Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Źle się dzieje w kapitalizmie

„Współczesne korporacje stały się defensywne. Kapitalizm zmienił się w platformę lokowania oszczędności. Już nie jest motorem ekonomicznego eksperymentowania” - twierdzą Fredrik Erixon i Bjorn Weigel w książce „The Innovation Illusion: How So Little is Created by So Many Working So Hard”.
Źle się dzieje w kapitalizmie

Jak piszą autorzy w publikacji (jej polski tytuł to „Iluzja innowacji: dlaczego tak mało jest tworzone przez tak wielu pracujących tak ciężko”), na świecie mamy do czynienia z kryzysem innowacji. W niemieckim indeksie giełdowym wiodących firm DAX-30 tylko dwie z trzydziestu założono po 1970 roku. W francuskim CAC-40 zaledwie jedną. W Szwecji 30 z 50 największych spółek powstało przed I wojną światową, a pozostałe 20 przed 1970 rokiem. Na liście 40 najcenniejszych europejskich firm wszystkie zostały założone ponad 40 lat temu. W USA wygląda to lepiej, ale nieznacznie.

Z drugiej strony nigdy wcześniej firmy na świecie nie miały tylu pieniędzy. Z szacunków wynika, że tylko spółki wchodzące w skład indeksu S&P 500 mają 1,5 bln dol. niewykorzystanej gotówki. Sam koncern Apple w pierwszym kwartale 2015 r. dysponował 194 mld dol. Całkowita gotówka pozostająca w dyspozycji amerykańskich firm w 2011 roku wynosiła 5 bln dol. i od 1995 roku zwiększała się corocznie o ok. 10 proc.

Od 1979 do 2011 roku stosunek gotówki do aktywów w firmach z USA wzrósł z 9,4 proc. do 21 proc. Przez dłuższy czas stosunek płynnych aktywów do krótkoterminowych zobowiązań był w firmach z USA spoza sektora finansowego na mniej więcej stałym poziomie 30 proc. Teraz to prawie 50 proc. Wbrew pozorom dużych zapasów gotówki nie da się uzasadnić recesją i niechęcią zarządów firm do wydawania pieniędzy w niepewnych czasach. Góry gotówki rosły już od dłuższego czasu a problemy w gospodarkach jedynie pogłębiły ten trend.

OECD na kilka lat przed ostatnim kryzysem finansowym alarmowało, że oszczędności firm są nadzwyczaj duże. W latach 70. i 80. XX w. firmy w USA pożyczały od innych 15-20 proc. wartości produktywnych aktywów. Tymczasem na kilka lat przed ostatnimi zawirowaniami w gospodarce te same firmy pożyczały innym podmiotom pieniądze warte 5 proc. produktywnych aktywów. Typowy koncern międzynarodowy dzisiaj raczej pożyczkodawcą niż pożyczkobiorcą.

Nie bez powodu w miarę rośnięcia oszczędności firm spadał udział płac w PKB. Jak podsumowują autorzy, kiedy kapitał leży bezczynnie, zwykle odbija się to na pracownikach. Nic nie wskazuje na to, by ten trend miał się odwrócić. Zarządy firm wyglądają na zdeterminowane, by utrzymać wysoką płynność i ograniczać skłonność do inwestowania. Widać to w statystykach inwestycji.

Na przykład w USA od końca lat 70. XX wieku wskaźnik inwestycji w stosunku do PKB spadł z ok. 14 proc. do ok. 11 proc. Gromadzeniu oszczędności towarzyszy zwiększanie się liczby fuzji i przejęć. Rosła ona gwałtownie od połowy lat 80. do końca lat 90. W ostatnich latach był kolejny wzrost – aż do rekordu w 2015 r., gdy ich wartość przekroczyła 5 bln dol.

To właśnie fuzje i akwizycje są głównym powodem tego, że liczba firm notowanych na giełdach radykalnie spadła od połowy lat 90. Na przykład w USA od 1997 r. do 2012 r. z giełd wycofało się 8327 spółek (4957 zrobiło to ze względu na fuzje). Fuzje zmniejszają liczbę podmiotów na rynku, a co za tym idzie – konkurencję – i ułatwiają spółkom osiąganie ponadprzeciętnych zysków. Fuzjom i akwizycjom towarzyszyło zwracanie kapitału akcjonariuszom. Na przykład IBM w 2014 r. wydał dwa razy więcej na wykup i umorzenie akcji niż na badania i rozwój.

Autorzy podsumowują, że postrzeganie kapitalizmu jako dzikiego lwa – wręcz głodnego innowacji i inwestycji – pasuje raczej do książek historycznych niż do opisu dzisiejszej rzeczywistości. Zachodnie koncerny nie działają według zasady: zbierać kapitał, by inwestować i zwiększyć długoterminowe przychody i zyski. Ich zdaniem współczesne korporacje stały się defensywne i konserwatywne. A kapitalizm zmienił się w platformę do rutynowego, wręcz pozbawionego ryzyka, lokowania oszczędności. Już nie jest motorem ekonomicznego i technologicznego eksperymentowania.

Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest brak kontroli właścicielskiej. Autorzy podają przykład firmy General Electric. Spółka jest notowana na nowojorskiej giełdzie papierów wartościowych. Prawie 100 proc. jej akcji jest w tzw. wolnym obrocie. Do kogo należą? Największym właścicielem (6,5 proc. akcji) jest Vanguard Group, grupa indeksowych funduszy inwestycyjnych, która lokuje w akcje pieniądze swoich 20 mln klientów. Ich celem na pewno nie jest przejęcie władzy w GE.

Można więc powiedzieć, że akcjonariusze nie wywierają znaczącego wpływu na spółkę, której są właścicielem. Problemem współczesnych korporacji nie jest tylko brak nadzoru właścicielskiego. Z analizy 37 mln globalnie działających firm wynikło, że 147 z nicj kontroluje ok. 40 proc. wszystkich aktywów korporacyjnych, a do 737 spółek należy 80 proc. majątku firmowego na świecie.

Innym problemem jest nieproporcjonalny rozrost sektora finansowego. „Wolałbym, by finanse były mniej dumne, a przemysł bardziej zadowolony” – powiedział w 1925 r. Winston Churchill. Dziś w ojczyźnie Churchilla Wielkiej Brytanii dzienne transakcje wymiany walut mają stukrotnie większą wartość niż wartość sprzedaży towarów i usług. Zaledwie 3 proc. pożyczek udzielanych przez banki trafia do firm, które produkują dobra i świadczą usługi. Średnio na świecie wartość dóbr i usług do aktywów finansowych wynosiła 1 do 10, czyli na każdego dolara z „prawdziwej gospodarki” przypadało dziesięć „finansowych” dolarów.

Książka Erixona i Weigela zaintrygowała mnie podtytułem („Dlaczego tak mało jest tworzone przez tak wielu pracujących tak ciężki”) i biorąc ją do ręki, oczekiwałem interesującej analizy i unikatowych wniosków. Tymczasem podczas lektury miałem wrażenie, że autorzy zebrali wszystkie zarzuty w stosunku do kapitalizmu, które pojawiły się w liczących się mediach w ostatnich latach, i bez większego pomysłu próbowali je „podpiąć” do tytułu książki.

Liczyłem na zdecydowanie więcej, tym bardziej że publikację wydała renomowana oficyna akademicka Yale University Press. Nawet w słabszych książkach zdarza się mi się znajdować ciekawe informacje, które sprawiają że po przeczytaniu książki nie mam wrażenia straconego czasu. W tej publikacji było tych ciekawostek wyjątkowo mało (większość z nich zasygnalizowałem w recenzji). „The Innovation Illusion” to jedna z najsłabszych pozycji, jakie trafiły w moje ręce w ostatnich latach.

Otwarta licencja


Tagi