 2010 r. wydał na ten cel 7,2 mld euro (ponad 3 razy tyle, co w tym czasie polskie firmy i rząd łącznie – obliczając wg kursu średniego euro w 2010 r.).
(Opr. DG)
Zwiększenie prywatnego finansowania prac badawczo-rozwojowych jest więc w Polsce pożądane, ale eksperci mają wątpliwości, czy mechanizm 1 proc. jest w stanie się temu przysłużyć.
– Wbrew stereotypom, większość polskich przedsiębiorców zdaje sobie sprawę ze znaczenia i korzyści z prowadzenia prac badawczo-rozwojowych. Nie potrzebują więc żadnej psychologicznej perswazji i krzewienia postaw – uważa Magdalena Burnat-Mikosz, partner w Deloitte specjalizująca się w kwestiach B+R.
Jej zdaniem jednym z kluczowych czynników pozwalających na zwiększenie prywatnego finansowania B+R jest rozwój własnej działalności firm w tym zakresie. Pogłębianie współpracy przedsiębiorców z państwowymi ośrodkami naukowymi krótkoterminowo nie spowoduje przełomu. W tym przypadku potrzebna jest bowiem zmiana filozofii działania większości ośrodków akademickich.
Aby firmy angażowały się w B+R, zdaniem Magdaleny Burnat-Mikosz, potrzebne są m.in. zmiany w opodatkowaniu tej działalności.
– Przede wszystkim przepisy podatkowe powinny uwzględniać okoliczność, że prace badawczo-rozwojowe mogą zakończyć się fiaskiem oraz to, że potencjalny zysk z nich jest często oddalony w czasie. Tymczasem obecne rozwiązania podatkowe traktują koszt tych prac, jak każdy inny, a tak zwana ulga na wdrożenie nowej technologii to de facto zachęta do kupowania cudzych pomysłów – uważa Magdalena Burnat-Mikosz.
Dobroczynny wpływ zachęt podatkowych na poziom B+R jest dość dobrze udowodniony. Jeszcze w 2000 r. Nick Bloom, Rachel Griffith, John Van Reenen z University Collage London wykazali na danych z lat 1979-97 pochodzących z dziewięciu państw OECD, że obniżenie kosztów działalności badawczo-rozwojowej o jedną dziesiątą zwiększa poziom B+R o 1 procent w krótkim i o prawie 10 proc. w długim okresie. (Nick Bloom, Rachel Griffith, John Van Reenen, Do R&D tax credits work? Evidence from a panel of countries 1979–1997).
OECD stosuje tzw. B-index, pozwalający ustalić wysokość wsparcia podatkowego na jednego dolara zainwestowanego w prace badawczo-rozwojowe. Według ostatnich danych (z 2008 r.) najwyższe zachęty dla dużych firm oferowała Hiszpania – niemal 40 centów. W Czechach było to ok. 27 centów, w USA nieco ponad 10 centów a w Polsce zaledwie 1 cent. Trochę lepiej wypadła Polska pod względem wartości zachęt podatkowych dla małych przedsiębiorstw – 2,5 centa na każdego zainwestowanego dolara, ale i tak dawało to nam ostatnie miejsce w zestawieniu 20 państw (Jacek Warda, Generosity of R&D Tax Incentives).
Trzeba jednak powiedzieć głośno, że chociaż zawsze należy „równać do góry”, to do USA nie jest dobrze się porównywać. Najkrócej rzecz ujmując – z dwóch powodów. Po pierwsze znakomita część projektów badawczych jest tam finansowana z prywatnych pieniędzy, po drugie – wiele wynalazków to zasługa armii. To armii USA zawdzięczamy internet czy kuchenkę mikrofalową i całą listę innych rzeczy, których technologie działania były opracowywane na potrzeby wojska i z budżetu wojska.
(Opr. DG)
Dla pełnego obrazu trzeba jednak stwierdzić, że zachęty podatkowe nie stanowią warunku sine qua non wysokich nakładów prywatnych na działalność B+R. Z wykresu powyżej widać, że specjalnych rozwiązań podatkowych w tym względzie, podobnie jak Polska, nie stosowały m.in Szwajcaria, Niemcy, Szwecja i Finlandia. Nie przeszkadza to przedsiębiorcom z tych krajów zajmować czołowych pozycji pod względem finansowania prac badawczo-rozwojowych (niemiecki Volkswagen z kwotą 6,26 mld euro był pod tym względem liderem wśród firm z Unii Europejskiej w 2010 r.).
Jeżeli pomysł 1 proc. CIT na cele naukowe zostanie zrealizowany, będzie to rozwiązanie unikalne. W żadnym kraju nie obowiązują bowiem przepisy, który zawężałyby krąg obdarowanych do instytucji badawczo-rozwojowych.
Wprawdzie stworzenie możliwości przekazywania 0,7 proc. podatku należnego na cele nauki było ostatnio dyskutowane w Hiszpanii, ale i tam chodziło o dodanie nowej kategorii beneficjentów do już istniejącego mechanizmu. Jest to zresztą pomysł samego środowiska badawczego, zaniepokojonego zapowiedzią zmniejszenia rządowego finansowania nauki o 600 mln euro i włączenia ministerstwa nauki do resortu gospodarki. Nie jest to więc element jakiejś strategii, ale reakcja na bieżącą sytuację.
I chyba z tej perspektywy należy rozpatrywać krajową koncepcję 1 proc. CIT na naukę. Pomysł ten jako pierwsza, w połowie lutego, zgłosiła w Sejmie posłanka opozycji i była minister edukacji Krystyna Łybacka (SLD). Minister Kudrycka zastrzegła wtedy, że rzecz wymaga „bardzo głębokich analiz, przeliczeń, symulacji”. Dwa dni później – 17 lutego -„Rzeczpospolita” w alarmistycznym artykule „Polska nauka na krawędzi” napisała o ograniczeniu kwot przekazywanych przez ministerstwo instytutom PAN. Cytowani szefowie instytutów akademii nie szczędzili mocnych słów krytyki pod adresem resortu. To mogło skłonić minister do skrócenia etapu analiz i symulacji i ogłoszenia, że pomysł 1 proc. wart jest wdrożenia.
Nie uspokoiło to jednak nastrojów, „Rzeczpospolita” znalazła w PAN kolejnych rozmówców, którzy dali asumpt do powstania materiału pt. „PAN grozi likwidacja?” (14 marca). Na artykuł odpowiedział prezes akademii, prof. Michał Kleiber, przesyłając sprostowanie. Zareagował także wiceminister MNiSW Marek Ratajczak, który 15 marca tłumaczył w Sejmie, że obowiązującą zasadę wspierania w pierwszym rzędzie najlepszych ośrodków trudno pogodzić z postulatem, by wszystkich finansować coraz wyższymi kwotami. Dorzucił jednak pojednawczo, że „w wyniku podjętych starań” ministerstwo znajdzie dodatkowe dotacje. Dzięki temu również mniej efektywne instytuty mogą liczyć na więcej niż w ubiegłym roku.
Jak widać, ministerstwo nauki już teraz własnym przykładem upowszechnia postawę filantropijną, wspierając słabych i pokrzywdzonych. Tego typu działania nie zapewnią jednak rozwoju działalności B+R w Polsce. Trzeba mieć nadzieję, że starczy też czasu na opracowanie bardziej długofalowych rozwiązań, które przybliżą kwoty wydatków B+R w Polsce przynajmniej do poziomu Czech.
Sonda na temat 1 proc. z CIT przeprowadzona na fanpejdżu Obserwatora na FB
>http://www.facebook.com/obserwatorfinansowy
Autor pracuje w firmie PR Profile, kieruje zespołem obsługującym projekt Entuzjaści edukacji Instytutu Badań Edukacyjnych. Wcześniej był dziennikarzem w Pulsie Biznesu, Gazecie Prawnej i Rzeczpospolitej.
Chiny stopniowo zagarniają kolejne kluczowe obszary naukowo-badawcze. Australian Strategic Policy Institute potwierdził, że dominują w 37 kluczowych technologiach na 44. W 2024 r. drugi raz z rzędu chińskie klastry naukowo-techniczne były najliczniej reprezentowane w rankingu WIPO. Chińscy naukowcy w styczniu 2025 r. ogłosili, że ich DeepSeek-R1 pokonał OpenAI o1 w trzech z pięciu testów. Po sukcesie sondy Chang'e-6, Pekin rozpoczął natomiast program rozwoju nauki o kosmosie do 2050 r.
Współczesną rzeczywistość charakteryzuje szybki postęp. Dynamiczny rozwój technologii informatycznych i cyfryzacja gospodarki wymuszają zmiany także w funkcjonowaniu systemu płatniczego i w samych płatnościach. Zjawisko to ma zasięg globalny. Dotyczy również strefy euro. W dyskusji publicznej pada pytanie, czy po 25 latach od wprowadzenia banknotów i monet euro nadszedł już czas na równoległe wprowadzenie przez Eurosystem (tj. Europejski Bank Centralny i 20 banków centralnych państw strefy euro) cyfrowego odzwierciedlenia gotówki?
Spowolnienie gospodarcze, napięcia geopolityczne, obawy dotyczące bezpieczeństwa łańcucha dostaw i szerzej bezpieczeństwa narodowego prowadzące do wzrostu protekcjonizmu i fragmentacji handlu, bardziej restrykcyjne otoczenie regulacyjne biznesu, trudniejsze globalne warunki finansowe i rosnące koszty negatywnych skutków zmian klimatu to wybrane czynniki podważające stabilność i przewidywalność globalnych przepływów inwestycyjnych. Nie pozostają bez wpływu na przepływy zagranicznych inwestycji bezpośrednich (ZIB), zarówno w rozwiniętych, jak i w rozwijających się krajach.
Unia Europejska coraz bardziej zacieśnia relacje polityczne, gospodarcze i handlowe z Republiką Mołdawii – jednym z najmłodszych państw Starego Kontynentu, które Rosja uznaje za swoją strefę wpływów.
Polski przemysł bateryjny powinien iść w kierunku recyklingu, bo to daje przewidywalny dostęp do surowców, uniezależnia nas od ich producentów, a koszty – co do zasady – są niższe niż w przypadku importu surowców – twierdzi Aleksandra Sojka, starszy analityk Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Prezydent Donald Trump ogłaszając 2 kwietnia 2025 r. (w tzw. „Dniu Wyzwolenia”) znaczące podwyżki stawek celnych zapowiedział powrót do USA fabryk i wysokopłatnych miejsc pracy w przemyśle. Wiele wskazuje na to, że ten cel będzie trudny do osiągnięcia. Cła nie poprawią też konkurencyjności amerykańskiej gospodarki.
Coraz gorętsze lata wpływają na oblicze turystyki. Dziś to już nie tylko deszczowa pogoda psuje urlop – coraz częściej za nieudane wakacje uznaje się także dni z ekstremalnym upałem. Okazuje się, że nawet słońca może być za dużo. Jak turyści dostosowują się do tych zmian?
Milenialsi? Boomersi? Generacja Z? Te terminy zaraz znikną. Sekwencyjność pokoleniowa dobiega końca. Wkraczamy w nową erę, w której „wiecznie aktywni” będą prosperować bardzo długo. Tak twierdzi Mauro F. Guillén w książce „Perennilasi”.
Tuż przed walentynkami, 12 lutego 1981 r. we Włoszech rozpoczęły się zmiany instytucjonalne, które doprowadziły do powstania w tym kraju nowoczesnej bankowości centralnej.
O obronie gotówki jako ważnego środka płatniczego w obrocie gospodarczym i roli państwa w tej wojnie mówił w rozmowie z „Obserwatorem Finansowym“ Rafał Górski, prezes Instytutu Spraw Obywatelskich.
Marketing miejsc długo uchodził za luksusowy dodatek – „ładne hasła i logotypy”. Dziś to narzędzie zniuansowanej rywalizacji o mieszkańców, inwestorów i turystów – mówi dr Jarosław Górski, adiunkt na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW.
Na październikowym posiedzeniu Rada Polityki Pieniężnej (RPP) obniżyła stopy procentowe NBP o 0,25 pkt. proc. w tym referencyjną do 4,50 proc. Co dalej? „Członkowie Rady widzą przestrzeń do obniżek, ale kiedy to nastąpi jeszcze nie wiedzą” - poinformował prof. Adam Glapiński.
Kiedyś skomplikowane operacje w sieci dla anarcho-kapitalistów, wkrótce forma aktywów inwestycyjnych dla amerykańskich emerytów dostarczana przez miliarderów z Wall Street – bitcoin przez prawie 17 lat przeszedł długą drogę.
Potrzebny jest nowy sposób myślenia o ekonomii politycznej, który odrzuca dychotomię „rynek kontra rząd”, zastępując ją wizją dotyczącą tego, w jaki sposób przedsiębiorczy liderzy mogą wykorzystać siłę rynków do osiągania celów politycznych i społecznych – przekonuje Chris Hughes w książce „Marketcrafters”.
Czy realizacja amerykańskiego snu na kredyt zakończy się koszmarem? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć R. Christopher Whalen w książce „Inflated: Money, Debt, and the American Dream”.
Polska chce zablokować umowę o wolnym handlu z krajami Ameryki Południowej. Powodem są głównie obawy rolników o konkurencyjność ich produktów. W jaki sposób realizacja umowy z Mercosur może wpłynąć na unijne rolnictwo i jakie mogą być też jej inne skutki?
Czy Polska rzeczywiście dokonała gospodarczego cudu? Ostatnie trzy i pół dekady pokazują, że odpowiedź może być tylko jedna – tak. Nowy numer kwartalnika „Obserwator Finansowy” to opowieść o sukcesie, który nie wydarzył się w naszej gospodarce sam, ale był efektem odwagi, determinacji i pracy całego społeczeństwa. A także o wyzwaniach, które dopiero przed nami.
Rosnące napięcia geopolityczne, demontaż globalnych łańcuchów dostaw, protekcjonizm, wojny handlowe i ekspansja sztucznej inteligencji coraz mocniej kształtują nowy, wielobiegunowy ład gospodarczy. Najnowszy numer kwartalnika Narodowego Banku Polskiego stawia pytania o przyszłość światowej gospodarki.