Wielu Polaków zaczyna inwestowanie od ETF-ów
Kategoria: Pulpit
Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych
więcej publikacji autora Marek Pielach(@Getty Images)
Coś, co później nazwano kryptowalutą, zaczęło się od dokumentu z 31 października 2008 r. Jego tytuł to „Bitcoin: Elektroniczny System Pieniężny Typu Peer-to-Peer”, a autor (bądź grupa autorów) przyjęła pseudonim Satoshi Nakamoto.
„Sieć jest imponująca w swej nieustrukturowanej prostocie. Wszystkie węzły działają jednocześnie bez większej koordynacji. Nie trzeba ich identyfikować, gdyż wiadomości nie są przesyłane w żadne konkretne miejsce i ważne jest, by dostarczyć je przy zachowaniu najwyższej staranności. Węzły mogą dowolnie opuszczać sieć i do niej wracać, akceptując łańcuch proof-of-work jako dowód tego, co miało miejsce pod ich nieobecność. Głosują one przy użyciu swej mocy obliczeniowej, gdzie wyrażają akceptację prawidłowych bloków pracując nad ich wydłużaniem i odrzucają nieprawidłowe bloki odmawiając pracy nad nimi” – można przeczytać w tym dokumencie. Widać w nim fascynację samą mechaniką realizowania transakcji. Tym chyba, zdaniem jego twórcy (twórców), miał być bitcoin – doskonałą metodą płatności. Czas pokazał, że nieporównywalnie ważniejsza okazała się inna właściwość bitcoina – jego rzadkość. Wykopanych będzie (bo pozyskiwanie bitcoina nazywa się właśnie kopaniem) tylko 21 mln sztuk i ani jednej więcej.
31 października 2008 r. – dzień publikacji manifestu Satoshiego Nakamoto przypadł w środku czegoś, co nazwano później Globalnym Kryzysem Finansowym. Już 15 września 2008 r. upadł bank inwestycyjny Lehman Brothers, dzień później Fed musiał ratować największego ubezpieczyciela w USA – firmę AIG. Z kolei 19 września sekretarz skarbu Henry Paulson prezentował plan ratunkowy dla całego sektora finansowego. Do końca miesiąca upadły albo zostały przejęte jeszcze inne banki i ubezpieczyciele. Problemem było zaufanie – zamarło nie tylko kredytowanie firm, ale i rynek międzybankowy. Nikt nie wiedział, ile kto ma toksycznych instrumentów finansowych w bilansach, dlatego nie dochodziło do żadnych transakcji.
„Pieniądz elektroniczny w formie peer-to-peer umożliwiłby płatności online wysyłane bezpośrednio od nadawcy do odbiorcy bez pośrednictwa instytucji finansowej” – pierwsze zdanie z manifestu twórcy bitcoina należy pewnie czytać w tym kontekście.
A 17 lat później za ułamek bitcoina (jego mniejsze części nazywają się satoshi) można kupić np. hamburgera w Salwadorze, choć i tam największa kryptowaluta straciła status prawnego środka płatniczego, a jego akceptacja jest już dobrowolna. Płatności to jednak niszowe zastosowanie. Bitcoin, nawet jeśli nie ma żadnej wartości wewnętrznej, paradoksalnie stał się powszechnym środkiem ochrony wartości. „Cyfrowym złotem” – przekonują entuzjaści. „Dopóki nie pęknie jak bańka tulipanowa w XVII w.” – dodają sceptycy.
Jak doszło do tego, że z narzędzia chętnie stosowanego przez anarcho-kapitalistów przeciwników państwa i banków bitcoin został najnowszą „zabawką” tych instytucji? Nową klasą aktywów poza akcjami i obligacjami, którą można oferować klientom? Najkrótsza odpowiedź brzmi: adopcja i regulacje wzajemnie się napędzały, aż do wchłonięcia bitcoina przez tradycyjny system finansowy.
USA: od walki do kryptoentuzjazmu
To w sumie naturalny mechanizm – jeśli jeden bitcoin na początku warty kilka centów zaczyna kosztować już dziesiątki, setki, tysiące dolarów, a w dodatku służy do przeprowadzania transakcji poza systemem, to naturalną odpowiedzią systemu jest przymykanie tych „tylnych drzwi”. Od 2019 r. kryptowaluty zostały objęte globalnymi standardami AML/CFT (przeciwdziałanie praniu pieniędzy oraz finansowaniu terroryzmu).
Najsłynniejszą batalię o status kryptowalut prowadził jednak amerykański nadzorca – Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC). Jej przewodniczący w latach 2021-2025 Gary Gensler uznał co prawda bitcoina za towar (commodity), ale już mniej zdecentralizowane krytowaluty jak XRP, BNB czy solanę potraktował jak papiery wartościowe ze wszystkimi tego konsekwencjami. SEC pozwała giełdy kryptowalut, zarzucając im prowadzenie obrotu instrumentami finansowymi bez wymaganego zezwolenia. Po jakimś czasie pozwy te zostały jednak wycofane.
SEC długo nie zgadzała się też na utworzenie ETF na kryptoaktywa argumentując, że rynek bitcoina, który byłby podstawą wyceny jednostki ETF, jest podatny na manipulacje. Tu doszło do batalii sądowej i ostatecznie SEC zgodziła się na utworzenie ETF na bitcoina w styczniu 2024 r., a w maju 2024 r. także na ETH (kryptowalutę numer dwa pod względem kapitalizacji).
To był przełom w traktowaniu kryptowalut. ETF-y (od ang. Exchange Traded Fund) to popularne instrumenty finansowe notowane na giełdach, które inwestują w indeksy giełdowe lub określone branże lub tematy inwestycyjne (a nie w pojedyncze spółki). Dla nabywcy ogromną zaletą jest to, że nie musi kupować np. akcji 500 firm, ale za kilka dolarów może kupić jednostkę ETF, który replikuje inwestycję w indeks akcji 500 firm. W przypadku kryptowalut forma ETF-u nabiera jeszcze większego znaczenia. Dzięki niej można bowiem posiadać udział w tej klasie aktywów bez technicznych trudności z tym związanych.
Przed erą ETF część inwestorów instytucjonalnych nie mogła inwestować bezpośrednio na giełdach kryptowalut, a ci, którzy mogli, musieli zabezpieczać się przed ryzykiem upadku giełd albo utraty środków, przechowując kryptoaktywa na specjalnych portfelach sprzętowych poza giełdami. Wielu indywidualnych użytkowników ignorowało te zasady i nieraz traciło swoje środki. Tymczasem jednostki ETF-ów kupuje się na zwykłej regulowanej giełdzie, tam gdzie akcje i obligacje, co otwiera dostęp do ogromnej puli nowych pieniędzy inwestorów instytucjonalnych i indywidualnych.
Pierwsze ETF-y na bitcoina w Stanach Zjednoczonych zostały zatwierdzone przez SEC 10 stycznia 2024 r. Zaledwie 1,5 roku później – w sierpniu 2025 r. szacuje się, że zarządzają aktywami o wartości ponad 155 mld dol. i posiadają aż 1,2 mln bitcoinów, czyli 6 proc. ich całkowitej podaży.
Administracja Donalda Trumpa postanowiła bowiem adopcję krytptowalut jeszcze przyspieszyć, czego wyrazem było rozporządzenie wykonawcze z 7 sierpnia 2025 r. Prezydent Trump polecił w nim znalezienie sposobu zmiany przepisów, który może zachęcić pracodawców do włączania nietradycyjnych aktywów (w tym kryptowalut) do pracowniczych programów emerytalnych. Dziś w planach zwanych w Stanach Zjednoczonych jako 401k, zgromadzonych jest ok. 12,5 bln dolarów. Gdyby cząstka tych pieniędzy popłynęła na mniej tradycyjne rynki, byłoby to duże wydarzenie. Sam bitcoin z rewolucyjnego narzędzia anarcho-kapitalistów stałby się zaś częścią portfeli amerykańskich emerytów.
Jeszcze ważniejsza jest ustawa z 18 lipca 2025 r. – GENIUS Act (Guiding and Establishing National Innovation for U.S. Stablecoins Act) – regulująca rynek stablecoinów. Stablecoiny są specjalnym rodzajem kryptowalut, których zadaniem jest zachowanie stałej ceny. Większość z nich powiązana jest z dolarem i na ogół jedna jednostka stabelcoina ma wartość jednego dolara. Umożliwia to łatwą wymianę kryptowalut na amerykańską walutę ale i „zaparkowanie” środków, których w danej chwili nie lokuje się w inne, bardziej zmienne kryptoaktywa.
Wielu komentatorów zwraca uwagę, że pod płaszczykiem regulacji i akceptacji stablecoinów cel GENIUS Act jest inny. Obowiązek utrzymywania przez ich emitentów rezerw w obligacjach USA zapewni po prostu sekretarzowi skarbu popyt, nawet gdyby inni inwestorzy przejęci np. poziomem zadłużenia USA (przekroczyło ono 37 bln dol.!) mieli zawieść.
Kryptopesymizm Europy
Powiązanie rynku obligacji USA z rynkiem kryptowalut stwarza oczywiście nie tylko szanse, ale i nowe zagrożenia – częste przecież krachy na rynku krypto mogłyby rezonować na najważniejszy rynek świata – obligacji skarbowych Stanów Zjednoczonych. Dlatego np. po drugiej stronie Atlantyku, gdzie dolarów nie emitujemy, panuje raczej kryptopesymizm niż kryptoentuzjazm.
– Moja bardzo skromna ocena jest taka, że jest wart nic, nie opiera się na niczym, nie ma żadnego podstawowego aktywa, które działałoby jako kotwica bezpieczeństwa – tak prezes EBC Christine Lagarde wypowiedziała się o wartości bitcoina w maju 2022 r.
– Jestem przekonana, że bitcoiny nie wejdą do rezerw żadnego z banków centralnych – członków EBC. Rezerwy muszą być płynne, bezpieczne i nie mogą być obarczone podejrzeniami o pranie pieniędzy i inne działania przestępcze – dodała w styczniu 2025 r. odpowiadając na pytanie jak ocenia pomysł włączenia bitcoina do rezerw przez Czeski Bank Narodowy.
W Unii Europejskiej już w połowie 2023 r. przyjęto rozporządzenie MiCA (Markets in Crypto-Assets), które zwiększa przejrzystość i bezpieczeństwo funkcjonowania tego rynku, ale podnosi też koszty dla firm działających na nim. Niektóre z nich wciąż mogą jednak działać na podstawie istniejących licencji krajowych, ale najpóźniej do 30 czerwca 2026 r. Licencja uzyskana w jednym kraju UE będzie zaś obowiązywać w pozostałych.
Co wprowadza MiCA? Po pierwsze, giełdy i platformy muszą uzyskać licencję podmiotu CASP (Crypto-asset Service Provider) i spełniać do tego wymogi kapitałowe, przeciwdziałać praniu pieniędzy (AML) i zapewniać identyfikację konsumentów, wraz z ochroną ich danych.
Po drugie, emitenci stablecoinów muszą utrzymywać rezerwy 1:1, podlegać audytom i uzyskać autoryzację od krajowego organu nadzoru (z polskiego projektu ustawy wynika, że ma to być KNF). Muszą również niezwłocznie na żądanie posiadacza umorzyć jednostki stablecoina i bez żadnych opłat wypłacić posiadaczowi ich pełną wartość.
Po trzecie, należy publikować białą księgę (white paper) dla każdego kryptoaktywa, szczegółowo opisującą projekt i rodzaje ryzyka, z jakimi może wiązać się ich nabywanie.
Po czwarte, poziom regulacji zależy od rodzaju kryptoaktywa. Bitcoin i ethereum nie podlegają wymogom emisji, ale i tak giełdy, które będą nimi handlować muszą spełniać standardy CASP. MiCA dzieli bowiem kryptoaktywa na: stablecoiny powiązane z aktywami (ART), stablecoiny powiązane z walutami fiducjarnymi (EMT) i pozostałe kryptoaktywa (np. bitcoin, ethereum z mniejszymi wymogami).
Rozporządzenie MiCA wprowadza dużo więcej wymogów niż te wskazane powyżej, liczy bowiem 166 stron. Poświęcenie przez UE uwagi kryptowalutom jest konsekwencją ich rosnącego znaczenia w systemie finansowym. Ustawodawcy zdają sobie pewnie sprawę, że zdecentralizowana natura sieci blockchain i skala adopcji bitcoina sprawiają, że de facto nie da się go unieważnić, wyłączyć, ani zakazać. Przy tym rynek ten różni się np. od giełdowego rynku akcji skalą spekulacji i głębokością dość regularnych krachów. Niewątpliwie to regulacyjne wyzwanie.
„Jestem pewien, że za 20 lat albo będzie bardzo duży wolumen transakcji, albo nie będzie go wcale” – tak przewidywał przyszłość bitcoina Satoshi Nakamoto. Byłby pewnie zdziwiony, że mało kto używa jego wynalazku do płacenia, a wielkie instytucje finansowe poszły w ślady inwestorów detalicznych i też kupują bitcoina. Dlaczego? Bo jego wartość rośnie…, bo inni kupują bitcoina.
Autor wyraża własne opinie, a nie oficjalne stanowisko NBP.