Autor: Piotr Rosik

Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy.

Ekstrawagancja w finansach publicznych wspiera najbogatszych

Po neoliberalnej kontrrewolucji władze pozwalają na inflację wartości aktywów inwestycyjnych, przy jednoczesnym bezwzględnym tłumieniu wzrostu płac – przekonuje Melinda Cooper w „Counterrevolution”.
Ekstrawagancja w finansach publicznych wspiera najbogatszych

Torebka za 20 tys. zł ze skóry aligatora ze znanym logo, perfumy za 5 tys. zł za flakonik – o tak, to są ekstrawaganckie zakupy, na jakie zazwyczaj pozwalają sobie żony milionerów. W ostatnich latach jednak na tego typu wydatki, o podobnej charakterystyce, pozwoliły sobie rządy i banki centralne, ale nie po to, by wspierać najbiedniejszych, a ku uciesze najbogatszych, o czym przekonuje Melinda Cooper w „Counterrevolution: Extravagance and Austerity in Public Finance” (Zone Books, 2024).

Melinda Cooper jest profesorem w Szkole Socjologii na Australijskim Uniwersytecie Narodowym. Wcześniej napisała już książkę „Family Values: Between Neoliberalism and the New Social Conservatism”. Jej najnowsza publikacja przyciąga jednak niezwykle kontrowersyjnym podtytułem brzmiącym: „Ekstrawagancja i oszczędności w finansach publicznych”. I rzeczywiście, treść jest niezwykle kontrowersyjna.

Fed dopuścił do nietypowej inflacji

Pod koniec lat 70. XX w. państwa i banki centralne złożyły śluby wieczystej powściągliwości, czego wyrazem na Starym Kontynencie stały się m.in. kryteria konwergencji z Maastricht. I rzeczywiście do dziś reguły fiskalne obowiązują, a przedstawiciele władzy i ekonomiści martwią się rosnącym długiem publicznym.

Istnieją jednak wydatki publiczne, które wymykają się uważnemu oku wielu polityków czy ekonomistów. Dla przykładu, w USA Rezerwa Federalna, mimo całej swej ascetyczności „na pokaz” (jak twierdzi Cooper), pozwalała de facto na inflację wartości aktywów inwestycyjnych na skutek „druku pieniądza”, przy jednoczesnym bezwzględnym tłumieniu wzrostu płac, co pokazuje, że neoliberalizm jest równie ekstrawagancki, co surowy, o czym przekonuje w swojej książce Melinda Cooper. Z jednej strony zatem Fed wspierał olbrzymie wydatki, co przynosiło korzyści najbogatszej elicie, a jednocześnie narzucał oszczędności pracownikom, przyczyniając się nie tylko do pauperyzacji klasy niższej, ale i do kurczenia się klasy średniej.

Autorka prezentuje historię zmiany sposobu myślenia o finansach publicznych głównie w kontekście ewolucji społeczno-kulturowej. Cooper umiejscawia kwestię wydatków publicznych w centrum wojny kulturowo-politycznej między lewicą a prawicą. Przekonuje, że od lat 70. XX w. konserwatywna prawica namawiała do nieposłuszeństwa podatkowego, gdyż tak naprawdę chciała podtrzymywać patriarchalny model społeczny, w którym biały mężczyzna, ciężko pracujący na rodzinę mieszkającą w domku na przedmieściach, to najważniejszy typ obywatela. Uważa też, że pracownicy publiczni, zwłaszcza nauczyciele, byli tymczasem oczerniani i przedstawiani jako część dobrze finansowanej lewicy, która chce podkopać autorytet ojców.

Patrząc jeszcze inaczej i szerzej, w USA od lat 70. XX w. doszło do demontowania hojnego reżimu wydatków publicznych, powstałych jako New Deal w latach boomu po II wojnie światowej i rozwiniętych w wyniku starań ruchów pracowniczych, feministycznych i antyrasistowskich o różnego rodzaju zasiłki, świadczenia oraz o tzw. godziwą płacę. Zdobycze te zostały tym ruchom odebrane – nie tylko samą retoryką, ale też po prostu okolicznościami, bowiem kapitalizm ewoluował w ten sposób, że zaczął mocno faworyzować rozwój czegoś, co Cooper nazywa „demokracją opartą na aktywach”. Uważa również, że regresywne opodatkowanie (na zasadzie: im więcej zarabiam, tym mniejszą część swojego dochodu oddaję w podatkach państwu) pozwoliło na pozostawanie znacznej części społeczeństwa w reżimie akumulacji kapitału, co z kolei odbiło się negatywnie na mierzalnym wzroście produkcji przemysłowej i na wzroście poziomu płac.

Kontrrewolucja oparta na rewoltach podatkowych

A czym jest ta tytułowa kontrrewolucja? To zjawisko „neoliberalnej kontrrewolucji” skierowanej przeciwko starym fiskalnym zasadom, której początkiem był szereg „rewolt podatkowych”. Podstawą takich rewolt była walka właścicieli domów o kontrolę nad tym, jak gromadzone i wydawane jest rodzinne bogactwo oraz jak edukowane są ich dzieci. Pojawienie się wspólnego wroga pod postacią liberalnych (lewackich) nauczycieli sprawiło, że granica między prywatnym a publicznym stała się bardzo wyrazista, i zaczęto masowo się sprzeciwiać wszelkim formom opodatkowania, które nie przynosiły bezpośrednich korzyści rodzinie i lokalnej społeczności, na co zwróciła uwagę Cooper.

Do czego to doprowadziło? Autorka przekonuje, że rodzina jest swoistym rajem podatkowym, że dom stał się nie tylko oazą spokoju, ale i miejscem unikania opodatkowania. W Polsce, co warto podkreślić, nie mamy podatku od spadków w najbliższej grupie zstępnych – to rozwiązanie jak ulał pasuje do opisu owoców tejże neoliberalnej kontrrewolucji. Nazywa to „kapitalizmem rodzinnym” – tworzy on dynastyczne bogactwo, które objawia się m.in. w długotrwałych trendach wzrostowych na rynkach akcji, nieruchomości czy na rynku private equity.

Cooper w tym kontekście przygląda się teorii wyboru publicznego, która dostarczyła uzasadnienia dla postrzegania rodziny jako kluczowego miejsca generowania i ochrony bogactwa. Zdaniem Jamesa M. Buchanana, głównego przedstawiciela teorii wyboru publicznego, niekontrolowane wydatki publiczne i narastające deficyty były dowodem społecznego upadku, a liberalne postawy seksualne i słaba etyka pracy były powiązane z hojnym rozdawnictwem socjalnym, które zniechęcało do pracy i oszczędzania. Zdaniem Cooper to ta teoria stała się intelektualną „podpórką” dla podatkowych rewolt.

Rewolty podatkowe miały najczęściej postać zmian w przepisach prawnych, które a to ograniczały podatek od spadków, a to obniżały podatek od zysków kapitałowych. Do czego to doprowadziło? Według Cooper pojawił się mechanizm zastępowania dochodu pochodzącego z pracy dochodem pochodzącym z kapitału. Ludzie coraz bardziej są skłonni być przede wszystkim zarządzającymi swoich własnych prywatnych aktywów, a ci bez oszczędności (bez portfela inwestycyjnego) są w trudnej sytuacji. Inwestycje osobiste zaczęły służyć jako odpowiedź na stagnację płac i jako alternatywa dla opieki społecznej. Autorka wskazuje, że to zyski kapitałowe mają być przejawem zaradności.

Dla niektórych stanów, gmin i hrabstw konsekwencje kontrrewolucji były natomiast katastrofalne. W Kalifornii powstały problemy z budową szkół, bo właściciele domów odmawiali płacenia podatków od nieruchomości, jeśli miały one iść na budowę szkół w zbytnim oddaleniu. W Ferguson w stanie Missouri lokalne władze zaczęły pokrywać niedobory dochodów podatkowych rosnącymi grzywnami i opłatami za użytkowanie ziemi, w tym kosztami sądowymi i grzywnami za przeterminowane licencje. „Opodatkowanie przestało mieć pretensje do redystrybucji, a stało się zamiast tego aktem konfiskaty, nieodróżnialnym od kary. Służba publiczna zaczęła polegać na poborze podatków” – utyskuje Cooper.

Jak spór o aborcję wpływa na politykę fiskalną

Autorka „Counterevolution” na każdym niemal kroku dostrzega silne powiązania zjawisk ekonomicznych z kulturowymi. W jednym z rozdziałów bada związki między polityką fiskalną a… aborcją oraz religią. Szczegółowo opisuje, w jaki sposób temat aborcji był w stanie zjednoczyć wcześniej rozbieżne prawicowe środowiska – dokładnie katolików, protestantów i libertarian – pod jednym sztandarem. Libertarianie nie byli szczególnie zaangażowani w samą debatę na temat aborcji, ale wykorzystali tę sporną kwestię do realizacji swojego programu gospodarczego. Program, który sam w sobie mógł nie zyskać dużej popularności, został wprowadzony dzięki sprytnemu wykorzystaniu emocji społecznych wywołanych przez spór o aborcję.

Włos się jeży na głowie, gdy dowiadujemy się o receptach, jakie widzi Cooper jako „odtrutkę” na owoce neoliberalnej kontrrewolucji. Jej zdaniem lewica powinna wykorzystać „ukryte możliwości tworzenia pieniądza przez bank centralny”, by „uwolnić płacę społeczną”. Przy wystarczającej woli politycznej powinno być możliwa „kolektywizacja emisji długu publicznego, monetyzacja tego długu, kierowanie tych pieniędzy na wydatki na edukację, opiekę zdrowotną, opiekę społeczną i przejście na energię odnawialną lub redystrybucja bogactwa społecznego”. W jej opinii bank centralny i rząd mają moc tworzenia bogactwa na drodze druku pieniądza i „socjalizacji” finansów publicznych. Chciałaby też, żeby Amerykanie żyli w socjalistycznym państwie redystrybucyjnym z gwarancjami, za którymi stałby nieograniczony niemal żadnymi obostrzeniami mechanizm „produkcji” długu.

Trudno jest ocenić jednoznacznie „Counterrevolution”. Z jednej strony mamy dogłębną analizę ewolucji polityki fiskalnej i pieniężnej oraz ich skutków społeczno-gospodarczych, która zagłębia się z gracją w złożoność relacji kapitał – praca (Cooper pokazuje, że praca czy kapitał są heterogeniczne i plastyczne, kształtowane nie tylko przez różne grupy interesów, ale także przez takie czynniki, jak rasa i płeć).

Z drugiej strony autorka nie jest jednak obiektywna w swoim patrzeniu na ekonomię – widzi ją zdecydowanie przez lewicowe okulary. Czy to jest aż tak prostackie, że to właśnie konserwatyzm południowych stanów USA preferował zawsze zrównoważone budżety i niskie podatki jako receptę na fiskalną oszczędność, a tak naprawdę była to postawa motywowana rasową niechęcią do wydatków społecznych na nieproduktywną i nieposiadającą własności ciemnoskórą biedotę? Czy można to tłumaczyć tym, że konserwatywna polityka fiskalna była podszyta nienawiścią rasową? No i ten (nieomal) komunistyczno-fantasmagoryczny pomysł dotyczący „socjalizacji” finansów publicznych…

Jakby tego było mało, to Cooper popełnia olbrzymi błąd merytoryczny – pytanie czy celowo, czy też nie. Otóż z jej książki można się dowiedzieć, że James M. Buchanan wzywał do preferowania podatków konsumpcyjnych w relacji do progresywnych podatków od dochodów i majątku, a miał to czynić w swoim podręczniku „The Public Finances” z 1960 r. To twierdzenie stanowi podstawę do obszernej dygresji łączącej Buchanana z regresywnym opodatkowaniem. Problem w tym, że to twierdzenie jest nieprawdziwe. W swoim podręczniku opisał on liczne wady podatków od sprzedaży, a ich największą ułomnością jest to – jak sam twierdzi – że są to „ukryte przed podatnikiem”. Ten słynny ekonomista przekonywał też, że dlatego właśnie podatki bezpośrednie, takie jak podatek dochodowy, „są zawsze preferowane”.

Z całą pewnością książki, takie jak „Counterrevolution”, przypominają o tym, że ekonomia to nauka społeczna, a redukcjonistyczna, czysto ekonomiczna (matematyczna) analiza jest niewystarczająca, aby zrozumieć złożoność mechanizmów rządzących gospodarką i społeczeństwami. Jak to dobrze, że ekonomia coraz bardziej splata się w uściskach z socjologią i psychologią – to właściwy kierunek rozwoju.


Tagi


Artykuły powiązane

Przyczyny ogromnego długu publicznego Włoch

Kategoria: Analizy
Wartość relacji długu publicznego do PKB we Włoszech nie zawsze była tak wysoka jak obecnie. Dług zjednoczonego państwa włoskiego w 1861 r. stanowił mniej niż 40 proc. jego PKB, zaś jeszcze w latach 60. XX w. zaledwie 25 proc. PKB. W historii tego kraju zdarzały się także okresy, w których relacja długu publicznego do PKB była jeszcze wyższa niż obecnie i sięgała 160 proc. PKB, by następnie spaść. Skąd zatem wziął się dług publiczny Włoch, notujący dziś jedne z wyższych poziomów w ponad stusześćdziesięcioletniej historii tego państwa?
Przyczyny ogromnego długu publicznego Włoch

Oszustwa podatkowe szybko nie znikną

Kategoria: Trendy gospodarcze
Choć korzystanie z rajów podatkowych to głównie domena firm międzynarodowych, jednak pierwszymi ich beneficjentami byli koloniści oraz zamożni arystokraci i elity wielu państw.
Oszustwa  podatkowe szybko nie znikną

Rosyjski budżet przegrywa z wojną

Kategoria: Trendy gospodarcze
Rosja przyjęła kolejny „wojenny” budżet na 2025 r. i lata 2026–2027. Wbrew wcześniejszym założeniom sytuacja się nie normalizuje, wydatki rosną w galopującym tempie, a deficyt narasta. Budżet nie jest w stanie wspierać innych sfer życia społeczno-gospodarczego decydujących o przyszłej pozycji Rosji, a jego stan pokazuje wymierne koszty wojny, te bieżące, jak również te, które będą obciążać rosyjską gospodarkę przez następnych wiele lat.
Rosyjski budżet przegrywa z wojną